13. "Już ją lubię"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mieszkańcy niemieckiego Stuttgartu już dawno nie byli tak przerażeni. Kilkuset gości wystawnego bankietu w centrum miasta zostało zagonionych na niewielki plac. W Europie była wczesna jesień, ale pod wieczór robiło się naprawdę chłodno, więc kobiety ubrane w suknie z nierzadko odkrytymi plecami trzęsły się z zimna.

Morderca stał na schodach, patrząc dumnie na tłum przed nim. Z każdym kolejnym stuknięciem włóczni o bruk kolejny klon pojawiał się, odcinając drogę ucieczki. Goście byli w popłochu.

- Klęknijcie przede mną - warknął, ale tłum nie wykonał polecenia. Ludzie rozpaczliwie szukali sposobu, żeby wydostać się z zacieśniającej się pętli, utworzonej z jego klonów. - Nie słyszycie? Na kolana!

Jego krzyk spowodował, że wszyscy umilkli. Każdy bał się choćby odetchnąć, żeby tylko nie zwrócić na siebie jego uwagi. Gdy uklękli przed nim, uśmiechnął się jadowicie.

Fascynujące.

Jego przemowa przyprawiła gości o dreszcze. Nie widzieli w nim nic prócz potwora. Może słusznie? Wszyscy patrzyli w ziemię, trzęsąc się z zimna i strachu. Gdy morderca przechodził obok, dwie siostry złapały się za ręce, tuląc się do siebie. Matka kurczowo przyciskała do piersi córkę. Ktoś poruszał ustami, bezgłośnie odmawiając modlitwę do boga o zbawienie. Do którego boga? Czy to ważne?

Fascynujące.

W czasach przerażenia ludzie sięgają po rozmowę ze Stwórcą.

Może to właśnie odróżnia ich od zwierząt?

Wiara?

On uznał to za zabawne. Nie wiedzieli, że stoją przed istotą, którą niektórzy uznają za boga. Ale czy faktycznie nim był? Zasługiwał na to miano?

Interesujące, jak w ostatnich być może chwilach ludzie wciąż trzymają się nadziei.

- Przed takimi jak ty nie klękniemy - staruszek podniósł się z klęczek i spojrzał wyzywająco na mordercę.

- Nie ma takich jak ja - mężczyzna pochylił się prawie niezauważalnie w stronę śmiałka, niczym zwierzę szykujące się do ataku.

- Tacy jak ty zawsze tak sądzą.

Fascynujące.

Spójrz na nich. Widziałaś kiedyś coś takiego? Bunt. Sprzeciw. Może pycha? Nie, to nie to.

Ten staruszek wiedział, że za to, co powiedział, spotka go jedynie śmierć. A zatem czemu to zrobił? Przecież to było kompletnie nieracjonalne. Nie wiem, czy zdołam to kiedykolwiek zrozumieć.

- Spójrzcie na niego, poddani, udzieli wam ważnej lekcji - morderca nie przestał się uśmiechać, nawet, gdy wymierzał w staruszka swoją włócznię.

- Nie, nie sądzę - odwrócił głowę, gdy usłyszał znany mu głos.

Z tłumu wstała kobieta. Mimo, że miała kaptur na głowie od razu widać było, że to wojowniczka. Na udach miała przypięte dwa sztylety, a na plecach pochwę z krótkim mieczem. Zdjęła kaptur, a zabójca westchnął cicho.

Wpatrywała się w niego postać o śnieżnobiałych włosach i spojrzeniu przesyconym złotem. Lubię wracać do tego momentu. Gdy on zobaczył ją po tym wszystkim, co zaszło. Obserwuję wtedy, jak zmieniają się twarze obojga. Dziewczyna stoi w miejscu, ani drgnie. Jej twarz zdaje się lodowato obojętna, jednak gdy spojrzy się jej w oczy, można z nich wszystko wyczytać.

Zdrada. Smutek. Gorycz. Wściekłość.

A on? Szok. Żal z powodu tego, co zaszło. I z powodu tego, że ona nie wie. Też tego żałuję. Być może to oszczędziłoby jej wiele cierpienia. Nagle pustka w jego oczach została wypełniona emocjami. Nagle przestał być potworem.

- Widzisz, ludzie są tacy jak my. Chcą być wolni i nie poddadzą się bez walki. Tak samo jak my. Chyba przegapiłeś tę lekcję.

- Variel? - jego grdyka zadrżała lekko

- Cześć, Loki - ten głos. Przypominał mu dom. I prześladował go już tyle czasu.

Zza jej pleców nadleciał mały samolot, z którego damski głos nakazał Lokiemu poddanie się.

A potem wszystko działo się bardzo szybko.

Książę wycelował w samolot włócznią, jednak nie strzelił, bo złote płomienie otoczyły go. Stanął nieruchomo, przerażony. Dziewczyna zbliżyła płomienie do jego skóry jeszcze bardziej, a Loki wypuścił swoją broń z dłoni. Wtedy obok Var wylądował mężczyzna, który wcześniej wyskoczył z odrzutowca. Wysoki, dobrze zbudowany, w obcisłym kostiumie mającym być, zdaje się, przebraniem na Halloween. Albo Święto Dziękczynienia. Patriota od siedmiu boleści.

Var uniosła jedną brew i zmierzyła przybyłego od stóp do głów, gdy rzucił tarczą w Lokiego, powalając go na schody. Ten upadł na nie i jęknął przeciągle.

Do żołnierza dołączyła też rudowłosa kobieta, a obok nich wylądował mężczyzna ubrany w metalowy... kombinezon. To chyba najlepsze określenie. Variel stała wśród nich, milcząc, ale jej brwi unosiły się coraz wyżej z każdą kolejną przybyłą osobą. Gdy jeden z członków załogi wprowadzał Lokiego na pokłąd, nagle wzrok wszystkich skoncentrował się na dziewczynie.

- Witaj, piękna nieznajoma, skąd przybywasz? - brunet w kombinezonie najwyraźniej usiłował rozładować napięcie

- Mieszkam w Asgardzie. Z tego co wiem brat tego tu koziołka był na Ziemi jakiś rok temu - uśmiechnęła się. - Thor. Bóg Piorunów. Podobno trochę namieszał.

- Tak, słyszeliśmy o nim. Narozrabiał i zniknął na... dość długo.

- Powiedzmy, że mieliśmy utrudniony transport. Powinnam się przedstawić, tak właściwie. Jestem Variel, Strażniczka Pałacu w Asgardzie.

- Przybyłaś jako przyjaciel? - żołnierz patrzył na nią nieco podejrzliwie

- Oczywiście - prychnęła. - Chciałam tylko dorwać księcia.

- Świetnie, myślę, że się dogadamy - uśmiechnął się lekko. - Ja jestem kapitan Steve Rogers, a to Anthony Stark i Natasha Romanoff.

- Tony, tak w zasadzie - westchnął mężczyzna.

- W takim razie miło mi was poznać - dziewczyna skinęła im przyjaźnie. - Gdzie z nim lecicie?

- Możemy jej powiedzieć? - Natasha spojrzała na Steve'a, a ten wzruszył ramionami

- Oj tam, daj spokój, i tak musimy ją zabrać z nami. No dobrze, pani Płomyczek, zabieramy cię na lotniskowiec T.A.R.C.Z.Y., najważniejszej tajnej światowej agencji wywiadowczej. Spodoba ci się - Tony mrugnął do Var.

- Jeśli dalej będziesz wszystkim rozpowiadał o lotniskowcu, to przestanie być taka tajna - mruknęła Natasha, ale Tony zbył ją prychnięciem.

Cóż Var miała robić? Weszła z nimi do odrzutowca. Swoją drogą nie było tak źle, dawno nie była w cyrku, a ta ekipa mogła jej zapewnić przednią rozrywkę.

〰️〰️〰️〰️〰️〰️

Var stała w centrum zarządzania, otoczona wianuszkiem gapiów.

- Dobrze, a teraz będę potrzebował szczegółów twojej mocy - Nick Fury mierzył ją wzrokiem, który wysysał z niej chęci do odpowiedzi.

- Opowiedzieć czy pokazać? - uśmiechnęła się słodko

- Chyba opowiedzenie nam wystarczy - mruknął.

- A mogę się wyspowiadać bez świadków? Wolę nie zostać odarta przed wszystkimi z nutki tajemniczości.

- Możesz też zwyczajnie zapisać wszystko w tym formularzu - podał jej gruby plik kartek, w którym skrobał już od przeszło dziesięciu minut. Dziewczyna chwyciła go i zapisała parę podpunktów, po czym oddała go mężczyźnie. Ten przejrzał je i uniósł brwi ze zdziwieniem. Dziwne, bo nawet nie zapisała najważniejszej mocy.

- Co tak w zasadzie łączy was z naszym obecnym zakładnikiem?

Thor i Var spojrzeli na siebie.

- Braterstwo. Adopcyjne, ale wciąż - książę oparł się o ścianę przy dziewczynie. Cieszyła się, że chociaż on był przy niej.

Thor "dołączył" do nich, gdy lecieli Quinjetem. Co prawda na początku porwał Lokiego, czym mocno naraził się całej trójce, ale ostatecznie po interwencji Tony'ego i Kapitana wszyscy wylądowali bezpiecznie na lotniskowcu. Był w niemałym szoku, gdy zobaczył Var. W końcu pierwszym miejscem, do którego przybyła po trzech miesiącach po zniknięciu z Asgardu był właśnie Stuttgart. Jak się tam dostała bez pomocy Heimdalla? Nikt nie wiedział.

- Dawniej byliśmy przyjaciółmi - Var zignorowała spojrzenie rzucone jej przez syna Odyna. - Teraz mam ochotę poderżnąć mu gardło.

- Uroczo - Tony puścił oczko dziewczynie, która uśmiechnęła się lekko. - Och, o jelonku mowa.

Wszyscy odwrócili się jak na zawołanie i ujrzeli Lokiego skutego w elektronicznie zabezpieczone łańcuchy, z uśmiechem idącego w towarzystwie kilku agentów uzbrojonych po zęby. Stanęli przed dyrektorem, pytając o dalsze instrukcje.

Loki wpatrywał się tylko w dziewczynę. Jego uśmieszek nie zbladł, a mimo to jego wyraz twarzy zmienił się, chociaż Var nie była pewna, co to dokładnie oznaczało.

- Umieśćcie go w celi Bannera. Jak na razie to jedyna opcja - zakomenderował Fury.

Agenci już, już mieli odprowadzić więźnia, ale Var odezwała się cichym, acz stanowczym głosem:

- Czekajcie, muszę jeszcze coś przekazać zakładnikowi - Nick skinął głową.

Podeszła szybkim krokiem do nich, stanęła przed Lokim. Zmierzyła go lodowatym spojrzeniem, po czym spojrzała mu w oczy i zamachnęła się, trafiając pięścią prosto w jego nos. Książę jęknął cicho i cofnął się dwa kroki, a Strażniczka wróciła na swoje miejsce z uśmiechem satysfakcji na ustach.

- Już ją lubię - mruknął Tony.

❇❇❇❇❇

Co myślicie o zapoznaniu się Variel z tą zgrają i ponownym spotkaniu Lokiego?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro