15. "Widziałam to"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wycelowała prosto między oczy księcia kłamstw.

I strzeliła.

Huk wystrzału zagłuszył nawet szum krwi w jej głowie.

Wszyscy znieruchomieli, wpatrując się w księcia, który upadł na podłogę, bez życia. Każdy bał się poruszyć, nikt się nie odzywał.

Dziewczyna wypuściła powietrze z płuc, drżąc potwornie.

Oczy miała szeroko otwarte, jakby sama nie mogła uwierzyć w to, co zrobiła.

Wtedy na podłogę skapnęła jej łza.

I druga. Trzecia.

Pistolet wypadł z jej dłoni, a ona sama zasłoniła twarz rękoma, żeby nikt nie widział, jak płacze.

Przez to nie zauważyła, że wszyscy żołnierze przeszli wgłąb odrzutowca, nagle tracąc całe zainteresowanie dziewczyną. Quinjet wystartował.

Var, co ty zrobiłaś?

- Och, skarbie... Naprawdę myślałaś, że jestem tak naiwny? - głos tuż przy jej uchu sprawił, że Strażniczka drgnęła

Książę stojący za nią odwrócił ją ku sobie i sięgnął do jej policzka, ścierając z niego łzę. Patrzyła na niego tym pustym spojrzeniem, którego tak nienawidził.

- Zabiłeś tylu niewinnych. Zabiłeś Phila - jej głos był ledwo słyszalny w porównaniu do szumu wydobywającego się z silników.

Ale on i tak usłyszał go doskonale.

〰️〰️〰️〰️〰️

- Zostawcie ją w którymś pomieszczeniu na dole i upewnijcie się, że będzie miała jedzenie i picie. Jeśli by o coś prosiła, spełniajcie wszystko. Jasne to jest? - Loki spojrzał kątem oka na Var, która parsknęła, słysząc, jak o nią "dba"

Mężczyźni potaknęli, chwycili ją za ramiona i poprowadzili korytarzami do, jak się okazało, windy. Strażniczka żałowała, że nie mogła zobaczyć, gdzie się znalazła. Podczas drogi wielokrotnie usiłowała ściągnąć opaskę ze swoich oczu, jednak jej próby spełzły na niczym.

Gdy najprawdopodobniej doprowadzono ją do celu, została posadzona na podłodze, a odgłos kroków po chwili ustał. Zapadła cisza.

Mijały kolejne minuty, a wciąż nikt się nie odzywał.

Po kwadransie Variel postanowiła działać.

- Chłopaki... Mógłby któryś z was skoczyć dla mnie po poduszkę? Strasznie zimno na tej podłodze - uśmiechnęła się słodko.

- Może jeszcze lody z tęczową posypką chcesz? - zarechotał męski głos w pobliżu

- I tak nie zobaczę, że jest tęczowa - odburknęła.

- Ej, Mike, ale książę mówił, że mamy jej tak w zasadzie usługiwać - drugi głos zasugerował, a Variel próbowała powstrzymać uśmiech satysfakcji.

- Jeszcze czego - prychnął Mike.

- Tak właśnie powiedział - mruknęła Strażniczka.

- Chcesz mu się narazić?

- Dobra, wygraliście. Zaraz będziesz miała swoją podusię, królewno - warknął.

Dziewczyna usłyszała kroki, które po chwili ucichły. Wspaniale!

- Mam jeszcze jedną prośbę. Mógłbyś poprawić mi te kajdanki? Niesamowicie wrzynają się w skórę.

Drugi z agentów podszedł do niej i sięgnął za jej plecami do metalowych obręczy. W pewnym momencie Variel usłyszała ciche kliknięcie, które oznaczało, że przynajmniej jedną rękę miała wolną. To wystarczyło.

Cóż... Raz się żyje.

Wtedy zaatakowała. Złote płomienie osaczyły mężczyznę, który nie zdążył nawet krzyknąć. Dziewczyna skupiła całą swoją energię na nim, a on nagle poczuł przypływ ogromnego, irracjonalnego strachu. Tak silnego, że po chwili leżał nieprzytomny na podłodze.

Strażniczka sięgnęła do twarzy i zerwała z oczu opaskę. Upewniła się, że w jej uchu wciąż tkwi słuchawka. Stanęła na równe nogi i rozejrzała po pomieszczeniu. Przewidziała trafnie - nie było w nim nikogo oprócz niej i nieprzytomnego agenta. Co więcej, znajdowała się w pomieszczeniu ochrony, bo pod jedną ze ścian stał olbrzymi panel, z którego miała widok na wszystko, co działo się w budynku. A na biurku przy tym panelu leżały oba jej sztylety.

- Amatorzy - prychnęła.

Złapała swoją broń i stanęła przy drzwiach, czekając na drugiego agenta. Gdy przeszedł tuż obok niej, uśmiechnęła się. Skierowała delikatnie płomienie w jego stronę. Zaskoczony, odwrócił się do niej. Położyła palec na ustach, drugą ręką zaciskając złotą pętlę na jego szyi. Gdy stracił przytomność, bez większego trudu wykorzystując jego własną energię powstrzymała go przez upadkiem. Złapała taśmę klejącą leżącą na biurku i unieruchomiła mężczyzn na wypadek, gdyby przyszło im do głowy zbyt wcześnie się obudzić. Oczywiście, zakleiła im też usta. Po chwili namysłu postanowiła jednak jednemu z nich podłożyć pod głowę poduszkę, dzięki której teraz była wolna. Podeszła do panelu na ścianie i przyjrzała mu się.

"Stark Tower". No tak, jak mogła nie zgadnąć.

Widziała wszystko jak na dłoni. Po drodze na jedno z najwyższych pięter, gdzie znalazła Lokiego, stała zaledwie garstka przeciwników. Łatwizna.

Wychodząc z pomieszczenia, Strażniczka złapała parę kluczy wiszących przy wejściu i zatrzasnęła za sobą drzwi na zamek.

Choć było to dla mnie zaskoczeniem, dziewczyna była w całkiem dobrym humorze. Szła przed siebie, kierując się jedynie drogą zapamiętaną dzięki kamerom i pogwizdywała cicho. Wyglądała, jakby świetnie się bawiła, gdy zostawiała za sobą nieprzytomnych agentów. Płomienie otaczające ją sunęły się za nią niczym najpiękniejsza peleryna, a jej oczy rozżarzone złotem zdawały się lśnić w ciemnych korytarzach. Jej palce poruszały się delikatnie, prawie niezauważalnie, a mimo to żaden z przeciwników nie zdołał się do niej choćby zbliżyć.

Wolę nie myśleć, do czego ta dziewczyna byłaby zdolna, gdyby wykorzystała cały swój potencjał.

Gdy dotarła na górę, do Lokiego, miała już plan. Tylko, że szybko z niego zrezygnowała, gdy tylko drzwi windy stanęły przed nią otworem. Znalazła się w dużym salonie, z którego było bezpośrednie wyjście na spory taras, na którym dostrzegła księcia. A z drugiej strony, na małej platformie po lądował właśnie Tony.

Dziewczyna zatem prędko oceniła sytuację i uznała, że najlepszą opcją będzie się czym prędzej schować. Ukryła się za pobliską kanapą, skąd miała doskonały widok na obu mężczyzn, ale i pozostawała stosunkowo niewidoczna.

Zarówno Stark jak i książę weszli do środka, ale żaden z nich nie zauważył Strażniczki.

- Zamierzasz odwołać się do mego sumienia? - Var wstrzymała oddech, gdy Loki przechodził kilka kroków od niej

- Nie, zamierzam cię postraszyć - Tony wszedł do pomieszczenia, nieuzbrojony. Facet miał tupet, trzeba mu to oddać.

- Bez pancerza może się to nie udać.

- Tak, ma swój przebieg... - Spojrzenie Tony'ego spoczęło na twarzy dziewczyny wychylającej się lekko zza kanapy za plecami Lokiego. Szybko jednak odwrócił od niej wzrok, nie zdradzając jej. - A ty masz tę swoją halabardę zagłady. Chcesz się napić? - schylił się do barku i wyciągnął z niego alkohol

Strażniczka uniosła dłoń i skierowała ją w stronę księcia. Powoli podniosła się, a płomienie za plecami czarnowłosego sprawiły, że nie mógłby się odwrócić nawet, gdyby zechciał. Dziewczyna wyprostowała się i wyszła z cienia. Wiedziała doskonale, co chce zrobić. Ale był jej do tego potrzebny Tony; on i jego gra na czas. Pokazała mu to na migi i skoncentrowała się na umyśle Lokiego.

Stanęła tuż za plecami księcia i zmrużyła oczy.

Po chwili była już daleko stąd.

Zobaczyła Lokiego stojącego w sali tronowej wykutej w ciemnej skale. Z każdej strony ze ścian wystawały skaliste kolce. Było potwornie zimno, z ust księcia wydobywała się para. Sala nie przypominała żadnego z Dziewięciu Królestw. A przed nim, siedząca na tronie... Ona.

Nathaira.

Mimo że Variel nie widziała jej nigdy, od razu podświadomie ją rozpoznała. Długie, czarne niczym smoła włosy okalały jej twarz. Jej uroda była bardzo surowa, ale nie można było zaprzeczyć, że kobieta była zjawiskowa. Krwistoczerwone oczy świeciły w ciemnościach otoczenia. Głos w umyśle Var krzyczał tak głośno, że głowa dziewczyny zaczęła pulsować bólem. A jednak rozpoznawała słowa, które wypowiadał książę i kobieta.

Nathaira uśmiechała się lekko, a w jej głosie dało się wyczuć pogardę. Zachowywała się jak osoba, która doskonale zdaje sobie sprawę, że ma przewagę. I zamierzała to wykorzystać.

- Wiesz, jaka jest stawka, książę - syknęła.

- Oczywiście. Ale wydaje mi się, że przeceniasz jej wartość w moim życiu.

Twarz Lokiego była obojętna, jednak gdy Strażniczka podeszła bliżej, z jego oczu mogła wszystko wyczytać. Książę był świetnym kłamcą, ale dziewczyna znała go wystarczająco długo, żeby rozpoznać jego emocje.

Strach. Gniew. Żal.

Ale najwięcej w jego oczach było przerażenia.

Wyglądało na to, że kobieta na tronie tego nie dostrzegała.

Dziewczyna stanęła pomiędzy Nathairą i Lokim, starając się zapamiętać jak najwięcej z tego, co widziała i słyszała.

A wydarzenie, które obserwowała, było bez wątpienia przełomowe.

- A zatem jesteś gotowy stracić to, co cenisz w życiu najbardziej, żeby uratować nieznanych ci... ludzi? - wypluła to słowo, jakby było niegodne wypowiedzenia - Dobrze. Niech tak będzie - klasnęła w dłonie, a wtedy wrota po lewej stronie kobiety stanęły otworem i wyszedł przez nie jeden z jej sługów, istota o bladoszarej skórze i zgarbionych plecach. Na ścianach korytarza, który stanął otworem tańczyły delikatne odbicia płomieni. Loki mimowolnie spojrzał w tamtą stronę i, przymykając na chwilę powieki, wzdrygnął się. - Phyllin, skontaktuj się z Proximą. Powiedz jej; niech rusza na łowy. A wtedy, książę, nie zostanie ci wiele czasu.

- I co, chcesz urządzić sobie igrzyska? Nie odważysz się - warknął.

- Ach tak? - uniosła brew

Stali naprzeciwko siebie, mierząc się przez dłuższą chwilę wzrokiem. Ale wygrany w tym pojedynku był z góry przesądzony.

- Dobrze, wygrałaś.

Uśmiech, który zagościł na twarzy kobiety był tak przerażający, jak szeroki.

- A my mamy Hulka - podniesiony głos Tony'ego zbudził dziewczynę z zamyślenia. Mimo to wyłapywała jedynie fragmenty rozmowy. Co wspólnego miała Nathaira z atakiem na Ziemię i kim była ta Proxima, której bał się książę? Czemu tak przestraszył się tamtego korytarza?

- Nie urwał się ze smyczy?

- To nie jest "walka o tron". To klasyczny przykład wojny, której nie można wygrać. Masz armię i może nie damy jej rady, ale spokoju już nie zaznasz. Bo jeśli nie obronimy Ziemi, na pewno ją pomścimy.

- Ale czy znajdziecie czas dla mnie, wiecznie walcząc między sobą? - Loki uniósł włócznię i zaczął zbliżać ją powoli do klatki piersiowej Tony'ego.

Ale gdy jej dotknął, nic się nie wydarzyło. Spojrzał w oczy Starka, zaskoczony.

- Zaufaj mi, miśku, dla ciebie zawsze znajdziemy chwilkę - głos Var sprawił, że czarnowłosy drgnął.

Dziewczyna wyszła zza jego pleców i stanęła ramię w ramię z Tonym. Jedną rękę podpierała się na biodrze, a drugą, zgiętą w łokciu trzymała uniesioną. Tańczyły na niej złote ogniki. Uśmiechała się pod nosem, a jej rozpuszczone, śnieżnobiałe włosy lśniły w świetle słońca.

Była piękna.

- Widzisz, Loki, przegapiłeś jedną ważną rzecz. My też potrafimy wyciągnąć asa z rękawa - Stark uśmiechnął się do Var. - Cieszę się, że się odnalazłaś, Strażniczko. Nie mieliśmy pojęcia, gdzie cię wywiózł, ale okazało się, że wybrał najbardziej oczywiste miejsce.

- Też mnie to zaskoczyło - przyznała. - Jeśli chcesz, możesz iść przygotować się do starcia. Ja go przypilnuję, żeby nie rozfikał się po mieście.

Mężczyzna już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, ale właśnie wtedy portal się otworzył. Tuż nad Manhattanem. I był wielki.

Gdy zaczęli z niego wylatywać Chitauri, Tony ruszył do wyjścia. Tuż przed tym, jak dziewczyna straciła go z oczu, odwrócił się i spytał:

- Var, masz swoją słuchawkę? - przytaknęła - Sparujesz ją z naszym kanałem przy barku, mam tam taki sekretny punkt dowodzenia. Jak widać działa nawet na najlepszych - mruknął. - JARVIS, podasz jej odpowiednie hasła, gdy będzie ich potrzebowała?

- Oczywiście, sir - głos dobywający się z głośników potwierdził.

- Świetnie. W takim razie miłego aresztu domowego, Reniferku - i wyszedł.

Gdy Strażniczka odwróciła się w stronę księcia, on już na nią patrzył.

- Chyba cię nie doceniłem, Var - uśmiechnął się szczerze.

- Bardziej niż myślisz - powoli się do niego przybliżyła.

- Wtedy, na lotniskowcu, gdy dałem ci wybór; życie Potwora albo twoja wolność...

- Gdybym zechciała, nie musiałabym wybierać.

- A opaska?

- Jeśli się skupię, nie potrzebuję zmysłu wzroku, żeby się popisać.

Chwila ciszy, której zdawały się nie zakłócać nawet bezustanne wybuchy na zewnątrz.

- Zmieniłaś się przez ten czas - stali tak blisko siebie, że książę był na wyciągnięcie dłoni.

- Sądzę, że nie tylko ja. Widziałam to wspomnienie, Loki - jego uśmiech momentalnie zbladł. - Widziałam twoją rozmowę z Nathairą - książę zasłonił twarz dłońmi, zdenerwowany i odszedł kilka kroków.

- Czego dokładnie się dowiedziałaś? - spytał ostrożnie

- Niewiele. Wiem tylko, że ona cię szantażowała, dlatego zgodziłeś się dać się zahipnotyzować. Nie dowiedziałam się nawet, co było większą wartością od żyć tylu niewinnych.

Oczywiście, to musiało być jego własne życie. Potwierdzałby to choćby fragment o "igrzyskach" i "łowach". Mężczyzna odetchnął z ulgą, gdy Var powiedziała o tym, że nie wie. Ciekawe, czemu?

- Czemu to robisz? - szepnął - Czemu wciąż uważasz, że możesz mnie uratować nawet, jeśli ja tego nie chcę?

Patrzyła na niego i lekko się uśmiechała. Jej oczy lśniły.

- Mówiłam ci to setki razy... i powiem jeszcze raz - przytuliła go mocno. Drżał, prawie jak w dniu, w którym dowiedział się o swoim dziedzictwie. Prawie jak w dniu, w którym go straciła. A mimo to wtulił się w nią jak kiedyś. Rok bez siebie nawzajem był dla nich jak całe życie. Gładziła go po plecach, aż na jej dłoniach nie zapłonęły złote ogniki. - Zawsze będę przy tobie.

Wciągnął z sykiem powietrze w płuca, szybko się cofając.

Jego oczy nie były już błękitne.

Dziewczyna przechyliła głowę, obserwując jego zachowanie.

Patrzył na nią bez wrogości.

Patrzył na nią jak dawniej.

Udało się.

Ale tylko przez chwilę.

Mężczyzna wyszedł na taras, trzymając się za głowę. Był w szoku. Podszedł do barierki i wtedy odwrócił się do niej.

- Co ty zrobiłaś? - rozejrzał się dookoła, jakby kogoś szukał

- Dałam ci drugą szansę. Możesz stąd uciec i zacząć z czystą kartą. Powiem, że nie dałam rady cię powstrzymać. Wszystko będzie w porządku, Nathaira cię nie znajdzie. Loki, proszę, nie bądź egoistą. Ten Wszechświat nie należy do nas, nawet jeśli wydaje się to nieprawdopodobne.

Przez krótki moment się zastanawiał. Ale tylko krótki moment. Przecież stawka była za wysoka.

Nie mógł wydobyć z siebie choćby słowa, ale pokręcił głową.

Dziewczyna potaknęła, przygryzając wargę.

- Dobra - rzuciła. - Zabawa się skończyła.

Wtedy na platformie blisko nich wylądował Thor. Spojrzał na brata i Strażniczkę. Var zwiesiła głowę i weszła z powrotem do środka, kierując się do wyjścia z budynku.

Z jakiegoś powodu nie bała się odwrócić do niego plecami.

Chciała uratować tyle osób, ile zdoła.

I... tak, może choć troszkę naprawić ten świat.

➿➿➿➿➿➿➿➿➿➿➿➿➿➿➿➿➿➿

Mam wielką prośbę: podajcie w komentarzach wszystkie teorie, które nasunęły się Wam podczas czytania tego rozdziału. Chętnie z Wami podyskutuję, a Wy bardzo mnie ucieszycie, jeśli macie jakieś przemyślenia i się nimi podzielicie!

Wspomnienie Lokiego, które odczytała Var było mocno niejasne. Dlatego jestem ciekawa, jakie typujecie odpowiedzi na pytania, które nurtują dziewczynę, czyli np.

✔ Co wspólnego ma Nathaira z Chitauri, których, jak wiemy z MCU wysłał na Ziemię Thanos?
✔ Czemu Loki przestraszył się korytarza w tamtym pałacu?
✔ Czemu mimo wszystko Loki nie zdecydował się przystać na propozycję Var pod koniec rozdziału?

Do napisania!:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro