16. "Już czas wrócić do domu"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Variel spojrzała na Steve'a i prawie niezauważalnie skinęła głową.

Mężczyzna pchnął gwałtownie drzwi i oboje wpadli do holu jednego z większych oddziałów bankowych na Manhattanie. Kapitan przewidział słusznie: kilkudziesięciu cywilów stało ściśniętych obok siebie, a pilnowała ich może dwudziestka Chitauri. I nagle wszyscy patrzyli na nich.

- I co teraz? - dziewczyna spojrzała na blondyna i uśmiechnęła się kącikiem ust

- Pobawimy się trochę - mruknął.

Wtedy wrogowie się na nich rzucili.

Ale oni tylko na to czekali.

Ryk pokracznych i przerażających kreatur był ogłuszający, a jeśli dodać do tego wrzaski zakładników, głowa Variel nie miała prawa nie pulsować bólem. Skakała od jednego przeciwnika do drugiego, wykorzystując złoto w swoich żyłach do rozbijania ich umysłów na kawałki.

Trzeba jej przyznać, że był to istny spektakl.

Złote płomienie otaczały jej palce i ciała wrogów, sprawiając, że zaczynali wrzeszczeć i walczyć jeden przeciw drugiemu. Nikt w pomieszczeniu oprócz nich i Strażniczki nie wiedział, co sączyła do ich dusz, ale i tak wszyscy byli tym zafascynowani.

Ja też jestem, aż do dzisiaj.

Jak to się dzieje, że jedna dziewczyna potrafi powalić na kolana armię?

Strażniczka zobaczyła, że od tyłu do Kapitana walczącego z dwoma Chitauri podchodzi jeszcze jeden, chcąc ugodzić go masywnym sztyletem w plecy.

- Steve, z tyłu! - krzyknęła, a on odwrócił się do niej

Mężczyzna szybciej niż myśl zamachnął się tarczą i powalił wroga, a dwaj za nim wznieśli się kilka centymetrów nad posadzkę, jęcząc cicho. Spojrzał na nich, a złote płomienie zacisnęły się na ich ciałach. W ich oczy wlało się przerażenie, coraz mocniejsze, gdy Strażniczka zbliżała swoje dłonie do nich. Stanęła obok Kapitana i zmrużyła powieki, koncentrując się na potworach przed nią. Byli silni.

Ale to nie mogło wystarczyć.

Po chwili płomienie opuściły ich ciała, a oni upadli na ziemię, bez życia. Steve spojrzał na nią, zaskoczony.

- Co to było?

- Nie słyszałeś nigdy powiedzonka "umrzeć ze strachu"? - wzruszyła ramionami

Kłamstwa, cały czas kłamała.

Rozejrzała się po holu, ale wyglądało na to, że pokonali już wszystkich przeciwników.

Wszyscy zakładnicy milczeli, czekając na jakiś ruch Strażniczki i Kapitana. Byli wystraszeni, zarówno atakiem obcych, jak i nieoczekiwanym nadejściem Kapitana i nieznanej im wcześniej Var.

- Jest tutaj zejście do jakiegokolwiek schronu lub podziemi? - dziewczyna spytała głośno

- Są pomieszczenia pod powierzchnią, mogą służyć ochronie. Przynajmniej przez jakiś czas - z tłumu wyłonił się młody mężczyzna, ubrany w uniform z logiem banku.

- Zmieszczą się tam wszyscy?

- Jasne, zostanie też miejsca dla setki innych ewakuowanych.

- Świetnie, zaprowadź ich tam, ale nie zamykaj wejścia. Przyślemy tu kolejnych cywilów - głos Steve'a był spokojny, kojący. Musiał być idealnym przywódcą.

Pracownik skinął głową i wskazał drogę ludziom w holu. Do Variel i jej kompana natomiast podeszła grupka kilku kobiet z małymi dziećmi. Podziękowały ze łzami w oczach za ratunek. Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie, przytulając je. Złote płomyki delikatnie je objęły, uspokajając i dając pociechę. Dobrze wiedzieć, że sianie strachu i zamętu nie było ich jedynym celem.

Gdy wszyscy cywile opuścili hol, Var i Steve wyszli na zewnątrz. Oboje znali plan. Ale huk wystrzałów i krzyki ludzi kryjących się w kawiarenkach i w każdym możliwym zaułku był ogłuszający.

A dziewczyna zdawała się go nie słyszeć. Wyszła na środek ulicy i ruszyła wzdłuż niej. Kapitan walczył z Chitauri, a ona szła, otoczona złotymi płomieniami. Oddzielały się od niej i wpełzały do kafejek, wypędzając z nich cywili. Wychodzili i natychmiast kierowali się ku bankowi na rogu, gdzie czekało na nich schronienie.

Variel szła powoli, nie pomijając nikogo, kto mógłby zostać w niebezpieczeństwie. Nie słyszała krzyków, wybuchów. Nie widziała krwi, przerażenia w ich oczach. Nie pamiętała słów księcia, opuszczającego ją po raz kolejny.

Bzdury.

Słyszała, widziała i pamiętała to wszystko.

I to dlatego znalazła w sobie tyle siły.

Wyglądała jak Królowa. Jak ktoś, kto nie ugnie karku.

Kiedy znalazła w sobie tyle siły?

Gdy wypuściła do bezpiecznego schronienia wszystkich w okolicy, złoto w jej żyłach przygasło nieco. Jej oczy przestały lśnić tym nienaturalnym blaskiem. W tym samym czasie Kapitan skończył z ostatnimi wrogami atakującymi go, więc podszedł do dziewczyny, oddychając ciężko.

- I co? Dalej się mnie boisz? - zagadnęła go

- Coraz bardziej - mrugnął, a ona roześmiała się cicho.

"Zaraz go zamknę... Czy ktoś mnie słyszy...? Zaraz zamknę portal!" głos Natashy odezwał się niespodziewanie w słuchawce Var. Spojrzała na Steve'a i Thora, który właśnie wylądował tuż obok nich, cały i zdrowy.

"Nie, czekaj. Leci na nas atomówka, uderzy za niecałą minutę" gdy tylko Tony wypowiedział ten komunikat, miny całej trójki zrzedły. Żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć. "Ale już wiem, co z nią zrobię..." Mimo, że to zdanie było prawdopodobnie jedynie głośnym rozmyślaniem Starka, wszyscy od razu zrozumieli, co ma na myśli.

- Tony... Wiesz, że to bilet w jedną stronę - Kapitan odezwał się ostrożnie.

Ale nie otrzymał odpowiedzi.

Potem wszyscy milczeli.

Gdy zobaczyli przelatującego nad ich głowami Tony'ego, lecącego w górę, prosto w stronę portalu, Variel zamknęła oczy. Jej usta układały się w coś na kształt słów.

Modliła się? Do kogo?

Sekundy ciągnęły się w wieczność, a Natasha zamknęła portal, gdy oślepiający blask rozświetlił popołudniowe niebo. A z tego blasku wyłoniła się ludzka sylwetka, spadająca nad miastem.

- Skurczybyk - mruknął Steve, a Var uśmiechnęła się szeroko.

Hulk pochwycił mężczyznę na parę chwil, zanim uderzyłby w ziemię i położył na ulicy kilkanaście metrów od dziewczyny i mężczyzn. Cała trójka podbiegła tam natychmiast, ale zastali Starka leżącego bez przytomności i oddechu. Steve zerwał jego maskę i ukazała im się blada twarz Tony'ego. Mini reaktor na piersi mężczyzny nie świecił się.

Kapitan i Thor usiedli na betonie, zrezygnowani. A Var zaczęła kręcić głową i podeszła jeszcze bliżej nieprzytomnego bruneta. Pochyliła się nad nim i wyciągnęła dłoń.

A potem zrobiła dokładnie to samo, co rok wcześniej, budząc Odyna ze snu.

Wniknęła tak głęboko w umysł mężczyzny, jak tylko zdołała i posłała w jego kierunku płomienie otaczające jej dłonie.

Gdy otworzył oczy i gwałtownie zaczerpnął powietrza, wszyscy dookoła westchnęli z ulgą.

- To koniec - Strażniczka usłyszała głos Thora za plecami.

A chwilę później cała trójka obiecała Tony'emu wycieczkę do baru w pobliżu.

〰️〰️〰️〰️〰️

- Jeśli to dalej aktualne... To ja poproszę tego drinka - Tony uśmiechnął się ironicznie, a Var parsknęła cicho na słowa księcia kłamstw.

W ciągu paru minut od przybycia Avengers do wieżowca Starka, zjawili się w nim również agenci T.A.R.C.Z.Y. i wysoko postawieni żołnierze, z generałem Rossem na czele, więc w budynku zrobiło się dość tłoczno. Książęta i Strażniczka musieli wrócić do Asgardu, jednak mieli jeszcze kilka spraw do załatwienia na Ziemi. Takich chociażby, jak wyłapanie reszty agentów i naukowców, zahipnotyzowanych przez Lokiego. Na szczęście, po niezbyt miłej konwersacji z bratem wyjawił, że wszyscy, którzy nie znajdowali się w budynku Tony'ego, zostali w Stuttgarcie. Tam też po lunchu w barze poleconym przez Starka udała się dziewczyna razem z Kapitanem i Natashą. Loki został w tym czasie w Nowym Jorku pod opieką agentów, którzy dostali od Var polecenie pod tytułem "tylko nie poturbujcie go za bardzo". Thor natomiast, żeby dobrze wykorzystać czas do powrotu Strażniczki poleciał odwiedzić Jane. W Stuttgarcie cała akcja przebiegła bezproblemowo, więc po kilkunastu godzinach Variel była z powrotem.

Dziewczynie spodobała się Ziemia, tak naprawdę. Ludzie ją interesowali od zawsze, ale dopiero teraz miała okazję bliżej ich poznać.

〰️〰️〰️〰️〰️〰️

- Gotowa do drogi?

Var odwróciła się, zerkając na blondyna stojącego za nią. Mężczyzna wyglądał dużo inaczej w ubraniu na codzień, bez tarczy i kostiumu.

- Jasne, od trzech miesięcy nie byłam w domu - uśmiechnęła się.

- W takim razie powodzenia, też w rozprawie - skinęła głową i przytuliła mocno Steve'a. - Słuchaj, bo tak się zastanawiałem, gdybyś była na Ziemi jakoś niedługo, może chciałabyś wyskoczyć na jakąś kawę, porozmawiać? - jej uśmiech poszerzył się. Dziewczyna odsunęła się od mężczyzny i rzekła:

- Oczywiście, brzmi świetnie - posłał jej lekki uśmiech i cofnął kilka kroków.

Do Strażniczki podszedł Stark.

- Dzięki za uratowanie tego świata, Tony.

- Dzięki za pomoc w tym - wykonał dłońmi w powietrzu jakiś nieokreślony ruch. - Wszystkim - roześmiała się i jego również przytuliła. - Gdybyś chciała do nas wpaść, zawsze znajdziemy dla ciebie miejsce, Var - podziękowała i naprawdę chciała skorzystać z zaproszenia.

Gdy pożegnała wszystkich, stanęła obok książąt. Thor spojrzał na Variel, która skinęła głową.

Już czas.

Po chwili ciepło Bifrostu otoczyło ich i po paru sekundach powitał ich zastęp asgarddzkich żołnierzy, oczekujących przybycia więźnia.

❇❇❇❇❇

Jak wrażenia?:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro