21."To był dobry sen"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Yellow szła obok Var przez Pałac. Gawędziły spokojnie, pokonując kolejne korytarze. Yel opowiadała właśnie przyjaciółce o jej ostatniej misji w Vanaheimie, gdzie wraz z Thorem i częścią żołnierzy walczyła w ostatniej prawdopodobnie bitwie w najbliższym czasie, zaprowadzając ostateczny pokój w Dziewięciu Światach. Var była niesamowicie dumna z młodej wojowniczki, którą stała się Yellow. Pomyśleć, że jeszcze niedawno ta dziewczynka o kruczoczarnych włosach i pełnych nadziei oczach ledwo była w stanie utrzymać miecz bez przewracania się pod jego ciężarem.

Strażniczka bardzo ją kochała. Jako swoją uczennicę, ale też jako przybraną siostrę, którą się stała.

Var zdała sobie sprawę, że Yellow nauczyła się już wszystkiego. Przeszła szkolenie żołnierskie, nauczyła się walczyć w obronie własnej. Ale przede wszystkim dorosła. Stała się silną, niezależną kobietą, potrafiącą zadbać o siebie.

Na korytarzach oprócz strażników nie było żywej duszy. Nic dziwnego, tego dnia w Asgardzie był kolejny piękny, ciepły i słoneczny dzień. Wiele osób właśnie z tego powodu spacerowało po parku blisko Pałacu.

Dlatego obie kobiety były zdziwione, gdy wychodząc na obszerny taras zaczerpnąć świeżego powietrza, natknęły się na nim na Thora, Królową, Min i nieznaną Var osobę. Kobieta stojąca obok księcia spojrzała na nowoprzybyłe i uśmiechnęła się nieśmiało. Strażniczka po chwili skojarzyła fakty i rozpoznała w niej towarzyszkę Thora. Słyszała plotki o tym, że jakąś Ziemiankę zainfekowało źródło potężnej, magicznej mocy. Heimdall pomógł księciu sprowadzić ją do Asgardu, oczywiście wbrew woli Odyna. Zresztą, to nie musiało być takie trudne - Wszechojciec od pewnego czasu zachowywał się bardzo dziwnie. Często zamykał się w swoich komnatach, do mało kogo się odzywał i nikt nie wiedział, co z nim zrobić.

- Och, a to moja przyjaciółka Variel, Strażniczka Pałacu i jej uczennica Yellow - Thor uśmiechnął się szeroko, a kobiety podeszły do tej grupki. Skinęły głowami na powitanie.

- Rozumiem, że to ty jesteś słynną Jane Foster, prawda? - zagadnęła Var przyjaźnie

- Tak, to ja. A ty tą słynną Variel, która walczyła w Nowym Jorku? - Jane uniosła lekko kącik ust

- Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że ludzie nie będą za bardzo pamiętać o tym, że tam byłam. Ale tak, nie mylisz się. Co cię tu sprowadziło?

- Jane została zainfekowana Etherem - wypalił Thor, zanim Królowa zdążyła go uciszyć.

- Tą przedwieczną substancją, za którą wyżynali się nasi przodkowie? - mruknęła Yellow - O której nie słyszałam znikąd, oprócz legend? Fajnie, wreszcie będę miała chwytliwą historyjkę dla wnucząt - Min parsknęła cicho, ale zaraz spoważniała.

Tymczasem Variel zmrużyła oczy, obserwując Jane. Gdy ta odwzajemniła jej spojrzenie, oczy dziewczyny zalśniły szkarłatem. Strażniczka mrugnęła kilka razy, ale to nie zniknęło. W jej głosie rozległy się szepty, a syk magii w jej żyłach rozbrzmiał tak niespodziewanie, że wojowniczka zmieszała się i pokręciła głową. Wtedy wszystko ustąpiło, a tęczówki Jane powróciły do jej naturalnej, czekoladowej barwy.

- Królowo! - krzyk żołnierza zwrócił uwagę całej grupy na długo zanim mężczyzna do nich dobiegł - Pani! Elfy... Zaatakowała nas armia Mrocznych Elfów. Kilkudziesięciu, może setka. Są potężnie uzbrojeni, dysponują... dziwną technologią. Wyżynają nas w pień - wysapał, opierając dłonie na kolanach i oddychając ciężko. Var pomyślała, że jej żołnierzom przydałby się solidny trening wytrzymałościowy. Zaraz potem jednak zaczęła w głowie rozważać sytuację i rozkazy, które musi wydać.

- Mroczne Elfy? Te przedwieczne kreatury, o których słyszałam tylko z legend? Świetnie, coraz więcej do opowia... - Strażniczka uciszyła Yellow i odezwała się bez ogródek:

- Przybyli po Ether, to oczywiste. Musimy ochronić Jane za wszelką cenę - wszyscy skinęli, zgadzając się z nią. - Królowo, przykro mi, ale będzie musiała się pani dostosować do moich poleceń - Frigga uśmiechnęła się delikatnie, przyzwalając jej na to. - Thor, będziesz potrzebny w walce jak mało kto. Leć już teraz, nie marnujmy ani sekundy - mężczyzna wyciągnął swój młot i po chwili odleciał w stronę głównego wejścia do Pałacu. - Królowo i Min, udajcie się do Króla. Upewnijcie się, że wie o zaistniałej sytuacji i jest bezpieczny - zanim odeszły, Var wręczyła im swój miecz i jeden z dwóch sztyletów. - Ja poradzę sobie bez nich, a chcę mieć pewność, że wy będziecie bezpieczne. W razie problemów znajdziecie Jane i mnie w mojej komnacie - uśmiechnęła się lekko, pokrzepiająco. - Yellow, biegnij do cel. Postaw w stan gotowości wszystkich żołnierzy mających tam wartę. Przygotujcie się na atak, wróg może chcieć uwolnić naszych więźniów. Kapitanie, powiadom wszystkich na terenie Pałacu, do których wiadomość o ataku mogła jeszcze nie dotrzeć. Wszyscy żołnierze mają natychmiast stawić się do walki. Wyślij dwóch ludzi, żeby sprawdzili, co z Heimdallem. Obawiam się, że coś mogło mu się stać, jeśli zawczasu nie powiadomił nas o zagrożeniu. Jasne to jest? - mężczyzna zasalutował i wbiegł z powrotem do budynku - Jane, muszę ukryć cię w swojej komnacie. Chodź ze mną, powinno udać się nam przemknąć niezauważonymi.

Var wskazała kierunek i ruszyła biegiem przez długi taras, okrążający cały Pałac. Szatynka w międzyczasie zdjęła buty na wysokim obcasie, które miała na stopach i trzymając je w dłoni pobiegła obok Variel.

- Imponujące - rzuciła Jane, trzymając w dłoni poły sukni, uważając, żeby się w nią nie zaplątać.

- Hm? - mruknęła Strażniczka, nie rozumiejąc

- To, jak szybko wydałaś wszystkie polecenia. Widać, że jesteś bardzo doświadczona.

- Ach, o to chodzi - parsknęła śmiechem białowłosa. - Dziękuję. Faktycznie, w ciągu trzystu lat bycia na tym stanowisku trochę się nauczyłam.

Po chwili obie musiały wejść do budynku, więc stąpały ostrożnie, starając się nie wydawać za dużo odgłosów. Ich celem były schody na końcu korytarza, które prowadziły do części sypialnianej Pałacu. Nagle drogę zagrodził im jeden z Elfów. Zaskrzeczał na całe gardło, gdy dostrzegł Jane, i chwycił potężną broń przy swoim boku.

- Zaczekaj tutaj - szepnęła Var do dziewczyny i wyszła naprzód, zasłaniając ją. Potwór zaskrzeczał ponownie i wycelował w białowłosą. Ta uniosła dłoń, na której złote płomienie już oplatały jej palce. Elf przekrzywił głowę i zatrzymał się, zaskoczony. Variel natomiast chwyciła sztylet, wycelowała i zanim stwór zdążył zareagować, ostrze wbiło się w jego szyję. Wyprostował się jak struna, jego ciało drgnęło kilka razy, a potem upadł, bez życia. Brunatna krew szybko zaczęła wypływać z rany. Strażniczka przez moment obserwowała go, upewniając się, że nie żyje, po czym spojrzała do tyłu, na Jane, która szeroko otwartymi oczami obserwowała całą sytuację. - Nie będę przecież marnować magii - Variel mrugnęła, ale jej ręka trochę się trzęsła. Podeszła do stwora, przebiegła wzrokiem po jego bladej skórze, dziwnej, nieco przerażającej masce i śnieżnobiałych włosach. Zdecydowanym ruchem wyszarpnęła z jego ciała swoją broń, skrzywiła się i przywołała do siebie Jane, ruszając prosto na schody. - Pospieszmy się, prawdopodobnie tym skrzekiem przyzwał swoich kolegów.

Obie kobiety już bez przygód dotarły na górę, potem do komnaty Strażniczki, w której się zatrzasnęły. Variel zajęła miejsce przy drzwiach, obserwując korytarz. Jane zamknęła się w garderobie, jedyną dobrą kryjówką, która przychodziła na myśl Var.

Po kilku minutach rozległo się pukanie do drzwi, a za nimi rozległ się głos Friggi. Dla pewności jednak Var spojrzała przez wizjer i dopiero wtedy otworzyła. Królowa weszła do pomieszczenia, wzrokiem szukając towarzyszki Thora.

- Jest w garderobie - Var skinęła głową w stronę jednej pary drzwi.

- Dobrze... - zawiesiła się - Ich są setki, Variel. Setki - szepnęła Królowa, a Strażniczka zbladła. - Nie wiem, czy damy radę utrzymać Pałac.

- Może odpuszczą, jeśli zlikwidujemy ich dowódcę. Nim jest...

- Malekith. Dziwię się, że ten potwór nie zdechł w ciągu tych tysiącleci - Frigga przygryzła wargę. Var dawno nie widziała Królowej tak zaniepokojonej.

- Zrobimy wszystko, żeby ocalić Jane i powstrzymać atak. Za swoich żołnierzy mogę ręczyć. Są najlepsi, nie takie rzeczy przeżyli.

- Obyś się nie myliła, Var. Boję się o więźniów. Za wszelką cenę nie możemy stracić cel.

- To prawda - dziewczyna intensywnie nad czymś myślała.

- Nie chcę, żeby coś stało się Lokiemu - wtedy białowłosa gwałtownie poderwała głowę i spojrzała na Królową. - Ty chyba też, prawda?

- Oczywiście, jest więźniem, za którego jestem odpowiedzialna, to...

- Nie, nie to miałam na myśli. Widziałam, że byłaś dzisiaj w celi księcia. Wyglądało na to, że dowiedziałaś się czegoś, z czego nikt nie zdawał sobie sprawy. Czy się mylę?

- Skąd... - dziewczyna urwała, gdy w komnacie rozległ się huk, a drzwi zatrzeszczały - Już tu są - szepnęła.

Gdy minutę później Elfom udało się dostać do pomieszczenia, stała w nim jedynie Królowa. Malekith wkroczył do sali, wbił wzrok we Friggę i od razu ruszył w jej kierunku. Towarzyszył mu jeden z nowych asgardzkich więźniów, w którym dopiero teraz Królowa rozpoznała Elfa. Był większy, potężniejszy niż ten, którego Strażniczka spotkała na korytarzu pałacowym. Malekith wyglądał na władcę, który jest w stanie przez setki lat podsycać żądzę krwi swoich żołnierzy. Niebezpieczna umiejętność. Chwycił Królową za gardło i warknął:

- Gdzie jest Ether? - wzrok Friggi powędrował ponad jego ramieniem, więc prychnął, odwrócił się i podszedł do drzwi, na które zerknęła Królowa

Szarpnął za klamkę, ale zmarszczył brwi, gdy stanął oko w oko ze Strażniczką. Na jej twarzy majaczył delikatny uśmieszek. Uniesioną dłoń oplatały złote płomienie, a jej oczy lśniły. Biała koszula, którą miała na sobie była ubrudzona plamami brunatnej krwi, tak samo jak jej ręce. A mimo to na właściwy sobie sposób jaśniała.

Władca na początku wyglądał, jakby był w szoku. A jednak chwilę później lekko się uśmiechnął.

- A zatem to tutaj się schroniłaś, wiedźmo - nie zdążył dodać nic więcej, bo płomienie zabarwiły jego tęczówki na czyste złoto. Cofnął się, a Var wyszła z pomieszczenia, w którym się skryła. Zacisnęła dłoń w pięść, chowając płomienie. Wyciągnęła zakrwawiony sztylet i ruszyła do walki.

Zarówno ona, jak i Królowa walczyły, dwojąc się i trojąc, odpierając ataki kilku Elfów dookoła. Byli ciężkimi przeciwnikami, ale obie kobiety zdawały sobie sprawę z tego, jak wysoka była stawka. Zbyt wysoka, żeby pozwolić sobie na porażkę.

Gdy Thor wleciał do komnaty, rażąc piorunem Malekitha, Var odetchnęła z ulgą. Ranny władca uciekł skulony w towarzystwie swoich żołnierzy na wielki statek, wiszący w powietrzu blisko Pałacu. Frigga i Strażniczka oddychały ciężko, ale były szczęśliwe. Wiedziały, że Elfom na razie nie udało się osiągnąć swojego celu. Z garderoby wyjrzała Jane, przestraszona i śmiertelnie blada. Gdy dostrzegła zmęczone uśmiechy na twarzach całej trójki, udzielił jej się ich nastrój. Podeszła do księcia i mocno się w niego wtuliła. Thor, odwrócony przodem do Strażniczki spojrzał na nią i skinął głową z wdzięcznością. Ta żartobliwie dygnęła i już miała wychodzić, żeby dołączyć w walce do swoich żołnierzy, gdy do komnaty wszedł Odyn.

Dziewczyna zdrętwiała i ledwo zdołała powstrzymać skrzywienie się na jego widok. Momentalnie miała przed oczami księgę o Wędrowcach, która leżała bezpiecznie w jej szafce nocnej. Przez chwilę w jej oczach Wszechojciec miał ręce całe we krwi, jednak gdy mrugnęła, wszystko ustąpiło. Z trudem powściągnęła się przed okazaniem jakichkolwiek emocji i skinęła głową przybyłemu.

- Gdzie jest Malekith? - warknął, a Jane oderwała się od księcia i spojrzała na Króla. Na jej twarzy uśmiech zbladł

- Uciekł jak tchórz na swój statek - Thor wypiął dumnie pierś, a obok niego stanęła Królowa, na widok której Odyn nieco się rozluźnił. Moment później do Odyna dołączył ten sam żołnierz, który powiadomił ich o ataku. Wyglądało na to, że znowu nie przynosi dobrych wieści. Wraz z nim do komnaty wbiegła Minartia, blada jak ściana.

- Za pozwoleniem, Wasza Wysokość... mam raport - wypalił żołnierz. - Sytuacja jest dramatyczna. Mimo że w głównej części udało się w miarę opanować ataki, straty w ludziach są olbrzymie. Do tego... - zawiesił się na moment, jakby szukał odpowiednich słów - Zdaje się, że nie utrzymamy cel ani zbrojowni. Do każdego z tych pomieszczeń przedostali się przez hangary, do których jest oddzielne wejście. Jakimś cudem byli tego świadomi. Mają przewagę liczebną i większość więźniów po swojej stronie. Teraz mogą przejść dalej przez cele. Panie... Nie utrzymamy Pałacu, jeśli postanowią przenieść walki dalej.

Przez chwilę wszyscy milczeli, analizując usłyszane słowa. Nie utrzymają Pałacu? Pałacu, który przetrwał tysiące lat ataków, wojen i masakr? Jak to możliwe? Ale te słowa nie były tak szokujące, jak odpowiedź Odyna:

- Odetnijcie cele. Zamknijcie przejście, nie wpuszczajcie i nie wypuszczajcie nikogo. Cele są do tego przygotowane, nikt nie przedrze się przez zamknięte drzwi, będą musieli się wycofać, a wtedy nie dadzą rady zaatakować ponownie.

- Ależ panie, nasi ludzie tam są. Dziesiątki.

- Nie dbam o to. Nie będę ryzykował żyć innych.

- Chyba tylko swojego - warknęła Var, a jej oczy lśniły wściekłością. - Oni tam wszyscy zginą, Królu - wycedziła. - Pozwolisz na to?

- Nie pozwalaj sobie, Strażniczko - wycelował w nią palec wskazujący. - Wydałem polecenie, żołnierzu. Wykonać!

- Ale panie...

- Wykonaj polecenie, albo rozkażę cię rzucić psom na pożarcie jeśli przeżyjesz - żołnierz odwrócił się i pobiegł w stronę schodów.

Wszyscy patrzyli na Wszechojca, który jednak stał niewzruszony.

- Odynie, to szaleństwo - wyszeptała Frigga. - Skazujesz ich na śmierć.

- To nie ty decydujesz o ich życiu, więc nie pouczaj mnie.

W głowie Strażniczki cały czas wybrzmiewały jedynie dwa imiona.

Yellow, Loki.

Ich życie znajdowało się na szali.

Zastanawiała się tylko przez chwilę.

Przysięgam chronić Pałac. Przysięgam chronić moich pobratymców.

Ona przysięgała ich bronić.

A sobie samej przysięgała chronić tych, których kocha. Za wszelką cenę.

I wtedy zrozumiała.

Spojrzała na Min, która odwzajemniła to spojrzenie. I ona też zrozumiała. Zaczęła kręcić głową, zasłoniła twarz dłonią, a w jej oczach zalśniły łzy.

- Przepraszam - wyszeptała bezgłośnie Var, podeszła do przyjaciółki i mocno ją przytuliła. Odwróciła się do wszystkich zebranych w jej komnacie i głośniej powiedziała: - Przepraszam. Nie pozwolę im umrzeć, nie na mojej warcie.

Gdy wyszła, na jej twarz wstąpił lekki uśmiech i puściła się biegiem ku celom.

Była taka dziwna.

〰️〰️〰️〰️〰️

- Czekajcie! - Krzyk Strażniczki sprawił, że żołnierze odwrócili się, zaskoczeni. Wyglądało na to, że jeszcze nie zdążyli zamknąć drzwi. Podbiegła do nich i wślizgnęła się do środka. Strażnicy spojrzeli po sobie, ale rozkaz Odyna przeważył. Zamknęli za nią przejście, a okropny zgrzyt zamka przeszył całe pomieszczenie, w którym znalazła się Var.

A ona zdała sobie sprawę z tego, że trafiła w sam środek piekła.

Ale zdania nie zmieniła.

Zabawne.

Czasem zastanawiam się, o czym wtedy myślała.

Chociaż nie, to oczywiste.

Rozejrzała się, szukając wzrokiem dwóch osób. Gdy odnalazła je żywe, odetchnęła z ulgą. Yellow walczyła ramię w ramię z asgardzkimi żołnierzami, a Loki obserwował walkę ze swojej celi, która najwyraźniej była wciąż zamknięta. Jako jedyna.

Część osób w pobliżu niej rzuciła jej zdziwione spojrzenie, gdy wślizgnęła się do pomieszczenia. Ale jeszcze bardziej zdziwieni byli z tego powodu, że drzwi za Strażniczką zostały zamknięte.

I oni zrozumieli.

Strażniczka ruszyła do walki.

Jej sztylet niósł tyle samo śmierci, co magia płynąca w jej żyłach. Mimo krwi na bluzce, twarzy i dłoniach, wyglądała jak Królowa.

W jej rękach Śmierć nadchodziła po kolejnych wrogów.

Na bogów, była taka piękna.

Śmierć, Var. Zabawne, jak blisko niej żyłaś przez tysiąclecie swojego życia.

A teraz próbujesz ocalić życia innych?

Możliwe, że źle cię oceniłam.

A z drugiej strony...

Var walczyła, jakby wspomagała ją magia, która ją stworzyła.

Jakby od tego zależało życie tych, których najbardziej kochała.

Jej oczy lśniły.

W jej uszach szepty zlewały się w jeden szum.

Aż nagle zobaczyła znajome, szkarłatne oczy i zatrzymała się.

A ja zrozumiałam.

Variel nie była głupia, wiedziała, że Laufey zamierza uciec. Nie chciał walczyć, chciał wrócić do swojego królestwa. Chciał pomóc swoim poddanym, którzy cierpieli bez władcy. On zobaczył ją i też się zatrzymał. Nie powiedział nic.

A Strażniczka skinęła głową.

Pozwoliła mu odejść.

Czy to właśnie jest współczucie?

Czy to właśnie jest dobro?

Ale potem walczyła dalej.

Czy dobro odbiera życia?

Ale potem zobaczyła jeszcze kogoś.

I już wtedy była przegrana.

Mężczyzna o kruczoczarnych włosach i jasnych oczach stał dokładnie naprzeciwko niej. Celował w nią z pistoletu, jednak nie pociągnął za spust, gdy na niego spojrzała. Loki obserwował twarz Strażniczki, która znajdowała się tuż przy jego celi. A mężczyzna był w szoku. Niedziwne. Variel też. Rozpoznała go. Wprawdzie nie wiedziała skąd, nie wiedziała jak, ale była pewna, że go zna. W jego oczach zalśniły łzy i odetchnął głęboko. Czas jak gdyby się zatrzymał. Strażniczka drżała i jedyne, co widziała, to twarz osoby przed nią. Var była pewna, że zna tego człowieka. Nagle przed jej oczami przemknęło wspomnienie. Ona w kołysce, a nad nią...

Tyle czasu minęło...

- Tato - szepnęła, a na jej twarzy wykwitł delikatny uśmiech nadziei.

Huk.

Bo widzisz, Var... Zapomniałaś o jednym. Ten Wszechświat nie jest dobry.

Dziewczyna z sykiem wciągnęła powietrze i zadrżała. Oparła się dłonią o ścianą i przełknęła ślinę. Nagle wszystkie szepty ustały. Wszyscy patrzyli.

A ona spojrzała w dół.

Krew.

Dziwne.

Drugą dłonią dotknęła rany na piersi, z której wypływała szkarłatna krew. Zmarszczyła brwi i uniosła wzrok.

Była przerażona.

Potem wszystko działo się bardzo szybko.

Mężczyzna naprzeciwko niej upuścił pistolet, z którego jeszcze wydobywała się stróżka dymu. Loki krzyknął i zaczął uderzać w barierę dookoła jego celi. Yellow zakryła usta dłońmi i momentalnie podbiegła do drzwi pomieszczenia, wrzeszcząc na żołnierzy po drugiej stronie, żeby wezwali pomoc.

Pod naporem magii zapory w celi Lokiego ustąpiły i mężczyzna podbiegł do Strażniczki dokładnie w momencie, gdy osuwała się na ziemię. Uklęknął przy niej i chwycił jej twarz w swoje dłonie.

Była taka blada.

I taka przerażona.

- Var, uciskaj ranę. Var, słyszysz mnie? - Wyglądała, jakby go nie słyszała. Miała szeroko otwarte oczy i oddychała płytko. Książę chwycił jej dłoń swoją i docisnął do wyrwy w jej piersi.

Ile. Tam. Było. Krwi.

- O nie, nie, nie, nie - jej broda drżała. - Nie pozwól mi umrzeć, proszę - wyszeptała. - Błagam, Loki, nie pozwól mi umrzeć.

- Nie umrzesz. Obiecuję - po jego policzkach zaczęły spływać łzy.

A dookoła nich chaos walki.

Nie tak miała skończyć się ta historia.

- Otwórzcie drzwi! - Krzyczała Yellow do żołnierzy. - Błagam, ona zaraz się wykrwawi. Wasz dowódca zaraz umrze, otwórzcie te cholerne drzwi!

Ale Yellow nie była pierwszą osobą, która próbowała ich do tego namówić.

Tymczasem Loki wciąż trwał przy Variel.

A ona, coraz bledsza, przestała mamrotać i patrzyła przed siebie w ciszy.

- Var, tylko nie zasypiaj. Mów do mnie - spojrzał przelotnie na jej twarz i wrócił do szukania czegoś, czego mógłby użyć jako opatrunku.

Ale ona już wiedziała, jaki będzie koniec tej historii.

- Loki, spójrz na mnie - mówiła bardzo cicho, delikatnie, ale to wystarczyło. - Przestań. Przestań, Loki.

- Nie mogę - szepnął. - Nie oddam cię bez walki.

- Nie oddajesz. Może tak po prostu miało być? - uśmiechnęła się lekko - Niczego nie żałuję. Niczego. Może oprócz tego, że wcześniej nie... - urwała, a jej oddechy były coraz płytsze i coraz rzadsze. - Dziwne, nie sądzisz? Od tamtej nocy cały czas się rozmijaliśmy - wiedział doskonale, o którą noc jej chodzi. - Minęły dwa lata... Może w innym świecie, innym życiu?

- Var... Variel - głos mu się załamał i książę wtulił się w bezwładne ciało Strażniczki.

Spojrzał na jej twarz, a ona lekko chwyciła jego dłoń.

I pokazała mu.

Mały chłopiec i białowłosa dziewczynka biegli razem przez park, śmiejąc się do siebie.

Noc przed koronacją Thora.

Var tuląca do piersi książkę Lokiego.

Ten Wszechświat nie należy do nas, Loki. I nie będzie za nas walczył. To my musimy.

Ich pojednanie, gdy rano odkryła prawdę.

- Dziwne. Miałam sen. Ty i ja... Ten Wszechświat należał do nas. To był dobry sen. Najlepszy.

- Var, tak bardzo cię przepraszam - Loki trzymał ją mocno, jakby mógł zatrzymać ją dla siebie.

Z ostatnim, głębokim oddechem dziewczyna zamknęła swoje piękne oczy.

Gdy książę przestał czuć bicie jej serca, cicho jęknął.

To była najgorsza cisza w całym jego życiu.

Do ciała Variel dopadła Yellow, gdy tylko drzwi do cel się otworzyły i wbiegli przez nie żołnierze wysłani wbrew woli Odyna przez Friggę i Thora. Ale było już za późno.

Dziewczyna krzyknęła i zaczęła szlochać, gdy zrozumiała, że się spóźniła.

Nie tak miała zakończyć się ta historia.

❇❇❇❇❇

Krótka wiadomość organizacyjna: następnym rozdziałem będzie epilog części pierwszej, jednak to nie oznacza końca książki! Druga część zostanie opublikowana po epilogu w TEJ książce, więc nie musicie się martwić, że jej nie znajdziecie:)

Oczywiście czekam też na Wasze opinie o tym rozdziale!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro