3. "Chcesz tego, wybranko losu?"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dzięki raz jeszcze, Zar. Minartia nie byłaby zadowolona, gdybym opuściła też ten bal. Tym bardziej dziękuję, że się zgodziłeś.

- Jasne, drobiazg. Teraz wybacz, ale muszę iść na obrady wojenne. Jotunowie dają nam w kość - dowódca skrzywił się lekko.

- W takim razie do widzenia, dowódco - Var odwróciła się i poszła w kierunku skrzydła mieszkalnego. Nie chciała iść do celi Gorata sama. A była jedna osoba, na której mogła polegać.

Zapukała do drzwi i usłyszała ciche "proszę". Weszła do pomieszczenia i dostrzegła po jego drugiej stronie czarnowłosego księcia. Siedział na łóżku i czytał jakąś książkę. Uniósł wzrok znad lektury i zmierzył ją wzrokiem, a kącik jego ust uniósł się lekko. Powolnym ruchem odłożył książkę na półkę i wstał, cały czas wpatrując się w przybysza i niezmiennie się uśmiechając.

- Czyżbyś znowu się nudziła i chciała wyręczyć się mną, moja droga?

- Tym razem niestety nie. Potrzebuję twojej pomocy - Var podeszła na środek pokoju i stanęła twarzą w twarz z bogiem kłamstw.

- Czyli wychodzi na to samo - wzruszył ramionami. - Czego ci trzeba?

- Muszę przesłuchać Gorata - fioletowooka odczekała chwilę, żeby upewnić się, że Loki wie o nocnym zajściu. Skinął głową, więc kontynuowała - Nie chcę... Nie chcę iść tam sama.

Dwa dni wcześniej może dałaby radę. Dwa dni temu nie bałaby się. Nie chciała iść sama, bo miała przeczucie, że koszmar i atak Gorata są połączone. Jeszcze nie wiedziała jak, wiedziała tylko, że być może ma rację.

- Dobrze. Pójdę z tobą - dziewczyna dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę z tego, że wstrzymywała oddech.

- Dziękuję. W takim razie chodźmy.

Loki zgarnął jeszcze swoje dwa sztylety i przypiął je do paska, po czym ruszył wraz ze Strażniczką ku celom. Nigdy nie lubił tam przebywać. Ciemne pomieszczenia, lekki zapach zgnilizny i... cisza. Ci, którzy weszli do tych cel, już z nich nie wyjdą. To w Pałacu swoje wyroki odsiadywali najgroźniejsi przestępcy. Mordercy, sabotażyści, szpiedzy. Bez nadziei na wyjście. Bo z tego miejsca nie było ucieczki. Nikt by się nad nimi nie zlitował. Przeciągłe zawodzenie dopiero co osadzonych cichnie po paru dniach od uwięzienia. Kto wie, może od tej ciszy zupełnie stracili głos? Albo postradali zmysły?

Dziewczyna chyba też nie czuła się tu najlepiej, bo przyspieszyła kroku i zaczęła kluczyć między korytarzami. Czasem musiała tu schodzić, ale nigdy nie przyzwyczaiła się do panującej tu atmosfery. Po paru minutach dotarli pod drzwi celi Gorata. Skinęła głową strażnikom go pilnującym.

- Wpuśćcie nas. Musimy przesłuchać jeńca.

Mężczyźni posłusznie otworzyli drzwi, przepuszczając tę dwójkę do środka. Musieli czuć się nieswojo z myślą, że strzegą własnego dowódcy. Na środku celi stało krzesło, na którym siedział skuty mężczyzna. Długie blond włosy opadały na jego twarz, zasłaniając czarne jak dwa węgielki oczy. Ale tym razem te dwa węgielki płonęły. To nie był Gorat, jakiego Var znała. W jego oczach majaczyła nienawiść, a gdy rozpoznał ją i księcia, pojawiło się w nich coś na kształt ulgi. Usta rozciągnął w nienaturalnym uśmiechu, odsłaniając zęby ubrudzone krwią, wypływającą powoli z jego nosa. Wyglądał, jakby przed chwilą stoczył bój na śmierć i życie.

- Witaj, skarbie. Cieszę się, że wreszcie mogę cię poznać - uśmiech nieco przygasł i ustąpił miejsca ostrożnej obserwacji. - Dziwne. Nie powiedziałaś mu jeszcze o tym? Czyżbyś mu nie ufała?

Loki rzucił dziewczynie zdenerwowane spojrzenie i powoli przesunął dłoń nad rękojeść jednego ze swoich sztyletów. Strażniczka z pewnością nie była mniej zaskoczona czy też zdezorientowana.

- Kim jesteś i czemu wtargnąłeś do ciała mojego żołnierza? - warknęła. Wiedziała, że tym głosem nie mógł przemawiać Gorat.

- Nazywam się Nathaira i wiem o tobie więcej, niż ci się wydaje. Wiem o wszystkim. Wiem o tym, co nosisz pod skórą. Pozwól mi się dotknąć, ukrócę twoje męki.

- Przestań - mimo szoku wyraźnie malującego się na twarzy dowódcy gwardii pałacowej, ta nie ustępowała. - Kim jesteś, jak dostałaś się do Asgardu i jaki masz cel? - wycedziła.

- Tak wiele pytań, tak mało czasu ci zostało, żeby zrozumieć odpowiedzi. Pochodzę... Właśnie, skąd? Chyba z miejsca, gdzie był dom. Nie pamiętam. Skąd przypuszczenie, że w ogóle tu jestem? Moim celem jesteś ty. Twoja krew... Może mi pomóc. Zrań się, pozwól jej płynąć. Pozwól wydostać się na powierzchnię wszystkim twoim...

- Przestań! - wrzasnęła dziewczyna tak głośno, że Loki aż się wzdrygnął.

- Co to znaczy? Wytłumacz się nam, a być może nie będziesz cierpieć - ton głosu księcia sugerował, że nie jest w najmniejszym nastroju na żarty. Wymienił spojrzenie z przyjaciółką, a ta jakby szukając pocieszenia złapała jego dłoń. Zdziwił się nieco, ale ścisnął ją w niemym geście wsparcia. Wzrok niezmiennie miał wbity w Laurę. - Zaczniesz gadać, czy wolisz się przekonać, jakie piekło mogę zgotować w twoim mózgu? - jego głos był niepokojąco cichy i spokojny, ale Variel na to nie zważała.

- To znaczy, skarbie, że potrzebuję twojej towarzyszki, żeby zdjąć cholerną klątwę i nie spocznę, póki jej nie dostanę. Wiedz, że spuszczę z niej choćby i ostatnią kroplę krwi, żeby tego dokonać. Że wybiję wszystkich jej bliskich, poczynając od ciebie - Loki rzucił niespokojne spojrzenie swojej przyjaciółce. - Że ujawnię Asgardowi, a jeśli zajdzie taka potrzeba, to i całemu Wszechświatowi, kim jest i co zrobiła. Co robi od pięciu setek lat. Myślisz, że jesteś tu bezpieczna? Że to może tak dłużej trwać? Już niedługo go stracisz - spojrzał na księcia, a lód w jego oczach sprawił, że Loki zadrżał. - Już niedługo upadniesz, a wtedy wilk wyruszy na łowy. Chcesz tego, wybranko losu? - wysyczał

Strażniczka oddychała chrapliwie, z oczami utkwionymi w jakimś punkcie na podłodze. Nie odzywała się, ale pod jej skórą coś wybuchło. Coś... przejęło kontrolę. Tak, jakby nie była do końca sobą. Nie słyszała nic oprócz szumu krwi w swoim ciele. Nie zdawała sobie sprawy, że tuż obok niej stoi jej przyjaciel. Podniosła gwałtownie głowę i skupiła uwagę na jeńcu. A jej oczy nie błyskały wesoło. Jej oczy były przepełnione wściekłością i przerażeniem. A to najbardziej wybuchowa mieszanka, jaka może zawładnąć istotą żywą. A jej oczy nie były fioletowe. Jej oczy miały kolor najczystszego złota.

W jaki sposób strażnik zdołał przechytrzyć krępujące go łańcuchy? Żadne z nich nie wiedziało. Gdy Gorat skoczył na dziewczynę, ta była gotowa. Odeszła metr lub dwa, a Loki rzucił się na ciało mężczyzny. Szarpnął nim tak, że ten uderzył o posadzkę, a z ust zaczęła płynąć mu krew. Przykucnął przy nim i przyłożył sztylet do jego szyi.

- Bo zakatujecie biedaka. Co on wam zrobił? - parsknęła Nathaira, jednak nie opuściła ciała blondyna.

Gdy doszło do tej bijatyki, do celi wbiegli dwaj strażnicy i pochwycili Gorata, szarpiącego się i syczącego... dosłownie syczącego na nich.

Var podeszła do uwięzionego i chociaż jej tęczówki wciąż były złote, jej głos był z powrotem spokojny, opanowany. Brzmiał tak, jakby ta sytuacja rozwścieczyła ją do granic możliwości. Pochyliła się nad nim i warknęła przestrogę:

- Posłuchaj mnie uważnie, skądkolwiek przybyłaś, kimkolwiek jesteś. Jeśli jeszcze raz wedrzesz się do Asgardu, osobiście lub nie, przysięgam, odnajdę cię i nie zdążysz nawet upuścić chociaż kropelki mojej krwi, zanim rozerwę twoją duszę na strzępy. A teraz wynocha z mojego żołnierza!

Uśmiechnął się pod nosem, po czym jego ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze. Variel i Loki odsunęli się, coraz bardziej przerażeni i patrzyli, jak Gorat wrzeszczy. Coraz głośniej. Aż nagle wszystko ucichło. W pomieszczeniu rozlegał się tylko odgłos łez Strażniczki skapujących na posadzkę. Powoli. Jedna, druga. Pierwszy raz od wielu lat ktoś poza nią samą zobaczył, jak wydostały się na powierzchnię. Nie mogła sobie poradzić z tym, co zrobiła. Ta kobieta miała rację.

Strażnik otworzył oczy i gwałtownie nabrał powietrza w płuca. A z jego ciała wydostała się istota. Jakby... duch. Dzierżyła w dłoni sztylet. Szybciej niż myśl, szybciej niż krzyk Lokiego, doskoczyła do Var, chwyciła ją za włosy i wbiła w jej gardło sztylet. I rozpłynęła się w powietrzu. Zarówno po niej, jak i po sztylecie nie pozostał nawet ślad. Dziewczyna osunęła się na posadzkę, przytrzymana przez księcia. Oczy miała wciąż szeroko otwarte. Wciąż złote. Ale nie ruszała się. Nie oddychała. Jakby była martwa. Może była? Strażnicy cofnęli się w kąt pomieszczenia, a Gorat wciąż dyszał i oddychał nierówno. Loki potrząsnął przyjaciółką raz, drugi. Krzyknął, coraz bardziej rozpaczliwie próbując ją obudzić. Gdy nic nie dawało efektu, warknął na strażników, żeby zawołali znachorkę. Gdy jeden z nich wybiegł z pomieszczenia, książę osunął się na kolana, wpatrzony w nieruchome ciało Variel. Nie chciał nawet myśleć, co by się stało, gdyby ona umarła. Prawda była taka, że ze śmiercią każdej innej osoby w Asgardzie poradził by sobie prędzej czy później, ale nie z  j e j  śmiercią. A ona wyglądała tak... martwo. Nie dało się tego inaczej opisać. Blada skóra, oczy przyćmione mgłą.

〰️〰️〰️〰️〰️

- Wybudź ją. Ona musi żyć! - Loki stał tuż obok starej kobiety, która próbowała obudzić Variel ze stanu, w którym ta zastygła.

Książę był przerażony i przytłoczony tym, co się stało. Nie wyobrażał sobie sytuacji, w której Var by się nie wybudziła. Kobieta gorączkowo krzątała się koło dziewczyny, próbując różnych mikstur. Trwało to już stanowczo za długo, a nic nie działało.

- Próbuję, panie, próbuję. Ale nic nie pomaga. Może król mógłby coś zdziałać? - poddała się - jeśli nic nie zrobimy, ona może w ciągu kilku minut umrzeć. Niech książę pójdzie po władcę.

Nie trzeba było mu tego dwa razy powtarzać. Pobiegł na poszukiwanie ojca. Ledwo skręcił w korytarz prowadzący do gabinetu Odyna, gdy dosłownie zderzył się ze Wszechojcem. Natychmiast opowiedział w skrócie Odynowi całą historię i pociągnął go w kierunku cel. Nie obchodziło go to, że jego ojciec może mieć "ważniejsze" sprawy na głowie. Lokiego w tej chwili nie obchodziło nic prócz życia jego przyjaciółki. Gdy władca Asgardu zobaczył ciało Var leżące bezwładnie na łóżku polowym, gdy zobaczył jej złote tęczówki, umilkł. Położył dłoń na jej czole i zmarszczył brwi. Uzdrowicielka stanęła po drugiej stronie łóżka i obserwowała poczynania króla. Ten wyszeptał kilka słów i zdjął z palca nieprzytomnej dziewczyny pierścionek, który białowłosa bezustannie nosiła na palcu serdecznym. Pierścionek zdobiony ametystami i drobnymi diamencikami. Jedyną pamiątkę po matce, której nie widziała od wielu lat. Dmuchnął na kamienie zdobiące biżuterię i przetarł je, jakby je czyszcząc. Potem włożył pierścień szybko z powrotem na palec Strażniczki.

Wtedy ona odetchnęła głęboko, a wraz z nią z ulgą powietrze z płuc wypuściły też wszystkie osoby w pomieszczeniu. Jej oczy zmieniły barwę z powrotem na fioletową, a po chwili zakrztusiła się i je zamknęła. Loki już chciał jej pomóc, ale Odyn powstrzymał go.

- Śpi - powiedział. - Musi wypocząć. Zanieś ją do którejś komnaty i pilnuj jej. Kiedy się obudzi, może być trochę... zdezorientowana. Może potrzebować chwili, żeby sobie przypomnieć. Powiedz jej, że mam jej parę wiadomości do przekazania - wyszedł bez żadnego pożegnania.

Co w takim razie miał zrobić książę? Pozostała jedna opcja: przenieść przyjaciółkę do swojej komnaty, położyć ją na łóżku, a samemu usiąść obok i czytać przerwaną lekturę. I tak też zrobił.

Lecz gdy spała zrozumiał, że nie jest w stanie przeczytać nawet jednej strony. Po prostu na nią patrzył. Nie wiedział kompletnie nic. Variel zawsze była dość zamknięta na pewne tematy i do niektórych tajemnic go nigdy nie dopuściła. Albo w ogóle najwyraźniej o nich nie wspominała. Wiedział jedynie o tatuażu skrytym za jej włosami, na karku, ale nie sądził, żeby te dwa sekrety były ze sobą powiązane. Malunek na skórze i złoto w jej oczach. Pierwszy raz w życiu widział ją w takim stanie. Wyglądało na to, że to coś, o czym mówiła Nathaira, było jednym z sekretów najpilniej strzeżonych. Za dużo pytań, za mało odpowiedzi. Może Var kilka znajdzie, gdy już się wybudzi. Przyjrzał się śpiącej dziewczynie. Była piękna. Nos i policzki upstrzone drobnymi piegami, blada cera. Dwa warkocze opadały po obu stronach jej głowy, ale wiele pasemek wydostało się i okalało teraz jej twarz. Malinowe usta i ciemne rzęsy. Rysy delikatne, jak u dziecka. Loki westchnął i podparł podbródek dłonią. Była taka piękna. Miał wielką nadzieję, że śpiąca dziewczyna po przebudzeniu opowie mu wszystko. Jakkolwiek nie mogli długo wytrzymać ze sobą bez sprzeczki, tak nie mógł pozwolić też, żeby cierpiała. Byli przyjaciółmi, a książę nie wiedział, czy Strażniczka da radę przejść przez to sama.

❇❇❇❇❇
Hej, hej! Jak Wam się podoba ten rozdział?😁

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro