4. "Nie zawiodę jej"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy dziewczyna otworzyła oczy, czarnowłosy wciąż siedział na łóżku z książką otwartą na kolanach. Musiało minąć sporo czasu, ponieważ słońce było już dość nisko na nieboskłonie. Z początku Var nie wiedziała, co się stało. Podciągnęła się gwałtownie do pozycji siedzącej, czym ściągnęła na siebie uwagę księcia siedzącego tuż obok niej. Rzuciła mu zdziwione spojrzenie, a ten tylko uśmiechnął się pod nosem.

- Dobrze, że się obudziłaś. Już chciałem odwołać twój jutrzejszy obiad - rzucił.

Białowłosa spojrzała za okno, ale na zewnątrz nie było nawet zmierzchu.

- Tylko byś spróbował - mruknęła. - Co mi... Co mi się stało?

Loki spoważniał i uniósł głowę, wpatrując się intensywnie w dziewczynę.

- Gorat... Został w jakiś sposób zainfekowany. Przez kobietę, nazywa się Nathaira. Nie mówiła, skąd jest. Zaczęła ci grozić i... poderżnęła ci gardło.

Jej źrenice się rozszerzyły. Spojrzała na niego i z łatwością to zauważyła. To, jak bał się o nią... wtedy. Widziała, co działo się wokół niej po tym wypadku. Doskonale pamiętała to uczucie, gdy Loki uklęknął przy niej i chwycił jej dłoń, czekając na znachorkę. Słyszała, co wyszeptał, gdy nie wiedział, czy ona przeżyje. A jednak postanowiła mu o tym nie mówić.

- Czy możesz... Czy możesz mi wytłumaczyć?

Wzdrygnęła się i spojrzała na przyjaciela. Zacisnęła usta i lekko kiwnęła głową. Na parę sekund zawiesiła się, jakby próbując zebrać myśli.

- Widzisz, mam pewne umiejętności, moce. Potrafię... nie wiem dokładnie, jak to określić, bo sama do końca nie umiem ich nazwać - przyglądała się z wielką uwagą swoim paznokciom. - Przychodzą zwykle niezależnie ode mnie i przynoszą mi koszmary. Umiem... Do pewnego stopnia kontrolować emocje, chyba też wspomnienia. To coś we mnie... - pokręciła głową - Ochrania mnie. Dlatego, gdy coś mi zagraża, zabieram część energii od osób w moim otoczeniu. Jeszcze nie wiem, czemu je mam. Tak naprawdę. Odyn nic mi nie mówi - specjalnie przemilczała najważniejszy sekret. Nie dlatego, że mu nie ufała, ale pamiętała zbyt dobrze, co się stało, gdy jeden raz zdradziła to bliskiej osobie. Nie chciała, żeby to się powtórzyło.

Zapadła cisza. Loki na początku słuchał ze ściągniętymi brwiami, potem wyglądał na przestraszonego. Autentycznie przestraszonego. A pod koniec jej monologu pozostało w nim jedynie współczucie. Nie wyobrażał sobie, jakie koszmary musi codziennie przeżywać i jak się czuje, gdy zapewne niewiele osób wie o tym. Zawahał się, ale ostatecznie wyciągnął rękę i położył ją jej na ramieniu. Ścisnął ją w geście wsparcia, tak samo, jak w celi Gorata. Kiedy dziewczyna była pogrążona we śnie miał wystarczająco dużo czasu na zrozumienie, jak mało uwagi jej poświęcał w porównaniu do tego, na ile zasługiwała. Ona była jedyną osobą, która wiedziała o prawie wszystkich jego sekretach, a on nigdy nie zauważył jej problemów. Zastanawiał się, czy dziewczyna nie ufała mu na tyle, żeby mu powiedzieć, czy też nie chciała nakładać na niego ciężaru tej tajemnicy.

- Odyn... Odyn chce z tobą pomówić.

Uniosła głowę i przechyliła ją lekko. Czyżby po kilku setkach lat milczenia postanowił dać jej należące się jej wyjaśnienia?

Odchrząknęła i odezwała się powoli, jednak jej głos dalej był lekko zachrypnięty.

- Z pewnością powinien - i zapadła cisza.

On patrzył na nią, zastanawiając się, co powinien powiedzieć. Nic właściwego nie przychodziło mu do głowy, więc po prostu patrzył. Ona wodziła wzrokiem od książki leżącej na łóżku, ułożonej pomiędzy nimi aż do sztyletu, który książę rzucił niedbale na fotel po drugiej stronie pomieszczenia. Oboje nie wiedzieli, co powiedzieć. A przynajmniej co powiedzieć, żeby wyrazić targające nimi uczucia.

- Przykro mi - szepnął.

Po tych słowach złote płomyki znowu zaczęły muskać jej delikatne dłonie. Gdy spojrzała na jego twarz, zajrzała w zielone oczy, po policzku spłynęła jej łza.

- I... po tym, co ci powiedziałam... Nie boisz się mnie? Jestem potworem - te słowa były tak wyprane z emocji, że Loki dosłownie się przestraszył. Mimo to, odpowiedział natychmiast, niemalże jej przerywając.

- Nie. Nie boję się.

Pokiwała głową i uśmiechnęła się tak promiennie, jakby łza świeżo zaschnięta na jej skórze była tylko iluzją.

- Wiesz, że powiedziałam ci to wszystko nie bez powodu? Od dzisiaj to nasza tajemnica. Ufam ci, wiesz?

- Wiem - wstał i wyciągnął rękę. Variel z wdzięcznością ujęła ją i zgramoliła się z łóżka. Spojrzała na zegar, który właśnie wybijał godzinę osiemnastą.

- Do Odyna pójdę na balu, na pewno się na nim pojawi. O cholera, właśnie! Bal! - wrzasnęła Var i łapiąc Lokiego za przedramię pociągnęła go za sobą. Ten jedynie zaśmiał się, co dziewczyna skwitowała parsknięciem. Biegli dłuższy czas przez korytarze, w których powoli zaczęli zbierać się ludzie. Musieli być już spóźnieni.

Czarnowłosy rozejrzał się i gdy zauważył, że przebiegają akurat obok dużej grupy Asgardczyków, powiedział głośno:

- Ej, Strażniczko, a pamiętasz, jak spóźniłaś się na własne pasowanie? Nigdy nie zapomnę tego, co wtedy powiedziałaś: "przepraszam, wasza wysokość, ale..." - przerwał, bo dostał potężnego kuksańca w bok.

- I powiedziałam wtedy: "Przymknij się, Rogaczu". I mówię to teraz - przyspieszyła kroku, aż dotarła do swojej komnaty.

W biegu złapała przygotowaną wcześniej suknię i zamknęła się w łazience. Loki natomiast usiadł na skraju łóżka i rozejrzał się po pomieszczeniu. Oczywiście było urządzone z dużo mniejszym przepychem i dużo skromniej niż pokój jego czy Thora, ale z pewnością nie można było dziewczynie odmówić klasy. Dzięki odcieniom bieli i jasnej szarości na ścianach, pomieszczenie nie wydawało się ciemne. Słońce chylące się już ku zachodowi oświetlało ostatnimi promieniami kilka obrazów wiszących na ścianach, z czego większość przedstawiała Asgard lub Ziemię. Tylko jeden różnił się od reszty. Był najmniejszy, wiszący nad szafką nocną, przedstawiający wielkiego, białego wilka o złotych oczach. Loki pamiętał, co kiedyś o tym obrazie powiedziała mu Variel: "Nie mam pojęcia, czemu poprosiłam malarkę o wilka. Coś podpowiadało mi, że tak po prostu musi być." Do dzisiaj mu tego nie wytłumaczyła. Brązowe meble poustawiane były głównie przy południowej ścianie, robiąc miejsce na duże łóżko po przeciwnej stronie pokoju. Wszędzie widać było jej rzeczy: tu szkicownik, tam suknia wisząca na krześle, a na biurku Var położyła książkę "W poszukiwaniu własnego Vanaheimu". Uśmiechnął się kpiąco. Książeczka dla dzieci. Gdy drzwi się uchyliły, już chciał rzucić jakąś kąśliwą uwagę na temat upodobań Strażniczki, ale gdy ją zobaczył, stać go było jedynie na ciche gwizdnięcie.

Dziewczyna jednak nie zwracała uwagi na wzrok jej przyjaciela w nią wlepiony, tylko usiadła przy toaletce i zaczęła szybkimi ruchami rozczesywać swoje długie włosy. Oczywiście ta ignorancja nie sprawiła, że książę przestał podziwiać jej kreację. Ostatni raz widział Variel w sukni kilka lat wstecz, więc w jego mniemaniu miał pełne prawo się gapić. Gdy wstała i odrzuciła do tyłu rozpuszczone włosy, suknia zaszeleściła i mógł zobaczyć ją w pełnej okazałości. Śnieżnobiała, długa do ziemi, zrobiona z najdroższych materiałów, zaprojektowana i uszyta tym razem nie przez nią samą, tylko przez główną krawcową Królowej. Luźno przylegająca do ciała, wokół talii został owinięty szeroki, złoty pas. Na ramionach zakrytych kawałkiem mieniącej się tkaniny znalazły się dwa złote kwiaty, przypominające małe dzwoneczki, rosnące tylko na północnych krańcach Asgardu. Ich delikatne płatki zostały idealnie odwzorowane. Łodygi kwiatów spływały łagodnymi zawijasami i kończyły się dwoma złotymi pierścionkami na środkowych palcach Strażniczki. Ponieważ przez dłuższy czas dziewczyna miała włosy ciasno spięte w warkocze, teraz były lekko pofalowane i okalały jej bladą twarz, jaśniejącą bardziej niż zwykle. Usta podkreśliła ciemną szminką, a rzęsy lekko tuszem. Gdyby miała więcej czasu, wyglądem zajęłaby się pewnie dużo dokładniej. Najprawdopodobniej poszłaby na bal wraz z Min, jednak dama dworu na pewno od kilkunastu minut była już na miejscu. Strażniczka nie założyła wiele biżuterii: jedynie swój zwyczajowy pierścionek i małe kolczyki, zakończone wisiorkami w kształcie dwóch listków. Była gotowa.

Stanęła przed księciem i wygładziła ostatni raz drobne fałdki na spódnicy. Dopiero teraz zauważyła, że on też założył swój odświętny strój. Nie różnił się bardzo od codziennego, jednak miał o wiele więcej ozdobników. Zwykle Loki założyłby też swój charakterystyczny hełm z rogami, jednak tego dnia najwyraźniej z niego zrezygnował. To dobrze. Var niezbyt go lubiła. Podniosła wzrok i spojrzała prosto w oczy mężczyzny, jaśniejące czymś, czego nie potrafiła nazwać. Uśmiechał się tak pogodnie pierwszy raz od dłuższego czasu.

Ale przy niej mógł sobie na to pozwolić. On też jej ufał, tak jak ona jemu. Wiedział, że Variel nigdy nie zawiodłaby jego zaufania. Nie wyobrażał sobie Asgardu bez jej obecności w nim, dzielenia się tajemnicami i codziennych rozmów. Czasem zwykłych, luźnych pogawędek, a czasem długich, ciężkich rozmów na trapiące ich tematy. Ale to właśnie one sprawiały, że ich relacja była taka bliska. To właśnie podczas nich oboje odkryli, że gdyby zaszła potrzeba, zawierzyliby sobie życie. Znali się kilka setek lat, a Loki miał wrażenie, jakby było to co najmniej kilka tysięcy. Pamiętał dzień ich poznania jak dzisiaj: była zagubiona, wyobcowana. Przeniesiona z innego miejsca w mieście, z którego praktycznie się nie ruszała, więc czuła się samotna jak nigdy przedtem. On dostał zadanie oprowadzenia jej po Pałacu. To z nim Variel jako pierwszym zaczęła rozmawiać bez skrępowania, wyznawać sekrety i się bawić. Gdy się poznali, byli jeszcze dziećmi. Dziewczyna od bardzo młodego wieku była szkolona do objęcia posady Strażniczki, więc trenowali razem. I trenują do dzisiaj.

Z rozmyślań wyrwało ich pojedyncze bicie zegara wskazujące na pół godziny spóźnienia. Var pokręciła głową, rozszerzyła usta w jeszcze szerszym, o ile to było możliwe, uśmiechu i ujęła ramię zaoferowane jej przez księcia. Ruszyli korytarzem ku sali balowej. Nie mieli daleko, więc już po kilku minutach przemierzania Pałacu w ciszy, trafili na miejsce. Mimo zamkniętych drzwi, od razu było słychać muzykę graną przez najlepszy zespół w mieście. Gwar rozmów lekko ucichł, gdy przekroczyli próg sali. Stanęli razem na szczycie schodów i kiedy schodzili, jeden z doradców Króla zawołał donośnym głosem, a jego echo poniosło się po całej sali:

- Jego Wysokość Książę Loki i Strażniczka Variel przybyli! - zebrani zaklaskali krótko, po czym wrócili do przerwanych czynności, a muzyka zaczęła na powrót grać.

- Lubisz, jak cię tak tytułują, miśku? - białowłosa uśmiechnęła się zadziornie. Wiedziała, że jej przyjaciel nie znosił tego określenia.

- Zawsze mogli ciebie zapowiedzieć jako "pieguskę" - podniósł jedną brew do góry.

Podeszli do jednego z większych stołów pośrodku wielkiego pomieszczenia i stanęli obok. Min, Thor i Hogun podnieśli się i przywitali.

- Przepraszamy za spóźnienie. Coś nas... zatrzymało - spojrzała na swojego towarzysza.

- Nie mam nic przeciwko waszym spóźnieniom, dopóki nie będzie z tego moich małych bratanków - parsknął następca tronu. Var przewidywała, że Loki warknie coś w kierunku brata, jednak ku jej zdziwieniu tylko uśmiechnął się pod nosem. Dziewczyna pokręciła głową z politowaniem.

Dama dworu rzuciła się na szyję przyjaciółce. Słyszała o wydarzeniach w celach, to oczywiste, chociaż nikt nigdy się nie dowiedział, skąd ma takie informacje.

- Gdzie on jest? - spytała cicho Var. Min wiedziała, o kogo chodzi.

- W celi, pozostaje na kwarantannie - Strażniczka kiwnęła głową.

- A tak właściwie, co się stało? - zmarszczył brwi bóg piorunów

- Nic ważnego, Thor, nic się nie stało - odparła szybko dziewczyna, zanim jej czarnowłosy kompan rzuciłby jakąś kąśliwą uwagę lub któreś z pozostałej dwójki by się wygadało. Nie uważała, żeby było bardzo potrzebne, by jeszcze on o tym wiedział. Jeśli okaże się to niezbędne, wtedy mu powie.

Po kilku minutach zabawa trwała już w najlepsze. Przyjaciele jedli, śmiali się i opowiadali czasem prawdziwe, a czasem wyssane z palca historie. Wokół nich nieustannie krzątali się Asgardczycy. Oni też się bawili, świętując huczniej, niż kiedykolwiek. W pewnym momencie do głównego stołu, przy którym zasiadła Variel, podeszła mała dziewczynka. Wyglądała na może siedem, osiem lat. Dziewczyna odwróciła się do niej i z szerokim uśmiechem zapytała:

- Jak masz na imię, skarbie?

- Julie, pani.

- Masz śliczne imię, Julie. I proszę, mów mi po imieniu. Jestem Variel - podała jej dłoń, którą ta niepewnie potrząsnęła.

- Przyszłam tutaj, bo miałam prośbę. Do pana - wskazała na siedzącego obok Strażniczki Lokiego. Ten uniósł jedną brew, ale już po chwili uśmiechnął się szelmowsko i również podał rękę Julie. Ta rozpromieniła się i podskoczyła parę razy.

- Jaka to prośba, zacna niewiasto? - Var parsknęła, co czarnowłosy skwitował fuknięciem na nią i uciszeniem jej

- Mógłbyś poczarować? - jej buzia wyrażała tyle nadziei, że jej przyjaciel nie zastanawiał się długo, tylko zrobił jej miejsce przy stole. Gdy ta usiadła, wystrzelił w jej nos wiązką zielonego światła, które rozlało się nagle i utworzyło dwie małe kulki na wysokości jej twarzy. Julie zaklaskała i zaczęła się nimi bawić.

Gdy Loki bawił się z dziewczynką, Var i siedząca obok niej Min ich obserwowały. Dama dworu co chwilę zerkała też na swoją przyjaciółkę i nie mogła opanować uśmiechu wkradającego się na jej usta. Widok Var prawdziwie szczęśliwej i cieszącej się chwilą, kiedy nie musiała martwić się o Pałac czy swoje moce sprawiał, że i Min była szczęśliwa. Widziała doskonale, że póki Strażniczka ma przy sobie Lokiego, nic złego się jej nie stanie. Przecież książę nie dopuściłby do tego. Im dłużej dziewczyna patrzyła na tę dwójkę razem, tym bardziej pewna była, że ich relacja była doprawdy niezwykła.

Miała poczucie, że nie są tylko przyjaciółmi; byli od siebie zależni, nierozłączni, prawie jak rodzina, stanowiąc dla siebie podpory, gdyby inni zawiedli. Mimo, że większość mieszkańców Pałacu nie widziała w Lokim dobrego kandydata na króla, nie doceniała go, nie ufała mu... ona to robiła. I Min miała wrażenie, że to mu wystarczało.

Var odwróciła głowę w stronę swojej przyjaciółki i gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, a ona dostrzegła szeroki uśmiech na twarzy Min, posłała jej pytające spojrzenie. Ta tylko pokręciła lekko głową i szepnęła tak cicho, żeby nikt przy stole nie usłyszał jej słów: „cieszę się, że jesteś szczęśliwa, Var, to wszystko". I to była prawda. Min wiedziała, że Var zasługuje na wszystkie cuda tego świata. Nie „myślała", po prostu to wiedziała.

Do stołu podeszła kobieta, najwyraźniej mama dziewczynki, ale gdy zobaczyła swoją córkę bawiącą się kulkami, uspokoiła się i przeprosiła za kłopot. Na to Var tylko się uśmiechnęła i zapewniła kobietę, że jej dziecko znalazło się w dobrych rękach.

Wtem doradca Odyna znowu zakrzyknął, a gdy Variel zobaczyła, kto wchodzi do sali, wiedziała, że będzie musiała się zebrać.

- Jego Wysokość Król Asgardu i Dziewięciu Królestw, Wszechojciec Odyn przybył! - oklaski trwały aż do momentu, gdy mężczyzna nie zasiadł na złotym tronie i nie dał dłonią znaku bawiącym się do kontynuacji.

Variel podniosła się z ławy, na której siedziała i przeprosiła kompanów. Powolnym krokiem podążyła przez pomieszczenie, zdążając w kierunku Odyna. Dziwnym trafem nie spieszyło jej się. Po drodze była wielokrotnie pozdrawiana skinieniami przez lepiej lub słabiej znanych jej mieszkańców. Tu siedzi mężczyzna, u którego ostrzy broń. Tam kobieta, u której kupuje najlepsze w Asgardzie wypieki. O, a tamta dziewczynka dzień czy dwa dni wcześniej pytała, jak może zostać Strażniczką. Urocze.

Białowłosa schyliła głowę w ukłonie, pokonując ostatnie kilka kroków dzielących ją od tronu.

- Wzywałeś mnie. Zdaje się, że w sprawie dzisiejszego zajścia.

Przez króciutki moment w oczach mężczyzny błyskało coś przypominającego współczucie i zrozumienie. Później zrozumienie zostało, ale współczucie zostało ukryte gdzieś głęboko.

- Owszem. Chodź, Strażniczko - wstał i pokierował się ku mniej uczęszczanym korytarzom. Szli na równi, milcząc, aż do momentu, w którym wyszli na obszerny balkon w południowej części Pałacu. Lubiła tutaj chadzać i odpoczywać w ciepłych promieniach słońca.

- Nie wezwałem cię, żebyś mi zdała raport. Loki powiedział mi, co się wydarzyło w celi Gorata. Wezwałem cię, bo chcę ci powiedzieć kilka niezmiernie ważnych rzeczy. Po pierwsze, musisz wiedzieć, że nasi szpiedzy na czele z Zariusem już jej szukają. Poważnie zagraża bezpieczeństwu państwa. Dla ciebie też jest niebezpieczna. Sama widziałaś, co zrobiła z tobą, nawet posiadając ograniczoną przez ciało innej osoby moc - Var zadrżała mimo ciepłego powietrza na zewnątrz, które teraz jednak zdawało się być niewiarygodnie gęste. - Znajdziemy ją i dowiemy się, co dało jej te zdolności i z kim współpracuje. Podejrzewam, że nie pracuje w pojedynkę. A co do twoich... - zawahał się - Mocy...

Podniosła wzrok, dotąd wlepiony w posadzkę, a jej oczy znowu były złote. Podniosła dłoń, na której snuły się złote jęzory. Parzyły ją, ale nie fizycznie. Przyjrzała im się, tak samo jak Odyn. Co chwilę rozdzielały się i łączyły w jedno, jakby jedno ciało było nieustannie rozrywane na strzępy. Okrążały jej dłonie w ciągłym, morderczym tańcu. Tańcu, który mógłby powalić na kolana setkę żołnierzy.

- Czym one są? - jej głos brzmiał tak cicho w porównaniu do syku płomieni rozbrzmiewającym w jej głowie

Cisza. Władca zdawał sobie sprawę z tego, że każde jego następne słowo może przesądzić o jej reakcji na wiadomość, którą zamierzał jej przekazać.

- Ta siła... Nie wiem, skąd się wzięła. Wiem tylko, jak możemy się dowiedzieć. Ale na razie jest za wcześnie. Musimy to przeczekać. Mamy jeszcze trochę czasu.

- Ale kim ja jestem? - przygryzła wargę, w napięciu czekając na każde kolejne słowo Wszechojca

Mężczyzna podniósł dłoń i potarł nią czoło, a potem zakrył twarz. Westchnął. Może zastanawiał się, czy powiedzieć jej to, o czym sam wiedział. A raczej, czego się domyślał. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie, a każda nieubłaganie przybliżała go do odpowiedzi. W końcu ponownie westchnął i opuścił rękę, przenosząc wzrok na wyczekującą Var.

- Widzisz, istnieją w tym Wszechświecie istoty, którym nie może się równać nic... ani nikt. Ja również. Demony stworzone przez Chaos, jeszcze zanim powstał nasz Wszechświat. Są silniejsze niż cokolwiek, czego dotąd doświadczyliśmy.

Miała wrażenie, że zakręciło się jej lekko w głowie. Nigdy nie wyobrażała sobie do końca potęgi Odyna, jednak miała świadomość, że jest najpotężniejszą istotą we wszystkich Dziewięciu Królestwach. A tymczasem nagle dowiedziała się, że nie miała racji.

- Kim oni są? - cichutko zapytała, od razu bojąc się odpowiedzi

- Nie wiem. Wiem tylko, że ty jesteś jedną z nich.

Wypuściła z sykiem powietrze z płuc. Zatrzęsła się. Zaczęła gwałtownie kręcić głową, próbując odrzucić usłyszane zdanie.

- Ja... Nie rozumiem. Ja nie chcę.

- Na razie nic nie jest jeszcze stracone. Spróbuję znaleźć rozwiązanie. Jeśli chcesz, może znajdę coś, co zabierze od ciebie ten ciężar. Obiecuję - położył jej dłonie na ramionach, zmuszając ją do spojrzenia sobie w oczy. - To nie koniec. A nawet jeśli mi się nie uda, znam kogoś, kto pomoże ci okiełznać tę moc. Strażniczko, pamiętaj o tym - odsunął się.

Wpatrywała się we Wszechojca, myśląc intensywnie nad odpowiedzią. Nie zdecydowała się na żadną, więc tylko kiwnęła głową i jednym płynnym ruchem ręki zgasiła drobne płomyczki, a jej tęczówki na powrót przyjęły barwę ametystu.

Odyn uśmiechnął się i skinął głową Var, po czym podążył w kierunku korytarza, żeby wrócić do sali. Ale była jeszcze jedna rzecz.

- Nathaira wspomniała o niej - zawołała za nim, znieruchomiał. Odetchnął głęboko, po czym ruszył dalej. Ale rzucił na odchodne:

- Przykro mi - i tyle. Nic więcej.

Gdy zniknął w korytarzu, dziewczyna oparła się o balustradę. Stała tak parę minut, próbując ochłonąć. Gdy wyrównała wreszcie oddech, szybko ruszyła ku przyjaciołom.

〰️〰️〰️〰️〰️

- I ja wtedy do nich: oddajcie mi pokłon, nędzne kreatury, albo do końca będziecie słyszeli Volstagga śpiewającego sopranem. Pokłonili się! - cała grupka ryknęła śmiechem, gdy Fandral opowiadał kolejną anegdotkę ze swoich przygód.

Min siedziała wsparta na łokciu i przysłuchiwała się im. Chichotała pod nosem co jakiś czas, w odróżnieniu od Thora, Fandrala, Hoguna i Volstagga ryczących na całą salę. Naprawdę ich lubiła, jednak wojownicy potrafili być męczący. Nie, żeby przeszkadzały jej historie opowiadane przez Fandrala, wręcz przeciwnie. Nie trzeba było być jasnowidzem, żeby dostrzec słabość, jaką Min żywiła do wojownika. Spojrzała na Lokiego i nagle przyszło jej do głowy pytanie, na które odpowiedzi nie mogła szukać razem z innymi. Wstała i podeszła do czarnowłosego.

- Loki, mogę cię prosić na moment?

Wstał i razem ruszyli wzdłuż stołów. Obdarzyła go uśmiechem, chociaż w głębi duszy cała dygotała ze zdenerwowania.

- Co... Co z nią?

Przechylił lekko głowę i chwilę zastanawiał się nad doborem słów.

- Wiesz o tym wszystkim? - znał odpowiedź na to pytanie. Minartia skinęła głową.- Jest... Jest rozdygotana. Chociaż nie chce tego pokazać. Mam wrażenie, że to jej sposób obrony przed tym wszystkim. Udaje, że nic się nie dzieje. Boję się o nią.

- Wiem - uśmiechnęła się delikatnie. - Tak, stara się być twarda. Ale dzisiaj pierwszy raz widziałam ją w takim stanie. Jest taka... Pusta. Kiedy mówi o tych mocach, to jakby mówił ktoś inny - skinął głową. - W każdym razie chciałam z tobą porozmawiać, bo musisz wiedzieć jedną rzecz - zatrzymali się kilka metrów od głównego stołu, jednak mówili na tyle cicho, że nikt z przyjaciół by ich nie usłyszał. - Ona ci ufa. Myślę, że dużo bardziej niż mnie. Bardziej, niż samej sobie. Pod żadnym pozorem nie możesz tego zaprzepaścić. Jeśli straci to zaufanie, wciąż będzie miała mnie, ale... Ale ciebie potrzebuje dużo bardziej.

- Więc czemu nie powiedziała mi o tym wcześniej?

- Nie chciała cię tym obarczać. Ufa ci, ale była przekonana, że podoła temu sama. Ale teraz i ja, i ona widzi, że może nie dać rady. Jesteś jej potrzebny. Nie wiem, co was łączy, nie wiem, czy słowa Thora o bratankach są prawdziwe. A nawet, jeśli nie, po prostu jej nie zawiedź, dobrze?

W tym momencie oboje dostrzegli Var wchodzącą bocznym wejściem, pozdrawiającą promiennym uśmiechem Asgardczyków, świętujących koronację ich nowego króla. Na swój sposób jaśniała. Jak tęcza po deszczu, jak wschód słońca, jaśniała. Wesołe ogniki znowu tańczyły w jej pięknych, wielkich i pełnych nadziei oczach. Wszystkie smutki zamaskowała i schowała głęboko, aż na dno swojej duszy. Nie chciała się na razie martwić tym złotem, jej mocą. Chciała świętować i cieszyć się. Tańczyć i śpiewać. Przez skórę niemalże można było zobaczyć przebijające się wszystkie jej desperackie pragnienia, które chciała tego wieczoru wcielić w życie. Była piękna.

- Nie zawiodę jej. Nigdy.

❇❇❇❇❇

Rozdział dedykowany Rddxrete, gdyby nie Ty, pewnie nie zmobilizowałabym się do napisania tego rozdziału😉

Hejka! Mam nadzieję, że rozdział się podobał! Komentujcie i pokazujcie błędy, to naprawdę pomaga. Co myślicie o sekrecie Var i jej relacji z Lokim? Czekam na Wasze zdanie!

Do napisania👋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro