7. "Wiedźma. Nieposkromiona i nienasycona"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zanim zaczniemy, proszę, komentujcie! Do pisania potrzebna jest motywacja, a komentarze są dla mnie najlepszym motorem napędowym. Dzięki!😁

Z przemówienia Odyna i składania przysięgi przez Thora podczas koronacji Var zapamiętała niewiele. Skupiała się jedynie na obserwacji tłumu. Bała się, że dostrzeże tam kogoś podejrzanego. Ale jednocześnie przeskakiwała wzrokiem po Asgardczykach bardzo dokładnie, poświęcając temu całą swoją uwagę. Dlatego w momencie, w którym zobaczyła jednego z pięciu żołnierzy odesłanych przez nią do pilnowania Sali Artefaktów zdążającego szybko w jej stronę, zerwała się z miejsca i od razu ruszyła w stronę Sali, chwytając wcześniej za ramię Zariusa. Gdy strażnik do niej dotarł, wydyszał wiadomość o ataku Jotunów. Dziewczyna zachowała zimną krew, wysłała generała, żeby ostrzegł Odyna, a sama pognała wraz z mężczyzną ku Sali. Biegli tak szybko, jak zdołali, co sprawiło, że po niecałych dwóch minutach byli na miejscu. Drzwi były uchylone, więc białowłosa chwyciła za miecz i pchnęła je gwałtownie. Szybko oceniła sytuację: pięciu przeciwników, bez specjalnego uzbrojenia. Ale jakich przeciwników! Za każdym razem, gdy Var spotykała na swojej drodze Lodowego Olbrzyma na jej twarzy pojawiał się nieprzyjemny grymas. Każdy z Jotunów górował nad dziewczyną. Byli ogromni, co czyniło ich także niesamowicie silnymi wrogami, ale i mało zwinnymi i zręcznymi. Podczas kilku walk z nimi białowłosa zdążyła wiele razy przeanalizować ich styl walki, więc teraz od razu na nich ruszyła.

Po dosłownie kilku sekundach z pomocą przybył także Zarius. Ona, generał i dwóch strażników zatraciło się w walce. Miała doświadczenie w pojedynkach z takimi przeciwnikami, więc wiedziała doskonale, że nie ma szans w zwykłej taktyce. Dlatego też odchylała się na prawo i lewo, skakała między przeciwnikami, jakby walka była tańcem. Nie próbowała sparować żadnego ciosu, bo Jotunowie byli zwyczajnie za silni i nie dałaby rady. Toteż cięła po kolanach, kostkach i łydkach. Była za szybka, a potwór po kilku takich cięciach nie dawał rady utrzymać pionu. Upadał, a wtedy Var zadawała śmiertelny cios. W ten sposób pokonała już jednego Olbrzyma, a gdy była tuż-tuż zabicia kolejnego, usłyszała huk. Odwróciła się i ujrzała Thora rażącego swoim młotem Jotuna, z którym walczył strażnik. Drugi członek Gwardii leżał na posadzce w kałuży krwi. Variel zacisnęła zęby i w przypływie nagłej wściekłości przebiła ostrzem krtań drugiego Olbrzyma. Gdy upewniła się, że ten nie żyje, wyprostowała się i odwróciła w stronę Lokiego, Odyna i Yellow, którzy tuż za niedoszłym królem wbiegli do Sali. Po chwili również i Zarius, i strażnik pokonali swoich przeciwników.

Czarnowłosy książę rzucił jej pytające spojrzenie, ale ona pokręciła głową na znak, że nic jej nie jest i posłała mu uśmiech. Ten odetchnął z ulgą, ale po chwili zmarszczył brwi, patrząc na swojego brata, chodzącego dookoła ciał Jotunów. Był wściekły i mamrotał coś pod nosem. Gdy przechodził obok dziewczyny, ta cofnęła się w cień, obawiając się nieco jego zachowania. Yellow stanęła przy niej, starając się oddychać jak najciszej mimo zmęczenia, nie chcąc zwrócić na siebie uwagi księcia. To właśnie w momentach takich jak ten jego porywczość przejmowała górę nad rozsądkiem i opanowaniem. To właśnie w momentach takich jak ten Variel zgadzała się z Lokim, że Thor nie nadawałby się na władcę. A z drugiej strony Strażniczką targało poczucie winy. Kolejny raz nie udało jej się zapewnić bezpieczeństwa obecnym w Pałacu. Zamyślona, zawiesiła wzrok na drugim księciu, który przyjął tą samą taktykę, co ona, stając przy kolumnie po drugiej stronie Sali. On też na nią patrzył, a na jego twarzy majaczyło coś, jakieś uczucie, którego nie mogła rozszyfrować.

- Variel, idź do Królowej i powiedz jej, że wszystko w porządku. Niech uspokoi gości - Wszechojciec rozkazał nieznoszącym sprzeciwu głosem.

Strażniczka skinęła głową, skłoniła się szybko i wraz z Yel podążyła żwawym krokiem w stronę wyjścia, przeszła przez drzwi i skierowała swoje kroki ku Sali Tronowej.

〰️〰️〰️〰️〰️

- Wszystko w porządku, dziewczyno? - Var absolutnie nie miała najmniejszej ochoty odpowiadać. Ból w głowie był tak silny, że dziewczyna nie rozpoznała nawet, kto do niej mówi. Ściskała ręką czoło, jakby to miało jej pomóc.

- Tak, jest dobrze. Muszę tylko chwilę posiedzieć i odpocząć.

Od ataku Jotunów minęła już godzina, ale w Pałacu dalej panowało zamieszanie. Koronacja została odwołana, ale goście nie wiedzieli, co dalej. Nikt nie wiedział. Gdy Var skończyła załatwiać wszystkie kwestie dotyczące bezpieczeństwa, poszła na obchód sprawdzić, czy aby na pewno w Pałacu jest już bezpiecznie. Po jego pomyślnym zakończeniu odesłała część straży do przeszukania miasta, a sama usiadła odsapnąć w Sali Tronowej, gdzie wszystko miała pod okiem. Siedziała na schodku, gdy złapał ją ten przenikliwy ból.

Podniosła głowę i spojrzała na swojego rozmówcę. A raczej, jak się okazało, rozmówczynię. Marilyn zajęła miejsce obok niej i nie odzywała się. Odwróciła twarz w jej stronę i położyła dłoń na ramieniu. Podparła twarz ręką. Ona też miała ciężki dzień.

- Powinnaś się zdrzemnąć - wstała i podała dłoń dziewczynie. Jej fryzura była jak zawsze nienaganna, ani jeden kosmyk nie wysunął się z ciasnego kucyka na czubku głowy kobiety. – Ja dopilnuję, żeby uspokoić sytuację.

Strażniczka zmarszczyła brwi, ale skinęła głową, podziękowała i skorzystała z oferty pomocy mentorki. Stanęła na nogi i z pomocą Marilyn ruszyła w stronę komnat. Szły powoli, krok za krokiem. Na szczęście do jej komnaty nie było daleko i po kilku minutach były na miejscu. Dziewczyna podziękowała kobiecie i zatrzasnęła się we własnych czterech ścianach, gdzie z radością powitała błogą ciszę. Wzięła proszki przeciwbólowe, padła na poduszki i prawie natychmiast zasnęła.

〰️〰️〰️〰️〰️

Po niespełna godzinnej drzemce, gdy poczuła się już lepiej, Var postanowiła przejechać się konno po mieście i sprawdzić, jak idą poszukiwania ewentualnych zagrożeń. W związku z tym poszła w kierunku stajni, gdzie rezydowała jej ukochana kara klacz, Roma. Była dość młodym, energicznym koniem o kruczoczarnej sierści i błyskających żywo oczach. Klacz wielokrotnie przysłużyła jej się na różnych misjach. Była oddana swojej pani i za to Strażniczka ją ceniła. Gdy dochodziła do drzwi od stajni, dogonił ją Loki. Dziewczyna już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, lecz on ją ubiegł.

- Lecimy do Jotunheimu. Musisz iść z nami - musiała mieć bardzo nierozumiejącą minę, bo książę westchnął i wytłumaczył. - Thor i ta czwórka idiotów lecą Bifrostem do Jotunheimu - Var doskonale wiedziała, o kim mówił. - Ja i ty jako jedyni chyba mamy głowy na karku, musimy wynegocjować koniec ataków, inaczej tam rozpęta się rzeź.

- Chyba żartujesz. Założę się, że nie pytaliście Odyna o zgodę, a bez niego to czyste samobójstwo.

- Dlatego właśnie kazałem strażnikowi po kryjomu przed resztą go powiadomić - no dobrze, to było z jego strony mądre posunięcie.

- Nadal nie wiem, czy to dobry pomysł - pokręciła głową i skrzyżowała ramiona.

Wiedziała, że i tak pojedzie z nimi, chociażby, żeby dopilnować ich bezpieczeństwa. Przy porywczości Thora i jego wściekłości po nieudanej koronacji ta misja mogła nie skończyć się dobrze, tak jak książę mówił.

〰️〰️〰️〰️〰️

Jotunheim w rzeczywistości był tak mroczny i zimny, jak głosiły opowieści. Gdy ciepło Bifrostu zniknęło, Variel zadrżała i objęła się ramionami. Rozejrzała się. Otoczenie, w którym się znaleźli przyprawiło ją o ciarki na plecach. Lodowe królestwo wydało jej się całkiem opuszczone. Ciemne, rozpadające się budowle majaczyły w oddali. Dziewczyna nigdzie nie widziała nawet śladu jakiegokolwiek życia na tej planecie, mimo, że według szpiegów Asgardu w tym momencie na ich spotkanie powinna wyjść co najmniej siedmiotysięczna armia. Ale wyglądało to tak, jakby nikogo nie było w domu. Strażniczka zrobiła jeden krok, żeby wypróbować stabilność gruntu. Patrząc na stan budynków i skał dookoła, równie dobrze po pokonaniu kilku metrów ziemia pod nimi mogła się zapaść. Kto wie, co było pod ich stopami. Cała grupa ruszyła ostrożnie przed siebie. Możliwe, że wszyscy Jotunowie przenieśli się do podziemi. To z pewnością było lepsze rozwiązanie, niż zamieszkiwanie tych ruin. Jak na zawołanie wielka budowla na szczycie pobliskiego klifu runęła w dół i z okropnym hukiem rozbiła się o ziemię. Echo poniosło się po tej mroźnej krainie. Było ciemno, ale Strażniczka nie widziała żadnych gwiazd. To musiała być bardzo trudna do zamieszkiwania planeta. Var zadrżała i potarła ramiona dłońmi. Na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. Chciała już stąd odejść. Nie bała się Jotunów, a samej planety. Było w tym krajobrazie coś niepokojącego, coś przyprawiającego o dreszcze.

- Przebyliście długą drogę, by umrzeć - dziewczyna wzdrygnęła się, gdy usłyszała zimny i ochrypły głos. Musiał należeć do kogoś ogromnego, kogoś doświadczonego i bezwzględnego.

Rozejrzała się. Wśród tych skał i po ciemku nie miała szans na szybkie odnalezienie właściciela tego przerażającego głosu. Wytężyła wzrok. Wzgórza miały wiele zagłębień i szczelin, w których z łatwością można było się ukryć.

- Przybyliśmy, żeby pertraktować - Loki odezwał się jako pierwszy. Variel spojrzała w tę samą stronę, co on... i zobaczyła go.

Laufey, król Lodowych Olbrzymów i pan Jotunheimu budził o wiele więcej grozy, niż dziewczyna przypuszczała. Siedział na wykutym w skale tronie, w jednym z największych i zarazem najlepiej zachowanych budynków. Władca miał brudną, niebieskawą skórę, poznaczoną prawdopodobnie bliznami lub znamionami, a przynajmniej tego Var mogła się domyślić stojąc w dość dużej odległości od niego. Ale to nie kolor skóry był najbardziej charakterystyczny w jego wyglądzie, a krwistoczerwone oczy, wpatrujące się prosto w nią. Potwór zmrużył oczy i przechylił głowę. Dziewczynę złapał nagle potworny ból głowy, jakby ktoś ścisnął ją w imadle. Zacisnęła powieki i starała się oddychać miarowo.

- Jestem Thor Odynson - zawołał książę.

- Wiemy, kim jesteś - znowu ten głos. Jak z najgorszego koszmaru.

Spojrzała na Laufeya, a ten dalej wpatrywał się centralnie w nią. Poczuła, że kolor jej tęczówek zmienia się. Dziewczyna podeszła na przód grupy, tak, żeby nikt inny nie widział jej złotych oczu i znowu spojrzała. I napotkała jego uśmiech. Nie szyderczy czy złośliwy, nie. To był prawdziwy uśmiech zwycięstwa, ulgi. Taki jak kogoś, kto wyczekiwał czegoś bardzo długo... a to coś właśnie samo do niego przyszło. Trwał on ułamek sekundy, po czym zniknął. Laufey przeniósł wzrok na boga piorunów, a Var odetchnęła z ulgą.

- W jaki sposób twoje sługusy przedostały się do krainy mego ojca? - warknął Thor

- Grzeczniej, żołnierzyku. Stoisz przed władcą Jotunheimu i to w twoim interesie jest wyjść stąd żywym - Laufey odsłonił żółte i brudne zęby w paskudnym uśmieszku. - Dom Odyna jest pełen zdrajców. Nie sądzisz chyba, że każdy, z kim jesz wieczerzę ma... sumienie? - oczywiście nie była to w żadnym wypadku pomocna wskazówka, bo kolację rodzina królewska jadała w głównej jadalni, gdzie zawsze siadało co najmniej kilkadziesiąt osób.

- Ten zdrajca... To Asgardczyk? - zapytała ostrożnie Var

- Nie, nie jest nim. Wszechojciec trzyma pod swoim dachem różne istoty. Albo jest na tyle głupi, że pozwala im tam żyć, albo po prostu nieświadom zagrożenia, jakie stanowią - Olbrzym zaśmiał się gardłowo. Podczas tej rozmowy musiał się przednio bawić.

- O jakim zagrożeniu mówisz? I czemu w liczbie mnogiej? Jest ich więcej? - z tyłu rozległ się głos Sif

- Tyle pytań, tak mało odpowiedzi - syknął. - Nie mogę wam udzielić takiej pomocy, jakiej oczekujecie. Zresztą, nie chcę. Nie narażę swojego ludu na gniew najpotężniejszej istoty w Asgardzie. A może i we wszystkich Dziewięciu Światach. Nie ujawnię jej tożsamości, choć bardzo bym chciał. Nawet, jeśli jestem jedynym oprócz Odyna, który mógłby jej pomóc.

Variel zadrżała i powstrzymała westchnięcie. Znał prawdę? Wiedział o jej obecności w Asgardzie, prawdopodobnie wiedział też, że właśnie rozmawia z "tą istotą". Ale jeśli to, co mówił, nie było kłamstwem, to mogła być jej szansa... Jeśli Odyn by się rozmyślił i kazał jej czekać kolejne setki lat.

- Mówisz o tej istocie, jakbyś bał się jej bardziej, niż Wszechojca. W rzeczywistości jest tak potężna, jak twierdzisz? - Fandral zadał to pytanie cicho, ale jego głos był drwiący. Nie wierzył w słowa Laufeya. Variel też by nie wierzyła, gdyby nie była prawie pewna, że to o niej mówi Olbrzym.

- Widzisz, wojowniku, są takie rzeczy na tym świecie, których nie rozumiesz. Ona do nich należy. Wiedźma. Jest... wyjątkowa. Nieposkromiona i nienasycona. Nikt ci o tym w Królestwie nie powie, ale... istnieją na tym świecie potwory potężniejsze niż Chaos, który je stworzył. Tak potężne, że niebezpieczne jest, aby wiedziały o swej sile. Ucieleśnienie wszystkich nadziei i koszmarów, które znają ludzie. Nawet Odyn płaszczyłby się przed ich potęgą. Podobno wyginęły miliony lat temu.

- Zatem... czemu nam o nich mówisz? - Loki miał szeroko otwarte oczy. Przełknął ślinę.

- Bo to brednie. Potwory istnieją, a wy powinniście bać się zasnąć, mieszkając z nią pod jednym dachem. A Odyn pozwala jej żyć wśród was. Jak wilczyca w stadzie płochliwych owiec. Wszechojciec jest naiwny, myśląc, że nic wam nie grozi.

- Nie szkaluj imienia mojego ojca! - zawołał Thor z miną sugerującą, że chętnie oplułby Olbrzyma.

- Twój ojciec to morderca i złodziej! - odwarknął Laufey, wstając. Podszedł bliżej, a Var westchnęła z przestrachem. Był jeszcze większy i potężniejszy, niż z początku się wydawał. Syn Odyna wyraźnie działał mu na nerwy. - Przybyliście tu zawrzeć pokój? - skrzywił się - Marzysz o bitwie, jak chłopiec, który chce uchodzić za mężczyznę - uniósł dłoń, a wtedy zewsząd otoczyły ich Olbrzymy.

Wyłaziły ze skał, jakby w istocie je zamieszkiwały. Ich bronią były lodowe ostrza o wielu ostrych jak brzytwa krawędziach. Wojowników były dziesiątki. Odcięły Variel i jej przyjaciołom drogę powrotną. Nie było wielkiej szansy na wygraną w przypadku takiego starcia. Ich jedyną nadzieją teraz pozostało dogadanie się. Loki podszedł do brata i próbował mu wytłumaczyć, żeby odpuścił. Ale Thor zbył go. Oddech dziewczyny przyspieszył. Czarnowłosy stanął przy dziewczynie i rzucił jej zaniepokojone spojrzenie. Król Olbrzymów ostatni raz ostrzegł przyszłego władcę Asgardu.

- Thor, bądźże rozważny. Nie wygramy z nimi - warknęła Sif, a Fandral podszedł do przyjaciela, chwytając go za ramię i odciągając w przeciwną stronę. Książę fuknął z niezadowoleniem, splunął pod stopy najbliższego Olbrzyma i ruszył za przyjaciółmi.

- Uciekaj, księżniczko - zadrwił Jotun.

- Cholera - westchnął Loki.

Var zacisnęła powieki. Wiedziała, co się teraz stanie. Thor tak łatwo nie odpuszcza, a gdy ktoś go sprowokuje... Powoli przesunęła dłoń w kierunku miecza zawieszonego na plecach. Volstagg oparł palce na rękojeści topora, a Fandral przeczesał dłonią włosy i odgarnął kosmyki z oczu. Loki spojrzał na białowłosą, a Variel położyła dłoń na jego ramieniu i bezgłośnie przekazała mu, żeby na siebie uważał. Skinął głową i uśmiechnął się lekko, ale pokrzepiająco, w nadziei, że może jednak Thor pójdzie po rozum do głowy. Sif ustawiła się w pozycji bojowej, a Loki już sięgał do sztyletu, gdy Thor uśmiechnął się kpiąco i zamachnął się Mjölnirem. Gdy trafił, a uderzony przeciwnik został odrzucony kilka metrów dalej i ciśnięty o skały, zapadła głucha cisza. Białowłosa zacisnęła zęby i stłumiła pełne wściekłości westchnięcie. Wyjęła miecz z pochwy i ugięła kolana, szykując się do walki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro