9. "Jestem jednym z nich"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Biały wilk o złotych oczach walczy z innym, o czarnej sierści i rubinowym spojrzeniu. Jego przeciwnik obnaża kły i skacze. Strażniczka obserwuje całą walkę zza białego wilka. On ją chroni. Czarny wbija kły w sierść na grzbiecie wroga tak mocno, że ten aż skomli, ale natychmiast się wyrywa i przystępuje do ataku.

Przeskok.

Wilk o złocistych oczach leży w kałuży krwi. Nie żyje. Jego przeciwnik odwraca się i rusza na łowy.

Przeskok.

"A zresztą... Ten Wszechświat nie należy do nas, prawda?" – Loki oddycha ciężko, patrząc na kogoś przed sobą, kogo Var nie może dostrzec.

Przeskok.

Pięć osób stojących w rzędzie, pochylających z szacunkiem głowy.

Przeskok.

Mała dziewczynka leżąca w kołysce w ciemnym pokoju. Nad nią dwie niewyraźne twarze. Jedna o białych włosach, druga patrząca na niemowlaka przenikliwym wzrokiem ametystowych oczu.

Przeskok.

Czerwona fala otwiera wrota jakiegoś zawalającego się budynku. Wychodzi przez nie...

Przeskok.

I... Ona. Variel. Stoi w czarnym stroju. Mieni się złotem. Na głowie ma koronę. Wygląda jak królowa. Zwycięża, przecież musi, chce zemsty. I nie pochyli czoła przed nikim, bo to ona jest Tą, Którą Wybrał Los.

W jej dłoniach śmierć nadchodzi po kolejnych wrogów.

A ona triumfuje.

Jest piękna.

Przeskok.

Twarz, o której dziewczyna chce zapomnieć. Słowa wypowiedziane głosem słodkim jak miód.

"Rachunki zostaną wyrównane."

Przeskok.

"Zrobiłaś to? Zabiłaś go?" - mała dziewczynka stoi przed Strażniczką. Jest taka drobna. Taka bezbronna.

"Zabiłaś go?"

"Zabiłaś go?"

"Kogo?"

〰️〰️〰️〰️〰️

Strażniczka poderwała się na łóżku i odetchnęła ciężko. Nie czuła tego niepokoju, co wcześniej. Świat też był taki, jak dawniej. Nie był cichy ani zamazany. Wszystko wróciło do normy. Dziewczyna wyjrzała przez okno i stwierdziła, że jest już wieczór. Słońce chyliło się ku zachodowi.

Leżała, myśląc o swoim śnie. Był dziwny. Inny. Nigdy takich nie miała. Nie znała większości osób z niego. Nie wiedziała, o czym mówią. Ale wiedziała, że jest jedno rozwiązanie. Dowie się, co się z nią dzieje i kim jest. Zakończy te wypadki raz na zawsze. Będzie panowała nad mocą albo znajdzie sposób, jak się jej pozbyć. Nie będzie już zdana na czyjąś łaskę. Wszechojciec musiał wreszcie jej to wszystko wytłumaczyć. Był jej to winny już wiele lat, ale teraz dziewczyna nie odpuści. Z zacięciem na twarzy wstała, założyła na siebie ubranie leżące na oparciu krzesła przy biurku po drugiej stronie swojego pokoju i wyjrzała na korytarz. Zdziwiła się, widząc w nim czterech strażników stojących i najwyraźniej pilnujących właśnie jej. Zapytała, o co chodzi, a oni zamiast odpowiedzieć, kazali pójść z nimi. Całą piątką ruszyli przez Pałac. Po jakimś czasie białowłosa już wiedziała, gdzie idą.

Odyn miał jej coś do powiedzenia.

〰️〰️〰️〰️〰️

- Zostawcie nas samych - władca zwrócił się do strażników. Var odprowadzała ich wzrokiem, gdy wychodzili. - Co on ci powiedział? - spytał cicho, a jego głos dziwnie przypominał Strażniczce ton innego władcy, z którym rozmawiała tego dnia.

- Nic konkretnego - wzruszyła lekko ramionami.

- Kłamiesz - warknął. - Zapytam raz jeszcze. Co powiedział ci Laufey?

- Powiedział, że może mi pomóc, wyjaśnić mi naturę mojej mocy.

- I ty mu wierzysz? W takim razie jesteś jeszcze głupsza, niż przypuszczałem - uśmiechnął się pobłażliwie władca.

- Królu, ktoś musi to zrobić, a ty od stuleci odmawiasz mi pomocy, o którą proszę. Komu mam zatem ufać?

- Na pewno nie Olbrzymom. To krwiożercza rasa, zrodzona z Wiecznej Zimy, wciąż wszczynająca konflikty i podjudzająca do wojny. Wybili tysiące naszych! - krzyknął Odyn, a echo jego głosu poniosło się po ogromnej sali. Ale na Var to nie wywarło żadnego wrażenia. Jej wzrok był lodowaty i nieugięty. Nie skuliła się, nawet nie zadrżała na te słowa.

- Dobrze. Skoro jestem taka głupia, za jaką mnie masz, czemu wciąż mam tę posadę? Czemu wciąż jestem Strażniczką?

- Bo muszę cię mieć przy sobie, żebyś przypadkiem nie dokonała masowego mordu. Podobno wiedźmy takie, jak ty mają to w zwyczaju - dziewczyna skrzywiła się na te słowa. - Ale teraz to nie ma żadnego znaczenia. Stałaś się niebezpieczna.

- Zawsze byłam. Dziwi mnie tylko, że dopiero Laufey był w stanie zwrócić na to Króla uwagę.

Zapadła cisza, niczym niezmącona.

- Wracaj do komnaty. Natychmiast - Var uniosła lekko brwi. - Od teraz jesteś w areszcie domowym. Nie wyjdziesz z komnaty, ani nikt nieproszony do niej nie wejdzie, dopóki sytuacja w państwie się nie uspokoi. A ja nie odkryję sposobu, jak to z ciebie wyciągnąć.

- Czemu nagle zmieniłeś decyzję? - Nie doczekała się odpowiedzi na to pytanie, chociaż wcale jej nie oczekiwała. Wiedziała doskonale, że to wydarzenia w Jotunheimie skłoniły Odyna do podjęcia innej decyzji. - A co z żołnierzami? Jak przekażesz im wiadomość, że najpierw Gorat, a potem ich dowódca zostali odsunięci od stanowiska?

- Nie zostałaś odsunięta na zawsze, przez stulecia byłaś dobrym dowódcą. Powiemy im, że został na ciebie rzucony urok, a po wszystkim wrócisz do pracy. Chyba, że wolisz wybrać się na dożywotnią banicję - Var zaczęła kręcić głową, jakby chciała odrzucić usłyszane chwilę wcześniej słowa.

- Naprawdę? Teraz to ja jestem tą... Tą złą?

- Wracaj do komnaty, albo zaraz...

Odyn i Strażniczka unieśli jednocześnie głowy, gdy w sali rozległ się przeciągły zgrzyt. Odległy, a jednocześnie bliski. Brzmiał, jakby Pałac zaczynał się rozpadać, kamień po kamieniu. Oboje wiedzieli, co to oznacza.

- Sala Artefaktów - szepnęła Var, ruszając biegiem w jej stronę, ramię w ramię ze Wszechojcem.

Dotarcie do niej zajęło im dosłownie kilkanaście sekund, więc Odyn zdążył krzyknąć do Strażników, żeby nie wkraczali, tylko sam wszedł do pomieszczenia i zatrzasnął za sobą wrota. Dziewczyna zmarszczyła brwi, ale podporządkowała się tej decyzji. Odwróciła się do żołnierzy i zarządziła pozycję bojową. Miała przy sobie jedynie mały sztylet, toteż miała nadzieję, że przeciwników nie było wielu. Wiedziała, że usłyszany przez nią zgrzyt pochodził od Szkatuły, ale nie mogła zrozumieć, czemu Odyn nie dopuścił straży do środka. Wydała stosowne komendy mężczyznom stojącym obok niej i czekała na rozwój wydarzeń. Aż nagle usłyszała krzyk. Nie zrozumiała słów, ale ten głos rozpoznałaby na drugim końcu świata.

Loki.

A jednak nie ruszyła się z miejsca.

Przynajmniej dopóki nie usłyszała nawoływania zza drzwi. Książę wołał straż.

Momentalnie ona z zastępem straży wkroczyli do Sali. Ale to, co tam zastali, sprawiło, że żadne z nich nie wiedziało, jak zareagować.

Bo Odyn był nieprzytomny. A Loki kucał nad nim, trzęsącymi rękoma lekko nim potrząsając.

Strażnicy, gdy tylko otrząsnęli się z szoku, podbiegli do księcia i króla i zwrócili się w kierunku Var, czekając na rozkazy.

- Zanieście go do komnaty. Dwóch z was ma pójść i sprowadzić tam Królową i znachorkę. Biegiem, nie mamy czasu! - powiedziała drżącym głosem, a wzrok miała niezmiennie wbity w Lokiego

Gdy tylko zostawili księcia i Variel samych, ta natychmiast podbiegła do siedzącego na posadzce mężczyzny, przyklękła obok niego i wtuliła się w jego drżące ciało. Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, zobaczyła, że jego twarz była mokra od łez. Podniosła dłonie i starła je.

- Co on ci zrobił?

Gdy Loki nie odpowiadał, dziewczyna pokręciła głową, chwyciła delikatnie jego twarz i pocałowała go w policzek, po chwili szepcząc:

- Możesz mi zaufać, pamiętasz?

- On mnie okłamywał. Cały ten czas - zmrużyła oczy, czekając na wyjaśnienie. - Nie jestem Asgardczykiem, jestem potworem. Jestem jednym z nich. Z Jotunów - dziewczyna wciągnęła głośno powietrze. - Wiesz... Wtedy to wszystko nabrało sensu. Czemu Olbrzym mnie nie sparzył, czemu wyglądam inaczej, niż reszta rodziny. Czemu Odyn nigdy nie traktował mnie poważnie. Nigdy tak naprawdę nie myślał, że mogę zasiąść na tronie. A ja jednego tylko nie rozumiem.

- Czego?

- Czemu zawsze wpajał mi nienawiść do mojej rasy. Czemu mówił, że wszystkich zabije. Czemu mówił, że są potworami, które nie zasługują na życie. Wiedział przecież, że jestem jednym z nich.

Strażniczka widziała to wszystko. Czuła złoto pulsujące pod jej skórą, a w głowie kłębiły jej się wspomnienia,  pojedyncze obrazy, które mogły należeć tylko do jednej osoby. Do Lokiego. Widziała te wszystkie momenty, gdy Odyn krzyczał na niego, gdy go ignorował i wywyższał starszego z braci. Gdy zarówno on, jak i Thor obiecywali, że pewnego dnia wybiją wszystkie Olbrzymy. Wszystkie chwile, gdy Loki był krzywdzony, upokarzany i niedoceniany. I, na bogów, dziewczyna chciała zabić Odyna za to. Var drżała z wściekłości i smutku, ale nie puściła księcia. Trzymała go przy sobie, jakby mogła go ochronić przed całym złem, którego doświadczał przez stulecia. Czuła się winna, że nie zareagowała na to, jak Odyn traktował Lokiego. Tuliła go i nie zamierzała wypuścić, ale też była świadoma, co oznacza ten dzień. To koniec, o którym mówiła Nathaira. Nie była nim koronacja Thora, tylko moment, w którym Loki dowiedział się o swoim dziedzictwie.

I czuła w sercu głęboko zagnieżdżoną obawę, że niedługo oboje z księciem zostaną wystawieni na jeszcze gorsze próby.

〰️〰️〰️〰️〰️

- Jak go wybudzić? - Variel stała przy wejściu do komnaty sypialnej pary królewskiej, obserwując Lokiego i Friggę siedzących przy śpiącym Odynie. Obok niej Zarius opierał się o framugę i próbował utrzymać się w pionie po bardzo długiej i trudnej operacji wojskowej w Vanaheimie.

- Nie wiem - odrzekła Królowa, podpierając policzek dłonią i wzdychając cicho. - Nigdy wcześniej nic takiego się nie wydarzyło. Loki, musisz objąć tron.

Spojrzenia wszystkich w sali skoncentrowały się na księciu. Ten przygryzł wargę, skinął głową i wstał. Jego matka uśmiechnęła się lekko, a on ruszył w kierunku wyjścia.

- Variel, poproszę cię ze sobą - ta przytaknęła i dygnęła lekko Zariusowi i Friddze, po czym wyszła z sali ramię w ramię z Lokim.

〰️〰️〰️〰️〰️

Gdy mieszkańcy, żołnierze i służba została powiadomiona o przebiegu wypadków, Var i nowy król weszli do sali tronowej. Loki podszedł powoli do tronu, a dziewczynie zdawało się, że na swój sposób celebruje tę chwilę. Mężczyzna zawsze marzył o objęciu władzy w Asgardzie, a teraz dostał ją mimo, że nigdy nie miało się to zdarzyć. Strażniczka wiedziała, że jego rządy dobiegną końca już niedługo, gdy tylko Wszechojciec się obudzi, ale nie miała serca mu tego mówić. Nie po tym, co przeszedł tego dnia. I nie po tym, jak Odyn chciał ją zamknąć pod kluczem. Na razie dobrze się stało, że zasnął.

- A ja wciąż... A ja wciąż nie mogę uwierzyć w to, kim jestem - Loki pokręcił głową i zaśmiał się gorzko. Gdy dziewczyna podeszła bliżej, zobaczyła, że jego oczy są wypełnione łzami. Chciała coś odpowiedzieć, ale on kontynuował: - Ale teraz to nie ma żadnego znaczenia. Jestem królem.

- Jesteś. Każdy w tym Pałacu to rozumie, ale...

- Ale co? - warknął, a ton jego głosu sprawił, że Var poczuła się bardzo dziwnie. Jakby mówił do niej ktoś inny.

- Loki, co się z tobą dzieje? - zmarszczyła brwi

- Nic, nic się nie dzieje. Wszystko wreszcie stało się jasne. A mój... A Odyn nie przeszkodzi mi w rządach. Wszystko jest lepiej niż przypuszczałem, że może być.

- Nie poznaję cię - czuła się, jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody. - Loki, czemu się tak zachowujesz? Jest ci ciężko i ja rozumiem to jak mało kto tutaj. Ale nie możesz pozwolić, żeby dzisiejsze wydarzenia odebrały ci to, kim jesteś. Nie Jotunem lub synem Laufeya. Jesteś synem Friggi, dobrą i prawdopodobnie najbardziej przebiegłą osobą w całym Asgardzie. Będziesz wspaniałym władcą, jeśli o tym nie zapomnisz - uśmiechnęła się delikatnie, jednocześnie chwytając jego dłoń i ściskając ją.

- Nie musisz być moją terapeutką. Masz chyba wystarczająco dużo zajęć po odejściu Odyna - wzrok Lokiego był utkwiony gdzieś w dali, ponad jej ramieniem.

Jej twarz stężała. Pokręciła głową, wyprostowała się i dygnęła lekko. Odwróciła się na pięcie i wyszła z sali tronowej. Dopiero, gdy znalazła się za drzwiami, oparła się o ścianę i zasłoniła oczy dłońmi.

〰️〰️〰️〰️〰️

- Panowie, nadszedł moment, w którym musiałam dokonać pewnego wyboru. Rozumiem, że czujecie się niepewnie. Po tym, jak Odyn zapadł w letarg, książę Loki objął władzę nad Asgardem, o czym doskonale wiecie. Jesteśmy w stanie wojny z Jotunami, ryzyko ataku jest więc większe z każdą godziną, a my nie mamy stabilnej sytuacji wewnętrznej. Co gorsza, nie możemy do końca ufać naszemu nowemu królowi, przynajmniej dopóki nie wykaże, że jest kompetentny i godny tego zaufania. Jesteśmy żołnierzami postawionymi na linii frontu praktycznie bez dowódcy. Nie możemy liczyć na generała i resztę wojska, skoro oni są zajęci organizacją obrony granic. Jesteśmy sami - w sali, gdzie Var zgromadziła wszystkich swoich żołnierzy, zawrzało. - Dlatego muszę was prosić o zaufanie mi w tych ciężkich czasach. Razem przetrwamy tę burzę, tak jak wszystkie poprzednie. Mam dla was rozkazy.

Powoli rozejrzała się po sali, patrząc na swoich żołnierzy. Uśmiechnęła się, próbując dodać im otuchy. Była piękna, tak sądzę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro