Pierwszy Raz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po skończeniu swojej jak zawsze cholernie długiej pracy w biurze, Simon wsiadł do swojego samochodu i zaczął przemierzać miasto. Patrząc przez okno, obserwował tłum ludzi, którzy gonili za swoimi codziennymi sprawami. W jego głowie krążyły myśli o życiu, które poza mafią wydawało mu się pozbawione sensu i celu. Od dawna czuł, że jest zbyt głęboko wplątany w rodzinny biznes i choć z jednej strony zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństw z tym związanym, to z drugiej strony nie potrafił sobie wyobrazić życia bez nich. Czasem miał wyrzuty sumienia za to, co robi, ale zawsze znajdował w sobie siłę, żeby je stłumić i skupić się na wykonywaniu swoich obowiązków. Jego myśli przerywał jedynie hałas z zewnątrz. Zerknął przez szybę i zobaczył kłęby dymu unoszące się nad jednym z budynków. To był pożar, który szybko został ugaszony przez straż pożarną. Zobaczył też ludzi, którzy pomagali wyciągać z płonącego domu rannych. Zastanawiał się, jak to jest, że w jednym momencie ludzie są zdolni do okrutnych czynów, a w innym potrafią zatroszczyć się o bezpieczeństwo innych.

Przypomniał sobie nagle o swoich dniach szkolnych, kiedy to wiele dziewczyn za nim latało. Był przystojny i pewny siebie, a dodatkowo jego nazwisko otwierało przed nim wiele drzwi. Jednak wtedy nie interesowały go miłosne prawdy, a jedynie zabawa i przygody. Gdy miał czternaście lat, ojciec wypisał go ze szkoły, aby Simon mógł w pełni skoncentrować się na tym, czego uczył go w domu. To tata nauczył go strzelać, bić się i wykonywać inne potrzebne do funkcjonowania w mafii rzeczy. Mężczyzna miał stać się najlepszym z najlepszych, a jego ojciec starał się, by jego syn był bezkonkurencyjny w każdym aspekcie działalności mafijnej. Simon zastanawiał się, jak bardzo to wszystko wpłynęło na jego życie. Był uzależniony od rodziny i wydawało mu się, że bez niej nie przeżyłby nawet jednego dnia. Czuł się jak marionetka w rękach ojca i innych, a nie wiedział, czy kiedykolwiek odzyska wolność.

Otworzył drzwi, zeskoczył z fotela i przekroczył próg jego ulubionego lokalu, a potem usaidł na najbliższe krzesło przy barze. Był zmęczony, ale wiedział, że kawa pomoże mu przetrwać kolejną noc. Zobaczył tylko jednego klienta, który siedział przy stoliku z książką w dłoni, patrząc na przemian przez okulary to na niego, to na powieść. Mężczyzna cechował się niezwykle wysokim wzrostem i jasną skórą, co wyróżniło go od tutejszych tubylców. Simon zastanawiał się, co obcokrajowiec robi w tak małej, niepopularnej kawiarni w środku Włoch.

Zamawiając espresso, usłyszał od niego miłe "buonasera".

"Przynajmniej coś umie po włosku," prychnął pogardliwie do siebie, sceptycznie skanując go wzrokiem.

Przyglądając mu się dokładniej, zauważył, że ma proste, ciemne (szczególnie starannie ułożone) włosy, szarozielone (a może niebieskie?) oczy i delikatny uśmieszek pod nosem, który świadczył o jego zachwyceniu czytaną historią. Miał na sobie elegancki, skromny w zdobienia, garnitur, kapelusz i muszkę. Bynajmniej z wyglądu, wydawał się bardzo uprzejmy.

Mafiozo zaczął wyczuwać, że coś jest nie tak. Mężczyzna wydawał się zbyt... niewinny, jakby chciał coś ukryć. "Eh, zwykły, niepotrzebny mi w życiu problem" pomyślał Simon, postanawiając zostawić tego człowieka w spokoju i pozostać ostrożnym, tak jak zawsze to robił. Jednak szczerze, miła rozmowa pomogłaby mu oderwać myśli od pracy i naładowała siły do dalszej roboty...

-Myślałem, że Włosi zawsze się uśmiechają - zagadnął nagle "problem," popijając herbatkę z ozdobnej filiżanki. Simon przechylił głowę z zainteresowaniem.

Jedną z rzeczy, która go zdziwiła, to język nieznajomego. Końcówki słów zakręcał i podkręślał spółgłoski, które powinny być nieme. Nie tylko z powodu wyglądu, ale też ze sposobu mówienia, można było się domyślić, że nie jest stąd. Włoch poczuł się trochę dziwnie, ale potem zaczął z nim rozmawiać.

-Najwyraźniej ja jestem wyjątkiem od tej reguły - skomentował oschle, a potem zmrużył delikatnie oczy - Nie wiedziałem, że dają tu takie kubki - zadziwił się, nie tylko owym przedmiotem, ale także swoim pytaniem. Miał przecież pozostać zimny!

-Ah, jakże cieszy mnie, iż zdołałeś zauważyć! - Mówił z ekscytacją, ale powoli, jakby starannie wybierał słowa, ale jednocześnie bardzo dobrze wiedział jak to wszystko poprowadzić - To taki mały nawyk, który wziąłem ze sobą z dala od domu. Lubię mieć coś swojego, co przypomina mi o codziennych przyzwyczajeniach, nawet będąc w zupełnie innym miejscu.

Simon zmarszczył brwi, czując, że nie do końca otrzymał odpowiedź wprost, na co nie był przygotowany. Mężczyzna jakby zauważył to i prędko poprawił się, bez nawet cienia niepewności.

-Sam go tu przyniosłem - wyjaśnił spokojnie, delikatnie poprawiając niewielkie okulary, prawdopodobnie do czytania, na nosie i zamknął cienkie, jednak dobrze zarysowane wargi.

-Przyznam, że twoja obecność tutaj mnie zaskakuje - przyznał ostatecznie wprost Simon, nie pozostawiając wątpliwości jako do swoich niepewności - Nie wyglądasz na typowego turystę w tym zakątku kraju. Tutaj raczej... Nie bywa wiele osób... - Mężczyzna spojrzał na rozmówcę spod krzaczastych brwi, starając się odczytać coś z jego reakcji.

-Nie wszyscy z naszych podróży wybierają zawsze te najbardziej oblegane miejsca. Czasem chcemy poczuć się jak miejscowi, odkryć coś oryginalnego - odpowiedź była niezwykle spokojna, starająca się rozładować atmosferę niepewności, a może nie i tylko miała cel go odpędzić? Trudno było ocenić.

Przekonany, że ten unikał odpowiedzi lub celowo go prowokował, Simon poczuł wzrastającą irytację. W jego doświadczeniu ludzie rzadko bywali tak śmiali, a jednocześnie tak skryci, zwłaszcza w miejscach takich jak to, w którym teraz siedzieli.

-Czyżbyś miał na myśli moją skromną kawiarnię jako coś "oryginalnego"? - zapytał z ironią, próbując zachować powierzchowny dystans, choć teraz już czuł piorunujący dreszcz na kręgosłupie, wiedząc, że lada moment trafi go cholerny szlag. Zazwyczaj w takich momentach ludzie zaczynali się go bać!

-Otóż tak - beztroskie skinięcie głową rozwścieczyło go jeszcze bardziej - Naprawdę wierzę, że każde miejsce ma swoją historię i swoje piękno. W końcu, każdy kąt może skrywać coś wyjątkowego.

Simonowi zaczynało brakować cierpliwości. Opanowanie, którego zawsze tak bardzo pilnował, zaczęło tracić grunt pod nogami w obliczu tej interesującej, a zarazem irytującej rozmowy. Czuł, że chce to przerwać, ale zarazem wzbudzało to jego ciekawość.

-Uwielbiam takie miejsca... - westchnął z nikąd melancholijnie cudzoziemiec, wpatrując się z tęsknotą w ciepły, głęboki kolor swojego wystygłego picia.

*Przypominał mu nocne światła centrum Paryża...*

-Tak! Tu się mam! - Simon uradował się jak dziecko, wychwytując z ulgą pierwszą oznakę wyraźniej emocji, którą potrafił wyczytać.

Francuz spojrzał na niego zaskoczony, jakby z niedowierzaniem, i skupił na nim swoje migdałowe źrenice - Wiesz, chyba pierwszy raz dzisiaj zobaczyłem prawdziwe, ludzkie emocje na twojej twarzy - rzekł z delikatnym uśmiechem, jakby mężczyzna przed nim właśnie nie wykrzyknął największej głupoty na świecie!

Simon lekko się zaczerwienił, nieoczekiwanie świadomy swojego przejawu uczuć, które zazwyczaj zaciekle starał się ukryć. Zerwał kontakt wzrokowy, który przypadkiem został przelotnie nawiązany i pochylił się nad kawą, próbując schować swój zawstydzony wyraz twarzy.

-Przepraszam za to - wydusił z siebie po chwili ciszy - Nie wiem, co mnie tknęło.

Ten jednak tylko pokręcił delikatnie głową - Nie ma za co przepraszać. Wszyscy jesteśmy w końcu ludźmi - odezwał się spokojnym tonem.

Simon, chwyciwszy, ze stresu lekko niezdarnie, filiżankę z gorzką esencją kofeiny, odwrócił wzrok i machnął lekceważąco ręką, jakby zamiatając niezręczną okoliczność pod niewidzialny dywan.

-Przepraszam za to zamieszanie, ale... jak masz na imię? - zapytał, starając się wpleść pytanie tak, aby stonować atmosferę.

Mężczyzna uniosł powoli głowę, a jego czekoladowo srebrne kosmyki włosów odsłoniły niezmiennie spokojną twarz. Głęboko osadzone oczy spoczęły na spiętym ciele Simona, promieniując niepokojącym, lecz zarazem urzekającym blaskiem.

-Thomas - jego głos brzmiał jak najgłębszy, najbardziej intrygujący dźwięk najpiękniejszej na świecie jazzowej melodii - Ale mów mi Thom - Słowa ulatywały w powietrzu z nutą nieuchwytności, jakby nosiły w sobie tajemnicę świata, którą niełatwo poznać.

Dlaczego to imię wydawało mu się czymś więcej niż tylko etykietą? Czemu odkrywanie więcej o tym mężczyźnie sprawiało mu przyjemność? Dlaczego to było tak fascynujące? Z głębi zaschniętego gardła Simona wybrzmiał tylko jeden, chrapliwy dźwięk, o którym jeszcze nie wiedział, że będzie go nawiedzać do kresu jego dni.

-Thom...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro