Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział 1

Jedna mała chwila, a zmienić może dużo...

Obudziły mnie promyki słońca. Zamknęłam oczy. Nie chciałam, żeby cokolwiek przeszkadzało mi w cudownym śnie. Jeszcze dosłownie przed chwilą oddawałam się błogim marzeniom, że w cale nie ma mnie w tym domu. Starałam się do nich wrócić, lecz nie było mi to dane.

-Carlita wstawaj natychmiast! Idziemy na Pokątną, a jeśli się nie ruszysz, to nic nie będziesz miała do szkoły!

-Już wstaję! -krzyknęłam.

-Masz dziesięć minut!

Westchnęłam. Dlaczego nie mógł obudzić mnie trzydzieści minut wcześniej? Doceniam to, że pozwolił mi się wyspać, ale to lekkie przegięcie dawać mi dziesięć minut na zjedzenie śniadania, ubranie się, uczesanie, umycie zębów i zabranie ze sobą listu ze szkoły. Tak jednak było też rok temu i dwa lata temu... Nic na to nie poradzę. Ponownie westchnęłam, a następnie zwlekłam się z łóżka i bez zbędnych ceregieli ubrałam w czerwony t-shirt i czarne jeansy z dziurami. Potem jeszcze rozczesałam swoje rude włosy i związałam je w kucyka. Szybko wybiegłam z pokoju, bo zostało mi już tylko pięć minut, a z nim nie ma żartów. Przekroczyłam próg jadalni i nagle na kogoś wpadłam.

-Uważaj jak chodzisz! Mogłaś mi coś zrobić! -wykrzyknął dobrze mi znany głos.

Nauczona posłuszeństwa powiedziałam do brata przyrodniego:

-Wybacz Draco. Poprostu spieszę się, bo chcę przed wyjściem zjeść śniadanie.

Draco Malfoy. Tak. To przez jego rodzinę zostałam adoptowana. Nie wiem w zasadzie, dlaczego, bo ani Lucjusz, ani Narcyza, ani nawet sam Dracon nie za bardzo mnie lubili. Przykład tego to moja pobudka. DRATYCZNA pobudka. Dzięki Lucjuszowi, (który liczy, że nie zdążę się wyszykować) nie mam praktycznie czasu, by się ogarnąć przed wyjściem na zakupy. A właśnie, ZAKUPY.

Jestem już na trzecim roku w Hogwarcie -szkole dla czarodziei. Oczywiście nikt nie wie o "mojej" rodzinie. Malfoyowie zabronili mi o tym mówić. Ciężko jest również się tego domyślić, bowiem Narcyza i Lucjusz zmienili mi nazwisko na Crawford. Tak w ogóle to ja nie wiem, jak brzmiało ono wcześniej, ponieważ nie mam pojęcia o tym, jak się nazywali, kim byli i, jak zginęli moi rodzice. Malfoyowie o niczym mi nie mówią.

Usiadłam przy stole i w pośpiechu zjadłam kanapkę z serem. Potem pobiegłam do łazienki, umyłam zęby i twarz, a następnie popędziłam do mojego pokoju po list. Ledwo co zdążyłam.

W chwili, gdy stanęłam przy kominku w salonie, Draco już wchodził do środka krzycząc: "ulica Pokątna". Jeśli nie weszłabym po nim, to musiałabym pożegnać się z nowymi podręcznikami. Lucjusz spojrzał na mnie krzywo, ale nic nie powiedział. Zignorowałam jego wzrok i zrobiłam to samo co brat -przeniosłam się na ulicę pokątną.

***

Jak zwykle wszystko musiałam kupić sobie sama. Tak było też w poprzednich latach. Wyjątkiem jest tylko to, że w tym roku Narcyza i Lucjusz pomagają kupować rzeczy Draco, który idzie na pierwszy rok.

Kiedy kupiłam wszystko, co potrzebne, postanowiłam pójść do sklepu z markowym sprzętem do Quidditcha, a w zasadzie pooglądać witrynę, bo na żadną z rzeczy sprzedawanych w tym sklepie nie było mnie stać.

Pod witryną zgromadził się nie mały tłum ludzi. Nie wiedziałam, o co może chodzić. Podeszłą, więc bliżej... i zobaczyłam. Nimbus 2000. Najnowsza miotła, najszybsza na świecie. Wpatrywałam się w nią jak zaczarowana.

Po kilku minutach zdałam sobie sprawę, że powinnam wracać do Malfoyów. Szybko odwróciłam się od wystawy i ruszyłam w miejsce umówionego spotkania. Myśli jednak cały czas zaprzątał mi Nimbus. Przez to nie patrzyłam, gdzie idę i wpadłam na dwie osoby. Poczułam, że tracę równowagę. Nie dane jednak mi było zaliczyć bliskiego spotkania z chodnikiem, ponieważ czyjeś ramiona w porę mnie złapały. Uniosłam głowę do góry i powiedziałam:

-Przepraszam, nie patrzyłam przed siebie. No i dziękuję -w dwóch stojących przede mną osobach rozpoznałam jednak kogoś ze szkoły. -Zaraz... bliźniacy Weasley?

-Wow, Fred nawet na ulicy jesteśmy rozpoznawalni.

-Widzisz George, niedługo nie będziemy mogli opędzić się od tłumu fanów, chcących autograf.

Roześmiałam się razem z nimi.

-Cześć, nazywam się Carlita Crawford. Jestem na trzecim roku w Hogwarcie. Chyba tak jak wy prawda? -zapytałam z uśmiechem.

-Tak. Tak mi się wydawało, że skądś cię kojarzę. A tak w ogóle jestem George...

-... a ja Fred...

-...Weasley -dokończyli obaj, a ja wybuchłam śmiechem.

-Ty to się nie śmiej, bo prawie spowodowałaś nasz wypadek. Kto by potem w szkole dokuczał Filchowi? -rzekł z poważną miną Fred (chyba Fred, bo ich nie rozróżniałam).

-No nie wiem. Może... hmm. Chyba czułabym się w obowiązku was zastąpić... -odparłam z równie poważną miną.

-Rozważymy propozycję pomocy -powiedział drugi z rudzielców.

-Przecież ja nie... nie powiedziałam, że... -dałam spokój z wyjaśnieniami, a oni zaczęli chichotać. Po chwili do nich dołączyłam, a śmialiśmy się tak głośno, że ludzie zaczęli się na nas dziwnie patrzeć.

-A tak przy okazji. Zakupy już zrobione? -spytał, któryś z bliźniaków, powiedzmy, że George...

-Tak. Już nie mogę się doczekać, aż znajdę się w pociągu! Ech... Hogwart to po prostu mój dom... -wyszczerzyłam zęby.

-Trochę cię rozumiem, ale Hogwart byłby lepszy bez nauczycieli...

-...woźnego...

-...głupków...

-...lekcji...

-...przede wszystkim lekcji...

-Dobra! Stop! -krzyknęłam przerywając słowotok Freda i Georga, po czym uświadomiłam sobie, że Malfoyowie na pewno zaraz będą w umówionym miejscu, a ja NIE mogę się spóźnić. -Wybaczcie mi, ale muszę już iść, bo rodzina na mnie czeka -to zdanie ledwo przeszło mi przez gardło. -Miło było mi was poznać. Do zobaczenia w szkole!

-Żegnaj! -zawołał chyba Fred.

-Będziemy tęsknić! - tym razem uznałam, że to George.

Odwzajemniłam uśmiech przesłany przez bliźniaków i pobiegłam do Malfoyów.

-Uważaj, bo jeszcze na kogoś wpadniesz! -zdążyłam usłyszeć jeszcze głos bliźniaków i ich śmiech.

Dotarłam na miejsce umówionego spotkania z myślą, że ten rok na pewno nudny nie będzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro