Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wszystko się sypie


-Maluchu, wstawaj!

-C-co? -otworzyłam oczy i ziewnęłam przeciągle.

-Idziemy trenować. Chodź na trybuny -zaśmiał się George.

-Doooobrzeeeee -ziewnęłam.

Wyszliśmy na boisko, a młodszy z bliźniaków musiał mnie lekko podtrzymywać, bo nie do końca się rozbudziłam. Na zewnątrz słońce było już wysoko na niebie, a cała drużyna, łącznie ze mną, spojrzała z nienawiścią na Wooda, ponieważ była już przynajmniej 8.00! Koleś przetrzymał nas na wykładzie ponad godzinę! Kapitan nie przejął się tym jednak i zaczął prowadzić trening. Żałowałam, że sama nie mogę polatać, ale nie byłam w drużynie. Jeszcze.

    Przez kolejne tygodnie pojawiałam się na KAŻDYM treningu bliźniaków. Musiałam, co prawda budzić się bardzo wcześnie rano, ale reklamowała mi to (raz dłuższa, raz krótsza) drzemka, podczas której Oliver omawiał strategię. Rudzielcy też czasami przysypiali, przez co kilka razy budziliśmy się w dosyć dziwnej pozycji. Moja głowa opierała się wtedy zwykle o ramię George'a, a łby bliźniaków opadały na mój. 

   W końcu nadeszła Noc Duchów. Było to jedno z moich ulubionych świąt, ponieważ wtedy podawano pyszne JEDZENIE. Oczywiście spotkało się to z żartami moich przyjaciół, ale starałam się to ignorować. 

    Dzisiaj razem z rudzielcami postanowiliśmy zrobić sobie wolne od żartów (przynajmniej takich większych). Ale to tylko dzisiaj. W kolejnych dniach uczniowie znowu będą nas widzieć na korytarzach, kiedy będziemy obmyślać psikusy. 

-Maluchu.

-Maluchu.

-Haaalooo, Maluchu!

-C-co! -krzyknęłam przestraszona.

-Siedzisz i od dziesięciu minut patrzysz się w ścianę -rzekli równocześnie bliźniacy.

-Oooo... och... to, dlatego że rozmyśałam -odpowiedziałam wymijająco.

-A, o czym? -George'a najwidoczniej bardzo to zainteresowało.

-Aaaa... o tych wszystkich potrawach, których dzisiaj spróbuję -powiedziałam rozmarzona.

-Ech, Carla. Nie pomyślałaś, że jak będziesz tyle jadła, to przytyjesz? -Fred zaczął się ze mnie nabijać.

-A wiesz, że od początku roku szkolnego jem dużo i nie przybrałam na wadze? -mówiłam prawdę. Najwidoczniej nie mogłam utyć.

-Zaraz podejmiesz kolejną próbę -stwierdził siedzący obok mnie George.

-Dlaczego? -zmarszczyłam brwi.

-Ponieważ mój drogi Maluchu uczta z okazji dnia duchów jest za pół godziny.

-Co?! Muszę się przebrać! Przecież nie mogę iść na nią w dresach i spranym t-shirt'cie! -wrzasnęłam i wybiegłam z pokoju bliźniaków, gdzie rozmawialiśmy wcześniej. Zdążyłam tylko usłyszeć ich głośny śmiech. 

    W pośpiechu weszłam do swojego dormitorium i zaczęłam grzebać w szafie, w poszukiwaniu czegoś ładnego do ubrania. Tego dnia chyba mogę odpuścić sobie mundurek... prawda? Wybrałam sobie szybko czarne jeansy, czerwony golf i nie zwlekając założyłam wszystko na siebie. Dobrałam do tego złotą bransoletkę znalezioną we dworze Malfoy'ów. Starałam się ubrać w kolory Gryffindoru -czerwony i złoty.    

    Rozpuściłam włosy i wpięłam w nie złocistą wsuwkę w kształcie róży -mojego ulubionego kwiatu. To była moja jedyna pamiątka po rodzicach. Malfoy'owie patrzyli na nią z obrzydzeniem, ale udało mi się ją zachować. Obróciłam się i już chciałam wyjść, gdy coś zagrodziło mi drogę. A raczej ktoś.

-Nigdzie się stąd nie ruszysz -powiedziała Alicja. -Mówiłam, żebyś się nie zbliżała do George'a. Mówiłam! -wrzasnęła. Ja stałam, jak wmurowana, niezdolna nic powiedzieć. Zachowanie dziewczyny mnie przerażało. 

-Teraz siedzisz cichutko, ale kiedy spędzałaś z nim czas, wcale tak nie było! Obnosisz się z tym, mimo że zakazałam ci do niego podchodzić! Przytulasz się do niego -grymas wykrzywił jej twarz. -To jest wstrętne. Masz przestać!

    Chwilę potrwało zanim odzyskałam zdolność mowy, ale gdy tylko mogłam już coś powiedzieć zwróciłam się spokojnie do Alicji:

-Posłuchaj. Mnie i George'a nie łączy to, co myślisz. Ja i on jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie chcę z tego rezygnować, tylko dlatego że jesteś zazdrosna -ominęłam ją i chciałam się wydostać z dormitorium, lecz ta złapała mnie za ramię i wysyczała mi do ucha:

-Jeszcze się okaże, kto będzie górą.

     Roztrzęsiona tą "rozmową" poszłam do pokoju wspólnego. Przywitałam się z bliźniakami i Jordanem, a ten ostatni oświadczył z przepraszającym uśmiechem:

-Przepraszam, ale usiądę obok Angeliny.

-Nie ma sprawy Lee -powiedziałam unosząc kąciki ust. Zostawiając chłopaka razem z rudzielcami ruszyłam do Wielkiej Sali. Ci próbowali mnie rozbawić, ale niestety nie wychodziło im to za bardzo. Wszystko, dlatego że wciąż zastanawiałam się nad słowami Alicji "Jeszcze się okaże, kto będzie górą". Nie rozumiałam tego. Nie chciałam się z nią kłócić o bliźniaków. Jeśli ona chce, żeby któryś z nich był jej chłopakiem to proszę bardzo. Mnie zależało najbardziej na przyjaźni z nimi. 

-Maluchu?

-Tak?

-Dlaczego nie jesz? To do ciebie niepodobne.

Spojrzałam na stół. Stały na nim już pyszne potrawy. Wcześniej miałam plany, aby spróbować wszystkiego, lecz teraz -co dziwne -nie byłam głodna. 

-Nie mam ochoty -odpowiedziałam Fredowi.

-Jak to możliwe?! -zawołali zaskoczeni rudzielcy. Nie zdążyłam im odpowiedzieć, bo do sali wpadł profesor Quirrell, krzycząc:

-Troll jest... w lochach! -i zemdlał. 

Wybuchło zamieszanie, a Dumbledore kazał prefektom zaprowadzić uczniów do pokoi wspólnych. Cały czas trzymałam bliźniaków za ręce, żebyśmy się nie zgubili w tłumie wrzeszczących dzieciaków. 

    Usiedliśmy na kanapie, przy kominku. Nagle podeszła do nas Alicja.

-Georgie, Freddie bardzo się boję -zrobiła przestraszoną minę. Potem ku mojemu zdziwieniu wpakowała się na kolana George'a, a następnie przytuliła go mocno. Miałam dość tego widoku. Wiem, że rudzielcy i ona przyjaźnią się na swój sposób, w końcu są w jednej drużynie quidditcha, ale myślałam, że to ja jestem ich najlepszą przyjaciółką! Jak widać się myliłam. 

    Szybko podniosłam się i mimo nawoływań Freda i George'a, wybiegłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i nie minęła chwila, a łzy zaczęły mi cieknąć z oczu. Czułam się fatalnie. Porzucona i samotna. Przeleżałam tak dłuższy czas, aż usłyszałam, że otwierają się drzwi. Wydały charakterystyczne skrzypienie. Pospiesznie otarłam mokre oczy i spojrzałam na osobę, która weszła. Była to Angelina.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro