Rozdział 2
Nuda? Teraz już nie...
Wsiadałam do Expresu Hogwart. Draco został jeszcze, aby pożegnać się z rodzicami, co dla mnie było na rękę, bo nie musiałam znosić jego okropnego towarzystwa w poszukiwaniu wolnego przedziału.
Miałam właśnie otworzyć drzwi pierwszego z nich, gdy nagle dwa podobne do siebie głosy szepnęły "cześć" tuż przy moim uchu. Podskoczyłam i pisnęłam głośno. Wywołało to atak śmiechu u owych dwóch osób stojących za mną. Odwróciłam się patrząc w twarze Freda i George'a. Obaj chichotali jak najęci tak, że nie potrafiłam być na nich zła.
-Proszę, proszę. Kogo my tu mamy? -spytałam z szerokim uśmiechem na ustach.
-Witaj Carlito droga! Tak się stęskniliśmy! -krzyknął jeden z bliźniaków (dalej ich nie rozróżniałam) po tym, jak się uspokoił. W momencie, kiedy skończył to mówić obaj rzucili się, przygniatając mnie do ziemi w uścisku.
-Wow, jesteście dziwni -skwitowałam ich zachowanie, z wahaniem odwzajemniając przytulas.
-Chodźcie, poszukamy sobie przedziału -rzekł jeden z rudzielców i zaczął sprawdzać po kolei wszystkie na swojej drodze.
-Przepraszam, a kto powiedział, że zamierzam z wami siedzieć? -spytałam.
Obaj spojrzeli na mnie.
-Zdradza cię uśmiech. Widać, że się nie oprzesz takim przystojniakom, jak my -rudzielec poruszał porozumiewawczo brwiami.
-Przystojniakom? Ja... tu żadnych... nie widzę -odparłam dusząc się ze śmiechu.
Chłopak udał obrażonego, co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło.
Po chwili razem z Fredem i George'em szukałam pustego przedziału. W końcu udało się jakiś znaleźć i razem tam usiedliśmy.
-Tak w ogóle to nie źle się przestraszyłaś, jak chcieliśmy się kulturalnie z tobą przywitać. Nie sądziłem, że jesteś w stanie wydać z siebie taki wysoki dźwięk -zaśmiał się bliźniak siedzący obok mnie.
-Po pierwsze, nie sądzę, że to co zrobiliście było kulturalne. A po drugie... Ja?! Przestraszyłam?! -udawałam zdziwienie. -Po prostu chciałam sprawdzić wytrzymałość waszych uszu -rzekłam z powagą, lecz widząc miny rudzielców nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
-Ktoś tu lubi żartować -uśmiechnął się... no niech będzie, że Fred. -Co powiesz na to, żeby zrobić jakiś kawał?
-No pewnie! Tylko komu? -zapytałam ze złowieszczym uśmieszkiem na ustach. -Ktokolwiek to będzie, już nie mogę się doczekać jego wyrazu twarzy -zatarłam ręce.
-Kurczę, bracie! Nie powinniśmy więcej spędzać z nią czasu! To jakiś potwór! -krzyknął rudzielec siedzący naprzeciwko mnie.
-No wiesz, Weasley -udałam, że się obrażam. Tak, naprawdę, to okropnie chciało mi się śmiać, a oni dobrze o tym wiedzieli.
-Dobra, dobra przepraszam Carlita -widać było, że w cale nie jest mu przykro, tylko jest rozbawiony.
-Mówcie mi Carla, albo jakoś inaczej, bo Carlita brzmi jakoś tak zbyt oficjalnie -rzekłam lekko zawstydzona.
-Może być Carluś?
-Albo Carlituś?
-A może Carlunia?
-Wiem! Będziemy do ciebie mówili Maluchu!
Wybuchłam śmiechem. Zdrobnienia jakie mi wymyślali były tak rozbrajające, że nie potrafiłam się powstrzymać.
-Maluchu? Ale... dlaczego? -wydusiłam.
-Bo jesteś taka malutka -w tym momencie chłopak (nadal nie miałam pojęcia, czy Fred, czy George) wstał. -Widzisz? Jestem od ciebie wyższy z pół metra.
-Tak, bo stoisz -teraz i ja wstałam. -Patrz. Teraz już taki wysoki nie jesteś!
-Jak nie, przecież jestem stanowczo wyższy od ciebie.
Przyznałam mu rację, bo ją w końcu miał. Faktycznie byłam niższa od obu bliźniaków.
-No więc Maluchu. Komu robimy żart? -zwrócił się do mnie Fred (stwierdziłam, że od teraz tak ma na imię, nawet jeśli to George).
-Hmm. Drogi panie Weasley myślę, że warto zrobić jakiś kawał pierwszorocznym -odpowiedziałam z najpoważniejszą miną, na jaką mogłam się zdobyć w tej chwili.
-Na pewno pierwszorocznym?
-Tak -potwierdziłam, a w duchu zaczęłam wariować, z powodu szansy odegrania się na Draco, za kilka lat okropnego traktowania. Jak byłam w domu nie mogłam tego zrobić, bo dostałoby mi się od Lucjusza i Narcyzy i teraz nie miałabym takiej swobody.
-Zanim to zrobimy. Dlaczego zwracasz się do nas po nazwisku? -spytał drugi z bliźniaków (dla mnie od teraz George). Jego twarz zdobił lekki uśmiech, więc wiedziałam, że nie będzie zły, jak powiem prawdę.
-Bo niestety jeszcze was nie rozróżniam -zrobiłam udawaną, smutną minę, a potem uśmiechnęłam się słodko. -Może byście mi trochę ułatwili...?
-Hmm -Fred udał, że się zastanawia.
-Raczej nie -odparł ze złośliwym uśmieszkiem George.
-Na pewno nie -dodał jego brat.
-Chcemy patrzeć jak się mylisz -powiedzieli jednocześnie i zaśmiali się złowieszczo.
-I kto tu jest potworem?! To raczej ja nie powinnam spędzać z wami czasu! -krzyknęłam.
-Maluchu to ci się teraz nie uda. Jesteś już na nas SKAZANA -rzekł George i razem z bratem zanieśli się jeszcze większym śmiechem niż do tej pory. Ja starałam się zachować kamienną twarz, lecz coś mi nie wyszło i zaczęłam zaśmiewać się razem z nimi.
-To co? Jaki żarcik robimy?- spytałam z rosnącym podnieceniem.
-Może podrzucimy im łajnobombę? -zapytał Fred.
-Świetny pomysł- krzyknęłam i natychmiast wyjęłam jedną z torby. Bliźniacy unieśli brwi, patrząc na mnie z takimi samymi drwiącymi uśmieszkami.
-No co?- speszyłam się trochę. -Co roku biorę jedną do szkoły, z myślą, że jak ktoś mnie naprawdę wkurzy, to jej użyję. Rok temu podłożyłam ją w gabinecie Snape'a, bo mnie zezłościł...
-Co?!
-Ale super!
-Gratulację!
-Genialny pomysł!
-Czyli nie jesteś ślizgonką!
Słysząc ostatnie zdanie zmarszczyłam brwi i spytałam:
-Dlaczego miałabym być ze Slytherinu? -spojrzałam w oczy Georga, który jak mi się wydawało wypowiedział te słowa.
-Patrzysz na złego bliźniaka. To on wygłosił tę kwestię -odezwał się i spojrzał ze złośliwym uśmieszkiem na swojego brata, który ku mojemu zdziwieniu chyba lekko się zawstydził! Cóż nie on jeden. Ja również lekko się wstydziłam z powodu tego, że pomyliłam rudzielców.
-No wiesz... Nie wiem, z którego jesteś domu... a skoro dokuczasz Snape'owi, to raczej nie jesteś ślizgonką... prawda? -zapytał lekko speszony.
-Nie wystarczyło zapytać? -wybuchłam śmiechem, a on wyraźnie się uspokoił.
-A tak dla waszej wiadomości, to nie. Nie jestem ślizgonką. Całe szczęście.
- To z jakiego domu jesteś?
-Zgadniecie potem, a teraz idziemy zrobić kawał!- krzyknęłam i wybiegłam ze śmiechem z przedziału.
-Poczekaj! -zawołali bliźniacy i wystrzelili za mną.
W pewnym momencie się zatrzymałam. Rudzielec, który biegł za mną, przewrócił mnie, bo nie zdążył się zatrzymać.
-Aua! Fred! Uważaj trochę -wrzasnęłam.
-Przepraszam, a tak w ogóle to jestem George.
-Aha -powiedziałam tylko, czując, że rumieniec wypływa mi na twarz.
George podał mi rękę i pomógł mi wstać. Spojrzałam w jego brązowe oczy. Wyrażały rozbawienie, z resztą tak samo, jak uśmiech.
-To wiecie, który przedział zajmują pierwszoroczni? -spytał Fred.
-Ups... nie mam pojęcia -powiedziałam.
-Ja niestety też nie -dodał George.
-No to chyba musimy poszukać -podsumował jego brat i ruszył zaglądając do każdego przedziału na swojej drodze. Wzruszyłam ramionami i poszłam za jego przykładem.
Po jakiś piętnastu minutach i minięciu kilkunastu uczniów, którzy spoglądali na nas z zaciekawieniem, udało nam się znaleźć przedział zajmowany przez pierwszoroczniaków. Ku mojemu szczęściu w śród nich był Draco, który mnie nie zobaczył, co mnie jeszcze bardzie ucieszyło. Odeszliśmy kawałek. Szybko obmyśliliśmy, co należy, jak zrobić, aby nie wyszło na jaw, że to my.
W momencie, kiedy z przedziału zajmowanego przez bandę Malfoya zaczęły dochodzić wrzaski, rzuciliśmy się do ucieczki nawet nie próbując powstrzymać chichotu.
Opadliśmy na nasze miejsca i spojrzeliśmy na siebie. Widok ich twarzy (nie wiem z jakiego powodu) rozbawił mnie jeszcze bardziej tak, że zaczęłam dusić się ze śmiechu.
Chwilkę później, kiedy na szczęście udało nam się uspokoić, drzwi do przedziału otworzyły się i do środka zajrzał chłopak z brązowymi dredami.
-Cześć szukam Fre... Ooo chłopaki jesteście! Długo was szuka... -urwał, ponieważ zobaczył mnie. -Carlita?! Co ty tu robisz?
-Hej Lee -odpowiedziałam uśmiechając się lekko do gryfona. Byliśmy na jednym roku i zdążyliśmy się już przelotnie poznać. -O to samo mogłabym zapytać ciebie.
-To wy się znacie?! -zawołali bliźniacy.
-Tak, przecież ona jest gryfonką i dodatkowo na trzecim roku, czyli razem z nami! A tak w ogóle, to może byście się ze mną przywitali, co? -powiedział Jordan krzywiąc się.
Rudzielcy zignorowali jego ostatnie zdanie i spojrzeli na mnie z bananem na twarzach.
-Ha! Czyli jesteś gryfonką! -zawołał Fred lub George (wymieszali się i znowu nie wiedziałam, który to który).
-Już nie musimy zgadywać! -zapiał drugi z Weasleyów)
-Widzisz Lee? -zwróciłam się do Jordana patrząc na niego krzywo. -Wszystko zepsułeś. A ja się tak dobrze bawiłam, kiedy ci tutaj -wskazałam na bliźniaków -nie wiedzieli, w którym jestem domu!
Chłopak stał jak skamieniały i wpatrywał się w nas głupio, najwyraźniej nie wiedząc, o co nam chodzi i co ja robię w jednym przedziale z Fredem i George'em (w sumie mnie też to trochę zastanawiało). Kazaliśmy mu usiąść i zaczęliśmy tłumaczyć, jak się poznaliśmy i co robiliśmy podczas jazdy pociągiem.
Kiedy Jordan już wszystko zrozumiał, poszedł po walizkę, którą zostawił w innym przedziale, a następnie wrócił i gadaliśmy dalej. W pewnym momencie z ust (chyba) George'a padło pytanie, którego najmniej się spodziewałam:
-Carla... trochę głupio pytać... ale czemu nie spędzasz czasu z koleżankami, tylko całą drogę jedziesz z nami?
-Jeśli nie chcesz, żebym tu była, to spoko już sobie idę -odpowiedziałam zmieszana.
-To nie tak. Nie przeszkadza mi twoje towarzystwo, tylko chodzi o to, że może to ty byś wolała, jechać z kimś innym, a z grzeczności siedzisz z nami...
-Mój braciszek zadał mądre pytanie -poparł go w takim wypadku Fred.
-Chłopaki, czy ja wyglądam na taką, która robi coś z grzeczności?! -wyszczerzyłam diabolicznie zęby. -I nie. Nie wolałabym być z koleżankami, bo takich nie mam. To pewnie przez mój odrażający charakter...
-Jaki odrażający charakter?! -zawołał Lee.
-No właśnie! -zawtórowali mu bliźniacy.
Wzruszyłam ramionami.
-Naprawdę nie masz koleżanek?- zapytał cicho, któryś z rudzielców.
-Naprawdę. Jedynie dziewczyny z mojego dormitorium, czyli Alicję Spinnet i Angelinę Johnson mogę nazwać znajomymi. My się nawet nie przyjaźnimy. My się TOLERUJEMY. Od czasu do czasu coś do nich powiem, a one do mnie i na tym się kończy.
-Czyli z nikim się nie zaprzyjaźniłaś przez dwa lata? -spytał Lee.
-Z nikim -odparłam trochę smutno, lecz zaraz się rozchmurzyłam. -Ale teraz mam was, prawda? -z nadzieją wypowiedziałam te słowa.
-Oczywiście! -wrzasnęli, a Fred i George zamknęli mnie w mocnym uścisku.
-Dziękuję -szepnęłam, czując, że znalazłam najlepszych przyjaciół.
Reszta drogi upłynęła nam na gadaniu o wszystkim i o niczym. Kiedy pociąg się zatrzymał, razem z Weasleyami i Jordanem przesiadłam się do powozu, którym pojechaliśmy do szkoły magii i czarodziejstwa -Hogwart.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro