Najlepsze najgorsze zakończenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Maja Arturowska. Krzysiek Kaliński. Marek Zruszyński, zwany Zruszwil. Klara Siwińska, zwana Siwa. Aśka Medarczyk. I Marta Wel, zwana Marvel.

Wszyscy stoją przy rodzinnym grobie rodziny Pasokińskich, którzy zginęli w wypadku samochodowym podczas powrotu z weekendowego wypadu nad jezioro.

Nieszczęśliwy wypadek.

Chociaż wśród każdego z nich ta nieprzypadkowość budzi podejrzenie, którego jednak nikt poza nimi nie podziela.

Teraz każdy z nich zadaje sobie pytanie, które zadał ksiądz na mszy pogrzebowej, choć trochę zmienione ze względu na to, iż nie znali tak dobrze rodziców swojego kolegi.

Kim byłeś dla zmarłego Marcela Pasokińskiego?

- Nie wiem, kim dla niego byłam. - zaczyna Maja. - Koleżanką? Przyjaciółką? Obcą dziewczyną, z którą łączyły go tylko szkoła, klasa i wspólna ławka na technice?

- Wszyscy byliśmy jego przyjaciółmi. - mówi zachrypniętym głosem Aśka, dziewczyna zmarłego. - Może nawet kimś więcej.

- Znałam go z Was wszystkich chyba najkrócej, ale wiem jedno. - wstaje z ziemi Marvel. - Byliśmy jego rodziną. Dlatego teraz tak nas to boli.

- Co Ty o nim wiesz dziwko? - zaczyna przez zęby zapłakana Aśka. - To od Ciebie się wszystko zaczęło!

- Uspokój się, proszę. - mówi Krzysiek, najlepszy przyjaciel Marcela. - Fakt, to od Marvel się zaczęło, fakt, jest trochę puszczalska, ale to nie jest czas i miejsce, żeby o tym gadać.

- Mój chłopak ma rację. - zaczyna Maja. - Powinniśmy to skończyć. Ten rozdział w naszym życiu właśnie się zamyka. Jeszcze tylko jutro zakończenie roku i zaczniemy wszyscy nowe życie. Nie spotkamy się już raczej na szkolnym korytarzu, czy w klasie. Ja idę do klasy biznesowej. Krzysiek do artystycznej. Siwa do technikum elektrycznego. Marek na mat-inf. Aśka i Mavel na biol-chem, ale do dwóch różnych szkół. Byćmoże będziemy spotykać się tylko tu. Przy grobie Marcela. Tyle mam do powiedzenia. Do jutra. - łapie Krzyśka za rękę, drugą obejmuje załamaną Siwą, której nie może pocieszyć nawet Marek i odchodzi. Zostawia Aśkę samą z Marvel.

- Chciałam Ci tylko powiedzieć, że mi przykro. - zaczyna Marta. - Wierz mi, że kiedy zobaczyłam jak lód się pod nimi załamuje, czułam to samo co Ty. Bałam się. Mimo tego, jaką mieliśmy przeszłość, przybiegłam. Próbowałam pomóc. To, że ratowałam Artura, nie znaczy, że jestem Twoim wrogiem. Co do późniejszych sytuacji, to to były tylko rozmowy. Kochał Ciebie, i to właśnie Ty byłaś często tematem naszych rozmów, wiesz? Upewniał się, czy nie mam mu nic za złe i czy nie będę chciała Was zniszczyć. To, że trzymałam go za rękę, to, się przytulaliśmy, to, że dałam mu buziaka w czoło nic nie znaczyło. Ty dla niego wiele znaczyłaś. Prawdziwa miłość zdarza się tylko raz w życiu. Dla niego to było to. Musiałaś być ślepa, żeby tego nie widzieć. - kończy Marvel i odchodzi. - A, i Adek czeka na Ciebie przed cmentarzem. - mówi jeszcze przez ramię, by potem odejść w swoją stronę.

Marvel

Idąc cmentarną aleją zaczynam sobie układać wszystko od początku. Całe to bagno.

Co prawda nie widziałam wszystkiego na własne oczy, wiele wiem z opowieści świadków, ale że wszystkie wersje są kompatybilne, to muszą być wiarygodne.

Dokładnie 21 grudnia ubiegłego roku Maja i Marek, z pomocą Krzyśka i Siwej, zrobili coś, co można nazwać zemstą. Chcieli wszystkimi siłami udowodnić Arturowi, że źle robił, gdy ich krzywdził, ośmieszał i prześladował. Zawsze jest powód do użycia noża; Maja za wieloletnią zimną wojnę, Marek za przydomek niegodnego zaufania złodzieja, Krzysiek za ciągłe wykluczanie z grupy, Siwa za prześladowanie z powodu każdego jej odbiegania od przyjętej przez szkołę normy. Zemsta była symboliczna, niezbyt mocna na pierwszy rzut oka, ale dla Artura była ciosem.

Znam go od dawna, i tak, uprawiałam z nim seks, wielokrotnie. Mimo tego, że jest tak złym i podłym człowiekiem, jest też wrażliwym wolontariuszem i odpowiedzialnym kujonem. Tylko ja go takiego znam. Robił to wszystko, żeby odreagować. Wiem, że zarówno poprzedni, jak i kolejny argument go nie tłumaczą, bo wielu ludzi nie jest takimi mimo to, ale... był bity przez ojca. Tylko ja o tym wiem. On... on był kiedyś dobry, ale w miarę jak miał na kim odreagować bywał coraz gorszy dla innych. Zasiał wokół siebie strach, który sam miał w sobie. Płakał tak samo często jak wszystkie jego ofiary, których co prawda nie bił, ale ranił tak mocno, jak raniono jego. Próbowałam mu pomóc, ale wkrótce jego zachowanie wobec innych nie było spowodowane już tylko chęcią odreagowania, tylko uzależnieniem. Gnębienie innych weszło mu w krew. Ale nie tylko to nim kierowało. Wiele osób domyślało się tego, że był kontrolowany przez dyrektorkę i nauczycieli, w szczególności przez swoją wychowawczynię. Był szpiegiem, i dlatego tak tępił Siwą czy Marka.

A gdzie w tym wszystkim jestem ja? Zawsze jakoś się przewijałam w tych jego akcjach, ale ogromną rolę w jego życiu zaczęłam grać dopiero niedawno. Seks zaczęliśmy uprawiać w siódmej klasie, bo wbrew temu, co wszyscy mówią, Artur nie jest homo, tylko bi. Zdarzało się nam to robić parę razy dziennie, ale nigdy nie czuliśmy do siebie nic więcej, to był po prostu seks bez zobowiązań.

Wracając do tematu Wigilii, wielu twierdziło, że takie małe upierdliwości nie zniszczą, a nawet nie tkną Artura. Ale Marek i Maja chyba wiedzieli, gdzie trafić. Musieli trącić jego maskę i sojusz z wychowawczynią, żeby wywołać serię kolejnych niefortunnych zdarzeń.

Kiedy w ich klasie potworzyły się parki, wraz z nimi powstał silny sojusz, w którym Artur widział ogromne zagrożenie. Słysząc jak tamci cieszyli się z jego nieszczęścia, zapragnął zemsty. Co jak co, ale on nigdy nie śmiał się z płaczu czy innych emocjonalnych reakcji swoich ofiar, chodziło mu tylko, żeby komuś dowalić i tyle. Pamiętam, że kiedy usłyszał ich rozmowę przyszedł do mnie o tym porozmawiać. To ja wymyśliłam, żeby zerwał stosunki z nauczycielami, skończył ze szkolnym wolontariatem i znalazł podobnych do siebie znajomych, bo jako laureat konkursu biologicznego mógł mieć na to wszystko wyjebane, i tak przyjmą go do jakiego liceum by tam chciał. Zgodził się i wiadomo co było potem. W sensie między nami.

Tak więc na nowy rok poszedł do dyrekcji zerwać umowę o dobre oceny za kablowanie. Wypisał się z wolontariatu i wszystkich innych zajęć pozalekcyjnych. Skutki były widoczne od razu; hejt jakim kipieli nauczyciele sprawiły, że przestał wierzyć w zalety tego planu, ale kazałam mu brnąć w to dalej. Poszedł na parę imprez i tam poznał swój przyszły gang - Iwa, Kubę, Andżelikę i Adriana, chociaż w sumie tego ostatniego już znał, bo on jako jedyny się od niego nie odsunął, przez co sam musiał zmienić klasę. Tak właśnie Artur zaczął palić i pić.

To z kolei sprawiło, że przestał się wzorowo zachowywać, przez co klasa pozbawiła go stanowiska gospodarza klasy, ku jego uciesze. W tym akurat najwierniejsza okazała sie być jego wychowawczyni, bo sama palcem tej sprawy nie tknęła i ignorowała tą demoralizację. Przewodnicząca została Maja, a organizatorem wyborów była Aśka, co jeszcze bardziej podjudziło Artura.

Potem były już tylko przygotowania do ataku, o którym dowiedziałam się od Andżeliki tego samego dnia. Nawet nie miałam czasu zareagować.

Zresztą tego dnia miałam inne plany.

Marcel zaprosił mnie do siebie. Wtedy byłam w nim szalenie zakochana i myślałam, że chce do mnie wrócić.

Ale wtedy rozmawialiśmy o tym, żebym nie mówiła Asi o naszej wspólnej przeszłości, w tym i seksie, a najlepiej, to żebym w ogóle nie pokazywała się jej na oczy. Poczułam się trochę zraniona, ale w zamian za przysługę chciałam mu ostatni raz obciągnąć, a on się zgodził. Wróciłam do domu cioci, u której mieszkałam w tamtym tygodniu, przez wyjazd moich rodziców, i pierwsze co to zobaczyłam wiadomość od mojego byłego, Kuby, na którym widać było Marka, z którym swoją drogą też parę cudownych chwil mnie łączyło, i Siwą uprawiającymi seks. Od razu wiedziałam, czyja to sprawka. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale bez skutku.

Nie minęła godzina, kiedy zobaczyłam Asię z Marcelem jeżdżących na łyżwach po zamarzniętym bagnie. Przez chwilę życzyłam im nawet najgorszego, przez ich galopującą głupotę, ale potem pojawił się Artur i zamarłam, bo miał w ręku łopatę. Doskonale wiedziałam co chce zrobić, ale nie reagowałam, w nadziei, że chce ich tylko zastraszyć i nie zabić.

Przez okno widziałam, że było grubo, aż w końcu Artur zaczął walić w lód. Raz. I drugi. Prawie zrobił to trzeci raz, ale nie dokończył z dwóch powodów; raz, że nie miał zamiaru, a dwa, że Marcel odepchnął Asię z lodu, przez co ten się pod nim załamał. W tamtym momencie wybiegłam z domu.

Kiedy już byłam na dworze, po lodzie zostało prawie nic. Asia płakała i wolała o pomoc. Pozostało mi to zrobić. Pomogłam Arturowi wyciągnąć Marcela, który był nieprzytomny pewnie ze strachu, a następnie pomogłam wyjść jemu samemu, swoją drogą gorzej ubrudzonemu niż Marcel. Asia od razu zaczęła niepotrzebnie reanimować swojego chłopaka, a kiedy ten się obudził, wepchnęła Artura spowrotem do bagna wyzywając go od najgorszych. Wtedy nie wytrzymałam i dałam jej w mordę tak mocno, że aż upadła na podnoszącego się powoli Marcela. Sama po raz kolejny pomogłam Arturowi wyjść z bagna.

Potem zaczęła się kłótnia, o to, kto jest winny, która skończyła się rozejściem obu stron. Artur wylądował w wannie z wrzątkiem razem ze mną, gdzie dowiedziałam się o całym planie, i o tym, że Majka i Krzysiek najprawdopodobniej są w szpitalu, gdzie lekarze szyją im rany po incydencie z puszkami brzoskwiń w syropie. Płakał. Czuł się tak okropnie winny, za to że, ich skrzywdził. Wpadł w depresję i wtedy się w nim zakochałam.

Następnego dnia żadne z poszkodowanych nie przyszło do szkoły. Z wplątanych w to wszystko pojawiłam się tylko ja i Iwo, który krył w tym wszystkim Artura. Każdy z nieobecnych miał powód, by nie przyjść; Artur nie miał odwagi, Maja z Krzysztofem byli strasznie poobijani, Klara z Markiem strasznie się pokłócili i bali się pokazać w szkole, Aśka z Marcelem przeżywali ostatnie wydarzenia, Andżelika została w domu z powodu choroby, a Kuba czy Adrian po prostu nie chciał od razu odpowiadać za rozesłanie filmiku z Zruszwilem i Siwą.

Tamtego dnia w mojej klasie była godzina wychowawcza, i padały na niej podejrzenia o sprawcę tego incydentu. Szczęśliwie jako wzorowa uczennica nie byłam podejrzana, jednak czułam się winna temu, co się stało. W końcu to ja stworzyłam tego Artura.

Kolejne dni były pełne nienawiści i podejrzeń. Co prawda wąska grupa osób wiedziała, że to Adrian jest sprawcą, bo to on nagrywał, ale że nie chodzi do naszej szkoły, to nikt go winą nie obarczał. Kuba, z którym wtedy chciałam się zejść nie pojawiał się w szkole, ze względu na rozsyłanie filmiku. Zaczynałam się zastanawiać, czy kiedykolwiek przyjdzie.

Potem zaczęły się ferie, a ja, siedząc w domu myślałam wiele nad tym, co się stało. Postanowiłam zebrać wszystkie informacje od poszkodowanych, i zrobić coś, co zawsze mnie uspokajało: napisać reportaż. Zajęło mi to całe cztery miesiące, bo dopiero niedawno go skończyłam. Nie wszystkich rzeczy dowiedziałam się od razu, ale w miarę jak rok szkolny się kończył ludzie chętniej się przyznawali. Wszystko, czego się dowiedziałam ma sens, ze względu na wydarzenia, których na bieżąco przybywało.

Najpierw napisałam do Majki Arturowskiej, dręczonej przez Artura z zazdrości. O oceny i popularność wśród nauczycieli. O wizerunek. Opowiedziała mi, że miała dość swojego wroga, więc zorganizowała wigilijną akcję, której celem miało być nie tylko dowalenie Arturowi, ale i zdobycie władzy w klasie. Od samego początku tego chciała; być taka sama jak on, mieć ten sam układ z dyrekcją. Ale kiedy dostała Krzyśka, którego chyba kocha, i tak upragnioną władzę, zmieniła się. Zrozumiała wiele rzeczy, widząc ile energii Artur wkładał w samo "rządzenie" klasą. Potem były Walentynki i nieszczęśliwy wypadek z brzoskwiniami. Jej chłopak szczęśliwie osłonił ją przed największą ilością puszek, ale i ona miała parę siniaków i skaleczeń. Nie wezwano żadnego pogotowia, ani do nich, ani do rzekomo omdlałej Andżeliki, która była sprawczynią wypadku. Maji zapłacili tylko za zakupy i nic więcej. Jej związek z Krzyśkiem trwa nadal, ale biedna boi się, że liceum ich skółci. Trochę mi jej żal, ale jednak byłoby niesprawiedliwie, gdyby z nimi nic się nie stało, biorąc pod uwagę związki dookoła nich. Ale i samego Krzyśka... Maja idzie do klasy z kolegą ze swojej klasy - Maksem - który zaczyna jej się podobać, a ja doskonale wiem, że ten tylko czeka, żeby zerwała z Kalińskim. Życzę jej, żeby tak zrobila i była właśnie z Maksem, bo szkoda prądu na kogoś takiego jak Krzysiek.

Krzysztof Kaliński był następny. Z czasem ujawniłał przede mną rzeczy, o które nawet go nie podejrzewałam. Na przykład że jest dalekim kuzynem Artura, i przez to był tak wykluczany z każdej możliwej pracy w grupie w swojej klasie. Przez to, że Artur po prostu bał się, że ich pokrewieństwo wyjdzie na jaw. A Krzysiek przez swój charakter nie jest w swojej klasie dobrze widziany w towarzystwie. Kolejną szokująca informacją jest że dostał propozycję tego samego układu z dyrekcją co jego kuzyn, tyle tylko, że miał być przeniesiony do innej klasy i tam donosić. Nikt prócz mnie, jego i dyrektorki o tym nie wie. Propozycje dostał jakoś przed Świętami, razem z małym okresem próbnym tego, co dostawałby w zamian. Dlatego praktycznie w ogóle nie szukano winnego akcji w Wigilię, bo sam brał w niej udział. Krzyśkowi się to spodobało, więc gdy tylko Artur zrezygnował, co wiedział od dyrektorki, zawarł umowę. Tyle tylko, że został w starej klasie. Na Nowy Rok miał o wiele więcej roboty. Ustawił wybory w swojej klasie, dając Maji stanowisko przewodniczącego. Sam starał się również zająć się bardziej sobą i swoim talentem, chodząc do wieczorowej szkoły dla artystów, bo to ze sztuką właśnie wiąże swoją przyszłość. Akcja w Walentynki nieźle go wystraszyła; doszukiwał się w niej jakiegoś sabotażu ze strony klas. Można powiedzieć, że miał rację. 14 lutego kosztował go prawie tydzień zwolnienia z powodu siniaków. Myślał wtedy nad swoją sytuacją i to właśnie wtedy poznał Weronikę, z którą idzie do liceum. Spodobała mu się, a on jej. Przekonałam go, żeby powiedział o tym Maji i zakończył jej cierpienia. Udało się. Wielkie odkrycie tajemnicy jutro i mam nadzieję, że dorzuci jeszcze coś o szpiegostwie. Oby.

Trzeci z kolei był Marek Zruszyński, mój były. To właśnie on rozkręcił klasową Wigilię i to o niego miało konkretnie chodzić Krzyśkowi, gdyby  podjął się wyzwania dyrektorki jeszcze w starym roku. To właśnie dlatego Krzysiek zgodził się iść z nim i pomóc rozjebać Wigilię. Zruszwil chciał się zemścić na Arturze, za parę prostych słów, które zniszczyły mu życie. Rzekoma kradzież, której dopuścił się w pierwszej klasie zaprzepaściła jego szanse w szkole. Gdyby do tego nie doszło, sądzę, że byłby szpiegiem tak jak jego dwaj rówieśnicy, ale Artur sprytnie wyeliminował go wcześnie, nie mając jeszcze pojęcia, że obrócił wszystko o 180 stopni. Nawet nie wiem, czy na swoją niekorzyść. Jedyną tego zaletą dla Marka było poznanie Siwej, jego dziewczyny. Zruszyński najpierw kochał się i w niej i w Majce, ale potem dojrzał do uczucia do Klary. Jeszce wcześniej miał mnie, ale to już zupełnie inna historia. Wracając, został chłopakiem Siwej, dla której przeniósł się do jej klasy na drugi semestr. Przeniesienie się wyszło mu na dobre, bo przynajmniej zaczął się uczyć. Było spokojnie, dopóki nie nadeszły Walentynki, a wraz z nimi rozdziewiczenie Siwej i nagranie sekstaśmy przez Adriana. Pomiędzy Zruszyńskim a jego kochanką doszło do ostrej kłótni, która zaskutkowała rozstaniem. Całe ferie zimowe Marek starał się znaleźć sprawcę, a gdy już odszukał  Adriana i Kubę, na oczach byłej pobił ich niemal do nieprzytomności, odzyskując tym samym Klarę. Ale pomiędzy nimi już nigdy nie było tego samego. Potem dowiedziałam się jeszcze, że to on podjudzał Aśkę do kłótni z Marcelem, bo sam chciał być jej chłopakiem. Na szczęście już nie chce.

Następnego dnia poszłam porozmawiać z Klarą Siwińską. Ta uzdolniona dziewczyna przyczyniła się do awarii prądu 21 grudnia ubiegłego roku, jako że zawsze była zdolnym elektrykiem. Jednym z powodów tej akcji było zwrócenie na siebie uwagi Zruszwila, który od zawsze jej się podobał. Na Nowy Rok Klara przeniosła się ze swoim tatą do bloku Marka, nie zapisałam dlaczego. Do Walentynek dziewczyna wiodła spokojne życie, które ją niepokoiło. Zaczęła się bać jeszcze bardziej, gdy Andżelika powiedziała jej, że zamierza coś odwalić, tak, żeby Maja ucierpiała. Jednak Andżelika kazała jej milczeć pod groźbą utraty Marka, czego Siwińska przecież nie chciała. Tak więc Klara nie odzywała się; nawet wtedy, gdy było już po wszystkim. Ona jako pierwsza z ofiar wiedziała, kto tak uprzykrzył im wszystkim życie. Ale była zbyt zajęta swoim życiem uczuciowym. Mimo sekstaśmy i ośmieszenia nadal kochała Marka, ale wiedziała że lepszym wyborem będzie jego starszy brat, który jest uczniem technikum do którego się wybiera. To wszystko spowodowało kłótnię, rozstanie, a po tygodniu zejście się, gdy Marek udowodnił jej miłość bijąc autorów filmiku. Siwa ciągnie związek nadal, bo nie chce być sama, ale za plecami Zruszwila kręci z jego bratem. Jutro finał - zerwanie - i Krystian, brat Marka, będzie jej chłopakiem.

Czas na Joannę Medarczyk, blonynkę, którą wszyscy - poza Arturem - chcą przelecieć. Aż dziwne, że jeszcze jest dziewicą, a przynajmniej tak twierdzi. Ta dziewczyna odwaliła chyba najmniej z nich wszystkich, mimo że to właśnie tej kurwy nienawidzę najbardziej. Przed Wigilią nie robiła nic specjalnego, oprócz udzielania się w dzielnicowym wolontariacie i chodzenia na randki codziennie z innym chłopakiem. W samej akcji 21 grudnia nie brała udziału, a nawet o niej nie wiedziała. Marcela też dostała całkiem przypadkiem, w ogóle nie sądząc, że będzie jego dziewczyną dłużej niż tydzień. Potem były Walentynki, które już opisałam. I wtedy wszystko w jej przecudownym życiu zaczęło się pierdolić. Pojawiłam się ja. Często gadałam z Marcelem, bo uznaliśmy, że w sumie to fajnie nam się razem gada i wychodzi na różne impry, na których Asia nie jest mile widziana. Często gadaliśmy o niej, stąd dowiedziałam się, że Marcel znalazł już tą jedyną. Pamiętam, że dnia, w którym mi to powiedział, był umówiony z Medarczyk na jakąś randkę i ucałowałam go w czoło na szczęście. Wcześniej wspomniana zrobiła się chorobliwie zazdrosna, ale nie okazywała tego wprost. Szczyt zazdrości osiągnęła, gdy przytulałam i trzymałam za rękę jej chłopaka, kiedy opowiadał mi o tragicznej śmierci swojej ukochanej babci. Wtedy zaczęła przyjaźnić się z Adkiem, który to opowiedział jej o moich upodobaniach co do chłopców.  Rozsiała to po szkole, i ku jej zdziwieniu, Marcel nadal ze mną rozmawiał. No i w końcu głupia suka stwierdziła, że musi odpocząć od swojego partnera. Zerwała z nim. Zrobiła to 14 czerwca, równo o dziesiątej trzydzieści. Wiem, bo przy tym byłam. A co stało się 16 czerwca? Marcel miał wypadek i udał się na wieczny odpoczynek od Aśki.

Samej historii Marcela Pasokińskiego nie chce mi się opowiadać, ze względu na to, że właśnie wracam z jego pogrzebu. Ale jednak to zrobię. Przed pamiętną Wigilią Marcel był lepem na dziewczyny; każdy wieczór i co drugą noc miał inną. Pierwszym jego wyjątkiem byłam ja, bo przez pół pierwszego semestru ósmej klasy byliśmy razem. Potem został partnerem Asi. Cały okres do 14 lutego i włącznie został już opisany. Potem były tylko rozmowy ze mną, kłótnie z Medarczyk i... śmierć.

Wreszcie wychodzę z cmentarza i kieruję się na przystanek autobusowy. Czekam minutę i wsiadam do pojazdu, który zawiezie mnie prosto pod dom.

Pozostaje tylko pytanie, gdzie przez te pół cztery miesiące byłam ja i Artur. Cóż... On chodził z melanżu na melanż, a ja poprawiałam oceny, żeby skończyć tę szkołę ze średnią pięć trzydzieści.

W którymś momencie Artur przyszedł do mnie do bloku, a w sumie miał blisko mieszkając naprzeciwko, żeby powiedzieć mi, że nie zniesie już dłużej seksu bez zobowiązań. Że chce być moim chłopakiem, zwłaszcza że idziemy do jednej klasy w liceum. A ja powiedziałam mu, że chcę tego samego, bez względu na to, co zrobił i kim będzie. Tak właśnie wyznaliśmy sobie miłość, zostaliśmy parą i wylądowaliśmy w łóżku.

I to właściwie koniec tej historyjki. Koniec losów nas wszystkich. Jutro trochę się jeszcze zadzieje, żeby zamilknąć już na zawsze.

Wysiadam z autobusu i widzę czekającego na mnie Artura. Jest ubrany cały na czarno.

Muszę się go spytać jak wyniki jego badania krwi. On zapewne spyta się o doznania z pogrzebu.

Ale najpierw chcę go pocałować, zamykając tym samym moje myśli o nieszczęsnych wrogach mojego chłopaka, którzy przecież tak chcieli, by był nieszczęśliwy. Karma wraca, a ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.

Całuję Artura.






































KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro