19. DORADCA [Marta]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ciężko skoncentrować się na spaniu, kiedy (nie)znajomy chłopak obejmuje cię w pasie całą noc. Kiedy leżysz, trzymając głowę ramieniu, przygniata cię subtelny ciężar jego ręki na kołdrze i mrugasz powiekami, sprawdzając, czy to jeszcze nocne majaki? Nie, on naprawdę tu jest. W rezultacie, po tygodniu na jednym łóżku mamy takie same wory pod oczami. Jak zombiaki. On się poprawił, a mi się pogorszyło.

Ale i tak jest fajnie. Mnie na pewno. Szczególnie kiedy na dzień dobry wita olśniewającym uśmiechem, godnym hollywoodzkiej gwiazdy, a potem na paluszkach, po cichu znika za drzwiami.

— Spaliście ze sobą?! — grzmi Kowalski, nasz główny opiekun i wychowawca, witając go tuż za progiem.

Właśnie przydybał Lucasa wymykającego się po szóstej z mojego pokoju.

— Nie! — odpowiadamy chórem. Zgodnie z prawdą. Nawet się nie całowaliśmy. Po wstaniu. Jeszcze.

— Przyszedłem tylko koleżance pożyczyć śpiwór! — tłumaczy Lucas. — I poduszkę.

— Oddać, Lucas. Oddać, nie pożyczyć — koryguję nie poprawną polszczyznę. — Bo przecież nie masz śpiwora, oddałeś mi go.

— Stoję tu od dziesięciu minut i wszystko słyszę! — wścieka się Kowalski.

— Ładnie tak podsłuchiwać? — Ups, wymsknęło mi się. Swoją drogą, ciekawe co słyszał, skoro nic nie mówiliśmy.

— Przecież znamy regulamin. Punkt dziesiąty „Żadnych nieobyczajnych zachowań w godzinach ciszy nocnej". A cisza nocna jest od dwudziestej drugiej do szóstej rano. Jest dziesięć po. Zachowujemy się moralnie i mamy obyczajny, kompletny przyodziewek — mówi chłopak.

— To oddaj jej ten śpiwór i zmykaj do swojego pokoju, gdzie twoje miejsce, Luc.

Wychowawca zagląda mu przez ramię, ale jestem w jeansach i koszulce, w pokoju mam porządek i poskładane łóżko.

— Marta, liczę, że nie będziecie sprawiać żadnych problemów do końca turnusu. Chciałbym wierzyć, że przestrzegacie regulaminu — poucza mnie, bo Lucas oddala się cichaczem. Wiem, że odbierze zjebki w swoim czasie.

— Jeśli zobaczę was na terenie ośrodka albo na korytarzu w godzinach ciszy nocnej, natychmiast zabiorą was wasi rodzice i opiekunowie.

— Ale my tylko... — usiłuję coś powiedzieć.

— My mieliśmy zaraz po prostu iść nad jezioro — mówi Lucas i zatrzymuje się w pół kroku. — Uczę koleżankę pływać.

— Możliwe, ale właśnie wychodzisz w piżamie z pokoju Marty.

— No i? A to źle, że jestem w piżamie? Mam ją zdjąć? — Lucas wzrusza ramionami. — A pan? Co pan robi o szóstej na korytarzu? Hę?

— Pilnuję was! Żeby żadna nie wróciła z obozu z brzuchem! — podnosi głos wychowawca. Sępy zaczynają latać nad naszymi głowami.

Wychodzę z pokoju i chwytam Lucasa za rękę. Stoję z nim ramię w ramię, na moje policzki wstępują rumieńce.

— Proszę sprawdzić w karcie uczestnictwa, o zaleceniach w stosunku do Lucasa, jakoś nie widzę, żeby ktoś okazał mu niezbędne wsparcie, a ja pomagam, jak umiem. To źle, że organizujemy sobie razem wolny czas?

— Obydwoje macie za długie jęzory. Kiedyś nauczycie się trzymać je za zębami — syczy. — Będę miał was dwoje na oku.

Zostawia nas trzymających się za ręce na środku korytarza i idzie w swoją stronę.

— Marta, śpisz ze mną z litości? Przez zalecenia z karty?

— Boże, nie! Lucas! Nie mów tak, wiesz, że nie. I nie śpię z tobą. Nadal po prostu spędzasz ze mną noce w pokoju, chociaż chyba już nie musisz — mówię, trochę zdenerwowana. — Polskie określenie "spanie" jest kosmicznie dwuznaczne.

— Przecież ty sama nie śpisz! Słyszę, jak się wiercisz całą noc — odpowiada ze śmiechem i kręci głową.

— Bo mnie dźgasz w plecy! — ciągnę żarty, skoro sam zaczyna.

— W plecy? To są plecy? — przykłada mi rękę do pośladka.

— Jestem nieprzyzwyczajona, jakbyś nie wiedział. A teraz koniec wspólnego spania. Nara, kolego!

— Marcia, szoruj zęby i za kwadrans widzę cię w stroju na pomoście. A jeśli nie chcesz mnie widzieć u ciebie w nocy, to będę z tobą siedział cały dzień. To proste! — odgraża się.

Uwodziciel za pięć złotych.

Uwielbiam słuchać jak kaleczy polski i angielski, a jeszcze bardziej, jak zaczyna mówić do mnie po francusku.

Ech, Marta, szkoda słów. Zabujałaś się na cacy.

Pierwsza noc bez Lucasa jest nieco dziwna. Brakuje mi rozmowy przed snem, chyba nawet bardziej niż całusa. Na szczęście mamy wspólne okienko czatu na komunikatorze, tylko to nie zastąpi dotyku, jakikolwiek by on nie był. Od przypadkowego dotknięcia ręką przedramienia po proste gesty i czułości, jak obejmowanie się przy podziwianiu pięknego widoku, czy wsuwanie za ucho opadających na twarz włosów, ale przynajmniej się wysypiam i rano daję radę przepłynąć pięć długości wyznaczonych przy pomoście.

Lucas wraca do pokoju wziąć szybki prysznic, a ja pędzę na stołówkę załapać się na dwie porcje naleśników i bułki kukurydziane, masło i żółty ser. Potem już nie ma. To dla naszej dwójki, a nie tylko dla mnie! Niestety, chłopak nie przychodzi dość długo, więc zabieram mu śniadanie na wynos.

Nie narzekamy na brak towarzystwa, ale i tak kilka osób zdążyło zapamiętać, że dbamy o rozrywkę Lucasa. Kiedy brakuje głównego bohatera, wszyscy się od razu martwią.

Wracając ze stołówki z rudzielcem Włodkiem i jego kolegą blondasem Jankiem, słyszę rozmowę na korytarzu. Rozpoznaję chrząknięcie Lucasa i głos wychowawcy. Mówię kolegom, żeby szli dalej i pokazuję na migi, że zostaję podsłuchiwać. Mam dobry słuch, bo często rodzice coś knują za moimi plecami i muszę być czujna. To znaczy, mówią coś tylko Jolce, a mnie nie. Ona często zapomina mi przekazać.

Lucas stoi jakieś trzy metry dalej, plecami do mnie, a przed nim, z założonymi rękami sterczy Wychowawca i opiera się o ścianę. Najwyraźniej rozmowa toczy się już od jakiegoś czasu.

— I co masz zamiar zrobić, Luc? Rozkochasz w sobie tę dziewczynę i rozejdziecie się, każdy do siebie? Pomyślałeś o konsekwencjach? Będzie wam ciężko. Chyba masz wystarczająco problemów. Potrzebna ci do kompletu jeszcze zakochana dziewczyna?

— Ale my... — tłumaczy Lucas, a wychowawca wchodzi mu w słowo.

— Uwierz, takie romanse wakacyjne nie mają szans na nic więcej. Znam się na tym.

— Nie zrobię Marcie nic złego. Nic czego nie będzie chciała — mówi ściszonym głosem. Słyszę, że jest smutny.

— A potem co? Po maturze weźmiesz ją do Francji? Luc, to córka Poniatowskich! Chyba oszalałeś! Porozmawiaj z nią, ustalcie jakieś zasady, powiedz jej prawdę. Potem będzie ci lżej.

— Jaką prawdę? Nie kłamię, mówię jej prawdę. Nic innego nie robimy. Po tygodniu znajomości mam z nią planować przyszłość? To chyba pan oszalał! A ona? Jej wcale nie będzie lżej, jeśli ją zostawię już teraz.

— Luc, przecież to nie ma żadnej przyszłości!

— K*rwa, na co mi przyszłość! Proszę Pana! A jak j*bnie w nas jakiś meteoryt i wszyscy zginiemy, to co ja będę miał z życia?! Pierwszy raz mam osiemnaście lat i chwilowo w d*pie mam pana rady.

Ona, czyli ja, stoi za rogiem i nie wie, w którą stronę zrobić krok. Do tyłu, czy do przodu. A z tyłu są schody. Z przodu z resztą też. Moja piękna, lśniąca i pełna nadziei przyszłość zgasła w ciągu trzech sekund.

Wiecie, schody schodami, ale ja mieszkam na trzecim piętrze i nie raz zjechałam na dupie po poręczy na sam dół. A ile razy zepchnęłam z nich Darka! Schody to nie problem. Najważniejsze jest żarcie! Nie po to upolowałam naleśniki mojemu chłopakowi, żeby mi ktoś odbierał przyjemność patrzenia, jak on je! Choćbym miała mu te naleśniki wcisnąć siłą do gardła. Ha ha ha, chłopakowi, dobre sobie! Chyba on nie jest taki przekonany, że jest moim chłopakiem?!

Wyłaniam się zza rogu, z talerzem jedzenia, paćkając laczkami. Wychowawca, od siedmiu boleści, stoi nadal i najwyraźniej złapał dobry vibe do rozmowy. Nastolatki zakochują się latem od kiedy istnieje wszechświat, od kiedy wymyślono szkołę i wakacje.

— Luc. Chodź do mnie na śniadanie — mówię i chwytam go delikatnie za rękę. Nie ucieka i nie wyrywa się. Siadamy przy stole, robię mu herbatę. Nie wiem, czy potrzebuje ciszy, czy rozmowy?

— Dzięki, pójdę do siebie. — Uśmiecha się do mnie słabiutko, ale bierze talerz i zamyka za sobą drzwi.

Kowalski zasługuje na moje najbardziej nienawistne i najpaskudniejsze spojrzenie. Nastolatki... nie jesteśmy już dziećmi, nie jesteśmy jeszcze dorośli, nie traktują nas jak ludzi.

Lucas nie odzywa się pół dnia, a ja muszę wracać do stołówki i błagać dziewczyny o dodatkową porcję, bo przecież na talerzu zabranym przez Lucasa, połowa była moja. Nic już nie zostało, nawet ryż.

Piszę do niego wiadomość w komunikatorze, zapychając głód jabłkiem i popijam kawą z automatu.

M: Czego potrzebujesz, ja pomogę. Możesz na mnie liczyć.

L: Dzięki, nic nie potrzebuję. Lubię naleśniki. Muszę sobie coś przemyśleć.

M: Wygląda, jakby cię dobrze znał? Kowalski?

L: To mój nauczyciel od angielskiego, mało mnie nie upierdolił na koniec roku. W prywatnym ogólniaku za kupę kasy. Nie chciałem z nim wcale jechać, ciągle mi się wpierdala z dobrymi radami.

L: Ostatnio po takiej akcji, po imprezie na koniec roku szkolnego, wypiłem pół butelki Amolu i trafiłem na pogotowie, zrobili mi płukanie żołądka. Przed samym wyjazdem :rzygająca emotka:

Ach, to ze szpitala miał całą torbę gadżetów, biedny.

Wzdycham ciężko. U nas nie ujebali nawet Darka, cała klasa mu pomagała. Dobrze mówi po angielsku, ale ciągle robi literówki. Z niemieckim radzi sobie gorzej, ale na wymianie uczniowskiej potrafi dogadać się z każdym, a my stoimy jak te muły i ani be, ani me.

Chciałabym go objąć, przytulić i pocałować w policzek, a potem w szyję i nie wypuścić, aż zacznie się śmiać. Jest mi strasznie przykro, więc wysyłam mu kilka płaczących emotek.

M: Współczuję problemów z nauczycielem. Zatrucie alkoholem też brzmi kiepsko.

L: Marcia, ale on ma rację. Co ja zrobię, jak ciebie zabraknie? Będzie mi ciężko, jesteś super koleżanką. Jako dziewczyna byłabyś najlepsza.

Koleżanka do całowania? Lucas, ty durna pało! A ja ci oddałam naleśniki!

M: No chyba nie chcesz zastanawiać się przez kolejne tygodnie, co będzie? Mamy czas, a potem coś się wymyśli. Jeśli będziesz chciał się nadal przyjaźnić, poradzimy sobie. Są telefony, jest internet, są pociągi. Jest jeszcze cały sierpień. Możemy się odwiedzać, to nie koniec świata.

Lucas milczy, założę się, że zaciska szczękę. Wysyła mi ikonki trzech małpek, jedna zatyka uszy, druga zasłania oczy, a trzecia trzyma dłonie na ustach.

M: Przepraszam, będę już cicho, przejęłam się tematem. Pomyśl sobie w spokoju, nie przeszkadzam.

Siadam na łóżku i odkładam telefon. Scrolluję internety. W myślach wiadomo, czarna rozpacz. To co, jednak się odkochuję, tak? Na pewno Wujek Google podpowie mi dziesięć najlepszych sposobów.

Nieeee, nic z tego. Nie oddam. Moje!

Jakbym trzymała ukochanego pluszowego królika. Boże, zrobiłabym wszystko, żeby cofnąć czas i nie pozwolić na tę rozmowę. Nie ufam takim wychowawcom. U nas w szkole jest fajna pani pedagog, Darek chodzi do niej co tydzień, nie wiem, o czym rozmawiają, ale mu pomaga. Najbardziej, kiedy zabiera go podczas lekcji polskiego. Też do niej pójdę, ale to we wrześniu dopiero.

Mam nadzieję, że z Lucasem jakoś to przegadamy w ciągu dnia, lub wieczorem. Jemu to pomaga, mi najwyraźniej też.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro