21. DZIEWCZYNA [Marta]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Nadzieja matką głupich. Wychowawca łazi za nami do końca dnia, sprawdza, czy się dobrze bawimy. Czepia się chyba bardziej niż innych kiedy rozmawiamy po polsku. Lukas mruczy pod nosem w swoim koszmarnym języku, a ja marzę o takiej słuchawce tłumaczącej jak ma Uhura w Star Treku.

Jedziemy na wycieczkę obejrzeć lokalne atrakcje, w Bawarii jest od zarąbania zamków i pałaców. Wszystkie tak samo badziewne, ociekające złotem i czerwonym welurem. Rozmawiamy o architekturze, wspomagając się translatorem, żywo gestykulując, więc Kowalski rozsadza nas w przeciwne końce autokaru za zakłócanie spokoju. Dzięki temu zawieramy nowe znajomości i obrabiamy mu dupę przy każdej możliwej okazji. Znowu podłączamy telefon do radia w autokarze.

Śpiewamy na całe gardło:

"You know, she played her fiddle in an Irish band, But she fell in love with an English man, Kissed her on the neck and then I took her by the hand, Said, "Baby, I just wanna dance", With my pretty little Galway girl, You're my pretty little Galway girl" [Ed Sheeran - Galway Girl]

Mamy płynąć promem, ale jaja. Nie mówię nikomu, jak wielka jest moja choroba morska i tak, na jeziorach ogromnych jak cały Bałtyk ujawnia się ze zdwojoną mocą. Całe szczęście, że Lucas mnie trzyma w pasie, bo nawet na stałym lądzie czuję lekkie kołysanie na lewo i prawo. Nie mogę złapać ostrości na żadnym zdjęciu, żołądek podchodzi mi co chwilę pod nos. A co do podwieczorku, to błagam, nie każcie mi jeść wędzonej ryby. Oddaję swoją kanapkę kotom, chyba niejedną już wrąbały ze smakiem, zagryzając masełkiem. Chłopak wygląda na spokojnego, mimo porannych spięć z wychowawcą. Wydaje mi się, że skrywa jakąś tajemnicę.

Na koniec, w drodze powrotnej śpimy na siedząco, trzymając się za ręce. Słuchamy muzyki na jednych słuchawkach. Wbrew temu, o co podejrzewa nas Kowalski, nie zamierzamy chować się i obściskiwać po kątach. W ogóle. Nie ma „nas". Poza kilkoma pocałunkami, chodzeniem za rękę, niewinnymi objęciami, nic się nie wydarzyło.

Ach, no tak, wieczorem patrzę Lucasowi przez chwilę w oczy i staram się odkochać jeszcze raz. Tak będzie dla nas lepiej. Nie mówię mu o tym i nie wiem, czy w ogóle powiem, bo jakie to ma znaczenie. On nie ma poważnych zamiarów, a ja to jakoś przeboleję. Nie pierwszy raz jestem zauroczona bez wzajemności i pewnie nie ostatni. Byłoby zabawnie, gdyby sytuacja się odwróciła i każdy chłopak, który, choć odrobinę mi się podoba, padał mi do stóp rażony strzałą Amora.

Po kolacji idziemy całą grupą na wieczorek filmowy i oglądamy "Akademię policyjną". Poza tym wychowawca chodzi po korytarzu i pilnuje ciszy nocnej, a my wchodzimy do swoich pokoi, udajemy takich, co idą wcześniej spać. Bo czemu nie?!

Okazuje się, że wychowawcy robią sobie zakrapiane biby codziennie przed północą, w gabinecie pielęgniarki, lub przy pomoście. Zresztą na terenie ośrodka dzieją się różne ciekawe rzeczy. Trzeba tylko nauczyć się wychodzić przez okno, przecież budynek jest niewysoki, balkony są połączone, a z boku są schody pożarowe. No dziecko by sobie poradziło. Co też skrzętnie wszyscy wykorzystują.

Mnie też ciągnie za okno. Niby jestem taka strachliwa i nieogarnięta, ale to ja wpadam na te lepsze pomysły i dlatego wiemy, którędy uciekać ze szkoły przez okno w szatni. Zamykam drzwi od środka, ale mam ze sobą klucze. Przymykam za sobą drzwi balkonowe, wystarczy mocniej pchnąć i się otworzą.

Cichutko, na paluszkach, bo ubrałam adidasy, schylona niczym szpieg z Krainy Deszczowców, przemykam po długim balkonie do pokoju Lucasa. Stoję dłuższą chwilę i podglądam go przez okno. Robi pompki, a potem brzuszki, jakieś inne dziwaczne ćwiczenia bez obciążenia, a potem plank. Widzę go bez koszulki codziennie rano nad jeziorem, nie mogę się napatrzeć. Będę płakać (za tym widokiem), ale później, teraz muszę go wyciągnąć z pokoju.

Taką mam teorię, na własny użytek, że lepiej tęsknić, niż nigdy nie doświadczyć i nie wiedzieć, co się straciło. Zawsze wtedy łatwiej zrozumieć, do czego się dąży, stawiać sobie kolejne cele. Ale to jeszcze się okaże, bo może to nie jest prawda.

Pukam w szybę, więc rozebrany do pasa Lucas otwiera mi balkon.

― Marcia, jak ty tu dałaś radę przejść?

― Spoko. Normalnie, na nogach. Nikt mnie nie widział. Przyjść przyszłam, ale nie wiem, jak wrócę. Chcę cię porwać w nocy na imprezę w lesie. Chyba że wolisz zostać w pokoju. Lepiej już trochę? ― pytam, podziwiając jego klatę, z otwartymi ustami i wyrazem zachwytu. Wyglądam, jakbym się naćpała.

― Lepiej. Oj zdecydowanie lepiej. Podać ci keczup?

― Ach, nie trzeba. ― Oblizuję się lubieżnie, złośliwie przygryzając wargę. Ha, ha!

― Ty na pewno chcesz iść na imprezę, czy chcesz dziś mnie zaliczyć, bo ja chyba bym się zgodził?

― Zaliczyć? ― Uśmiechnęłam się i położyłam mu dłoń na piersi. ― Nie chcę cię "zaliczać". Luc... Lucas... nie musimy iść, ale chciałabym zobaczyć taką imprezę, bo nigdy nie byłam, a nie wiem, czy to nie ostatnia szansa.

Chłopak ubiera jeansy i bluzę z kapturem, wychodzimy przez balkon, skradamy się w stronę schodów. W mgnieniu oka udaje nam się przebiec przez dziedziniec i skryć się w gęstwinie drzew.

― Z tobą Marcia moje życie nabiera sensu ― żartuje i ściska moją rękę.

Przechodzimy przez płot z ośrodka i kierujemy się przez las w stronę jeziora. Z daleka widzimy ognisko i garstkę ludzi. Jest dreszczyk ekscytacji, lekki powiew dekadencji. Komary tną jak oszalałe, więc chowamy głowy w kapturach naszych bluz. Lucas obejmuje mnie ramieniem i czuję się... jakbym w końcu kogoś miała. Nie tylko w nocy, potajemnie, ale też wśród znajomych. Kogoś, kto się mnie nie wstydzi i ja jego też nie. Trochę mi głupio, ale nie chcę o tym teraz myśleć.

Okazuje się, że jesteśmy najgorszymi pierdołami, bo nie mamy ani koca, ani piwa, ani kiełbasy, ani ręczników, ani gumek. Ale się przygotowałam na piknik w lesie, no ładnie...

― Prezerwatyw to nam nie pożyczą! ― śmieje się Lucas ― Ale mamy po jednym piwie. Musiałem im zapłacić dziesięć euro. Sknery!

― Dostałeś rabat po przyjacielsku. Powinieneś zapłacić więcej, bo dzięki mnie masz dziewczynę! ― cieszy się Włodek i klepie go po kumplowsku.

― No, mam fajną dziewczynę ― potwierdza i obejmuje mnie ramieniem. ― Dziękuję, że zanieczyściłeś mi fotel i buty. Gdyby nie ona to wróciłbym do domu piechotą z granicy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro