38. ZAWIEDZIONA [Lucas]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaufanie między ludźmi przybiera różne formy. Możemy je porównać do sukienki zamawianej na popularnym, zagranicznym portalu. Najczęściej po otwarciu paczki z wzdychamy: "na zdjęciach wyglądało lepiej". Lekkomyślnie i szczególnie chu*owo, jeśli to suknia ślubna z dalekich Chin.

Tracimy je za każdym razem, powtarzając "to nie tak jak myślisz kotku", potykając się o banały, wybijając sobie zęby o najprostsze "ojej, nie wiedziałem", a wystarczyłoby "nie zgadniesz, co mi się dzisiaj przydarzyło". No nieważne, nie będziemy się nad tym rozwodzić.

- Niby czego to ma dowodzić, Lucas? - dziewczyna obserwowała go spod półprzymkniętych powiek, spoglądając na maksymalnie powiększone zdjęcie. - Widzę ciebie i Monikę. Poza tym, skąd masz jej różowego laptopa? - Marta pocierała nerwowo palcem czubek nosa, a nad jej uchem brzęczał zabłąkany, głodny komar.

- Stąd, że to fotomontaż. Nie życzę sobie upubliczniania wizerunku i doskonale o tym wiesz. Poza tym, na jej dysku są zdjęcia przynajmniej połowy chłopaków z kolonii.

- Jesteś z nich najbardziej fotogeniczny - przyznała żartobliwie, szczelnie otulając się szlafrokiem.

Serce ciążyło jej niczym kamień na powrozie, uwiązany do szyi. Nawet jeśli to trwało niecały kwadrans, czuła się zdradzona, wykorzystana, a każda minuta odcisnęła niewyobrażalne piętno na jej delikatnej duszy. Nie wysilała się na udawanie dziewczyny, którą nie była, więc naburmuszyła się i wydęła policzki, by głośno parsknąć.

Wtedy, niespodziewanie usłyszała wiążącą obietnicę i zapamietała ją. A może nie powinna, bo ludzie się zmieniają.

- Marta, ja zrobię wszystko, jeśli tylko będę mógł, żebyśmy byli razem. Włamię się na każdy serwer, jeśli będę musiał. Udowodnię ci, jeśli nie będziesz chciała mi uwierzyć na słowo. I tak, wiem, że się powtarzam - zawiesił głos, otwierając nową wiadomość ze skrzynki email. - No w końcu - wysapał. Mam nagrania ze stacji benzynowej, kiedy to się wydarzyło i wiem, kto robił zdjęcia i po co.

- A jeśli nie będziesz mógł, nie dasz znaku życia? Tak po prostu, bo nie?

Marta rzuciła okiem na filmik, w którym Monika zamyka drzwi za Lucasem, ale przecież nigdy nie chodziło o to, co widziała naprawdę. To, co poczuła w środku, brzmiało trochę koślawo i mogłoby trafić na okładkę jakiegoś taniego romansidła pod tytułem: "Zawiedzione zaufanie".

- Przecież mi ufasz Marcia, wiesz, że nie zrobiłbym czegoś takiego, ani czegoś innego, nic bym nie zrobił, a nawet nie wyszedłbym z pokoju, gdyby nie ty.

- Wiem Lucas, wiem - przyznała, przesuwając delikatnie dłoń po jego ramieniu.

Brzmiał wiarygodnie, więc dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy. Nadal były brązowe, odcieniem przypominały gęstą, ciemną czekoladę, widziała w nich coś jeszcze niż tylko rogówkę, tęczówkę i długie ciemne rzęsy. I to zupełnie nie tak, że przejrzała go na wylot, czy potrafiła zgłębić tajemnice jego duszy. Po prostu, w kącikach zbierały się łzy: z żalu, bezsilności i złości.

- Chodź do mnie... - wyrzuciła w górę ręce i objęła go z całej siły za szyję, stając na palcach. -Też cię kocham Lucas, tak mocno, jak tylko potrafię. - Przytuliła głowę do jego klatki piersiowej i głęboko westchnęła, czując narastającą chęć płaczu. - Ale teraz idę już do siebie. Trzymaj tę pauzę nadal wciśniętą, dobrze nam to zrobi jeszcze jedną noc.

Zdawało się, że w tamtej chwili nie było już nic więcej do powiedzenia, więc Marta skierowała się do drzwi.

- Przyjdę rano po ciebie i pójdziemy nad jezioro?

- To nie podlega zmianom, oczywiście - powiedziała.

Jak dobrze, że pewne rzeczy są jednak stałe, niezmiennie dając poczucie bezpieczeństwa.

Noc okazała się jednak tą pierwszą, którą spędzili naprawdę sami, zbierając myśli, nie spoglądając nerwowo na komunikator. Marta zamknęła drzwi na klucz, chodziła po pokoju, wydeptując ścieżkę w hotelowej wykładzinie, popijała wodę małymi łyczkami, a kiedy zasypiała, słuchając świergotu ptaków, Lucas już dawno spał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro