18.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Daleko jeszcze? — mruknęłam, gdyż chodzenie na oślep z opaską przewiązaną przez oczy nie należało do moich ulubionych rozrywek.

— Nie. — usłyszałam tuż za sobą. - Już jesteśmy. — dodał Draco, po czym jednym ruchem różdżki sprawił, że chusta owinięta wokół mojej głowy nagle zniknęła.

— Żartujesz? — wydukałam nieco osłupiała, kiedy okazało się, że stoimy przed pewnym budynkiem, który wcale nie należał do świata magii. Było to najprawdziwsze, mugolskie kino, otoczone przez dziesiątki zwykłych Mugoli, którzy w ogóle nie zdawali sobie sprawy, że istnieje coś takiego, jak czary.

— Nie podoba ci się? — zmarszczył brwi i jakby zwątpił, że jego pomysł był dobry.

— Oszalałeś? — uniosłam brwi. — Jest fantastycznie! — dodałam, na co chyba odetchnął z ulgą. — Nie mogę uwierzyć, że wybrałeś miejsce, w którym nie ma ani grama magii. - dodałam pełna podziwu.

— No cóż... Nie ukrywam... Starałem się... — wymamrotał z wyczuwalną dumą w głosie, spuszczając wzrok na kostkę brukową otaczającą budynek i uśmiechając się delikatnie.

_ Ładnie wyglądasz, kiedy się uśmiechasz. — wypaliłam. — To znaczy... Chodźmy już. — dodałam szybko, wchodząc do środka.

***

— I oni naprawdę udawali? Nikt nie zginął? — dopytywał poruszony do granic możliwości Dracon.

— Tak. To się nazywa gra aktorska. - odparłam. — A ci ludzie, to aktorzy. 

— Gra aktorska... — powtórzył jakby do siebie. — Skąd ty w ogóle wiesz takie rzeczy? — spytał po chwili namysłu.

— Ja... Po prostu uważałam na mugoloznastwie. — skłamałam, mając nadzieję, że chłopak uwierzy, gdyż był to bardzo wiarygodny argument.

— Przejdziemy się? — spytał nagle. —To znaczy... Użycie aportacji wśród tylu mugoli chyba nie jest zbyt dobrym pomysłem. — dodał, chcąc wybrnąć z opresji.

— Pewnie. — odparłam, uważając to za bardzo dobry pomysł.

***

W pewnym momencie jakaś nieznana siła podkusiła mnie do pewnej czynności. Chciałam komuś to powiedzieć, wyżalić się. Uznałam, że jest to dość dobry moment.

— Słuchaj. — westchnęłam, nadal się zastanawiając, czy aby na pewno powinnam to zrobić — Pytałeś skąd tyle wiem o Mugolach. — powtórzyłam. — Widzisz, to nie tylko zasługa uwagi na lekcjach. Ja... Byłam kiedyś z jednym nich. — dodałam na jednym oddechu wiedząc, że teraz nie ma już odwrotu.

— Jak to? — chłopak zmarszczył brwi, chyba nieco zdziwiony tym nagłym wyznaniem. — Kiedyś... To znaczy, że...
— Nie. — przerwałam, domyślając się, co takiego chce powiedzieć. — To skończyło się na kilka miesięcy przed tym, jak... No wiesz. — wyjaśniłam nieśmiało, wzruszając ramionami.

— Czyli co... Zostawił cię, jak się dowiedział, że... — kontynuował.

— Przeciwnie. — zaprzeczyłam. — Kiedy dowiedział się, że jestem czarownicą, jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy. To on pokazał mi ten cały mugolski świat, o którym wcześniej nie miałam pojęcia, żyjąc w tym magicznym. — westchnęłam, kiedy tak szliśmy przed siebie. — Kiedy przedstawiłam go rodzicom... Mogłam się spodziewać, że tak się stanie. Tata wpadł w szał. Byłam pewna, że lada moment rzuci na niego Avade. Nie myślałam jednak, że to co zrobi, również tak bardzo złamie mi serce. — dodałam, czując jak w moich oczach zbierają się łzy. — Wyczyścił mu pamięć. Nie pamiętał niczego, co było ze mną związane. Tego, jak się poznaliśmy, tego kim jestem, tego wszystkiego, co nas łączyło. — dokończyłam nieco drżącym głosem.

— Ja... Nie wiedziałem... — wybełkotał blondyn.

— A skąd mogłeś wiedzieć? — uśmiechnęłam się blado. — Ojciec nie chciał, żeby kiedykolwiek to wyszło na jaw. Przecież to wstyd dla jego godności. — prychnęłam.

— Hej, blondi. — usłyszeliśmy nagle, co w pierwszej chwili było niezłym zaskoczeniem i wywołało u mnie przyspieszone bicie serca.

— To było do ciebie czy do mnie? — mruknął chłopak.

— Nie wiem. Czy to ma jakieś znaczenie? Po prostu to zignoruj. — dodałam, nie mając zamiaru odwracać się do jak podejrzewałam - grupki pijanych mężczyzn.

— Ej, Barbie, poczekaj chwilę! Fajna dupeczka! — głos zabrzmiał ponownie, a ja miałam ochotę jak najszybciej się stamtąd aportować, mimo towarzystwa Mugoli.

— Coś ty powiedział? — warknął Draco, odwracając się na pięcie w stronę mężczyzn.

— Draco, chodź, nie przejmuj się nimi. — jęknęłam, próbując zmusić go do zignorowania zaczepników i pójścia stamtąd jak najszybciej. Okazało się bowiem, że ów mężczyzna był w towarzystwie dwóch innych, dość przysadzistych mężczyzn.

— To twoja laska, tak? — mruknął nadal ten pierwszy, podchodząc chwiejnym krokiem coraz bliżej nas. — A może pożyczysz mi ją na jedną noc, co? Oczywiście zapłacę, jeśli... — kontynuował, jednak rozwścieczony blondyn już sięgnął do kieszeni swojej kurtki po różdżkę.

— Draco, proszę cię, zostaw to. Chodźmy już. — nie dawałam za wygraną, próbując za wszelką cenę odciągnąć chłopaka od nadchodzącego niebezpieczeństwa.

— Jeszcze słowo. — warknął w stronę mężczyzny, celując różdżką wprost pod jego brodę, czym tylko wywołał ironiczny uśmiech na jego zapitej twarzy. Na dwóch pozostałych również nie zrobiło to żadnego wrażenia.

— Yyy, chcesz mnie pobić kawałkiem patyka? — parsknął, odwracając się ze śmiechem do swoich ludzi.

— Cru... — zaczął Malfoy, jednak tego było już za wiele.

— Nie, stop! — pisnęłam, nagłym ruchem wyrywając różdżkę z jego zaciśniętej dłoni. — Oszalałeś? — zwróciłam się szeptem w jego stronę, po raz kolejny próbując zawrócić go w stronę, w którą mieliśmy się udać. Kiedy w końcu uległ, już chciałam świętować sukces, jednak sekundę później gwałtownie się odwrócił, rzucając się z pięściami na trójkę umięśnionych facetów.

W pierwszym momencie chciałam zacząć krzyczeć, jednak do głowy wpadło mi pierwsze lepsze zaklęcie, z którym postanowiłam spróbować.

— Impedimento. — wrzasnęłam, celując w stronę przeciwników, na co tamci od razu spowolnili swoje tempo. — Obliviate. — dodałam pospiesznie, łapiąc w tym samym czasie Draco za rękę i jednym ruchem szybko aportując się do domu.

— Oszalałeś?! — warkęłam, kiedy dziwnym trafem znaleźliśmy się akurat w moim pokoju. — Po co ci to było? — spojrzałam na niego z nutą współczucia w głosie. I choć od razu było wiadomo, że blondyn nie ma z nimi żadnych szans, stan jego twarzy wszystko wyjaśniał bez zbędnych słów.

— Zdenerwował mnie i tyle. — mruknął gniewnie, przecierając rękawem krew, która spływała mu po prawym policzku z rozciętej brwi.

— Pokaż się. — powiedziałam, biorąc jego pokiereszowaną twarz w dłonie i przyglądając się ranom na niej, na co chłopak przewrócił oczami, sprawiając wrażenie, jakby nie było to dla niego wielką sprawą. — Wiem, co powinno ci pomóc. — mruknęłam po chwili, wyciągając z kieszeni swoją różdżkę. - Vulnera Sanentur. — powiedziałam, kierując różdżkę na tą najbardziej drastyczną i krwawiącą ranę na brwi. Zaklęcie powtórzyłam jeszcze dwa razy, aby zabliźnić ją do końca i sprawić, by zniknęła.

Draco

— Też tak kiedyś miałm. — powiedziałem nagle czując, że po prostu muszę to zrobić. Dziewczyna natomiast zmarszczyła czoło, niezbyt wiedząc, o co takiego może mi chodzić. I wcale się temu nie dziwiłem, gdyż to po prostu było dziwne. — Też byłem zakochany. Tylko, że ona nie była mugolem, a... czarownicą z nie magicznej rodziny. — dokończyłem, w ostatniej chwili powstrzymując się od użycia określenia "szlama", które przez ojca zawsze automatycznie wychodziło z moich ust. — To było wtedy, gdy jeszcze chodziłem do Hogwartu. Była w równoległej klasie. Dzieliła nas różnica przynależności do  domu... I ta cholerna krew. Dokuczałem jej przez całe sześć lat, jednak przez cały ten czas nie potrafiłem przyznać, że naprawdę ją lubię. — mówiłem, korzystając z natchnienia. — Kiedy zakończyła się Bitwa o Hogwart, w końcu postanowiłem to zrobić. Stwierdziłem, że nie ma na co czekać. Gdzieś miałem opinie rodziców i to, że mogłem pójść siedzieć w Azkabanie za służbę Voldemortowi. Musiałem to zrobić. Kiedy w końcu powiedziałem, co tak naprawdę do niej czuję, ona powiedziała... - "Najpierw NAUCZ się kochać, Draco. Dopiero później to rób." — dokończyłem w myślach. — Powiedziała tylko, że to nie może się udać. Wiedziała doskonale, co moja rodzina sądzi o tak zwanej brudnej krwi. — dodałem już na głos, wzruszając beznamiętnie ramionami. — Dopiero wtedy tak naprawdę zrozumiałem, że to przecież nie miałoby najmniejszego sensu i już nigdy nie próbowałem tego robić. — dokończyłem.

— Czego? — blondynka w końcu zabrała głos, jednak to, że mi nie przerwała dało mi pewność, że naprawdę mnie wysłuchała.

— Kochać kogoś. — odparłem sucho, patrząc wprost w jej zaciekawione oczy i czując, że po powiedzeniu tego z mojego serca zniknął jakiś ciężar.

— To... Dość dziwne postanowienie, nie sądzisz? — powiedziała ostrożnie, nie przerywając kontaktu wzrokowego.

— Jak i całe moje życie. — mruknąłem obojętnie. — Swoją drogą jeszcze nigdy nikomu o tym nie mówiłem. — odchrząknąłem, chcąc nieco rozluźnić atmosferę.

— Trudno się dziwić. — odrzekła cicho. — W końcu nie na codzień ludzie wyznaczają sobie takie cele, no nie? —powiedziała, a po tych słowach nagle zapadła niezręczna cisza. — Spróbuję coś zrobić z tym sińcem pod okiem. — dodała po chwili głośniej, a następnie jednym ruchem ręki przetransmutowała stojący na szafce wazon w dużą kostkę lodu. Następnie podeszła nieco bliżej, tym razem przykładając okład na moje lewe oko. W głębi duszy poczułem, że to nie lód sprawia, że oko mniej mnie boli, tylko jej obecność tak blisko mojego ciała.

— I choć skutecznie chciałem trzymać się mojego postanowienia. — zacząłem, patrząc wprost w jej zielone oczy i nie wiedząc, co takiego we mnie wstąpiło. — To chyba jakimś cudem zaczyna słabnąć. — dodałem, jednym ruchem odsuwając jej rękę z mojej twarzy i przysuwając jej sylwetkę jeszcze bliżej siebie, po prostu wpiłem się w jej usta.

💎👑💎👑💎👑💎👑💎👑💎👑

Jak myślicie, kim była tajemnicza miłość Dracona? 😂 No cóż, to chyba bardziej niż pewne. Ja po prostu wielbię ten parring 😂❤

Pamiętajcie o ⭐, jeśli rozdział się spodobał :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro