🌹| Najpiękniejsze | 🌹

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czego ludzie pragną najbardziej? Na pewno czegoś wspaniałego, pięknego... Czegoś, czego się nie ma, bo nie miało się tego nigdy albo dlatego, że zostało utracone. Kiedy chcemy, dążymy do tego, dajemy z siebie wszystko, by to otrzymać. Niektórzy zatrzymują się w drodze, bo nie dają już rady, inni mimo wszystko bieżą aż do samego końca.

Tylko... Czy zastanowiliście się, Moi Drodzy, czego właściwie pragniecie najbardziej? Czy pięknym jest władza? Czy pięknym jest pieniądz? Nie. Jest coś piękniejszego. Najpiękniejszego na całym świecie, o którym przypominamy sobie dopiero wtedy, gdy zostanie nam odebrane...

W tych czasach nie doszukalibyście się, Moi Drodzy, na mapach światowych polskich granic. Choćbyście nie wiem jak szukali, wytężali wzrok, nie znaleźlibyście polskiej Warszawy, za to ujrzelibyście rosyjską nazwę Varshava. Nie widniałby tam napis Kraków, ale Krakau. Zapewne w Wasze oczy rzuciłby się też Breslau, który zajmował miejsce Wrocławia. Dlaczego?

Minęło już przecież sto dwadzieścia trzy lata odkąd Polska zniknęła. Rosja, Austria i Prusy zgarnęły jej tereny. Zniknęła dla wszystkich państw. Nie było jej. Zwalczano wówczas wszelką polskość, by o Polsce zapomniano już raz na zawsze.

Marnie.

Polacy dzielnie walczyli o swój naród, swój kraj. Uparcie, jak nikt inny. Wciąż liczyli na to, że Polska powstanie. Chociaż mijały lata, nie poddawali się. W ich wymęczonych sercach Polska wciąż istniała.

Personifikacja Polski wyglądała bardzo marnie ostatnimi czasy. Tak, personifikacja Polski — chłopak o złocistych włosach i zielonych oczach, w których niegdyś bez przerwy było widać iskierki szczęścia, a na jego zarumienionej twarzy widniał szeroki i ciepły uśmiech. Wszystko się zmieniło. Wychudł, pobladł, uśmiechał się coraz rzadziej. Tak jak jego ludzie zmęczony był ciągłą walką z zaborcami, ale mimo to nie poddawał się. Wciąż wierzył, że odzyska swoje terytoria, swoje miasta, swoją ukochaną, wolną Warszawę, a Polacy będą mogli żyć już bezpiecznie i szczęśliwie.

A dzisiaj mamy jedenasty listopada, wczesną poranną godzinę, jeżeli nie późną nocną. Polska spał twardym snem w jednym z warszawskich budynków. Tak twardym, że nie słyszał głośnych wystrzałów i huków, okrzyków i wołań za oknem, które wciąż narastały, jakby specjalnie chciały go zbudzić. To wszystko z przemęczenia — ostatnich kilku nocy nie przespał w ogóle, za dnia dużo pracował i nie miał ani chwili czasu dla siebie. Nie przebrał się nawet w inne ubrania do snu, a pozostałe w tych wczorajszych. Należała mu się ta noc, należało mu się długie spanie.

W pokoju był sam. Zresztą, w całym budynku nie było nikogo. Nie licząc wrzawy dochodzącej w ulic, panowała tu cisza. Nagłym jej przerwaniem było przeciągłe skrzypnięcie drzwi. Potem rozbrzmiały kroki wysokich oficerek.

— Hejże, Feliksie! Obudź się!

Głos, który wypowiedział te słowa, był ciepły, radosny, choć odrobinę ochrypnięty. Jego właściciel podszedł do łóżka, aby zaraz złapać Polskę za ramię i spróbować go obudzić.

W końcu Polska przewrócił się na drugi bok, ziewnął i otworzył powoli oczy, mrugnąwszy kilkakrotnie powiekami. Kiedy zauważył, kto nad nim stoi, uśmiechnął się radośnie, wkładając w to dużo wysiłku. Ale nie mógł się nie uśmiechnąć.

— Pa... panie komendancie! Wrócił pan! Nie wierzę! — zawołał, po czym poderwał się z łóżka, by serdecznie objąć przybysza. Niby wiedział, że nie powinien tak robić i dla tak ważnej osoby powinien mieć szacunek i zachować kulturę, ale zbyt szczęśliwy był z powodu jego powrotu, by tego nie uczynić.

Józefa Piłsudskiego wcale nie rozzłościło takie zachowanie, a wręcz przeciwnie — także się uśmiechnął na ten gest. Wczoraj wrócił pociągiem z Berlina, zwolniono go z aresztu po tym okropnym roku. Polska nie widział go przez tak długi czas... A teraz wrócił — najwspanialszy działacz niepodległościowy. Obejmował go z całych swoich sił, drobnymi rękoma. Tak bardzo był szczęśliwy!

— Tak. Zwolnili mnie z tego przeklętego aresztu i oto jestem. — powiedział Piłsudski.

Polska usiadł na łóżku. Zadarł głowę w górę, by móc wciąż widzieć jego twarz. Wyglądała teraz na starszą i wyrozumialszą, tym samym pełną dumy i radości.

— Nawet nie wiem, jak dobrać słowa... Jak wyrazić to, jak bardzo się cieszę z pańskiego powrotu... Ja się po prostu cieszę! — zawołał radośnie, jednak zbyt głośno na jego gardło, przez co zakaszlał. Nie rozwiązywał do tego większej wagi. — Dobrze się pan czuje? Co działo się w Magdeburgu przez ten cały czas? Czy...

Zamilknął, bo Józef uniósł dłoń w górę, prosząc go o zachowanie ciszy.

— Może i o tym opowiem, lecz nie teraz na to pora. — rzekł spokojnie — Czy naprawdę mój powrót był tym, czego tak bardzo pragnąłeś?

Polska pokiwał głową.

— Nie powinno być to twym powodem radości. — dodał komendant. Jak przypuszczał, dla Feliksa wydało się to niezrozumiałe — przekrzywił głowę, marszcząc brwi ze zdziwieniem. Miał coś już na to powiedzieć, ale Piłsudski ponownie zabrał głos — Czy słyszysz ten gwar za oknem?

Dopiero wtedy Polska zdał sobie sprawę z jego istnienia. Zszedł z łóżka, niepewnie podchodząc do okna. Odgarnął firankę na bok, by spojrzeć przez szybę na warszawskie ulice. Biegały po nich głównie dzieci. Ich buzie były wesołe, to głównie ich wołania były powodem wrzawy. W rękach trzymały... broń. Cóżże robiła ona w ich dłoniach? Cóż też jest ich tak wielkim powodem do radości? Czy to także z powodu powrotu Piłsudskiego?

Nie był pewien sytuacji. Odwrócił głowę w stronę Józefa, pytając:

— Co takiego się tam dzieje? Nie rozumiem... Cóż takiego pięknego?

Mężczyzna podszedł do niego i objął go ramieniem. Spuścił wzrok, by spojrzeć w jego twarz, na której malowało się niezrozumienie. Zaśmiał się krótko.

— No widzisz, mój młodzieńcze... Stało się coś najpiękniejszego, co mogło się dla nich stać. — powiedział.

Polska znowu zamyślił się na chwilę. Był zbyt wyczerpany, aby szybko skojarzyć fakty i dowiedzieć się, o co tutaj chodzi. Po momencie nasunęła mu się jedna myśl. Jedna, która byłaby naprawdę piękna, która byłaby naprawdę tak wspaniałym powodem do radości... Która mimo wszystko zdawała się być niemożliwa. Po tych latach... M zbyt ogromne na to nadzieje.

— Nie wiem. — przyznał wreszcie — Cóż jest tą piękną wiadomością?

— Czy nie czujesz tego w swoim sercu? Tak pięknego uczucia, jakoby wcześniej coś ciążyło ci na ciele, uniemożliwiało ruch, a teraz właśnie to opadło, zniknęło? Tak wspaniale ciepło, tak wspaniała swoboda... Czy może po prostu zapomniałeś, jak nazywa się to po imieniu?

Józef znów zaśmiał się cicho z niewiedzy Polski, który wciąż się zastanawiał. W końcu postanowił udzielić mu odpowiedzi. Ugiął kolana i patrząc mu prosto w oczy, powiedział radośnie:

— W końcu jesteś niepodległy, mój drogi Polsko.

Przez moment Polska wciąż zachował niezrozumiały wyraz twarzy, jakby potrzebował czasu, by ta wiadomość w ogóle do niego dotarła, by mógł zrozumieć jej sens. Kiedy tak się stało, z jego oczu zaczęły płynąć łzy. Najpierw pojedyncze, wolno spływające na policzki, potem było ich już coraz więcej, coraz szybciej spływały po jego twarzy, by kapać na ubrania i podłogę.

Rzucił się Piłsudskiemu na szyję znowu, płacząc mu w ramię, mocząc jego mundur. To naprawdę najpiękniejsza wiadomość, jaką usłyszał od wielu lat! Serce od razu zaczęło bić mu szybciej, a on sam aż się trząsł i prawie aż zanosił się od płaczu. Ale to wszystko że szczęścia. Niewyobrażalnego szczęścia, którego doznać może tylko ten, kto wie, co utracił i wie, co właśnie odzyskuje.

Niepodległość — coś najpiękniejszego na świecie, o czym na co dzień większość ludzi zapomina.

Feliks już myślał, że zaraz zacznie skakać, ale powstrzymywał się od tego, wciąż obejmując komendanta, coraz mocniej i mocniej. W końcu i Piłsudski objął go jedną ręką, a drugą zmierzwił i tak rozczochrane już włosy.

— Jeżeli to prawda... — zaczął Polska, wciąż płacząc, przez co ledwo można było go zrozumieć — To... Jest to najpiękniejsza wiadomość... Najpiękniejsza... jaką kiedykolwiek otrzymałem... A nawet... Nawet jeśli to tylko sen... jest on najpiękniejszym snem... jaki kiedykolwiek mi się przyśnił... Niechaj trwa wiecznie...!

— To nie sen, to wszystko prawdziwy świat. — powiedział Piłsudski — Polski kraj znów powróci na światowe mapy. Formalnie istniejemy. Ty istniejesz. To koniec zaborców, koniec z rusyfikacją, koniec z germanizacją. Teraz już tylko Polska. Niemcy ogłosili zawieszenie broni, wojna się skończyła. Teraz może być już tylko dobrze.

Trwali tak jeszcze przez moment. W końcu Polska uspokoił się, odszedł od ramienia Józefa i otarł mokrą twarz o rękaw koszuli. Aż zaśmiał się. Wciąż miał zaszklone oczy, ale powróciło do nich szczęście. Uśmiechał się, a policzki miał całe zarumienione.

— Dziękuję! Dziękuję! — zawołał nieco ochrypniętym głosem — Czyja to zasługa? Komu powinienem być wdzięczny?

— Wszystkim Polakom. — odparł Piłsudski — Wszyscy dzielnie walczyli o wolność kraju. Idź zatem na ulice, okaż swą wdzięczność wszystkim. I nie roń już łez! Okazuj swe szczęście tak, by ludzie nie mylili go ze smutkiem.

Polska pokiwał głową i otarł jeszcze raz oczy z łez. Uścisnął dłoń komendanta i wybiegł za drzwi. Na schodach omijał stopnie, by jak najszybciej znaleźć się na dole. Wreszcie stanął na ulicy. Piękny widok.

Tyle Polaków w pełni szczęścia, chłopców machających czapkami oraz niemieckich żołnierzy bez broni w rękach, z podpuszczanymi na dół głowami. Feliks zaśmiał się radośnie, a jego śmiech rozszedł się po całej ulicy.

— Jesteśmy wolni! Haha! — krzyknął, unosząc wysoko w górę ręce. — Udało się! — Zaczął biec przez ulicę, podskakując wesoło. — Żegnajcie, okropne szkopy! Żegnajcie, wy pruskie tłumoki! Haha! Polska wolna, Polska niepodległa, już nikomu nie będzie uległa! Haha!

Po drodze pozdrawiał wszystkich napotkanych Polaków, kłaniał się im nisko, co niektórych nawet obejmując, wykrzykując podziękowania. I nie mógł się powstrzymać, aby czasami Niemcom języka nie powystawiać. Nie mogę już bardziej opisać jego szczęścia, Moi Drodzy. Wszystko, co mogłam o tym napisać, już napisałam, aż wyczerpały mi się już na to słowa.

Chwilę później grano hymn — hymn, którego nie można było śpiewać przez lata, który nie mógł w ogóle istnieć. A teraz wszyscy pościągali czapki z głów i stali na baczność, śpiewając. Feliks znów uronił łzy. Pieśń brzmiała teraz najpiękniej na świecie.

— Jeszcze tylko wywalczyć piękne granice — powiedział sam do siebie — I tego piękna już nic nigdy nie będzie w stanie przewyższyć. Coś wspaniałego! No w mordę Niemca, kocham to!

Stał jeszcze, wsłuchując się w melodię hymnu. Otrzymał coś najpiękniejszego na świecie, czym nie wszyscy mogą się pochwalić. Coś, co daje wolność. Niepodległość. Nie było jej przez tyle lat, a teraz powróciła.

Warto jest o nią walczyć. Warto się nie poddawać w drodze do niej. Cześć i chwała polskim bohaterom!

Hej!
Oneshot pojawił się już teraz, nie jutro ( prawdopodobnie zgodnie z rozkładem pojawi się SL2  = )). Pisałam go dziś prawie cały dzień, pomysł na niego pojawił się bodajże przedwczoraj.
Mi się podoba, choć jest krótki.
A Wam, Moi Drodzy?

Z okazji 101 rocznicy odzyskania Niepodległości życzę wszystkim Polakom wszystkiego dobrego, a naszemu krajowi pokoju i dobrego rozwoju <3

Papatkii!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro