10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Pov Bakugo]
(Siedemnasty października, piątek)

-Dzień dobry pani Mitsuki. Hej mamo.

-Siema.- Mruknąłem, gdy w drzwiach zobaczyłem teściową oraz staruche.- Wchodźcie.

-Hejka.- Powiedziały jednocześnie.

Po chwili w ciszy przeszliśmy do jadalni, która w sumie była tak jakby połączona ze salonem.

-Katsuki jak się czujesz?

-Dobrze...- Odpowiedziałem cicho i spokojnie na pytanie cioci Inko.- Z Natsukim wszystko w porządku.

-Dalej masz strasznie mały brzuch. Na pewno dobrze się odżywiasz?

~Już się zaczyna...~

-Tak matko.

-Mam nadzieje, że nie trujesz się znów taką ilością leków jak wcześniej. Wiesz, że to nie zdrowe dla dziecka jak i ciebie.

-Zapewniam panią, że Kacchan bierze minimalne dawki leków i nie jest wystawiany na zagrożenie i nerwy. Odżywia się dobrze. Jest wszystko w jak najlepszym porządku.- Wyprzedził mnie Deku i kurwa na całe jebane szczęście.

-Tak Mitsuki, pewnie maluszek będzie Omegą... Małą słodką Omegą.

-Mam nadzieję, nie chcę by coś się stało dzieciaczkowi...- Westchnęła w końcu.- Martwię się. Izuku, pilnuj mojego roztrzepanego i nieodpowiedzialnego syna.

-Pilnuję, ale nie zgodzę się z ostatnim. Katsuki jest na prawdę odpowiedzialny.

-Zmieńmy może temat?- Wtrąciłem się zirytowany.- Nie chcę by cały wieczór tyczył się mojej osoby.

-Masz rację skarbie.  To jak tam u was?

///trzy godziny później, około dwudziestej pierwszej///

Oczywiście do kolacji było podane też wino... Tak pomogło ono w tym, że moja matka nie hamowała się przy żadnym temacie, ciotka Inko, śmiała się ze wszystkiego a Deku i ja nie piliśmy. Obie kobiety oczywiście nie były pijane jakoś bardzo mocno, ale rozluźnione już owszem, a moja rodzicielka wtedy zachowuje się jakby wszystko jej możn na było. A starucha już działała mi na nerwy, natomiast zielony łeb poszedł do łazienki, zostawiając mnie z tym samego.

-A pamiętasz to? Hahahah!

-Tak! Katsuki pamiętasz?

-Taaa...

-A co wy tacy sztywni?- Zapytała blondynka.

-Tobie alkoholu już starczy. Zaczynasz bełkotać.- Powiedziałem utrzymując resztkami silnej woli jakiekolwiek normy spokoju, zabierając lampki wina, jak i samą butelkę.

-Katsuki, nie będziesz mi rozkazywał gówniarzu.- Warknęła na mnie. 

-Jesteś pod moim dachem, na moich zasadach. Będę kurwa decydował czy zaliczysz zgona czy nie.

-Katsuki. Oddaj to, jestem w końcu dorosła czyż nie?

-Rzekomo. Jesteś nieodpowiedzialna gdy masz styczność z alkoholem.- Syknąłem kierując się do kuchni. Usłyszałem za sobą jak ktoś wstaje od stołu.

-Gówniarzu co ty sobie wyobrażasz?! Pouczać własną matkę będziesz?

-A żebyś wiedziała.- Prychnąłem, nie odwracając się, a po chwili poczułem zacisk jej dłoni na swym ramieniu- Puszczaj.

-Mitsuki uspokój się.- Podeszła nagle do nas matka Izuku.- Nie zapominaj, że on je...

-Nie. Nie będzie mnie on pouczał.

-Puść mnie.- Warknąłem jeszcze bardziej zły.- Usiłuje być spokojny, nie utrudniaj mi tego.

-Co się dzieje? Może pani puścić Kacchana?

-Nie, dopóty ten niewdzięcznik przestanie rozkazywać własnej matce.- Prychnęła.

-Nie będę cię kurwa za nic w świecie przepraszał! Pojebało cię!- Krzyknąłem w końcu wyrywając się z jej uchwytu, przy czym upuściłem kieliszki które się zbiły na podłodze, pozostawiając ślady po winie, przypominające te od krwi.

-Spokojnie Kacchan, sprzątnę to.

 Zdążył powiedzieć, widząc mój lekko zlękniony wzrok, jednak w tym samym momencie.

-I coś ty zrobił!- Zawołała blondynka delikatnie co prawda, uderzając mnie w tył głowy.

A jednak tyle wystarczyło bym dostał ataku paniki.

Upadłem na kolana, wpadając w szkło. Nawet nie zauważyłem, że niektóre z odłamków wbiły mi się w skórę. A  szybki oddech, załzawione oczy pojawiły się równie szybko, co mój upadek.

-Kacchan spokojnie. Jestem tu, nic się nie dzieje.- Słyszałem tak jakby z oddali głos Deku, a także jak przez mgłę go widziałem.

-Boże Katsuki!

-Ka-Katsuki? Przepraszam!

-Odsuńcie się!- To warknięcie było natomiast idealnie słyszalne... Nie pomogło mi ono.- Wpadłeś w szkło, przeniosę cię na łóżko dobrze? 

Po chwili poczułem jak ktoś mnie podnosi. To Izuku? Mam racje? Pachnie jak Izuku... T-to nie jest Himiko? N-nie jest? Nie, to musi być Izuku...

A jednak, zacząłem się szarpać.

-Zo-zo-zostaw! Nie! Nie! Puść!

-Kacchan to ja Izuku, spokojnie nic ci się nie dzieje... Położę cię na kanapie.

-Nie! Auć!- Pisnąłem zwijając się z bólu, gdy tylko poczułem jak odkłada mnie na podłoże.

-Kacchan co się dzieje?

-Izuku, wody mu odeszły.

-Co... Nie! Cholera!

[Pov Izuku]

-Kacchan co się dzieje?

-Izuku, wody mu odeszły.- Zauważyła moja mama, a mnie zamurowało.

Rzeczywiście, na podłodze przy łóżku było pełno jakby wody, a samo łóżko w miejscu gdzie leżał Kacchan, także było mokre.

-Co... Nie! Cholera! Za wcześnie!- Zacząłem się denerwować, co Kacchan chyba wyczuł, bo także bardziej się spiął.

-N-Na-Natsuki... J-ja ro-rodzę? A-ale!- Zaczął panikować, przy okazji zalewając się łzami.- Auć!

-Spokojnie, Kacchan, wszystko jest pod kontrolą.

-Skórcze ma. Zadzwonię po pogotowie.

-Nie. Szybciej będzie jak się przeteleportuje tam z nim na rękach.- Odpowiedziałem, odwracając się w stronę kobiet podnosząc ze sobą, nie protestującego już blondyna.

-Ka-Katsuki...- Mruknęła blondynka, która z miejsca wytrzeźwiała i wystraszona obserwowała naszą dwójkę.- J-ja nie chciałam...

-Mamo, klucze od domu są w kuchni, mogłabyś zamknąć dom? U nas w sypialni jest spakowana torba do szpitala dla Kacchana. Mogłabyś mi ją przywieźć?- Przerwałem kobiecie, kompletnie ją olewając.

-O-oczywiście. Ty z nim znikaj.

-Dzięki.

W ułamku sekundy znalazłem się na recepcji w szpitalu, oczywiście jak się okazało wtryniłem się w kolejkę, ale sorry Kacchan teraz ważniejszy.

-Co się stało?- Zapytała młoda Beta.- Co jest z tą Omegą?

-On rodzi. Ma atak paniki, O-on ma ty-tydzień do porodu. J-ja...- Zaczął mi się łamać głos z nerw, ale od razu obok mnie pojawiły się dwie pielęgniarki, przyprowadzając wolne łóżko szpitalne, które chyba stało gdzieś niedaleko.

-Niech pan odłoży go. - Rozkazała mi brunetka.

-A mi opowie co się stało.- Dodała blondynka, wyglądająca identycznie co czarnowłosa Omega. No z wyjątkiem koloru włosu.

-Dostał ataku paniki, bo posprzeczał się z swoją mamą... Upadł mu kieliszek od wina i się stłukł, jego mama go szturchnęła i dostał ataku... Padł kolanami w szkło, od razu go przeniosłem na kanapę i odeszły mu wody. Od razu zabrałem go tutaj.

-Od kłótni dostał ataku? Na co choruje?

-Nerwica, depresja, stany lękowe. Przyjmował bardzo silne leki, ale przez ciąże praktycznie je odstawił.

-Rozumiem.- Powiedziała notując coś w notatniku i w tym samym momencie podszedł do nas lekarz i zaczęli odciągać moją Omegę gdzieś w głąb.

-Gdzie go zabieracie?!

-Na salę porodową. Niech pan tu zostanie i zaczeka.

-Nie ma nawet takiej opcji. Muszę być przy porodzie.

-Ale...

-Muszę tam być.- Warknąłem, aż ta dziewczyna lekko się spłoszyła.- Obiecałem mu to jeszcze tego samego dnia gdy się dowiedziałem, że zostanę ojcem. Nie ma takiej opcji, że będzie inaczej.

-Musi pierw zgodzić się osoba rodząca.

-To idź pytaj. Jaki problem? Z tego co się orientuję, to mój zapach go będzie uspokajał, a wystarczająco chemii przyjmuje jego organizm by faszerować go uspokajaczami.

-Co się dzieje?- Wtrącił się nagle jakiś lekarz.

-Usiłuję przekonać tę panią, żebym mógł wstąpić na salę porodową i być przy swojej Omedze która właśnie doświadcza ataku paniki. Midoriya-Bakugo Katsuki. Przyjmuje silne leki na nerwicę, stany lękowe i depresje. Nie można podawać mu uspokajaczy nie dostosowanych.

-Mimiko, oddal się. A pana poproszę ze sobą.- Powiedział natychmiast mężczyzna. 

Starszy Alfa od razu poprowadził mnie do sali w której zastałem blondynka, z którym nie wiedzieli jak sobie poradzić. Kacchan ciągle nawoływał moje imię i rzucał się na łóżku. Z boku stała pielęgniarka ze strzykawką a także dwóch mężczyzn którzy chcieli go spiąć pasami.

-Deku!- Krzyknął nagle obracając głowę w moją stronę, a ja czym prędzej pojawiłem się obok niego i mocno objąłem.

-Nie warzcie się go tknąć palcem.- Wysyczałem, czując jak chłopak moczy moją koszulkę łzami.- Cały drżysz...- Dodałem ciszej.- Spokojnie jestem tu.

-B-boję się. T-to jeszcze nie jest czas... Boje...

-Spokojnie. Ćśśś...

-Dostałem już kartę zdrowia pana Midoriy.- Odezwał się ten sam doktor, który mnie tu wpuścił.- Nawet w kartotece ma zalecane, by jego Alfa była blisko.

-Tyle wiem. Co z nim?- Zapytałem dalej tuląc mniejszego.

-Dostał skurczy. Tylko tyle wiemy praktycznie rzecz biorąc, bo nie pozwolił dojść do siebie.

-Kacchan słonko, musisz pozwolić by cię przebadali. Będę obok.- Powiedziałem miękkim głosem, a blondyn nic nie mówiąc, tylko kiwnął potwierdzająco głową.- Mogę dostać z nim pięć minut sam na sam? Przydałoby się, jakbym go trochę uspokoił.- Tym razem zwróciłem się do lekarzy, już bardziej jadowitym tonem.

-Tak. Ale nie więcej niż pięć minut. Chodźcie.- Zarządził Alfa, wychodząc z pomieszczenia a za nim udała się cała reszta.

-Kacchan spokojnie. Wszystko będzie dobrze... 

-Mam termin za miesiąc... T-to za szybko!- Pisnął dalej wbijając głowę w moją klatkę piersiową.- A-a co jak urodzi się chory?!

-Tak się nie stanie. Urodzi nam się zdrowy i silny chłopczyk. Natsuki będzie tak wytrwały jak ty, a silny niczym ja. Wszystko się ułoży. Oboje dacie radę, tylko musisz się uspokoić...

Siedziałem tak z nim chwilę i ciągle powtarzałem same pozytywy. W którymś momencie, gdy prawie udało mi się go uspokoić w stu procentach przyszedł lekarz i zabrał go na badania. Oczywiście cały czas byłem przy nim i trzymałem go za rękę.
Mija właśnie piąta godzina odkąd Kacchan dostał skurczy. A trzecia, odkąd jest na znieczuleniu bo bóli nie wytrzymywał. Badania wykazały, że maluch jest gotowy do przyjścia na świat.

-Agh! KURWA JEGO JEBANA MAĆ! BOLI KURWA! ZAPIERDOLE SIĘ ZARAZ!

-Ajć.- Syknąłem cicho, bo to mi pazury wbijał w dłoń.

-AGH! KURWA PIERDOLONA MAĆ!

Ewidentnie był najgłośniejszy na tym piętrze, ale szczerze nie dziwiłem mu się. Jest już grubo po drugiej w nocy, a on męczy się z okropnymi bólami, osobiście mi się serce kraje.

-Panie Katsuki, przykro mi ale jesteśmy zmuszeni wykonać cesarskie cięcie.

-Wyyykluczone. UGH!

-Niestety jest to wykluczone. Jeżeli do tego momentu poród się nie zaczął musimy je wykonać. Bo może zagrozić dziecku.

-W takim wypadku na co kurwo jebana czekasz?!- Warknął na mężczyznę a mi się oberwało. Na prawdę z tej dłoni krew mi już leci!

Od razu do sali wbiegły pielęgniarki i Kacchan znów został przewożony do innego pomieszczenia.
Gdy tylko szykowali całe stanowisko usłyszałem jeszcze zmęczony już, głos mojego męża.

-Nie jesteś zły?

-Za co?

-Nawet ciąży donieść nie umiem... Ani dziecka urodzić...

-Kacchan nie bredź takich bzdur!

-Kurwa... Zaraz zasnę...

-Kacchan? Halo? O-On stracił przytomność!- Zawołałem wystraszony.

-To normalne. Proszę, się przygotować psychicznie bo zaczynamy.

[Pov Narrator]

-Skalpel!

-Ciśnienie mu spada!

//////

-Podać jeszcze jedną dawkę znieczulenia!

/////

-Inkubator przywieść! Zaraz dziecko przyjdzie na świat!

/////

-Mamy go!

-Kacchan... Nasz synek...- Mruknął zachwycony zielonowłosy widząc malucha z blond włosą czuprynką.

-Szybko przebadać go!- Zarządził lekarz.

-Coś jest nie tak... Czemu mały nie płacze...- Jęknął cicho zdenerwowany Katsuki, który dosłownie chwilę przed się wybudził.- Deku? Gdzie zabrali mojego syna? Deku?!

-Przykro mi...- Podszedł lekarz ponownie do łóżka, z opuszczoną głową.

-CO Z NASZYM SYNEM?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro