9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


[Pov Bakugo]
(Szesnasty października, czwartek)

-Boże... jeszcze cztery tygodnie i biorę się za ostre ćwiczenia.- Jęknąłem widząc siebie w lustrze. 

Bowiem Natsuki miał już pełne szesnaście tygodni. Został miesiąc do porodu, co za tym idzie, mój brzuch był już duży, idealnie mogłem objąć go dłońmi... Jedyne co mnie martwiło to fakt, że Mina, miała dwa razy taki co ja w tym stadium ciąży... Lekarz mówi, że to nic poważnego i po prostu będzie mały, ale jednak.

-Natsuki... Daj mi chociaż się wysypiać dobra?- Spytałem, kładąc dłoń na skórze.- Wiem, że twoje imię pisze się jako "lato" oraz "surowy", ale kurwa pamiętaj, kto cię nosił pod sercem tyle czasu.

Po chwili założyłem na siebie bluzę i zgarnąłem swoje cztery litery do Kirishimy, tak jak wcześniej się umówiliśmy. Mina chciała bym im pomógł z doborem ostatnich szczegółów do pokoju najmłodszego szczeniaka, który z resztą miał się urodzić już za tydzień, a jako, że Deku w robocie, nadrabia wszelkie patrole, które odda najpewniej Mirio by móc przez pierwsze tygodnie być przy mnie. Oczywiście nawet nie mam prawa głosu, on już sam zadecydował, że pierwszy miesiąc wolnego bierze, by móc nam się oddać w całości. Szkoda, że będę umierający przez pierwszy tydzień.

Gdy tak kierowałem się już do budynku, który był na prawdę niedaleko nas, nawet długo nie czekając, zauważyłem patrolującego okolicę Yukimurę. Latał w postaci nietoperza nad moim domem. 

-Ty nietoperz! Nie udawaj już, że cię tu nie ma skoro i tak wiem, że do cholery śledzisz każdy mój ruch!- Zawołałem podirytowany, a już po chwili obok mnie wylądował i się przetransformował.

-Nie moja wina, że dostałem takie wytyczne.- Westchnął.- Gdzie idziesz?

-Do Kirishimy. Obiecałem, że przyjdę by w czymś pomóc czy coś.

-Aaa. Czyli teraz pieczę przejmie Ejiro?

-Nie wiem. Ty się kurwa z nim ugaduj. Jak na moje, to potrafię sam się obronić.

-Ah, jakbyś nie mógł mu przekazać.

-Nie kurwa nie mogę. Wiesz dobrze, że mam wyjebane w to.- Warknąłem przyśpieszając kroku.- Wiesz co? Zakończ ten temat łaskawie.

Brunet łaskawie się mnie posłuchał i zamknął mordę. Razem ze mną wbił do Miny, tyle że ja od razu z nią udałem się do salonu a wampirzy móżdżek szukał czerwonego łba.

-Mam już dość tego, że ciągle ktoś mnie pilnuje do cholery.- Jęknąłem bezsilnie siadając na kanapie.

-Dziwisz się Midoriy? Zaatakowali cię na początku ciąży i doprowadzili do stanu, że byłeś zdolny mu nie ufać... Po za tym, sądzę, że on wie więcej niż ty. Dlatego działa w ten sposób.

-Kurwa, to nie zmienia faktu, że mam już tego serdecznie dosyć. Czekam już tylko do porodu, by mieć święty spokój chociaż na miesiąc.

-Wtedy to będziesz miał na głowię Deku?

-Już jego zniosę.- Prychnąłem.- To z czym miałem ci tam pomagać?

-A no tak. Ryuko będzie miała pokój na górze, zaraz obok pokoju Rejiego. Chciałam byś mi pomógł z doborem ostatnich szczegółów a sama już nie mam żadnych pomysłów. 

-Tak, tak. To chodźmy.- Westchnąłem wstając i kierując się ku schodom. 

Po drodze zobaczyłem jak zadowolony nietoperz dosłownie wylatuje przez okno z krzykiem "No to nara", także więc mogę się domyślić, że teraz za mój cień będzie robił shittyhair. 

-A twój chłoptaś to gdzie?

-Właśnie u Reijiego. Miał mu tłumaczyć matematykę chyba...

-Ale, że ten łeb?

-Dodawanie do dziesięciu...

-To on do tylu liczyć potrafi?- Zapytałem, a pinki się zaśmiała.

-Do tylu jeszcze owszem.

Już po chwili byliśmy w całym (Do porzygu)  różowym pokoju, gdzie rzeczywiście brakowało ułożenia jakichś pierdół które znajdowały się w kartonach. Zajęło nam może półgodziny ogarnięcie tego, a pokój był skończony w stu procentach, z czego byłem zadowolony, bo kurwa już oczy mi wypalały te cholerne odcienie jednego koloru. Po tym jak to załatwiliśmy, stwierdziłem, że łaskawie pierdole czekanie kolejnych czterech godzin samemu w domu aż przywlecze się do niego mój Alfa, także pozostałem jeszcze u nich. Właśnie dochodziła osiemnasta, co za tym idzie za jakieś może dwadzieścia minut, Deku miał zastać pusty dom i wpaść w panikę a Yukimura powinien dostać opierdol...

-A w ogóle to macie już wszystko dla Natsukiego?- Zapytała mnie landryna, gdy to byliśmy w salonie.

-Ta, brakuje może... Nie, nie może czegoś brakować, bo tamten pojeb zaczął zaopatrzać pokój we wszystko, gdy tylko usłyszał, że będziemy mieć syna.

-To urocze.

-Ta kurwa, zamęczy mnie po porodzie.

-Ej tam nie marudź. Zawsze mógłbyś mieć tak jak Kaminari. Dom i dziecko na głowie.

-W sumie... To masz rację. Ale nie oszukujmy się, leniwiec wyjechał teraz w delegację.

-Wiem, przecież tak to zachowywał się jak Kirishima. Pomagał ze wszystkim, ale marudził nawet więcej niż dziecko płakało.

-A dziwisz się? Wiecznie niewyspany facet, co musi wykonywać trzy razy więcej roboty. Jakby, ja też będę ciągle wkurwiał swoim marudzeniem.

-Nah, nie rozumiem mężczyzn.

-Spoko, ja nie rozumiem nikogo.- Prychnąłem.- Macie może kawe?

-Przecież ty nie możesz przez leki.

-Niby ta... Ale mam zajebistą ochotę od kilku dni, a frajerzysko zielone, ostatnie moje zapasy oddał właśnie leniwcowi.

-On chce dla ciebie jak najlepiej.- Westchnęła.- I po za tym, nie dostaniesz w tym domu żadnej kawy, chyba, że wyzdrowiejesz i psychotropy odstawisz.

-Czyli po mej śmierci. No to zajebiście...

-Dokładnie. Po za tym za ile będzie Izu...

-U nas jest, miał ci przekazać! Ja nic nie zrobiłem!- Nagle przerwał nam rozmowę krzyk tłumaczącego się Kirishimy.

-O czyli wcześniej dziś wrócił...- Prychnąłem a po chwili mój alfa wyłonił się znikąd przede mną.

-Nie łaska było mi napisać? Zawału bym dostał.- Westchnął podirytowany przytulając mnie do siebie.- Kurde nigdy więcej.

-Pft, chciałbyś.

-Kacchan. Nie bez powodu zapewniłem ci opie...

-To kurwa w końcu wyjaśnij mi ten jebany powód. Od pięciu miesięcy słyszę tylko, że masz swoje powody. Weź kurwa mi kiedyś może je łaskawie wyjaśnij!- Warknąłem odsuwając się na siłę od niego by usiąść z powrotem na kanapie.- A teraz łaskawie oddeleguj się do nie wiem, kamienia? Właśnie przerwałeś mi rozmowę.

-Ale Kacch...

-Nie Kacchan'uj mi tu kurwa. Złaź mi z oczu. Wiesz, że nie mogę się denerwować? No właśnie. Więc łaskawie nie podnoś mi ciśnienia jeszcze bardziej.

-Um... Dobrze.- Mruknął zdołowany, kierując się do kuchni, gdzie słyszał Reijego razem z ojcem.

-Nie potraktowałeś, go za ostro..?- Zapytała mnie różowa, gdy tylko słup wyszedł.

-Nie wiem.- Odparłem szczerze.- Wiem tyle, że mógłby mi chociaż napąknąć o co mu właściwie chodzi, bo tak się składa, że nie w sos mi fakt, że nie mam pojęcia o co mu kurwa chodzi i mam się domyślać. To tak dużo? Powiedzieć, że nie wiem... Ktoś chce mnie porwać? Albo, że po prostu schize łapie? Ja mam się jeszcze domyślać, żyć w niewiedzy i zastanawiać się, czy może mój mąż nie jest chorobliwie zazdrosny więc musi mieć na mnie baczenie.

-A może robi to, właśnie by zaoszczędzić ci większej ilości nerwów?

-Dlatego kurwa mówię, żeby mi chociaż nakreślił.- Warknąłem, jednak po chwili spokojniej z deka dodałem.- Chcę by mi wspomniał. Nie musi tłumaczyć.

-Rozumiem... Ale i tak, według mnie, zbyt ostro go potraktowałeś.

-Już mi nie sprawiaj morałów. Wystarczy, że moja matka jutro się u nas zjawi i będzie to robić.

-Ooo, pani Mitsuki? Przecież ona jest sympatyczna.

-Tsa, sympatyczna dla każdego byle nie dla mnie. Znów się nasłucham pewnie, że mam za mały brzuch jak na to, że za cztery tygodnie rodzę. Pewnie oskarży, że źle się odżywiam czy coś, potem będzie tylko więcej uwag. 

-Ajj, nie zwracaj uwagi na to. Izuku pewnie będzie?

-Będzie. Jego matka także. Mamy mieć gości jakoś o osiemnastej do dwudziestej? Pewnie się przedłuży...

-No to nie masz się chyba o co martwić.

-Niby.- Westchnąłem wstając.- Będę się zbierał. Deku!

-Tak?- Nagle zmaterializował się obok mnie.

-Dom.- Powiedziałem krótko.- Do zobaczenia.

I wyszedłem. Deku oczywiście po pożegnaniu się, dołączył w moje ślady. Usiłował początkowo zacząć jakoś rozmowę, ale bardzo skutecznie zbywałem go na każdym kroku, aż to nastała dwudziesta pierwsza, ja już leżałem w łóżku od jakichś dziesięciu minut przy zgaszonym świetle i on w końcu przyszedł i przytulił mnie od tyłu, kładąc ręce na brzuchu.

-Kocham cię i przepraszam.- Wyszeptał mi do ucha, najpewniej myśląc, że śpię.- Robię to tylko po to, by nie stała się wam krzywda... Śpij dobrze mój najdroższy.

Jeszcze pocałował mnie delikatnie w oznaczenie, a ja nie wiedziałem co począć. Przyznać się, że wszystko słyszałem, czy dalej udawać, że śpię? Oczywiście wybrałem iść w zaparte i udawałem, że śpię... Udawałem tak godzinę, nie mogąc zasnąć.


[Pov Bakugo]
(Siedemnasty października, piątek)

-Mhm... Mhrrr...

-Jak kotek.- Usłyszałem cichy śmiech, a także poczułem jak ktoś mierzwi mi włosy.

Było tak ciepło i przyjemnie... wtuliłem się bardziej w coś co mnie obejmowało. Po chwili poczułem, że zostałem lepiej nakryty kołdrą. Boże jak przyjemnie... Niech to się nie zmienia... Mi tu dobrze...

-Ciepło ci?

-Yhm...- Mruknąłem a do moich nozdrzy nagle uderzył zapach tymbarka.- Deku...

-Ja.

-Co ty zamierzasz?

-Poleżeć jeszcze chwilę z tobą, zanim będę musiał zniknąć w pracy.

-Która godzina..?

-Około siódmej. 

-Masz na ósmą...

-Przeteleportuję się. A uszykowanie zajmie mi może z dziesięć minut.

-Deku...

-Tak skarbie?

-Nie jesteś zły za wczoraj?- Mruknąłem niepewnie, jednak rezygnując z poprzedniego planu.

-Nie. Szczerze mówiąc to rozumiem to. Pewnie też nie byłbym zadowolony... I uwierz, na prawdę chcę ci powiedzieć o co chodzi, ale...- Zaciął się na chwilę, wypuścił głęboki oddech i kontynuował.- Ale, nie mogę... Z dwóch przyczyn, a w głównej mierze z tej, że pewnie byś się zdenerwował, a wiesz, że nie możesz.

-Nawet wspomnieć o co chodzi? Głupie nakreślenie?

-Przyrzekłem. Do listopada nic ci nie mogę powiedzieć.

-Czyli do daty porodu mniej więcej? 

-Tak to określmy. 

-Rozumiem... Dam sobie spokój i zaczekam.- Westchnąłem i tym samym wprowadziłem idiotę w osłupienie chyba.

-Dziękuję. Kocham ciebie, Natsukiego też... Kocham was obu najmocniej na świecie.

-Ja wiem. On też... 

Przeleżeliśmy w milczeniu kolejne półgodziny, aż to brokuł musiał w końcu iść się uszykować do pracy, ja natomiast wstałem spod kołdry dopiero o dziesiątej, marudząc, że jest mi cholernie zimno. Zjadłem śniadanie, ogarnąłem się bym wyglądał jak człowiek i udałem się do sklepu. W końcu kurwa ktoś musi przygotować tę cholerną kolację, a jako, że nawet gdyby to Deku miał się tym zająć, to i tak lepiej wyjdziemy na tym wszyscy, gdy ja to zrobię. Także i więc w domu byłem dopiero o piętnastej, a Yukimura zwyzywał mnie chyba za wszystkie czasy, bo to on wszystko nosił i robił za szofera. Jebany jeszcze marudzi, że nie musi pracować w UA jako nauczyciel, bo ma wolne, zarezerwowane aż do mojego porodu.

-Ale ja nic nie gotuje! Możesz pomarzyć.

-Sam się tym zajmę. Mam trzy godziny... Za dwie ma być Deku... Co by tu kurwa...- Zacząłem przebierać w torbach, jednocześnie je rozpakowywując i planując od czego zacznę.- Dobra. To do roboty...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro