prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Pov Bakugo]
(Dwudziesty czerwca, poniedziałek)

-Nghhh... Ah! Ku-kurwa! Deku!

-Kacchan...

-Mhhhm!- Jęczałem i mruczałem coraz to głośniej, gdy Izuku poruszał się we mnie ciągle przyśpieszajac, a ja byłem coraz bliższy spełnieniu.

-Katsuś... Jesteś taki uroczy...- Wyszeptał mi do ucha, ponownie zjeżdżając dotykiem na moje plecy.

Zaczął znów pozostawiać ślady na mojej szyi i ramionach, lekki dreszcz przeze mnie przechodził, za każdym razem, gdy przejeżdżał językiem po oznaczeniu, jednak to mi nie przeszkadzało, a nawet zajebiście podobało.

-De-deku... Do-dochodzę...- Wydukałem ledwie, będąc cały zasapany. W odpowiedzi od mojego partnera dostałem jedynie ciche "Ja też" po czym dosłownie poczułem w sobie jak blisko był, mówiąc te słowa.

-Kocham cię Kacchan... Jesteś tylko mój.

-Już od dziewięciu lat.- Przyznałem z cichym śmiechem niedowierzenia. Odwróciłem się przodem do niego, gdy ten tylko opadł na łóżku tuż obok mnie.- Nie chce mi się zmieniać partnera wiesz?

-Ja ci zaraz dam "Nie chce mi się"- Warknął rzekomo zdenerwowany, by po chwili tak samo jak ja się zaśmiać.

-Deku..?

-Tak skarbie?

-Cieszysz się, że już jutro cała reszta stada wprowadza się na nasze tereny? W końcu będzie tu życie. - Przyznałem, szczerze będąc przygnębiony faktem, że na tak dużym terenie jest tylko nasza dwójka.

-Najbardziej cieszy mnie fakt, że już dzieciaki będą tu latać.- Powiedział podekscytowany a mi się dopiero przypomniało.

-Ty kurwa faktycznie... Zapomniałem, że żaba z ptakiem mają córkę z resztą tak jak to, że Denki niedługo rodzi... Nie licząc Kirishimy, który mi się już chwalił, że Mina znów w ciąży.

-Serio? Czemu ja nie wiem! Halo!

-Bo chcą to ogłosić na kolacji, gdy będziemy świętować, zamieszkanie stada tutaj... Tak przy wszystkich czy coś.- Bąknąłem, czując jak senny zaczynam się robić.

-Ah... jeszcze zorganizować te nasze spotkanie. W końcu robimy je w piątek co nie?

-Tak. Za równe pięć dni...- Potwierdziłem, jednocześnie bardziej wtulając się w jego klatkę piersiową.- A teraz... chcę spać...

-To dobranoc słońce.

-Yhm... dobranoc imbecylu...

******
(Dwudziestypierwszy czerwca, wtorek)

-Bakugo!!! Usłyszałem niemiłosiernie głośny krzyk zjebanego Kirishimy i Yuriko. A gdy tylko wyjrzałem przez okno, także zobaczyłem ich przed bramą.

Kirishima trzymając na ramionach dwuletniego syna, który machał do mnie. Reji łudząco wyglądem przypominał matkę. Tak samo różowa skóra i tego samego koloru falowane włosy i dojebane rogi. Jedynym różniącym ich faktem była kuźwa płeć i jego czerwone oczy.

-Czego się drzecie?!- Zawołałem równie głośno, by na pewno mnie usłyszeli.- Klucze przecież do cholery jasnej macie!..

-Katsuki-kun! Chcemy się spotkać. Chodź tu a nie!- Tym razem zawołała Yuriko.

-Wujku! Chodź!- Krzyknął także młody.

Natomiast słuchawki oraz landryna załamane opierały się o czarne auto, które należało do rekina.

Powoli, nie spiesząc się nigdzie zszedłem do nich na dół a akurat tamci przechodzili oraz przejeżdżali przez bramę. W ogóle nim zszedłem, zdążył dojechać tu jeszcze ładowarka z tym leniwcem.

-Wujek!- Zawołał młody dosłownie zeskakując z ojca i biegnąc prosto na mnie.- Stęskniłem się!

-Widziałeś mnie trzy dni temu.- Zaśmiałem się z niego, gdy ten tulił się do mojej nogi.

-Długooo!

-Widzisz, nawet młody się stęsknił a ty zejść przywitać nas nie chciałeś...- Westchnął teatralnie shittyhair.

-Widzisz jakim okropnym gospodarzem jestem.

-Najgorszy z najgorszych.- Zaśmiał się Pikachu podchodząc do nas.- W ogóle. Ktoś po za nami przyjechał już?

-Ta. Taśma ze swoją laską. Reszta ma być później dopiero.- Odpowiedziałem mu znudzony.

-A Izuku-kun? Gdzie on się podział.

-Nagłe wezwanie. Tak i więc siedzę tu od jebanych trzech godzin sam.

-To widzisz. Akurat już nie jesteś sam.- Zaśmiała się pinki, która zdążyła odstawić auto.

-Widzę. I nie wiem czy się cieszyć czy może jednak płakać.- Westchnąłem zmęczony.- To jak? Macie już tu swoje rzeczy czy dopiero będziecie je sprowadzać?

-No my z Kirishimą mamy niemalże wszystko. Jedynie drobiazgi z auta wynieść.

-To tak jak my z Yuriko. Pozostały jedynie torby z ubraniami

-No a natomiast, Shinso ma od zajebania noszenia jeszcze.- Zaśmiał się Kaminari, a jego chłop spiorunował go wzrokiem.

-Może i przeniosę. Resztę ty układasz.- Prychnął zirytowany i w tym momencie pod bramę podjechało czarne sportowe, zajebiście dobrze mi znane auto. A zaraz za nim kolejne, także sportowe tyle że fioletowe.

-O Izuku i Yukimura. Zaraz będą się gryźli jak pies z kotem.- Zaśmiała się Yuriko, która tak samo jak ja albo się z nich śmiała albo się zajebiście wkurwiała.

I dosłownie jak na zawołanie, zaparkowali obok siebie i już zaczęli się wykłócać nie wiadomo o co.

-Wy imbecyle! Spokój mi tam kurwa.- Warknąłem na nich i od razu stali się pokorniejsi. A w szczególności mój partner.

-Pierdolony idiota.- Usłyszałem jeszcze warknięcie ze strony nietoperza.

Jednak Deku go po prostu wyminął i poprostu podbiegł do mnie, pozostawiając drugiego w tyle.

-Jestem już skarbie.- Powiedział, cmokając mnie w czoło, po czym skierował się do reszty.- Jak tam, już rzeczy przeniesione?

-No prawie.- Zaśmiała się Mina, a zza jej nogi idealnie w tym momencie wybiegł młody.

-Wujek Deku!

-Hejo Reji!- Zawołał głośno, podnosząc młodego wysoko ponad głowę i kręcąc się z nim dookoła, by po chwili go odstawić.- I jak młody, zadowolony z przeprowadzki?

-TAK! W końcu! A ty wujek się cieszysz?

-Jeszcze bardziej niż ty, wiesz?- Zaśmiał się, klęcząc przed dzieciakiem.

-A pokazać ci mój pokój? Chodź! Mam tak dużooo zabawek!- Zawołał radośnie, zaciągając za rękę zielonowłosego.

-Dobra, a masz piłkę do nogi?

-MAM!

-To na co czekamy? IDZIEMY!- Krzyknął równie radośnie co dzieciak i poszedł za nim.

Jak tylko odszedł na pewną odległość, Mina zawarła głos.

-On to dopiero na podejście do dzieci ma.

-Tak...- Mruknąłem zastanawiając się nad tym.

-A wy kiedy będziecie mieć dzieciaka?- Zaśmiała się tym razem Yuriko, co mnie od razu przygnębiło.

-Nie wiem...- Bąknąłem cicho.

-Dalej problem z tym macie?- Zapytał niepewnie Kirishima, a ja pokiwałem głową.

-Zmieńmy temat dobra? Chodźmy do nas na kawę czy coś. Akurat sprawdzimy czy Reji nie zaplanował ataku z zaskoczenia na Midoriye.- Odezwała się od razu mina, gdy zauważyła jak bardzo popadłem w zamyślenia.

-To chodźmy.- Odezwał się Shinso i wszyscy skierowaliśmy się do domku jednorodzinnego.

Bo to nie jest tak, że ja czy deku nie chcemy mieć szczeniaka... Po prostu nie możemy. Ile byśmy nie próbowali to i tak nic! Nawet gdy miałem ruję i się zakleszczyliśmy to chuja dało. Nawet u lekarza byliśmy ale wszystko jest w normie.
A teraz, to nawet nie mogę przez najbliższe dwa miesiące zajść w ciążę. Jeżeli chcę brać udział w walce o przydomek najsilniejszej Omegi na skalę światową, to nie mogę. Nie chcę skrzywdzić dziecka głupią walka która ma mieć miejsce za miesiąc.

-Aaaa!- Usłyszeliśmy krzyk imbecyla gdy tylko dotarliśmy pod drzwi wejściowe.- NIE PO OCZACH! REJIIII!

-A MASZ! WYGRAM TĘ WOJNĘ!- I tym razem rozbawiony głos dziecka.

Tak. Ewidentnie Deku ma podejście do dzieci... Szkoda, że ja nie potrafię mu ich dać...

////////////

W ten sposób witamy w drugiej części!
Mam nadzieje, że spodoba wam się dorosłe życie naszych bohaterów!

(Aż tak nie mogę się doczekać na publikację, że dziś wstawię tylko prolog, na resztę ciekacie)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro