Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie mam pojęcia ile czasu siedzę w pokoju, na pewno jeszcze nie wzeszło słońce. Nikt nie przychodził a ja zaczęłam stukać w podłogę i nucić melodie uzdrawiające by zagłuszyć ciszę.

Melodie oczywiście nie działały, kompletny brak reakcji z ich strony doprowadzał do szału bardziej niż bym chciała i zaczęłam myśleć że właśnie o to chodzi Adrianowi. Jak oszaleje to będzie mu łatwiej mnie zabić i będzie że to w samoobronie. Albo lepiej, tak oszaleje że będę go błagać by mnie stąd wypuścił. Szczerze mówiąc to bardzo prawdopodobny scenariusz bo okno nie przepuszcza światła tak jakbym chciała i byłam tu nie tylko w ciszy ale i w ciemności.

Na ogół lubię i to i to. Ale kilka godzin w takim miejscu przyprawia mnie o ból głowy i dezorientację. Dlatego więc wymacałam drogę do łóżka i wpełzłam pod spod. Tak, można uznać mnie już za wariatkę. Mam jednak dobre argumenty na takie zachowanie, po pierwsze tylko tu mam pewność że nic nie wyskoczy mi spod łóżka. Po drugie tu mam z każdej strony coś na wyciągnięcie ręki i najważniejsze... tu mogę bez problemu walić głową o belki by sprawdzić czy żyje. Żyje bo ból głowy się nasila.

Łóżko dodatkowo stało na wysokich nóżkach więc nawet nie czułam ograniczającej mnie przestrzeni. Po prostu leżałam aż rozbolały mnie plecy od twardej podłogi i musiałam wyjść znajdując inne miejsce o równie dużej liczbie argumentów za. Padło na miejsce obok pustej szafki blisko wcześniej okupowanego łóżka. Było jeszcze miejsce obok starego krzesła ale za Chiny tam nie pójdę. Nie ważne czy widzę go czy nie, nie mam zamiaru być blisko niego.

Nie słyszałam kroków, rozmów czy nawet cichych szmerów kiedy nagle zabrzęczał klucz w zamku. Oczywiście otworzenie drzwi okazało się i tym razem śmiercią dla moich uszu. Mimowolnie zakryłam je chroniąc przed resztą niespodziewanych dźwięków i zamknęłam oczy gdyby światło zza drzwi miało mnie porazić jednak za drzwiami również było totalnie ciemno.

Mimo zasłoniętych uszu usłyszałam kroki zbliżające się bezpośrednio do mnie na co drgnęłam niespokojnie i otworzyłam oczy jakbym mogła cokolwiek zobaczyć. Nie zobaczyłam. Mimo to byłam pewna że kuca przy mnie driada.

-hej to ja... nic ci nie zrobię

Szept Anety wydawał się porównywalnie głośny co nagłośnienie na imprezach. Skrzywiłam się na to porównanie i mruknęłam w odpowiedzi kilka powątpiewających słów.

-ciężko w to uwierzyć ale Adrian ma racje

Tym razem nie odpowiedziałam, bo w sumie nie było to pytanie. Po chwili driada wyciągnęła rękę w moim kierunku chcąc zapewne mnie dotknąć, nie powstrzymałam odruchu i odskoczyłam w bok uchylając się przed jej dłońmi. Nie wiem skąd wiedziałam co robi, ale byłam tego w stu procentach pewna. Cofnęła rękę i zaskoczona głośniej wciągnęła powietrze.

-nie bój się, chcesz stąd wyjść ?

Ja pierdziele tak! Chce, ale co będzie jak wyjdę? Znowu mnie gdzieś zamkną? Dziewczyna jakby czytała mi w myślach. Z tego co wiem driady nie potrafią czytać w myślach, ale akurat z tą driadą nigdy nie wiadomo.

-pójdziemy na dół, do dużej sali

Znam tą salę i wiem że ma dwa wyjścia. Do żadnego nie dostanę się tak by mnie nie zauważyli. Ale może tam będę mogła użyć zaklęć. Skinęłam więc głową zapominając że jest ciemno i kobieta nie widzi mojej odpowiedzi po czym podniosłam się na nogi.

Chwile potem Aneta zrobiła to samo i wyszła pierwsza przez drzwi tym samym wskazując mi gdzie jest droga.

Szłyśmy powoli za co byłam jej ogromnie wdzięczna, na spokojnie oczy przyzwyczajały się do narastającego światła które napływało z dalszej części korytarza, a uszy powoli przyswajały dźwięk moich i dziewczyny kroków. Doszłyśmy do znikających za zakrętem schodów więc odruchowo ręką złapałam za balustradę. Poprowadziła nas do drugiej strony tajemniczych drzwi przez które mnie wciągnięto.

Driada wyjęła delikatnie kluczyk i przekręcając go w zamku jeszcze wolniej niż szła otworzyła przejście do sali, była bardzo ostrożna w swoich ruchach spodziewając się pewnie że spróbuję znowu uciec.

W końcu przeszłyśmy przez drzwi do sali i mogłam poczuć znajomy zapach klubu. Tu również było w miarę ciemnawo, w tym momencie to nawet lepiej bo moje oczy przyzwyczajały się do jaśniejszego otoczenia. Tym razem byli tu tylko Antek i Kamil. Dwoje miło nastawionych do mnie gości a mimo to poczułam lęk i potarłam delikatnie przedramiona swoimi dłońmi. Naprawdę nie chce tu być.

Na początku, jeszcze te dwa tygodnie temu to miejsce wydało mi się miłą odskocznią od codzienności, ciekawym miejscem spotkań i pracy jakiej się podjęłam. Wchodząc tu czułam się w jakimś stopniu jego częścią i polubiłam to. Dar nie przeszkadzał mi tu tak jak w innych dotąd odwiedzanych miejscach, możliwe że driada i tu użyła swojej magii. Teraz sala była mroczna, barman mimo lekkiego uśmiechu jaki mogłam dostrzec też zdawał się być ostrożniejszy i zdecydowanie mniej otwarty na moją osobę. Było tu gorzej niż w pokoiku na górze.

Cisza w tym miejscu wydawała się wręcz głośna w porównaniu z tamtą, słyszałam oddechy, kroki, usłyszałam cichy szept Antka ale nie rozpoznałam dokładnych słów. Mała ilość światła bardziej przeszkadzała mi w odróżnieniu konturów, w pokoiku po poznaniu każdego kąta czułam się bezpieczniej. Tam byłam sama ze sobą, trochu samotnie tak... ale nie miałam w otoczeniu dwójki wilkołaków.

Jednym słowem było tu teraz smutno i strasznie.

Jedna rzecz tylko się nie zmieniła od czasu gdy byłam tu przez te dwa tygodnie albo jak byłam w pokoju, dar mi tu nie przeszkadza. Mam wrażenie że tu ma mniejszy zasięg, jest spokojniejszy zapewne przez magię Anety. To nie zmienia jednak faktu że nie chce tu być.

-Jak się czujesz Asie?

Asie... przezwisko które przypomina mi jak po raz pierwszy zamknęli mnie wbrew mojej woli. Przemilczałam zaczepkę Antka i powoli skierowałam się do jednego z obitych krzeseł przy pustym stoliku gdzieś przy ścianie sali. Wilki odprowadzały mnie pilnie wzrokiem kiedy driada ruszyła powoli za mną.

Jej obecność najmniej mi przeszkadza jednak fakt z kim trzyma i co robi sprawia że i z nią nie chce mieć za wiele do czynienia. Gdy podeszła by usiąść podciągnęłam nogi i wtuliłam się w oparcie szerokiego krzesła. Rozumiem że alfa kazał im mnie pilnować, nie powinnam ich za to winić bo sama robię co mi Adrian każe, a jednak sama jestem na siebie za to wściekła więc czemu miałabym nie być wściekła na nich?

Wciągnęłam delikatnie powietrze gdy usłyszałam zbliżające się kroki chłopaków, mocniej podkurczyłam nogi i odwróciłam wzrok. Też zajęli miejsca przy stoliku a ja mocniej się spięłam. Ich obecność przyprawiała mnie o gęsią skórkę.

-Adrian i Wojtek są w sk...

Barman przerwał gdy łokieć Anety wylądował między jego żebrami i razem wymienili groźne spojrzenia.

-ona nie chce wiedzieć gdzie są, ani co robią, najlepiej w ogóle o nich nie wspominaj.

Zgodziłabym się dopisując do tej listy pozostałych. Po chwili zaciekawiona zerknęłam w stronę cichego dźwięku szurania czymś plastikowym o blat stolika. Antek podsunął mi butelkę wody, jak miło. Nawet nie zauważyłam że ją miał.

-to dla ciebie, na pewno chce ci się pić. W tym cholernym pokoju można oszaleć.

Można. Tym bardziej że magia w nim nie działa. Zacisnęłam na sekundę wargi by nie skrzywić się na wspomnienie pomieszczenia. Przenosząc znowu wzrok na wodę delikatnie przejechałam językiem po podniebieniu czując suchość. Mimo to nie wzięłam wody, a z powrotem odwróciłam wzrok od reszty.

-będziesz strajkować?

Znowu brak reakcji. Nie mam najmniejszego zamiaru z nimi rozmawiać. Niech teraz oni posiedzą w ciszy. Cholernej kurwa ciszy.

Nie wytrwali długo bo po kilku chwilach Antek westchnął i opierając się luźno o swoje oparcie fotela zwrócił się do równie milczącej co ja Anety.

-co robiła jak weszłaś? Widziałaś coś?

Dziewczyna przytaknęła delikatnie poruszając się na miejscu. Jakby przygotowywała się do trudnej odpowiedzi.

-wyczuwała mnie, usłyszała niemy szept... ale jej źrenice były ludzkie. Siedziała przy regale obok łóżka. Gdy weszłam miała zasłonięte uszy i zamknięte oczy. Myślę ze instynkt działa.

Niemy szept? Co to znaczy? I skąd wie że miałam zamknięte oczy w końcu było ciemno. Wszyscy spięli się na wypowiedź dziewczyny.

-czyli Alfa miał racje.

Kamil pokiwał głową po chwili podnosząc się z miejsca stając tuż naprzeciw mnie. Mięśnie zadrżały gdy w głowie szykowałam się do ewentualnej ucieczki. Zdawali się tego nie zauważyć, albo wiedzieli że nie dużo zdziałam.

-niech tu posiedzi i odpocznie. Zaraz wróci Adrian i powie co dalej.

Coś jakby walnęło mnie młotem w głowę. On tu zaraz wróci? On wróci. Kurna no oczywiste że wróci, nie pojechał przecież na wakacje. Zatrzęsłam się i nie zauważyłam kiedy podniosłam z fotela. Cała trójka stała już obok mnie w gotowości podczas gdy moja głowa przechodziła właśnie inwazje bólu. Zacisnęłam zęby podpierając się fotela na którym jeszcze parę sekund temu siedziałam i zobaczyłam mój dom. Wizja, jestem pewna... wizja oczami Adriana który tak chodził mi teraz po głowie. Straciłam oparcie i pewnie runęłam na podłogę podczas gdy księżyc objawiał dalszą część wizji. Nie była ruchoma. Zbyt daleko jeszcze do pełni. Ale przedstawiała obraz. Moja mama w salonie w mieszkaniu razem z Wojtkiem. Oboje stali do siebie przodem wpatrując się w swoje twarze. Oczy wilka są złote podczas gdy moja mama ma w swoich łzy, ręce ma delikatnie podkurczone tak jakby zaraz miała sięgnąć do twarzy i zasłonić oczy jak to ma w zwyczaju gdy jest bezradna. Wszystko odbywa się w nocy, za oknem jest księżyc ale nie mam pojęcia która godzina.

Ocknęłam się w momencie lądowania mojego ciała na podłodze. Mimowolnie potarłam skronie i podniosłam się nie oczekując niczego innego jak powrotu do rzeczywistości. Wizje czasem są krótkie jak ta czasem długie mimo że mi zdają się w zasadzie w miarę takie same.

Co działo się w tej wizji? Dlaczego beta był w moim mieszkaniu? Czy to się już wydarzyło? Księżyc za oknem nie był jeszcze w pełni, był zdecydowanie dalej niż bliżej do całości. Czy to możliwe ze właśnie dziś wilkołak odwiedził moje mieszkanie? Mimowolnie z moich ust wypuściłam trzymane powietrze a słowa z zawartą groźbą wypowiedziałam tak wyraźnie jak tylko mogłam.

-jeśli Wojtek zrobi coś mojej matce zabije go

Aneta złapała mnie za ramię ale wyrwałam się i ruszyłam spokojnie do wyjścia.

-co ona robi?

Kurna wychodzę.

Oczywiście nie zdążyłam dojść do drzwi zanim się same nie otworzyły a w przejściu stanęło dwóch brakujących do szczęścia wilków. Wojtek miał na sobie te same ubrania co w wizji. Czarne spodnie do kostki i koszulkę ciasno opinającą go w pasie i na ramionach. Wzrok od razu skierował na mnie ale jego oczy nie miały tego połysku.

Poczułam własną złość gotowa zaatakować. Tylko jak? Czym?

-Alicja

Zacisnęłam dłonie słysząc pewny ton głosu Adriana wciąż mierząc się z Wojtkiem.

-Alicja!

Mimowolnie teraz spuściłam wzrok nabierając przy tym powietrza. Nie cierpię mojego imienia i tego że ten facet używa go przeciwko mnie.

-weźcie ja...

Przerwałam mu po prostu odwracając się i kierując w stronę ciemnych drewnianych drzwi.

-nie siłuj się. Sama wrócę do tego przeklętego pokoju, wole oszaleć niż siedzieć tu z wami.

======================================================================

Hmmm... oszaleje czy nie oszaleje? Ważniejsze jest znać odpowiedź... czy przypadkiem już nie oszalała.  ;)

Pozdrawia i za wszystko dziękuję, KasiaAS.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro