Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nad ranem dostałam się do łazienki i pod prysznicem siedziałam bite dwie godziny. Wszystkie obdarowane pełne współczucia nawet nie denerwowały się że zajęłam na tak długi czas jedyną łazienkę. Nawet Magda milczała. Wszystkie chciały mi pomóc, chodź wcześniej mnie ledwo tolerowały. No ale pozostały dwa dni do pełni. Doskonale wiedziały że jestem teraz w kiepskim stanie i omijały mnie rzucając te przemiłe pełne współczucia spojrzenia. Nawet nie zabrali ze sobą dzieci podczas gdy w domu Kamili zawsze były mile widziane , brak małej Wiktori i Antka sprawiało że w całym budynku panowała grobowa cisza. Ja nie narzekałam. Lubię ciszę i samotność. A ostatnio miałam jej jakoś niewiele a małe dzieci bawiące się w super bohatera i wróżkę nigdy mi nie leżały.

Najpierw ta sprawa z Wiktorią, Adrian i ten jego lekarz który z takim przekonaniem twierdził że jestem wilkołakiem po czym po prostu oświadczył że nie jestem... zaraz po pełni mam się stawić u kapłanki przez te jego badania. I co mam niby powiedzieć? Prawdę? Że dałam się omotać i sama wlazłam w pułapkę zamiast posłuchać mamy? Kurna jak to durnie musi brzmieć w ustach dwudziestolatki. Przepraszam wysoki sądzie nie posłuchałam się mamy i poszłam na spotkanie z niebezpiecznym panem bo tak kazało mi głupie biadolenie w moim głupim mózgu.

-Córcia jak się czujesz?

O proszę ktoś jeszcze nadal o mnie pamięta. Podniosłam powoli wzrok na mamę stojącą w drzwiach. Nie widziałam jej od dwóch dni podczas których rozmawiała z Kamati. Wiem że się boi, jej koszmary się spełniają ale... Nie mam ochoty o tym myśleć. Nawet nie mam ochoty z nią rozmawiać.

-Nic mi nie jest.

Posmutniała. Nie mogła wyczuć mojego kłamstwa bo dar był wyciszony, ale nie potrzeba tu daru by wiedzieć że jest całkiem inaczej. Nigdy nie lubiła gdy kłamałam. W zasadzie nie robiłam tego zbyt często, ale na chwile obecna mam w dupie co mi się chce a co nie.

- Musimy porozmawiać

Nie mamuś. Ja muszę odprawić rytuał. Ty musisz pogodzić się z prawdą. A my nie musimy nic.

-Nie mamy o czym rozmawiać. Jestem obdarowaną która ma kły i nie może odprawić potrzebnych rytuałów... Nie ma tu nic do gadania. Jeśli nie przyjmę waszej pomocy umrę za dwa dni, albo gorzej. Wszystko jest jasne i nic nie trzeba dopowiadać.

Powoli usiadła na jednym z foteli przy wejściu olewając moje słowa. Czułam jej wzrok skupiony by wszystko dostrzec. Dokładnie obserwować moje reakcje ale mnie nie słuchać. Otępienie jakie od niej wyczuwałam ciążyło mi na barkach jakby to była moja wina. Nie jest prawda?

-Ciężko mi się myśli córcia. Ale wiem... wiem na pewno że nie jesteś tylko obdarowaną z kłami...

Drgnęłam krzywiąc się mimowolnie. Zawsze miała problem z wymówieniem tej nazwy...

-Rozmawiałam z Kamilą... Zajmie się wszystkim, odprawimy przyjęcie mocy za ciebie jest nas wystarczająco dużo... ale Daria uważa że to nie pomoże.

Oczywiście że rozmawiałaś z Kamilą. Od dwóch dni zamiast porozmawiać ze mną rozmawiasz z guru kręgu. Ciekawi mnie jednak co myśli Daria, nasza widząca z gwiazd siostra. Zobaczyła coś... wiedziałam. Wiedziałam że podczas gapienia się w gwiazdy gdy mnie szukały musiała coś zobaczyć. Chciałam zapytać ale kobieta spuszczając wzrok na swoje dłonie znowu odezwała się cichym otępiałym magią głosem.

-Powiedziała że pomoże ci ten mężczyzna... ten... ten który był u nas w domu. Że on cię uspokoi.

Mój oddech natychmiast przyspieszył. Serce zadudniło a przed oczami pojawiły się czerwone tęczówki.

-Nie wrócę tam

Podniosłam się szybko z parapetu na którym siedziałam czując złość i strach... Jeśli postanowią mnie odesłać, albo gorzej jeśli one go sprowadzą... teraz jestem bez sił nie będę mogła nic zrobić. Moje szanse z nikłych spadną do żadnych. On... On ma jakąś pieprzoną kontrole której nie zamierzam znowu doświadczać.

-Ala.

-Nie chce mieć z nim nic wspólnego.

Nie przyjemne ciepło rozniosło się po moim ciele a przed oczami pojawił się obraz z koszmarów. Wilk za oknem. Ten facet zlecił moje porwanie, potem mnie przetrzymywał a jak chciałam wszystko wytłumaczyć i przyszłam na spotkanie postąpił dokładnie tak samo. Zamknął mnie i przetrzymywał. ,, To dla twojego dobra". Kurwa naprawdę ciężko uwierzyć że coś takiego robi się dla czyjegoś dobra. Przeniosłam wzrok znowu na mamę. Zadrżałam wspominając słowa doktorka. ,, Jesteś pewna że twoja mama nie jest zmiennokształtną?" Henry nie bez powodu zadał to pytanie. Zebrałam resztki rozsądku odrzucając obraz wilka i czerwonych tęczówek najdalej jak umiałam.

-Co dokładnie widziała Daria?

Jej oczy zabłysły. Znowu drgnęła i z trudem zebrała myśli by podnieść się z fotela i podejść do niewielkiego biurka w kącie. Próbowała znaleźć słowa jednocześnie zdając się nadal mnie nie słyszeć.

Zerknęła na kartki na blacie. Ostatnio dużo rysowałam. Odkąd tu jestem i nie mogę zasnąć bez koszmarów spędzam noce na szkicowaniu. Często na kartki przelewam właśnie to co pojawiło się w koszmarach. Ale nie dosłownie.

Teraz drobne ręce blondynki przenosiły jedna kartka po drugiej by w kompletnej ciszy i skupieniu obserwować kolejne szkice.

-Mamo, wiem że ciężko ci zrozumieć o co pytam. Musze wiedzieć, co takiego widziała Daria w gwiazdach?

Odetchnęła zatrzymując swój wzrok na jednym z obrazków. Podeszłam by zobaczyć o co chodzi i ponownie zadać pytanie ale zatrzymałam się widząc który z obrazków wybrała.

-To jedna z rzeczy które widziała.

Dopadła mnie dziwna chęć płaczu gdy zerknęłam na trzymany przedmiot. Przedstawiał ciemne, namazane grafitem tło i oczy. Jako jedyne miały naniesiony przeze mnie kolor. Czerwień, głodna krwi czerwień alfy którą właśnie starałam się wyrzucić z pamięci. Moja rodzicielka zdawała się nie widzieć jak mocno reaguję na szkic.

-Tylko że oczy miał zielone wiesz? Jak się przemienił.

Złapałam powietrze odwracając wzrok i nie rozumiejąc słów mamy zwróciłam się przodem do niej zmuszając się do prostego pytania.

-Co masz na myśli?

Uśmiechnęła się delikatnie łapiąc obrazek oba rękami. Otępienie zelżało, czułam jak wytęża myśli by mówić, wrócić do wspomnień.

-Twój ojciec. Gdy był wilkiem miał pięknie ciemną sierść i zielone oczy. Zawsze kulił się gdy patrzyłam na niego z góry bo wracał cały upaćkany. Odziedziczyłam tą surowość po twoim dziadku, a Marcin nie umiał się jej przeciwstawić.

Marcin. Dawno nie słyszałam by mama wypowiedziała imie taty na głos. Na pewno nie przy mnie. To nie zmieniało jednak faktu że jak patrzyła na te czerwone ślepia czuła strach, tak jak ja nie miała samych dobrych wspomnień. Gdzieś tam. Pod uśpioną kopułą czuła strach który normalnie nie pozwoliłby jej o tym mówić. Dalej drżała ale jej ciało było spokojne.

-Wiesz... On zawsze chciał byś wyrosła na silną i mądrą wilczyce. Dawał ci lekcje historii... wpajał zasady i pokorę do tych wyższych rangą. A kiedyś nawet... Gdy przybiegłaś mówiąc że masz długie kły w nagrodę zabrał cię na konie na rancho. Tak bardzo o to prosiłaś.

Wciąż milczałam martwiąc się że mój ruch czy słowa zatrzymają przebieg historii jaką chce mi przekazać matka. Pamiętam wycieczkę do koni. Faktycznie pojechałam tam tylko z tatą. ,,Strach to uczucie które czują wszyscy skarbie; wilki, ludzie, koniki. Nie musisz go zwalczać, użyć go jako tarczy". Pomógł mi przemóc się i wsiąść na grzbiet wielkiego zwierzaka. Teraz mama walczyła ze swoim strachem. Nigdy nie wspominała bym wcześniej miała kły. Nie mówiła o swoich rodzicach.

-Mówił zawsze... opowiadał... Powiedział ci jak kontrolować myśli, jak... uśpić wilka. Zawsze miałaś talent. Rysowałaś piękne rysunki. Taki jak ten, nadal wplatasz do nich runy których cię nauczył.

Mój wzrok mimowolnie przeniósł się z powrotem na obrazek ale czerwone tęczówki kazały mi odwrócić wzrok i spojrzeć na inne. Delikatnie przesunęłam palec nad losowym na co mama lekko się uśmiechnęła.

-O tu skarbie. W trawie.

Skierowałam wzrok niżej. Ale nic nie zauważyłam prócz niedbale naszkicowanych kępek trawopodobnych.

- Nie martw się córcia będzie dobrze.

Skinęłam głową czując jak gula która rosła mi cały ten czas w gardle powoli się zmniejsza. Zamiast tego ból w kościach zwiększał. Pełnia była blisko. Zbyt blisko. Nie mogę czekać dłużej z rytuałem.

+++

Kolejna i zarazem ostatnia samotna próba nie powiodła się więc przyjęłam pomoc kręgu. Jutro pełnia, dokładnie za dwadzieścia cztery godziny wzejdzie pełny księżyc a dzieci nocy wyjdą mu na spotkanie oddać swoją moc. Dlatego tak ciężko stawiałam każdy krok. Dlatego tak ciężko oddychałam. Dlatego spięłam każdy mięsień ciała. I dlatego postanowiłam oddać się w ręce kręgu, który miał wykonać rytuał za mnie.

Było prawie tak jak gdy odprawiałam go sama, tyle że teraz nie byłam w pokoju tylko na podwórku. W samej bieliźnie usadowiłam się na środku utworzonego przez stojące w koło mnie na obręczy koła obdarowane. Zaraz przede mną była miska pełna wody a z góry świecił na mnie jasno księżyc. Wyraźnie czułam chłód... wilgoć nocnej rosy. Czułam delikatny powiew wiatru który przyprawiał mnie o dreszcze. Na ramionach, dłoniach, brzuchu, kręgosłupie i udach miałam znaki które mają zadziałaś jak drzwi dla przepełnionych magią kropli. Starannie narysowane zwykłą farbą powoli zaczęły rozmazywać się od potu.

Wszystkie Naoku przyglądały się moim ruchom, śledziły każdy mięsień. A gdy Kamila uznała że możemy zaczynać wszystkie równo zaczęły wypowiadać melodyjne pieśni. Najpierw spokojna i prosta magia delikatnie zakręciła mi w nosie zachęcając do rozluźnienia i odpoczynku... Usłuchałam zamykając oczy i uspokoiłam myśli. Tu i teraz. Wyłącz się Ala. Nie ważne co się stanie krąg nie przerwie pieśni, dokończy rytuał.

Starałam się nie reagować na chłód, na tą wilgoć. Skupiłam się na ciemności jaką widziałam pod zamkniętymi powiekami, pusta ale spokojna. Melodia zmieniła brzmienie zachęcając krople wody do tańca, bez problemu wszystkie ładowały się mocą od księżyca i zdawały się muskać delikatnie moją skórę dzięki czemu wiedziałam że wszystko idzie gładko i według planu. Wciąż ciemność i spokój towarzyszącej melodii otulał moje ciało. A mimo to przeszły mnie dreszcze. Nie zimna. Gorąca fala, jakby ktoś zbliżał się do mnie. Mięśnie spięłam zaraz gdy wyczułam czyjąś obecność. Zdecydowanie zbyt bliską obecność.

Śpiewy wydały się teraz głośniejsze... i w istocie tak było. Otworzyłam oczy by zobaczyć co się dzieje. Ale ciemność nie znikała zmieniając się z cichej i pustej w przerażającą wręcz otchłań. Serce przyspieszyło. Ponownie zamknęłam oczy by otworzyć je i spojrzeć na krąg ale przed oczami miałam tylko tą ciemność. Ponownie zaatakowała mnie fala gorąca i potu. Poczułam panikę, cichą i delikatną więc zagłuszyły ją szybko głośne inkantacje. Ale wciąż wyczuwałam obecność. Kolejne gorące dreszcze i czyjś ciepły, szybki oddech na karku. Któraś z Naoku pisnęła a zaraz potem z ciemności spojrzały na mnie czerwone ślepia.

Nie mogłam odwrócić wzroku, nie mogłam uciec bo wszystko działo się moimi oczami. Nie widziałam kręgu, podwórka czy obdarowanych choć słyszałam jak kilka z nich przerwało inkantacje. Zamiast tego wszystkiego były oczy nakazujące mi posłuszeństwo, napełniające mnie strachem.

Wiedziałam że coś mówię, ale nie słyszałam tego cały czas starając się zatrzymać drżenie. Obraz zaczął się wyostrzać coraz wyraźniej ukazując kontury wilczego pyska zbliżającego się do mnie, łzy ciurkiem spływały po policzkach. Skąd taki strach?

Czułam jak między falami gorąca coś mnie dotyka, delikatnie... znajomo. Coś co powoli pozwalało na wyciszenie emocji, wyciszenie bólu, zmęczenia... ale nie strachu. Wciąż płakałam ale już cicho. Cały czas patrząc się wprost na zbliżającego się dumnym krokiem alfę.

-Ala. Nic ci nie grozi słyszysz? Słyszysz mnie?

Drżałam wciąż wpatrując się w ślepia drapieżcy gdy ten przyspieszył. Patrzyłam gdy odbijał się od ziemi i z pełnym przerażeniem czekałam co zdarzy się gdy jego kły zatopią się w mojej skórze. Ale obraz zniknął a ja usłyszałam krzyk. Nie mój. Nawet dokładnie nie wiem czyj bo zdążyłam tylko zarejestrować przerażone spojrzenia kobiet wciąż ustawionych w kręgu wokoło mojej osoby. I mamę którą jakimś sposobem przytulałam. Chłód zniknął, gorąc również a wraz z nimi wyczulone zmysły na emocje. Udało się. Krąg odprawił rytuał.

Mimo otępienia wszystkich emocji ta jedna została. Strach. Wciąż ogarniał mój umysł i ciało nie pozwalając puścić blondynki która cały czas cos do mnie mówiła. Wciąż czułam łzy jakie powoli moczyły kurtkę mojej rodzicielki. Co to było? I co widziały inne obdarowane podczas tego rytuału? Czy przeraziło ich moje zachowanie? Czy może poczuły to co ja...

Jedno wiem na pewno. Jutro pełnia i po raz pierwszy nie jestem pewna czy ją przeżyje.

=======================================================================
A więc pełnia już za moment. ;)
Pozdrawia, KasiaAS

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro