Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odkąd uświadomiłam sobie że wyjdę z tego przeklętego klubu miałam nadzieje że skorzystam z jakiejś chwili nie uwagi i ucieknę. Po to też gromadziłam tą głupią energie. Ale kiedy faktycznie wszyscy zaczęli wychodzić i Kamil z Antkiem skrupulatnie pilnowali bym nie stawiła kroku gdzie nie trzeba plan w dupę strzelił.

Samochód podstawili pod same drzwi, wsiadałam druga zaraz po Wojtku i przed Kamilem więc nie mogłam nic zrobić. Oczywiście posyłałam im wrogie spojrzenia ale kto by na to patrzył? Adrian siedział już za kierownicą gdy wsiadaliśmy i ruszył gdy zamknęły się tylko drzwi. Aneta z Antkiem jechali za nami drugim samochodem. Świetnie zaplanowana akcja. Nie mogłam zostawić tego bez komentarza.

-Przyznajcie się. Który raz już uprowadzacie człowieka i transportujecie go z więzienia do drugiego więzienia?

Zbyt dobrze im to szło by to była pierwsza taka akcja. W sumie czego innego spodziewać się po wilkołakach?

-Co masz na myśli?

Tak udawaj głupiego. Kamil wydawał się zmęczony, nawet jego słowa brzmiały jakby miały usnąć podczas gdy Wojtek był pełen energii. Na pewno odpowiedział coś barmanowi w myślach bo oboje przez moment mieli ten nieobecny wyraz twarzy a potem ucichli i przyjęli najbardziej neutralną pozę jaka może istnieć. Postanowiłam zmienić tą atmosferę zadając trochu pytań.

-Daleko jeszcze?

Cisza

-Jedziemy tam gdzie byliśmy w pełnie?

Cisza...

-Czy planujecie jeszcze coś oprócz zamykania mnie w pokoju bez dźwięku i światła?

-Czy ty przypadkiem nie miałaś strajkować i nie odzywać się do nas?

Spochmurniałam na uwagę bety i krzyżując ręce na piersi jak obrażona nastolatka mocniej oparłam się o siedzenie samochodu.

- Jak chce mówić niech mówi . W sumie może w końcu zaakceptuje fakt że jak ktoś nie odpowiada na pytania to potem sam odpowiedzi nie dostaje.

Burknęłam zniechęcona na słowa alfy podczas gdy wilki po obu stronach mojej osoby uśmiechnęły się delikatnie. Naprawdę czułam się jak zbuntowana nastolatka. Trochę tak jak wtedy gdy mama kazała mi się znowu przeprowadzać podczas gdy ja znalazłam sobie chłopaka. Rozstaliśmy się w końcu i pojechałam oczywiście z mamą bo miałam tylko trzynaście lat ale podejrzewam że powód rozstania miał swoje źródło w magii mamy.

Dalej jak się okazało droga faktycznie poprowadziła nas do znajomego mi domu z wizji. Ogromna chałupa z upiorną kotką w środku i barierą na zewnątrz. Wszystko super ale gdy wysiedliśmy z samochodu i nie przekroczyłam jeszcze bariery to miałam dostęp do magii. Reszta zdawała się mną jakoś nie przejmować przybierając jedynie zwycięskie miny zapewne z powodu przywiezienia mnie tu bez większych problemów. Głupki pamiętały by zaczadzić samochód magią driady ale o barierze nie pomyślały. Małe zwycięstwo a jak cieszy...

Wycofałam się dwa kroki zbierając energie z otoczenia. Teraz było to znacznie prostsze. Rozłożyłam delikatnie ręce rozkładając je na prostych łokciach i dłoniach. Jeszcze chwila i się przeniosę do domu.

-Nie radziłbym Alicja. Mój rozkaz nie używania magii zadziała mocniej gdy nie ogranicza cię magia Anety.

Zamarłam. Więc to zmęczenie w klubie po jednym rozwaleniu pudła i ból głowy przez który potem nie mogłam zebrać energii wywołany był tym że wczoraj pan alfa zakazał mi czarowania? No chyba nie. Rozkazy na mnie nie działają. Nie mogą jeśli nie jestem wilkołakiem.

Nie słuchając więc rady alfy zamknęłam dłonie wypowiadając zapamiętane z nauk mamy zaklęcie. Zadziałało natychmiast wstrząsając całym moim ciałem, nie poczułam bólu, tylko mocne odrętwienie i ostatnie co zapamiętałam to karcący mnie wzrok Wojtka, rozbawienie Anety i współczujący alfa który pochylał się delikatnie w moją stronę. Co się stało? Upadłam? Zemdlałam? Zadziałało?

+++

Tym razem pobudka była długa. Powoli odrętwienie znikało odsłaniając dostęp do różnych części mojego ciała, kawałek po kawałeczku dopuszczało też ból do nerwów a one informowały mnie o tym wystarczająco dobitnie. Oczy wciąż miałam zamknięte, mięśnie twarzy rozluźnione... ale czułam nadchodzący ból.

Najpierw stopy. Czułam koniuszki palców wciąż nie mogąc nimi poruszać, chłód... kujący chłód przenikał żyłkami dalej okręcając się wokół moich kostek. Chciałam wstać, rozmasować nie przyjemny ból ale nie mogłam. Ogarniałaby mnie też pewnie totalna cisza gdyby nie głośne dzwonienie w uszach. Ciśnienie zaczęło bawić się w zająca i coś gniotło mi czaszkę podczas gdy ciało dalej odzyskiwało umiejętność odczuwania bólu.

I wtedy ciepły impuls przy moim nadgarstku. Natychmiast odzyskałam możliwość ruchu, krzyku i słuchu. Wiem bo poderwałam się z miejsca gdzie leżałam i wyskakując do przodu wrzasnęłam. Ból rozprzestrzenił się po całym ciele rozrywając go i składając. Teleportacja. Wcześniej było to nie przyjemne uczucie, ale nie było tak cholernie bolesne. Ponownie coś ciepłego dotknęło mnie tym razem na karku natychmiast zatrzymując moje ruchy. Dobrze bo inaczej wyskoczyłabym z łóżka najpewniej rozbijając sobie głowę.

-Alicja otwórz oczy. To przejdzie słyszysz?

Zanim zorientowałam się co się dzieje moje oczy otworzyły się napotykając wzrok czerwonych tęczówek alfy. Sama nie wiem czemu w tamtym momencie poczułam się bezpiecznie. Wcześniej na ich widok trzęsłam się ze strachu. Teraz pozwoliły mi utonąć w spokojnej jasnej czerwieni.

-Dobrze. Wyrównaj oddech i nie myśl o bólu.

Faktycznie ból zniknął. Przynajmniej na tyle bym mogła otrzeźwieć i rozejrzeć się dookoła. Nie byłam na podwórku przed domem tylko w tym małym pokoiku co podczas pełni. Doskonale pamiętałam te ściany i okno które wyzwoliło mnie od trzymanej w sobie energii. Jednak łóżko na którym siedziałam jak i reszta mebli były inne. Pachniało tu rumiankowym proszkiem do prania i cytrynowym płynem do podłóg. Piękna biała szafa stała zaraz przy drzwiach a biurko z ciemnego drewna pod nieszczęsnym oknem. Kolejna półka tym razem otwarta miała poukładane kilka książek, wszystkie o wilkołakach.

-Ostrzegałem że tak będzie.

Znowu zwróciłam wzrok na Adriana delikatnie wypuszczając trzymane powietrze. Znowu powracało uczucie zagubienia i strachu. Tak, to mój porywacz. Porywacz? Czy bardziej szantażysta?

- Nie odwołam rozkazu Alicjo. Aneta też nie może w tym domu czarować.

-Dlaczego nie zadziałało?

Zmarszczył brwi dokładnie przyglądając się mojej twarzy po czum pokręcił głową i wstał z fotela który ustawiony był obok łóżka.

-To od teraz twój pokój. Cokolwiek chcesz zrobić zgłaszasz to mi bądź Wojtkowi gdyby mnie nie było. Jakiekolwiek uchylenie od tego kończyć się będzie karą.

Również podniosłam się z łóżka co przyczyniło się do mojego skrzywienia się i jęknięcia na powracający z przed momentu ból. Mimo to ustałam i zdołałam zadać pytanie w miarę poważnym tonem.

-Więc zgłaszam że wracam do domu, że jesteś świrnięty i że nie potrzebuje twojego pozwolenia. To niedorzeczne.

Przez moment mierzyliśmy się wzrokiem po czym po prostu wymiękłam i spuszczając wzrok słuchałam jak ignorując mnie... wychodzi. Nie wygram. Cholera. Nie w ten sposób.

Opadłam z powrotem na łózko wypuszczając kolejny oddech ulgi po czym postanowiłam uporządkować myśli. Adrian miał racje. Zakazał mi czarowania więc czar nie zadziałał blokując się w moim ciele. Znaczy to już że alfa jest silny... i że może mnie w jakiś sposób kontrolować.

Dwa dni potulnie siedziałam w tym pokoiku nad klubem. Teraz przewieźli mnie jak chomiczka, bez problemu wnieśli mnie do domu gdzie mają totalną władze nad tym co się dzieje. Zchrzaniłam to. Czy więc jest to pora na to by dopuścić do siebie myśl że odziedziczyłam coś po ojcu? Czy to możliwe że Adrian ma trochę racji? Tylko że on gada o byciu wilkiem, o przemianie... nie możliwe bym mogła dokonać czegoś tak... absurdalnego.

Mimo to coś mogę po ojcu mieć. Dlatego tak pilnie uczył mnie ich kultury i zasad. Dlatego tak działają na mnie rozkazy Adriana. Dlatego mama zawsze widzi mnie w wizjach jako wilka bądź przy ojcu z tymi oczami...

Z drugiej strony. Mam już dobre dziewiętnaście lat. Kobiety jeśli odkrywają związek krwi z wilkiem to w wieku piętnastu a nawet czternastu lat. Jestem najnormalniej w świecie... za stara.

Zamknęłam oczy przysłaniając je jeszcze ręką i opadając na poduszkę odpłynęłam do swoich myśli. Czas to uporządkować. Musze ogarnąć siebie i swoje życie nawet jeśli znaczyłoby to że koszmar mojej mamy się ziścił.

+++

Nie chętnie to przyznam ale alfa miał racje, znowu. Nie zjedzenie śniadania było głupotą. Burczało mi w brzuchu a nos wyczuwał zapach naleśników. Tak zostałam zaproszona. Ale nie miałam zamiaru wyjść i znowu jak potulny baranek robić to co chcą. Już wystarczająco dużo poszło po ich myśli.

Dlatego siedzę w pokoju czytając z nudów książki. Fotel na którym wcześniej siedział Adrian okazał się bardzo wygodny a jego brązowy kolor całkiem ładnie wpasował się w cały wystrój pomieszczenia. Kiedy byłam mała tata i ja uwielbialiśmy rozmawiać o wystroju wnętrz. Dlatego tak przyjemnie wykańczało mi się pokój w mieszkaniu zaraz po przyjeździe.

Gdyby wtedy ktoś mi powiedział że będę zamknięta w domu z moich wizji spakowałabym się i wyjechała. Wizje zawsze się sprawdzają więc wiedziałam że dom ten już widziałam bądź zobaczę. Ale nigdy tych obrazów czy filmów nie umiałam dobrze interpretować. Mama też nie więc często posyłała po Amelie.

Na samą myśl tej kobiety i jej duchów śmiejących mi się za plecami przeszły mnie ciarki. Przekręciłam kolejną kartkę by wczytać się dalej w całkiem interesujący tekst o wilkokrwistych. Najbardziej ciekawił mnie fragment o kobietach i ich przemianie.

Według tego co napisali wilcza strona może uaktywnić się w organizmie sama ale nie kiedy potrzebny jest do tego impuls wilka o wyższej randze niż sama postać wilczycy. W takim przypadku pierwsza przemiana jest niebezpieczna jeśli w pobliżu nie ma wyżej wymienionego wilka.

Delikatnie zmarszczyłam brwi gdy na myśl przyszła mi ta dziewczyna z biblioteki. Dlaczego o niej pomyślałam? Przecież nie możliwe by...

-Miauł...

Długie i przeciągłe powitanie od strony kotki wywołało na moich ustach delikatny uśmiech. Spojrzałam szybko w stronę drzwi ale nadal były zamknięte. Dokładnie tak samo od czasu gdy Antek wpadł by zachęcić mnie do zjedzenia naleśników w ich gronie. Znowu zerknęłam na kotkę która nie przejmując się tym że trzymam książkę postanowiła wskoczyć na sam jej środek.

-Jak tu weszłaś ?

Luna odpowiedziała mi mruczeniem i rozkładając się wygodnie na moich kolanach zmusiła mnie do odłożenia książki na łóżko obok. Okładka od razu wtopiła się w koc o dokładnie tak samo jasnym kolorze żółci. Mimowolnie moja ręka sięgnęła do miękkiego futerka kici ale gdy już miałam poczuć jego dotyk coś zmusiło mnie do odciągnięcia ręki i spojrzenia z powrotem na drzwi.

Wszystko przyciemniało a mnie dopadł znajomy chłód. Luna wciąż leżąca na moich kolanach zdawała się nie przejmować faktem że pokój znowu wyglądał jak podczas pełni a my nie jesteśmy same. Mruczała nawet jeszcze głośniej gdy zorientowałam się że w tej wizji nie jestem sobą. W drzwiach stanął Adrian, mógł być młodszy ale nie widziałam tego po jego twarzy. Zamiast tego mogłam dostrzec coś ciepłego w jego spojrzeniu, coś czego nie widziałam normalnie.

Uśmiechając się wszedł i przykucnął przy fotelu najpierw delikatnie głaszcząc kotkę miedzy uszami a potem pochylając się nad osobą której oczami widziałam i ucałował ją w czubek głowy.

-Jak ty to robisz że ona cie lubi?

Odpowiedział mu delikatny kobiecy głos. Gdzieś musiałam go już słyszeć ale pamięć nie na tym się teraz skupiła by to wspomnienie odzyskać a na tym by to co się działo dokładnie zapamiętać.

-Daje jej jeść, ot cała tajemnica kochanie.

===============================

Kim jest nasza opiekunka Luny? Czy Adrian wie co robi czy Ala ma rację i oszalał? Zobaczymy ;)
Pozdrawia KasiaAS

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro