Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przed oczami mignął mi kot, tylko że ja nie mam kota. Mogę przysiąc że już go widziałam. Czarny z pięknymi rudymi oczami... i ta plamka na tylnej łapce, również w odcieniu drapieżnych oczu. Pobiegłam za nim czując że to zły pomysł, zniknął za drzwiami, duże drewniane solidne drzwi. Zamknęły się zaraz za kotem a ja zamiast wyhamować przyspieszyłam w wyniku czego uderzyłam się budząc z dziwnego snu.

Podniosłam się szybko dopiero po chwili łapiąc powietrze. Nie cierpię ruchomych wizji. Ale pełnia już tak blisko. Będzie coraz gorzej. Odetchnęłam sięgając jeszcze po butelkę wody jaką zawsze mam na stoliku, problem że w tym cholernym pokoju nawet nie mam stolika!

Podciągnęłam się na rękach i zeszłam płynnie z łóżka od razu biorąc kosmetyczkę i ręcznik. Jeśli zaraz nie zmyje z siebie potu to zwariuje. Automatycznie z torby wyjęłam również moje kochane przechodzone dżinsy i koszulkę z jakże prawdziwym napisem ,, żyć nie umierać". To moje motto życiowe.

Zdecydowałam się na prysznic, szybki i skuteczny, nie lubię siedzieć długo w łazience... nie cierpię myć włosów i potem łazić z mokrymi. W ogóle nie lubię wody... umiem pływać, całkiem dobrze, ale odkąd razem z mamą byłam na wakacjach nad morzem jakoś nie mogę się do niej przekonać.

Kurek od ciepłej wody zakręciłam,  maksymalnie chłodząc strumień opadającej na ciało wody. Była jakaś szósta może siódma rano, ale nie zasnę więcej. Nie tak blisko pełni. Skupiłam całą swoją uwagę na uderzających o moją skórę kroplach. Musisz się obudzić Ala. Musisz zapomnieć o tym debilnym kocie.

To już setny raz jak mi się śni. Zawsze w noc przed lub po pełni od dobrych trzech lat. Robi różne rzeczy, ucieka, mruczy, poluje na mnie lub tylko obserwuje... ale jest. Cholera jasna! Nic nie rozumiem. Naprawdę polubiłam tego kota, na początku cieszyłam się że go widzę, nazwałam ją nawet... luna. Luna to po łacinie księżyc. W dalekich wierzeniach nazywano tak partnerkę najwyższego władcy wilkołaków. Mój ojciec opowiadał mi jak byłam malutka że wszystko to jest jedną wielką bzdurą. Że wilki mają watahy liczące może cztery do sześciu wilkołaków i nie więcej, że alfy rzadko mają partnerki bo tylko z drugą wilkokrwistą mogą mieć potomka, nie z człowiekiem czy wampirem czy czarownicą. Tylko z kobietą o wilczej krwi. A jest ich mało na świecie. Ogólnie ojciec mówił mi o wilkołakach całkiem dużo, wieczorami kiedy mama była w pracy siadaliśmy razem i opowiadał jak żyło mu się jako członek watahy. Jak za nimi tęskni...z rozmyślań wyrwało mnie pukanie i krzyk mamy.

-Alicja zaraz się spóźnię, oddawaj łazienkę!

-zaraz!

Jęknęłam cicho zakręcając kran. Drżałam przez zimną wodę, ale to dobrze. Lubię to uczucie. Sięgnęłam po ręcznik i nie przejmując się ubieraniem tylko owinęłam się trzymanym już materiałem. Po czym zgarnęłam swoje rzeczy i wyszłam napotykając surowy wzrok mamy.

-dlaczego zawsze rano musisz zajmować mi łazienkę?

Uśmiechnęłam się lekko i nie odpowiadając patrzyłam tylko jak kobieta znika w środku niewielkiego pomieszczenia. Wraz z zamknięciem drzwi zniknęło też delikatne mrowienie w okolicy kręgosłupa. To zawsze znaczyło coś w rodzaju zaniepokojenia... taki wstępniak do pieczenia skóry gdy odczuwałam czyjś strach.

Kroki skierowałam oczywiście do pokoju gdzie dokładnie się jeszcze wytarłam i ubrałam we wcześniej przygotowane na szybko ciuchy. Zawinęłam włosy w turban i zeszłam ze spokojem na dół do kuchni zjeść naleśniki.

Mama wyszła z domu zaraz po opuszczeniu łazienki mówiąc tylko że już jest spóźniona i zostałam sama. Sama z wielką miską mąki. Chyba za dużo wsypałam ale to nic. Dolałam mleka, wody i dodałam cztery jajka po czym biorąc trzepaczkę zaczęłam szybkim ruchem mieszać ciasto. Płynne aczkolwiek dynamiczne ruchy formowały masę na moje śniadanie. Ciekawe że oprócz naleśników to do jedzenia nie umiem w zasadzie zrobić nic. Może jeszcze kanapki czy tosty... ale umówmy się, mój poziom kulinarny sięga najniższych warstw piekła.

Gdy ciasto mogłam uznać za całkiem całkiem dobre rozlałam olej na patelni i włączyłam płytę indukcyjną na średni stopień grzania. To było to... ja plus spokój i naleśniki, czego chcieć więcej?

No oczywiście dżemu! Nie przejmując się tym że zostawiam patelnię na ogniu ruszyłam do lodówki po dżem truskawkowy i jednym ruchem ściągnęłam zakrętkę. Taaak, kocham dżem truskawkowy!

Moje rozważania na temat dżemu przerwał dzwonek telefonu który leżał na blacie obok miski z ciastem cały usmarowany mąką. Zmarszczyłam brwi delikatnie odstawiając słoik i biorąc komórkę w dłoń. Nieznany numer... ciekawe.

-halo?

—Dzień dobry. Rozmawiam z Alicją Staczkowską?

No proszę... znam ten głos.

-Tak

—poznaliśmy się wczoraj, w klubie. Kiedy mogłaby pani zacząć?

Nie spodziewałam się tak szybkiej reakcji. Wczoraj faktycznie poszłam do barmana, przedstawiłam się, dałam papiery i po dwóch pytaniach wyszłam. Tyle. Mimo wszystko cieszę się że zadzwonił.

-nawet od dzisiaj.

—świetnie, proszę zjawić się dziś w klubie przed godziną siedemnastą, wdrożę cię do pracy, omówimy stawkę i godziny.

Kontakt się urwał a ja nalałam pierwszą porcje ciasta na rozgrzaną patelnię. Jeszcze nigdy tak szybko nie znalazłam pracy. Mama nie będzie zadowolona, no cóż. Zobaczymy.

+++

Po cudownym śniadaniu zostało mi jeszcze mnóstwo naleśników więc musiałam zostawić je w szafce i wyszłam z domu. Do piątej miałam jeszcze sporo czasu więc pomyślałam że skocze do sklepu obejrzeć kolory farb na ściany mojego nowego pokoju. Nie mam zamiaru budzić się codziennie w tak źle wyglądającym pomieszczeniu. Nie jestem wymagająca. Naprawdę. Wystarczy mi ciemny kolor ścian i dobre biurko z szafą i łóżkiem. Ale to co przedstawia mój pokój teraz to gorsze niż śmietnisko przeżute i wyplute przez śmieciowego potwora. Mam nadzieje że taki nie istnieje.

Przeszłam przez duże samootwierające się drzwi i stanęłam szukając odpowiedniej drogi. Od razu musiałam rozmasować uścisk na nadgarstkach. Sklep nie był duży ale mimo wszystko uliczki były wąskie i wszędzie były jakieś nazwy producentów czy kolorów... nigdy nie malowałam ścian. Najwyraźniej okazałam to całą sobą bo dostałam od klientów mnóstwo współczujących spojrzeń.

-może pomóc?

Odwróciłam się do miło wyglądającego faceta, na oko może z 23-24 lata. Wyglądał jak typowy student z lekką pracą by się utrzymać. Ciemne włosy i pełen mądrości wzrok który teraz czekał na moją  odpowiedź. Tak, bardzo potrzebuje pomocy.

- dziękuję, poradzę sobie.

Ale duma ważniejsza. Ruszyłam w pierwszą lepszą uliczkę z pewnym siebie krokiem by choć udawać pozory tej co wie gdzie jest i po co. Mijałam ludzi którzy dogłębnie sprawdzali odcienie i fakturę farb... tych co mówili o podkładzie i wałkach jakie trzeba by było dokupić do tej a nie innej farby wolałam omijać szerszym łukiem. Wystarczyło że na któregoś wpadłam albo któryś spojrzał na moje oczy a ciało odczytywało jego emocje. Niezdecydowanie, zachwyt, ciekawość. Znawcy farb na szczęście są zbyt zajęci by zwracać na mnie większą uwagę.

Zatrzymałam się przy regale gdzie napisane było że tu znajdę  farby ścienne i znowu musiałam się dokładnie rozejrzeć. Są inne niż ścienne? Znaczy rozumiem plakatowe czy akwarele, ale chyba jasne że jak ktoś idzie do takiego sklepu a nie plastycznego to po farby ścienne nie?

Jak głosiły nazwy przeszłam wśród krainy tęczy i deszczowego dnia. Jaki chciałabym odcień? Jaki kolor? Może szary...

podeszłam szybko do stojących na półce szarości i przeczytałam pierwszą lepszą nazwę ,,myszaty". Myszaty? Pff... kolejny ,,szara głębia „ nazwa brzmiała lepiej. Odcień wydawał się identyczny jak myszaty. Znowu prychnęłam po chwili słysząc czyjś śmiech.

-może jednak pomóc?

Wywróciłam oczami chcąc znowu odmówić ale chłopak sam zdecydował i podszedł pokazując mi kolejny kolor farby na przyborniku  jaki miał przy sobie. Zrobiłam krok w drugą stronę by go nie dotknąć. Wydawał się tego nie zauważyć.

-jeśli szukasz czegoś do sypialni to na moje oko będzie pasować do ciebie odcień brązu. Ten ,, kawowy" dobrze się z tym ,,czekoladowym piaskowcem" połączy. Masz większy, mniejszy metraż? Cztery ściany czy może więcej?

Na moją twarz musiał wpłynąć uśmiech bo chłopak odpowiedział tym samym.

-mam spytać skąd wiesz że chcę malować sypialnie?

Pokręcił głową znowu cicho się uśmiechając i zaprowadził mnie do półek gdzie były wcześniej wskazane przez niego kolory farb.

-jeśli to pierwsze malowanie lepiej najpierw pokryj ściany białą bazą. Kolory ładniej wyjdą.

Skinęłam spokojnie głową i poszłam za chłopakiem do kasy odpowiadając na kilka wcześniej rzuconych pytań. Naprawdę jestem szczęśliwa że nie muszę tam dłużej stać. 

Zapłaciłam i podziękowałam pracownikowi za pomoc. Wiadra farb były ciężkie. Cholernie ciężkie, więc co jakiś czas musiałam przystanąć by dać dłoniom odpocząć. Wałki i te plastikowe cosie które dał mi ten sam facet na szczęście miałam w torbie a ją na ramieniu bo by mi ręce odpadły.

W sumie jak bardzo musi to wyglądać komicznie dla innych? Idzie taka dziewczyna z dwoma wiadrami farby i torbą na ramieniu... z której wystaje rączka od wałka.

Przed oczami stanęła mi babcia która karci mnie wzrokiem a obok dziadek macha palcem powtarzając że powinnam znaleźć sobie od tego faceta. Stęskniłam się za nimi.

+++

Doczłapanie do mieszkania i potem na drugie piętro zajęło mi dobrą godzinę. Ale było warto bo od razu postanowiłam ściągnąć wszystko co mam w nie przyjemnym pokoju na środek pomieszczenia jaki miał stać się moim przyjemnym pokojem i przykryłam wszystko rozciętymi reklamówkami by nie ubrudzić łóżka i pudeł.

Zegarek wskazywał że mam niewiele czasu do tego by wyjść i dostać się do klubu więc sięgnęłam po wcześniej pozostawione naleśniki i nawet się nie przebierając znowu wyszłam. Byłam ciekawa czemu tak szybko mnie przyjęli, mają braki w personelu? Czy po prostu jak zobaczyli moje piękne sv postanowili że się idealnie nadaje? Zobaczymy. Chodź obstawiam że ktoś został zamordowany podczas pracy i potrzebny im ktoś na szybko. W klubach jest tyle ludzi że tam powietrza nie ma, ktoś sie dusi... norma. Nigdy nie lubiłam takich miejsc... więc czemu jak debilka chce tam pracować? Bo dobrze płacą i praca jest w nocy czyli to ograniczy moje sny-wizje. Ich nie cierpię jeszcze bardziej.

O czwartej nie było jeszcze kolejki przed klubem, wydawał się cichy i zamknięty. Mimo to przed wejściem stał znany mi ochroniarz który bez słowa wpuścił mnie tym razem do środka. Uśmiechnęłam się do niego bo wiedziałam że też cieszy się na mój widok. Przekroczyłam pierwsze drzwi od razu kierując się do biura gdzie byłam za pierwszym razem. Przeszklona ściana przy wejściu była teraz zasłonięta a drzwi na salę gdzie wczoraj tańczyli ludzie były otwarte na oścież zapewne by zrobić jakiś przeciąg. Czy w ogóle można zrobić przeciąg w klubach? Jakoś sobie tego nie wyobrażam.

-Alicja prawda?

Stanęłam odwracając się do mężczyzny o brązowych krótko ściętych włosach z którym rozmawiałam rano przez telefon. Barman był raczej niski i miał miłą, smukłą posturę. Nie był umięśniony. I na pewno zamknięty na uczucia. Od razu spojrzałam na niego nic nie wyczuwając. Oczy się śmiały jakby chciał powiedzieć że mimo zmęczonej postawy cieszy się z małych drobnostek. Przytaknęłam.

-miałam zjawić się przed siedemnastą.

Wyraz twarzy szatyna przez chwile się nie zmienił po czym uraczył mnie wesołym uśmiechem zachęcając do poznania się. Podszedł i wyciągnął do mnie swoją dłoń.

-Kamil

Podałam mu rękę uśmiechając się delikatnie by zatuszować że przez dotyk dokładnie czuje jego emocje. Uścisk na nadgarstkach mówił o jego niezdecydowaniu, nie był pewny czy nadaje się do tej pracy, sam raczej rzadko był pewny czegokolwiek. Ciężar na ramionach mówił mi o jego zmęczeniu. Musiał naprawdę dużo pracować.

-No dobra. To zapraszam do baru, z tego co czytałem pracowałaś w kawiarni?

Skinęłam.

-tu jest podobnie jeśli zamienisz kawę i herbatkę z miłym towarzystwem na alkohol z napaleńcami.

Nie wiem czemu jego oczy błysnęły większym rozbawieniem ale udałam że tego nie widzę.

-Robienie drinków nie jest też trudne do ogarnięcia zrobię ci na to konkretną listę i musisz wyuczyć się co do czego i ile. Oczywiście zawsze stosuj się do tego co mówi ci klient.

Weszliśmy do ogromnej sali. Czarny parkiet ciągnący się na całą szerokość. Przy ścianach zagłębienia ze stolikami i wejściami na górę. Dużo miejsca na tańce i picie, wspólne lub samotne. Czyli tak jak każdy klub. Sufit był wysoki, otwarty, więc po wejściu na górę można było obserwować tańczących. Panował tu półmrok mimo że była to sala oświetlona wieloma światłami. Żadnych okien. A więc przeciąg to raczej trudna sprawa.

Bar stał przy końcu rozciągnięty na połowę długości jednej ze ścian. W cichszym miejscu niż stoliki więc może nie będę się drzeć do klientów. Tam właśnie się skierowaliśmy.

-praca od piątej do piątej. To więcej niż przeciętna zmiana. Ale robota nie codziennie. Zmiany miałabyś w poniedziałki, wtorki, piątki, soboty i niedziele.

Nie mam żadnych planów. Więc to może dać radę. Nie odzywałam się bo Kamil mówił dalej.

-jakiekolwiek pytania kierujesz do mnie. W zespole jest jeszcze jeden ale rzadko się zdarza by był punktualnie więc nie dziwie się że go nie ma. Ja raczej się nie spóźniłam. 

Weszliśmy za bar i Kamil pokazał mi co gdzie leży. Opowiedział o tutejszych klientach i stałych bywalcach. O szefie i o tym że sam ma dopiero 25 lat. Wydaje się starszy. I jest naprawdę przystojny. Mądrze mu z oczu patrzy i choć pierwszy rzut oka mówi że jest raczej delikatny i niepewny to myślę że lepiej nie wchodzić mu w drogę.

-a ty? Powiesz coś o sobie?

Zaśmiałam się kręcąc głową.

-nic ciekawego. Matka ciągle goni za pracą więc jeździłam z nią po całym kraju. Teraz mam zamiar zostać dłużej. Skończyłam liceum, sam widziałeś pewnie że dużych wyników z matury nie było. Więc na studia nie idę.

Skinął. A więc wiedział. Po to dałam mu dokumenty. Był ciekawy innych. Zapamiętać i nie rozwijać się w sprawach przeze mnie utajnionych.

-dobra.

Kamil odbił się od blatu i wkładając ręce do kieszeni odetchnął. Wyglądał jakby czuł się trochę niezręcznie.

-do otwarcia mamy jakieś dwadzieścia minut potem też na spokojnie jeszcze przez godzinę. Rozejrzyj się tu, ogarnij sama gdzie co i o piątej widzimy się z powrotem. Ja ogarnę jeszcze papierkową robotę.

Przytaknęłam. I również odchodząc od baru zaczęłam przygodę z pracą w klubie. Może być ciekawie.
=========================================================
Hmmm... barmanka? No proszę kto by pomyślał. Alicja próbuje ułożyć sobie życie ;)
Dziękuje za tak miłe i ciepłe przyjęcie nowego opowiadania :D jak pisane było ostatnio. Rozdziały w pon śr i pt ;) 10-12.
Dzięki za wszystko, życzę zdrówka i pozdrawiam. KasiaAs

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro