Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Został tydzień do pełni a ja czuje się naprawdę dobrze. Dar nie jest natarczywy. Nawet powiem że przyjemny bo gdy się skupie robi się wyraźniejszy i mogę odczytać niektóre z emocji moich porywaczy. To jedyne co podoba mi się w tym miejscu. Dom musi być w jakiś sposób zaczarowany... ta bariera jaką stworzyła Aneta nie jest jedyną osłoną jestem tego pewna. Inaczej już dawno bym ja jakoś złamała. Coś oprócz mocy driady musi blokować siłe mojego daru czy magii. Tylko co?

Zaraz po kolejnym już nagłym przebudzeniu w znanym mi pokoju postanowiłam udać się do biblioteki w celu zaznajomienia się z tematami jakie mnie nurtowały. Między innymi chciałam mieć pewność że probówki które usiłowałam zniszczyć są zniszczone. Żwawo zeszłam ze schodów i mijając Antka przekroczyłam drzwi wielkiego pomieszczenia z książkami.

Mam po prostu dość. Jeśli nie znajdę tego czego szukam będę tu uwięziona do końca życia. Musi być jakiś cholerny sposób.

-Twoja magia nie działa gdy któryś z watahy jest w pobliżu.

Zesztywniałam mimo że doskonale wiedziałam że wilkołak poszedł za mną. Postanowiłam go zignorować , może powie coś więcej?

Regałów było dużo. Książek jeszcze więcej. Postanowiłam więc zacząć od tych które miałam najbliżej a potem się zobaczy. Na półce tuż obok mnie znajdowały się książki o tematyce geograficznej. Kontynenty i rozmieszczone tam struktury. Parki... lasy... góry. Wszystko rozpisane w różnych książkach. To nie był temat dla mnie więc powoli przeszłam dalej. W głąb korytarza z regałów.

-Spałaś kilka godzin ale zrobiło się ciemno. Może powinnaś iść odpocząć?

Uśmiechnęłam się lekko z troski jaką wyczułam u Antka. Blondyn wydawał się lekko zmieszany tym że się nie odzywam ale i zaniepokojony zapewne moim stanem zdrowia. I może słusznie. Też powinnam pomyśleć o jakimś rytuale przywracającym zdrowie. Byłam obolała jakby teleportowanie się rozłożyło mnie na cząsteczki i źle poskładało. W sumie nie wykluczam takiej perspektywy.

-Wiem że to ci się nie podoba ale Adrian robi to dla twojego dobra mała. Każdy z nas to przechodził.

Prychnęłam jednocześnie zauważając Lune leżącą na jednym z pustych regałów. Od razu skierowałam się w jej stronę. Ta kotka umie przecież pobudzać moje wizje. Może pomoże mi ogarnąć tematy właśnie za ich pomocą?

-Dobra rób co chcesz, ale nie polecam siedzenia tu nocą. Strasznie jest.

Zaśmiałam się zwracając znowu uwagę odchodzącego już blondyna i po raz pierwszy od wejścia tu postanowiłam się odezwać

-Wiesz kim są obdarowani?

Na moment przystanął by zmarszczyć brwi i pokręcić głową na znak że nie ma pojęcia. Oświecę go.

-To dzieci nocy. Ja jestem obdarowaną, jestem córką nocy i to mnie ma bać się noc nie na odwrót. Rozumiesz?

Jego wyraz twarzy z niezrozumiałego ucznia podstawówki zmienił się na wyraz przerażonego studenta. Dojrzały i wewnętrzy lęk przed czymś co nieuniknione. Po czym wyszedł zostawiając mnie samą z kotką która bacznie obserwowała to zajście.

-Luna. Chce wiedzieć co tu się dzieje. A tylko tobie ufam w tej całej popapranej sytuacji.

Kotka jakby od razu zrozumiała o czym mówię. Zamruczała podnosząc się i rozciągając. Zawsze zadziwiało mnie to jak koty potrafią się zgiąć. I czy to wygodne tak spać na swoich stopach? No bo... a dobra.

Czarny ogon śmignął mi gdzieś przy kolejnej półce i chwile potem brałam już kotkę na ręce gotowa na to co mi pokarze.

Małe zawroty głowy i po chwili świat wydał się bardziej zamazany. Biblioteka, to nadal jest biblioteka  i jestem tego pewna mimo że wiele półek jest pustych.

-Co chcesz przez to powiedzieć?

Podniosłam zainteresowana wzrok słysząc głos Adriana. Głos pełen gniewu i smutku... coś musiało się stać. Powoli wyszłam zza regałów by przyjrzeć się alfie i jego rozmówcy. Luna wciąż siedziała mi na rękach przysypiając.

-Gdybyśmy wcześniej wiedzieli...

-Henry do jasnej kurwy jesteś lekarzem. Po prostu jej pomóż!

Henry, zdecydowanie młodszy od tego staruszka którego poznałam, ale i nie całkiem młody. Jego oczy pełne mądrości i pewności siebie zostały i teraz próbowały przemówić do wilkołaka.

-Wiktoria nie ma dobrych genów, jej natura przeczy przemianom. Każda natura magiczna im przeczy. Nie jestem wstanie jej pomóc. Nikt nie jest. To czy przyjmie wilka to tylko i wyłącznie decyzja jej organizmu. Już nawet nie jej samej.

Wiktoria... To dziewczyna która zginęła w tym pomieszczeniu. To dziewczyna którą alfa darzył czymś więcej niż wilków w swoim stadzie. To z nią Luna lubiła przesiadywać i to ona musi być kluczem do wszystkiego.

-Trzeba powiadomić jej rodzinę.

Adrian zacisnął szczękę. Jego dłonie zacisnęły się w wojennym geście a powieki zadrżały gdy również mocniej je zacisnął. Był zły, ale i przerażony. Powoli ruszyłam do przodu by minąć stojących w pomieszczeniu mężczyzn i wyszłam przez otwarte drzwi kierując się do pokoju w którym ostatnio miałam wizje z siedząca na fotelu Wiktorią.

Do pokoju w którym teraz ja miałam swoje miejsce. Minęłam salon gdzie w ciszy siedział Kamil z Wojtkiem. Nic się nie zmienili. Wciąż ta sama młoda aczkolwiek pewna siebie mina. Daleki i skupiony wzrok na jednej ze stron książki w przypadku Wojtka i gazety w przypadku barmana.

Antek był w kuchni ale nie zaglądałam. Możliwość poruszania się po całej wizji nie była nowością, ale nigdy nie widziałam w nich osób. W sensie nie widziałam ich w tym domu. Zawsze był pusty.. no może prócz mnie i kotki która wydawała sie tam być od zawsze. Jak na zawołanie zwierze zamruczało miło wtulając się w moje dłonie.

-kim jesteś kociaro? Bo na pewno nie jesteś zwykłym kotem...

Pozwoliła sobie tylko na głośniejsze mruczenie a ja idąc za moim pomysłem przekroczyłam drzwi znajomego mi pokoju. Tak jak sądziłam. Łóżko zajmowała drobna kobieta, blada cera i charakterystyczne jasne włosy sugerowały driade leśną. Oczy miała otwarte, ale nie wyraźne... pełne bólu. Drobne dłonie przytrzymywały książkę o wilkołakach. Jedną z tych które widziałam na półce w odnowionym pokoju. Patrzyła się na kartki, ale jej oczy nie  poruszały się od jednej strony do drugiej. Po prostu gapiła się na zapisane stronice. Od razu mogłam wyczuć jej zmęczenie, zaniepokojenie i ból. To musiała być Wiktoria. Siostra Anety. Dziewczyna Adriana. Znajdowała się w sytuacji podobnej do mnie. Jej geny były zmieszane. Driada i wilkołak... Była młodsza ode mnie. A Henry mówił że dowiedzieli się za późno... dlatego tak bardzo chcą mnie przebadać? Starają się nie dopuścić do mojej śmierci...

Czy powinnam być im wdzięczna? Może by tak było gdyby powiedzieli mi wszystko od razu. Ale oni podstępem zmusili mnie do oddania próbki krwi co jest zdrada mojej rasy. Uwięzili mnie i w jakiś sposób ograniczyli moje magiczne zdolności.

Usiadłam na fotelu w ciszy przyglądając się dziewczynie leżącej obok. Luna obudziła się i również obserwowała jak Wiktoria odkłada w końcu książkę i podnosi się z łóżka.

Kotka zjeżyła sierść a mnie przeszły ciarki gdy zorientowałam się że zestaw ubrań jakie miała na sobie był taki sam... jak przy pierwszej wizji z tą dziewczyną. Wizji sprzed tego wszystkiego . Gdy nie wiedziałam co to za dom i czemu go widzę. Gdy księżyc pokazał mi zwłoki obok fotela w pokoju pełnym książek. Wiktoria szła dalej. Po cichu. Tak by nikt jej nie usłyszał w domu pełnym wilkołaków. Krok za krokiem, najpierw podeszła do szafki z której wyciągnęła lśniącą broń... chwile potem do drzwi i do schodów. Była zdeterminowana. Ale i pełna strachu.

Chciałam wstać iść za nią ale kotka natychmiast zeskoczyła z moich kolan. I głośno sycząc przywołała mnie do rzeczywistości. Boże! Ta dziewczyna popełniła samobójstwo!

+++++

Gdy się obudziłam byłam dalej w bibliotece, siedziałam oparta plecami o półkę na której wcześniej siedziała Luna. Teraz też była blisko. Obserwowała mnie dokładnie jak wstaje z chłodnej podłogi i przenoszę się na kanapę przy wejściu.

Mój wzrok mimowolnie powędrował na miejsce śmierci młodej driady. Dlaczego to zrobiła? Dlaczego zastrzeliła się w tym właśnie miejscu? Co dla niej znaczyło? Co skusiło ją w ogóle do tego być coś takiego... Życie jest najcenniejszym co dał mi ojciec nocy. Najważniejszym co mam. I będę bronić go ze wszystkich sił. Nie dlatego że tak brzmi kodeks naoku. W dupie mam ten kodeks. Zrobię to bo wiem że po życiu czeka mnie totalna pustka. Każdy kończy tam gdzie był na początku. Nas , dzieci nocy tworzy się z gwiazd. I tam będę potem, póki ktoś znowu mnie nie wezwie. A to trwać może wieczność.

Co prawda nie pamiętam jak wyglądało moje życie przed tym życiem tutaj... pamiętam pustkę, czekanie i ciepło. Kapłanki mają podobno wgląd na życie przed i po istnieniu tutaj. Ale nie dzielą się tym zbytnio. Powiedziałabym że to w jakiś sposób zakazane... mówić o tym. Nikt. Nawet ci najbardziej zaufani nie wiedzą jak kończą po śmierci Naoku. Sami Naoku wierzą tylko że wrócą do ojca. Skąd więc ja wiem co to dokładnie oznacza?

Wizje... powroty pamięci sprzed tego wszystkiego. Dobrze wiem że kiedyś byłam już na ziemi... dawno, wystarczająco dawno by kompletnie o tym nie pamiętać. Umarłam. Wróciłam jako gwiazda i po wielu latach znowu księżyc wybrał mnie bym urodziła się na ziemi jako jedna z Naoku.

Życie jest dla mnie czymś co trzyma mnie daleko od tej pustki... od tego czekania i bezczynności której tak nie cierpie.

Nie wracam tam. Nie teraz i nie zaraz. Jeśli Adrian myśli że poddam się tak jak ta driada... myli się. Cokolwiek znaczy to że moje geny są w połowie wilcze... nie poddam się. Nie tak jak wiktoria. Może źle ją oceniam. Może musiało tak być. Może nie miała innego wyjścia...

Kotka zaniepokojona moimi myślami rozsiadła się wygodnie przy mnie dając mi się głaskać bez przywoływania żadnej wizji... po prostu uspokajała mnie swoim mruczeniem. Tak minęła mi cała noc. Bez snu, bez odpoczynku który mi się należał... Musze wykonać rytuał uzdrawiający a do tego potrzebuję kilka składników między innymi mojej krwi... nie mogę zrobić tego tutaj... potrzebuje wody, najlepiej jeziora bądź rzeki.

Odetchnęłam zdając sobie sprawę z tego że musze porozmawiać z wilkami. Powiedzieć że wiem czemu to robią i dać im do zrozumienia że nie muszą się tak o mnie martwić. Nie lubię gdy ktoś się tak o mnie martwi.. nie tylko przez dar. Tutaj go prawie nie czuje. Nie lubię tego bo wiem że ktoś o mnie myśli. Czuje się wtedy... jakby ktoś się na mnie gapił choć go nie ma. Aż mnie dreszcze przeszły.

Rytuał musze odprawić jeszcze przed pełnią, a więc w tym tygodniu obowiązkowo inaczej mogę nie wytrzymać natężenia magii. Nawet pod wpływem przyswojenia. Moje zdrowie potrzebowało pomocy. Restartu. Mięśnie ociężałe, stawy obolałe.. jakbym ćwiczyła codziennie dystans maratonu. Magia jaką próbowałam użyć odwróciła się przeciwko mnie. I nie jest to wina bariery... swoją drogą nie mam zamiaru spędzić tu znowu pełni. Musze opuścić ten dom i obszar bariery przed jej aktywacją. Nie wiem jak to zrobię. Ale innej opcji nie widze.
=============================
Pełna determinacji dziewczyna myśli ze ucieknie od grupy nienormalnych jak dla niej wilkołaków... hmmm... nie wiem jak wy ale ja to słabo widzę.
Pozdrawiam i dziękuje. KasiaAS

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro