Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pięć lat. Dwa słowa nie dające mi spokoju od czasu poznania ich znaczenia. Pięć lat. Normalne pięciolatki mają koleżanki, i jedyne co ich spotyka to nowa lepsza lalka koleżanki z przedszkola. Ale nie mnie. Miałam pięć lat...

Nie byłam w stanie siedzieć w spokoju kiedy mi powiedziały, od razu spakowałam rzeczy prosząc by mama zabrała je gdy będzie wracać do mieszkania a sama wyszłam trochę ochłonąć. Na początku nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Chciałam iść do lasu, do miejsca gdzie nie będzie ludzi. Miałam ogromną ochotę rysować ale nie zrobiłam tego. I nie poszłam do lasu. Zamiast tego skierowałam się do kawiarni. Małego przytulnego miejsca w kącie gdzie mogłam z kubkiem kawy odpocząć i pomyśleć.

Tak więc siedzę tu dwie godziny, pije czwartą kawę i układam sobie to co wiem. Pięć lat. Tyle miałam gdy tak jak ojciec zmieniłam postać. A więc jestem wilkołakiem. Jak on. Pięć lat. Tyle też miałam gdy ojciec zmarł. A raczej zginął ścigany przez swojego alfę za niewykonanie rozkazu. Tata nigdy nie powiedział mamie o jego znaczeniu więc nie mogła mi tego przekazać ale dokładnie opisała dzień w którym wrócił do domu od watahy po raz ostatni.

Wpadł do domu i od razu skierował się do swojego gabinetu jaki był na parterze naszego dużego domu w którym mieszkaliśmy. Nie zamknął drzwi tak jak zwykle to robił by pracować więc mama mogła wejść i sprawdzić co się stało. Był zdenerwowany, cały czas mamrotał i szukał czegoś w dokumentach. Jako beta zajmował się papierami. Całe noce przesiadywał przy biurku, ale zawsze w domu, przy mnie i mamie. Lubiłam patrzeć jak starannie dobiera kartki, wyrównuje je i spina by te się nie rozleciały gdy będą potrzebne poukładane. Dokładnie wszystko posegregowane w teczki. Na półkach. W tej kwestii nie miał równych. Był pedantem. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Dlatego gdy mama powiedziała że rozrzucał kartki i teczki po całym pomieszczeniu aż ścisnęło mnie w gardle.

Kazał mamie się spakować bo wyjeżdżamy i nie dając jej więcej odpowiedzi do kogoś zadzwonił. Mama czując że mówi prawdę, że coś im grozi i że tak należy zrobić spakowała mnie i siebie i posłusznie wsiadła razem z tatą do samochodu. Dzwonił całą drogę. Też to pamiętam. Był zdenerwowany. Potem wizyta u jego znajomej Pauliny. To wiedźma Majo-ji. Jestem prawie pewna że zmienia się w sowę. I że to ona dała mu medalion. Potem moje wspomnienia się kończą.

Mama mówiła że pojechaliśmy jeszcze gdzieś... i że ojciec widział się w tej sprawie z samą kapłanką która pozwoliła więc bym tymczasowo dołączyła do kręgu mamy. A ja myślałam że to moja mama mnie tam wcisnęła na siłę. Kurna. Tydzień później ojciec nie żył a ja nigdy już się nie przemieniłam dzięki znakom powstrzymującym które instynktownie rysowałam nauczona przez mamę.

-Problemy z chłopakiem?

Aż podskoczyłam słysząc obcy męski głos po drugiej stronie stolika przy którym siedziałam. W odpowiedzi usłyszałam ciepły niski śmiech a moim oczom ukazał się dosiadający do mnie brunet zza lady kawiarni.

-Słucham?

Musiałam uspokoić myśli i naprawdę mocno się skupić by zrozumieć o co pyta.

-Pytam czemu tak mocno złościsz się na tą kawę. Zabijasz ją wzrokiem odkąd usiadłaś. Jestem pewny że to co cię gnębi to nie jest jej wina.

Szczery uśmiech jaki widniał na jego twarzy pomagał nie myśleć o problemach więc lekko odwdzięczyłam się tym samym.

-Masz rację to nie jej wina. Ale ktoś musi cierpieć a ona kosztuje tylko sześć złotych. Mniej mi jest żal sześciu złotych niż biednego obcego człowieka jaki napatoczyłby się po drodze.

Miał ciepłe brązowe oczy co naprawdę przyciągało do niego ludzi. Praca baristy musi być dla niego stworzona.

-Mam się bać?

Pokręciłam tylko lekko głową i upiłam delikatny łyk nadal ciepłego napoju. Zadziwiające że jeszcze nie wystygła. W sumie to naprawdę dziwne.

-Co robicie że kawa jest tak długo ciepła?

-Jest ciepła bo ją właśnie podgrzałem. Jestem całkiem niezły w robieniu tego tak by się nikt nie zorientował. Cieszę się że smakuję.

Powoli odstawiłam trzymany kubek na stół by jeszcze raz z czystym umysłem przeskanować gościa. Brązowe oczy to norma u wielu posiadających moc więc nie dużo mi powiedzą... Nie jest wilkołakiem, nasiedziałam się w domu Adriana wystarczająco długo by poznać ich zapach. Nie jest kimś w rodzaju driady bo to żeńska liga tak jak Majo-ji... Wampir nie, ma zbyt ciemną karnację. Czyżby obdarowany? NIeee wczoraj była pełnia nie miałby dostępu do mocy... chyba że tak jak ja... Ja też dziś nie mam jej zbyt wile.

Zostaje jeszcze anioł natury czyli Tiangshi... albo mag jako taki ale oni posługują się magią demonów... A ten koleś jest taki... ciepły. Mózg pracował na największych obrotach. Co jeszcze wyróżnia Tiangshi... koniczyny na dłoniach! Mój wzrok momentalnie spadł na jego ramiona, ręce... i dłonie, które oczywiście miał schowane pod stołem. Jasna cholera! Elf?... a może...

-Zgadłaś już czy pomóc?

Pff a on pewnie już mnie rozgryzł tak? Cwaniaczek... oparłam się łokciami o blat i przysunęłam delikatnie do niego.

-rozważam jednorożca i krasnoluda, jak blisko jestem?

Roześmiał się znacznie głośniej a ja z miłą chęcią dopiłam ostatnią część kawy i opadłam na oparcie miękkiej kanapy. Kątem oka zarejestrowałam zbliżającą się do nas grupkę ludzi.

-Blisko, powiedziałbym za blisko.

Odkręciłam się by zobaczyć idącą w naszą stronę trójkę ludzi dokładniej. Dwóch facetów i dziewczyna, wszyscy w rękawiczkach skurzanych z obciętymi palcami. Symbol Tiangshi.

-Sam, czy chcesz powiedzieć że jestem krasnolud?

Najwyższy był brunet który odezwał się na moje porównanie. Przystanął przy naszym stoliku i wyciągnął rękę by się przywitać z baristą.

-Pewnie że tak. Jednorożec też do ciebie pasuje stary.

Lekko speszona zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Nie chce im przeszkadzać. W końcu to anioły... a ja i anielskie sprawy trzymamy się od siebie z daleka. Mam już wystarczająco dużo problemów.

-Ej idziesz już? Chciałem ci przedstawić moją ekipę. Są świetni w rozwiązywaniu problemów. Na pewno chętnie pomogą.

Delikatnie odpowiedziałam uśmiechem i dziękując za kawę i miłe towarzystwo wyszłam by zmierzyć się z moimi problemami jeszcze raz. Nie zdążyłam przejść kilku kroków gdy dołączyła do mnie cała ekipa aniołków.

-Nie chcieliśmy cię przestraszyć. Nic złego nie zrobimy, chcemy tylko pomóc.

Przystanęłam chcąc spojrzeć na nich wystarczająco obojętnie by pasowało do pytania.

-Po cholerę?

Facetów zamurowało, nie spodziewali się takiego nastawienia z mojej strony. Dziewczyna za to wręcz przeciwnie. Wysoka blondynka o nieziemsko zielonych oczach śmiejąc się głośno wyszła przed chłopaków i wyciągnęła w moją stronę dłoń.

-Jestem Lisa. Te gbury to Sam, Maciek i Alex. Ostatnio lubimy zajmować się pomaganiem.

Nie przyjęłam wyciągniętej w moją stronę dłoni. To że dar jest uśpiony nie oznacza że mam być spokojna.

-Zapytam więc znowu. Po cholerę?

Dziewczyna wzruszyła ramionami czym zwróciła moją uwagę na jej dłonie. Lisa nosiła rękawiczkę na lewej dłoni kiedy Tiangshi mają je na prawej... chyba że to wyjątek... czytałam o tym. Kobieta anioł? I to z dodatkową mocą? Z czystej ciekawości postanowiłam jeszcze nie opuszczać nowych znajomych.

-Cóż... miło was poznać. Mówcie mi Ala. Skąd jesteście?

Powoli skierowaliśmy się wszyscy razem w stronę którą wybrałam wcześniej wychodząc z kawiarni. Czyli w sumie nie wiem gdzie.

-Ja i mój brat Maciek jesteśmy stąd, Sam i Alex w sumie mieszkają tu już cztery lata, wiec w sumie też są stąd.

Dziwne.

-Cztery anioły natury na jednym terenie? Nie przepracujcie się.

Odpowiedziały mi spojrzenia podziwu i wyższości.

-Czyli jednak nie krasnal hm?

Uśmiech sam wpłynął na moją twarz. A więc zgadłam.

-Za miły jesteś na krasnala. Poza tym tylko pierzaści mają fioła na punkcie rękawiczek na dłoni.

Wszyscy zgodnie skinęli głowami i razem weszliśmy do zatłoczonego o tej porze parku. Zbliżała się szesnasta jeśli się nie mylę. Idealny czas na spacer z dziećmi czy zwierzakami. Słońce... ludzie chętni wypić mrożoną kawę i..

-No to co cię gnębi Alicjo?

I piękny obraz właśnie utopił się w smole zgorzknienia i goryczy jaki poczułam słysząc akcentowane ,,c" w moim pełnym imieniu.

-Jest aż tak źle?

Wszyscy trzej mieli brązowe włosy jednak każdy inne. Maciek miał najjaśniejsze, podchodzące nawet pod blond. Alex ciemne, nawet powiedziałabym ciemniejsze przy skórze niż na końcówkach. Sam miał bardzo krótko ścięte ale jestem prawie pewna że gdyby je zapuścił były by kręcone. Wyobraźnia podsunęła mi go pośród baranów skaczących z górki na górkę. To za to pełne imię!

-Nie mówcie do mnie pełnym imieniem błagam. Nie cierpię jego wydźwięku.

Krótko ścięty baranek posłał mi przepraszające spojrzenie na co odpowiedziałam standardowo lekkim uśmiechem i rozsiadłam się na wolnej ławce.

-Dlaczego w ogóle was to interesuje? Zbieracie jakieś anielskie punkty? Nie chcą was wpuścić do nieba?

Widząc ich nie rozbawione miny westchnęłam. I spuszczając wzrok lekko się zmieszałam.

-Sorki. Miałam kiepski poranek.

Wymienili spojrzenia i jak za pomocą czarodziejskiej różdżki Faceci się rozeszli, a obok mnie rozsiadła się Lisa.

-Maciek wróci do kawiarni, Sam i Alex wezmą się za robotę a my pogadamy, co ty na to?

Co się tak uwzięła? Nie znam jej. Nie mam zamiaru jej niczego mówić. I dobrze o tym wie. A mimo to siedzi obok i czeka na moją odpowiedź.

-Ok, nie chcesz nic mówić to ja powiem. Pytałaś po cholerę pomagamy. Odpowiedź jest prosta, każdy smutek czy złość kończy się demonami a my musimy je potem sprzątać. Lepiej zgasić to w zarodku, naprawić coś co się popsuło by nie było żalu, płaczu czy o zgrozo... utraty. Gdy ktoś coś mu bliskiego traci... jest bardzo źle. I to nie wampiry, elfy czy wiedźmy to naprawiają tylko my. Więc pomóż mi pomóc tobie to obie odejdziemy szczęśliwsze.

No proszę. A więc to nie szczera pomoc tylko ułatwianie sobie roboty. No i w to mogę uwierzyć. Wykonuje swoją robotę, to po co została stworzona.

-Każdy powstał w jakimś celu. Elfy zajmują się zwierzętami, wiedźmy są świetne w medycynie, wampiry jakby nie patrzeć ratują od śmierci... Tiangshi bawią się w rycerzy, obdarowani są workami do napełniania magii pomagającej ziemi funkcjonować... a co na tej cholernej ziemi robią wilkołaki?

Blondynka zmarszczyła brwi dokładnie studiując mój wyraz twarzy. Jakby chciała znaleźć tam coś co pozwoli jej na dalszą rozmowę.

-Jesteś wilczycą?

Nie odpowiedziałam wpatrując się tylko w jedyny nieruchomy punkt przede mną. Drzewo. Mam dobre zaklęcie by takie wyrosło z nasionka w kilka sekund.

-Założyliśmy się z chłopakami. Ja byłam za tym że jesteś wiedźmą, chłopaki że wilkołakiem. Problem z przeznaczonym?

Przeznaczonym? He. No oczywiście. Wilkołaki i ich potrzeba bliskości i miłości. To zawsze ich główny problem.

-Nie mam problemów miłosnych jeśli o to pytasz.

Anielica wzruszyła ramionami i skierowała wzrok dokładnie tam gdzie ja. Na to pięknie wyrośnięte drzewo.

-W takim razie co się dzieje? Rodzice? Brak wiary w siebie? Kiepska wataha?

Wataha. Adrian... czy w takim razie powinnam dołączyć do ich watahy? Czy jeśli potrafię się przemieniać powinnam dołączać do kręgu obdarowanych czy...

-Nie mogę zrozumieć gdzie jest moje miejsce.

Brwi Lisy podniosły się wysoko a oczy skupiły się na mojej twarzy. Zaskoczona była moim problemem. Jakby... jakby to co właśnie powiedziałam nie było dla niej trudne. Dla mnie jest.

-To jest twój problem?

Skinęłam i skrzyżowałam nasze spojrzenia. Musiała coś zobaczyć w moich oczach bo wstrzymała oddech i posmutniała. Jej oczy pociemniały a źrenice zwiększyły się jakby zobaczyła coś w ciemności.

-Powiem ci coś piesku.

Zaśmiałam się na wyzwisko ale nic nie mówiłam ciekawa tego co chce mi powiedzieć.

-Nie my wybieramy sobie nasze miejsce. Pojawia się gdy tego potrzebujemy. Wystarczy zadać sobie dwa ważne pytania by wiedzieć że to właśnie to. Czy czuje się tu bezpieczna? Czy czuje się tu sobą? Po dwóch twierdzących odpowiedziach wiesz że jesteś u siebie.

Czy to może być tak proste? Czy wystarczą dwa pytania bym mogła przestać zastanawiać się gdzie pasuje a gdzie nie?

==============================================================================

Nowi znajomi? Hmm... a może my już ich znamy? ;)

Wybaczcie spóźnienie. Pozdrawiam i zapraszam w piątek na kolejny rozdział. Dzięki za wszystko. KasiaAS.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro