Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się koło dziesiątej. Adrian nie obudził mnie na trening a ja nie nastawiłam sama budzika. Świetnie. Wyskoczyłam z łóżka czując zmęczenie po kiepsko przespanej nocy i szybko ubrałam się w strój przygotowany wczoraj.

W salonie był tylko Antek i nie przejmując się niczym jadł kolejną już pewnie ze stosu kanapek. Wyglądały pięknie. Pomidorek, szynka i szczypiorek. Mmmm...

- Gdzie reszta?

Uśmiechnął się przełykając ostatni kawałek i sięgając po kolejną założył nogę na nogę w ten jego specyficzny sposób. Zgięta noga w kolanie oparta luźno kostką o udo drugiej nogi.

- Kamil w barze jak zawsze, Wojtek chyba załatwia coś dla Adriana w radzie, a Aneta razem z Adrianem są w bibliotece.

W bibliotece? Rzuciłam krótkie ,,dzięki" w jego stronę i skierowałam się w tamtym kierunku. Spodziewałam się zobaczyć ich siedzących i rozmawiających o śmierci Wiktorii na fotelach przy miejscu gdzie ją znaleźli. Pomyliłam się. Oboje stali między regałami przeglądając co chwila inne książki. Szok, oni umieją czytać.

Nie bardzo wiedząc co mam robić stanęłam po prostu przy drzwiach i opierając się o ścianę obserwowałam jakie działy i książki przeglądają. Istoty magiczne... Księżyc i jego magiczny wpływ... Aneta siedziała w tematyce obdarowanych. Zaś Adrian siedział w czymś o tematyce wilków alfa.

-Wyspałaś się?

Podskoczyłam słysząc głośno i wyraźnie głos alfy mimo że był kilkanaście metrów ode mnie. Jak on to robi że słyszę go znacznie lepiej niż innych?

- Wybacz że nie wstałam, coś nie mogłam spać. Mogę sama zrobić sobie trening.

Pokręcił głową dalej zwinnie przekartkowując odpowiednio różne książki na raz.

-Wieczorem poćwiczymy wszyscy. Razem. Zgaduję że nie pamiętasz co działo się po tej stronie twojej wizji wczoraj co nie?

Zmarszczyłam brwi delikatnie kręcąc głową co o dziwo nie patrzący w moją stronę alfa zauważył.

-Tak myślałem. Powiedziałaś coś w innym języku. Aneta próbuje odkryć co to za język.

Driada wyszła spomiędzy regałów i podała mi kilka książek powtarzając jak sądzę dwa razy słowa jakie wczoraj nieświadomie wypowiedziałam. Słowa w jezyk Naoku. Bardzo pokaleczone wymową słowa. Więc nie możliwe do zapisania.

-Kojarzysz?

Skinęłam głową odkładając wszystkie książki na wolny stolik przede mną. I powtórzyłam za nią słowa z odpowiednim akcentem i melodyjnością.

-To język obdarowanych, nie do zapisania. Nie znajdziesz go w książkach.

-Co? To po cholerę ja tu cały ten pieprzony dzień... Nie cierpie cholernych dzieci nocy. Działacie mi na nerwy.

Nie mogłam powstrzymać delikatnego uśmiechu gdy wkurzona driada zaczęła wręcz tryskać wkurwioną energią. Adrian tez delikatnie się uśmiechnął wychodząc spomiędzy regałów i przystanął przy nas.

-No i? Wiesz co znaczą te słowa?

Chciałam powiedzieć że nie. Bo tak się składa że wiem i nie są im potrzebne. Jednak Aneta mnie wyprzedziła.

- Z mowy pisanej aniołów natury brzmiało to trochę jak ,, Życie po życiu oddaje panu, bo żyje by służyć"

Kurna. W sumie dobrze... Adrian spojrzał na mnie by to potwierdzić więc nie ukrywałam mojego niezadowolenia.

- Bardziej ,, Życie z przyżyciem ofiaruję memu panu, powstałam by życiem służyć. „ Ale tak. W sumie o to chodzi.

-Przy- życie? Jest cos takiego?

A i owszem. Moje życie to to na górze, jako gwiazda oczekująca na jakieś przyżycie, dodatkowa szansa by dać magię ojcu. Takie jak to. Potem zakańczam przyżycie i wracam do życia u boku ojca by kiedyś znowu dostać szanse udać się na wycieczkę i przeżyć przyżycie. Chora teoria której nie znają nawet obdarowane wiec postanowiłam milczeć w tym temacie.

-Najwyraźniej jest. Nie jestem wyrocznią. Chodzi o to że żyję by zbierać i oddawać magię księżycowi tyle w temacie.

Aneta prychnęła ale jej wzrok mówił że coś jej nie pasuję w mojej szybkiej interpretacji. Oby nie wnikała. Bo nie chce mi się tego tłumaczyć.

-Jeśli szukacie czegoś co związane ze mną po prostu najpierw zapytajcie mnie. Zazwyczaj... wiem jak odpowiedzieć.

-Ooo no jasne... odpowiedz mi więc kiedy zaczniesz się przemieniać? Albo kiedy w końcu odpowiesz Adrianowi na to całe oznaczenie? Albo czemu ten cholerny kot jest jakimś bodźcem? Ooo albo powiedz czemu nam o tym nie powiedziałaś wcześniej. Mam wiele pytań no dawaj.

Jasne... driady. Tego nie ogarniesz.

-nie musisz odpowiadać Ala. Zjedz coś, do wieczora masz wolne.

No i Alfa i jego alfowanie. Dobra. Już miałam iść gdy wpadła mi do głowy jeszcze jedna myśl z wczoraj.

-Adrian? Mogłabym pojechać do domu na moment? Musze porozmawiać z mamą. Zobaczyć jak się czuję. Jeszcze jest stosunkowo wcześnie nie powinnam mieć ataków magii... będzie bezpieczniej teraz. A martwię się o nią.

Aneta oczywiście wykorzystała sytuację odzywając się pierwsza.

-Ej ! No jasne! Niech Antek z tobą pojedzie. Ty rzucisz na niego klątwę i będziemy potem patrzeć jak się dusi. Świetny plan.

-Aneta. Skończ.

Adrian odetchnął chwile potem odkładając jedną z książek trzymanych wcześniej.

-Mówiłem na początku. Nie wychodzisz poza barierę Anety przed pełnią. Możesz do niej zadzwonić, możesz ją tu zaprosić. Ale nie wychodzisz nigdzie póki nie ogarniemy twojego wilka.

Wróciłam myślami do uczucia przemiany ze wspomnienia i przeszły mnie dziwnie zachęcające ciarki. Zdusiłam je i bez słowa wyszłam kierując się do kuchni. Zaprosić tu mamę? Do domu pełnego wilkołaków? Warto spróbować. Może porozmawiamy na podwórku?

Gdy tylko znalazłam się w kuchni sięgnęłam do pierwszej szafki nad zlewem i wyciągając saszetkę z jedzeniem dla Luny zawołałam ją by mogła wyjść spod stołu. Posłusznie aczkolwiek z masą oburzonych dźwięków przyjęła ode mnie miskę z jedzeniem i razem jadłyśmy tak w zamyśleniu aż nie postanowiłam że czas zadzwonić do mojej rodzicielki.

+++

Dzisiejszy wieczór był całkiem ciepły w porównaniu do ostatnich dni, zdawał się być dziwnie spokojny. Siedziałam na schodkach przed drzwiami wyjściowymi zanurzona w medytacji. Rzadko to robiłam. O jak rzadko. Aczkolwiek teraz miałam nadzieje skontaktować się tak z mamą. Nie odbierała ode mnie telefonu. Przynajmniej nie tego stacjonarnego bo przecież ten mój gdzieś zniknął i nikt w tym domu nie ma pojęcia jak to możliwe. Albo znowu go popsułam. Już sama nie pamiętam.

Powietrze robiło się już wilgotne, ptaki cichły a wiatr zdawał się powoli uspokajać jakby wszystko przygotowywało się już na sen. Nawet to słońce. Cicho i powoli znikało za horyzontem. Patrzyłam się na nie co chwila od nowa nucąc melodie mającą na celu przywołanie połączenia z osobą mi bliską z kręgu. Bariera Anety znacznie to utrudniała ale miałam nadzieję że uda mi się ją odrobinę na moment ominąć tak jak to zrobiłam już jakiś czas temu. W barze przecież mimo działających tam zaklęć driady udało mi się rozwalić pudło i butelki.

-Rodzicie się i umiecie ten język? Czy uczycie się go dopiero jak dołączycie do kręgu od innych?

Aneta siedziała tu ze mną od samego początku. Chyba pilnuje bym nie próbowała zwiać czy coś. Odezwała się po raz pierwszy. Dokończyłam swobodnie melodię i zwróciłam się lekko w jej stronę.

-A driady od kogo uczą się języka?

Wzruszyła ramionami jakby od niechcenia i podnosząc się ze schodów ruszyła kilka kroków po chłodnej trawie.

-Od matki oczywiście.

Powoli... stawiając delikatnie kroki tylko na palcach sunęła do przodu. Zdawało się że płynęła przed siebie przybierając przy tym znajomą mi formę driady. Jasna skóra, piękne rysy i halkowaty strój. Ponętna, piękna i kusząca nie tylko dla mężczyzn. Przeniosłam z powrotem wzrok na znikające słońce by wrócić myślami do tematu naszej rozmowy.

- Obdarowane poznają język przez ojca. Tak księżyc uczy nas że to on jest wszechwiedzący i panuje nad tym co się dzieje. Czujemy się wtedy wyjątkowe, wybrane.

Zatrzymała się cicho i dokładnie przyjrzała się mojej postawie. Siedziałam można powiedzieć po turecku. Jednak sam tyłek posadziłam o stopień wyżej niż miałam skrzyżowane w kokardkę nogi. Tak jest mi po prostu wygodniej.

-Nie musisz wciskać mi kitu dziecko nocy. Nie potraficie rozmawiać z tym waszym ojcem. Niczego was nie uczy tylko ślepo mu służycie.

Wyglądała na mocno wierzącą w swoje przekonania i bardzo ciekawiło ją to co powiem. Wciąż dokładnie lustrowała moje nastawienie jakby oczekując że coś się wydarzy.

-Przemawia przez wizję. Te cholerne obrazy które interpretujemy jako wiadomości od niego. Ale fakt że znasz naszą oficjalną nazwę gatunku znaczy że to wiesz... po co więc pytasz?

Na jej smukłą i wyprofilowaną twarzyczkę wpłynął chytry uśmiech i rzucając mi coś w rodzaju spojrzenia zwycięscy odwróciła się i ruszyła delikatnym krokiem w stronę lasu. Dosłownie... nie wydawała żadnego dźwięku stawiając kroki. Mogłabym powiedzieć że ta dziewczyna to duch. Nawet driady nie poruszają się tak cicho... tak myśle.

Gdy szczupła sylwetka Anety zniknęła za barierą, zza drzew wybiegł czarny mocno umięśniony wilk. Nie było mi dużo trzeba by poznać w wilku Adriana. Nawet nie wiedziałam że facet gdzieś wyszedł. Czarne grube futro, czerwone ślepia i płynność jego ruchów nasuwała myśl że jest silny i niezwykle dostojny. Alfa. Widząc go nie czułam już strachu jak na początku. Nie teraz, gdy jest daleko i porusza się z taką lekkością. Teraz czułam swego rodzaju opiekę jaką mnie obdarowywał. Jak ojciec, jak rodzina... jak przywódca. Może powinnam przyjąć tą głupią pieczęć czy co to tam było. Z drugiej strony puki jestem pod barierą nie nawiedzają mnie te koszmary ze złym alfą w roli głównej.

Tylko czy chce tu zostać? Czy chce zacząć się przemieniać i zostać wilkiem którym kiedyś już byłam? Wspomnienia z tamtych czasów są lekko rozmyte ale doskonale pamiętam uczucie siły, i lekkości. Determinacja i wolność była tam na porządku dziennym. Czyli coś o czym marzyłam od śmierci ojca. Od czasu gdy zapomniałam. Właśnie. Dlaczego zapomniałam?

-Gotowa na trening?

Delikatnie skinęłam głową na słowa przemienionego już alfy i podniosłam się z zimnego schodka by się rozgrzać zanim dołączą inni. Jednego muszę się jeszcze dowiedzieć zanim wybiorę co chce robić dalej. Musze wiedzieć kto i dlaczego zabił mojego ojca. I dlaczego ja tego nie pamiętam.

+++

Nigdy nie lubiłam zajęć fizycznych w szkole. Może to się wydawać absurdem skoro jestem wilkołakiem, ale tak właśnie było. Odkąd pamiętam wymyślałam mnóstwo sposobów by ominąć te zajęcia. Oczywiście udawało mi się to z łatwością bo mama zwalniała mnie z powodu tłumu... i mojego daru. Ale to nie tłum zawsze mi przeszkadzał. Tyle samo uczniów przecież co na zwykłych zajęciach. Najbardziej nie lubiłam wysiłku fizycznego. Zdawał mi się wtedy czymś złym. Teraz to śmiesznie brzmi ale tak właśnie się czułam.

W tej chwili po dwóch godzinach ćwiczeń muszę powiedzieć że zmęczenie na swój sposób jest ekstra. Całe moje ciało zdawało się płonąć energią. Nie czułam już rąk i nóg. Mięśnie na brzuchu i kręgosłup były wciąż wyczuwalne ale nie powiedziałabym że to dobrze. A mimo to na twarzy pewnie miałam wypisaną wielką radość.

-Dobra towarzystwo. Teraz na cztery łapy, ostatnio zaniedbaliśmy te formy.

Odetchnęłam rozumiejąc że dla mnie to koniec treningu i podnosząc się machnęłam wszystkim życząc powodzenia i ruszyłam do domu.

-Alicja a ty gdzie?

Ocho. Sparaliżowało mnie na myśl że Adrian ma jakiś pomysł ze mną w roli głównej. Mimo to spokojnie przystanęłam i odwróciłam się jakby nigdy nic.

-Zmiany i przemiany to nie moja działka pamiętasz? Wracam się umyć. Może zrobię kolacje? Co powiecie na naleśniki?

Antek podskoczył podnosząc się jednocześnie z pozycji kucaka i wyszczerzył.

-Naleśniki super plan!

Wojtek wbił wyczekująco wzrok w alfę a Kamil zaśmiał się jakby cała ta sytuacja była dopiero początkiem. Świetnie...

-Zostajesz. Nie nauczysz się przemieniać jeśli nie wiesz nawet jak to działa.

Wiem. Doskonale to pamiętam. Teraz już pamiętam... Adrian musiał zauważyć moje wahanie w oczach bo ruszył w moją stronę z zamiarem jak myślę ,,zachęcenia mnie". Cofnęłam się mimowolnie na co tylko delikatnie westchnął.

-Co jest Ala? Boisz się własnej przemiany?

Na ojca nie! Przemiana była dla mnie zawsze cudowna.

-To nie strach Adrian.

Skrzyżował ręce na klatce piersiowej dokładnie mi się przyglądając jakby czekał na dalsze rozwiniecie odpowiedzi. Reszta również wbiła we mnie swój pytający wzrok. Odetchnęłam.

-Chce wiedzieć czemu zapomniałam. Chce porozmawiać z moją mamą i z Kamilą. Póki nie zrozumiesz czemu...

-Nie ważne czemu zapomniałaś. Ważne byś mogła znowu się przemienić. Wyniszczasz tym swój organizm. Nieświadomie, ale skutecznie.

Pokręciłam przecząco głową cofając się o jeszcze jeden krok dla zrobienia pewnego dla mnie dystansu.

-Nie Adrian. Z jakiegoś powodu zapomniałam. Musiał być powód. Moja przemiana może być blokadą, barierą która mnie trzyma w niewiedzy przed czymś. Inaczej bym tego nie zapomniała. Nie mogę się przemienić puki nie będę pewna że to całe wstrzymanie przemian nie było uzasadnione.

Zaprzeczył. Tak po prostu?

-Przysłaniasz strach argumentami które wydają ci się sensowne. Jeśli to bariera to tylko przemieniając się odkryjesz dlaczego w ogóle ktoś ją założył. Po prostu boisz się dowiedzieć dlaczego tak jest. Możesz wracać do domu. Jutro zadzwonię do Kamili by przyjechała razem z twoją matką to porozmawiacie.

Przycichł jakby chciał bym dokładnie wysłuchała jego dalsze słowa.

-Przed tą pełnią Alicja. Jeszcze przed tą pełnią się przemienisz masz moje słowo.

Teraz faktycznie poczułam strach.

========================================================================

Niby wilk... a wciąż nie wilk. Dużo problemów i pytań. Dlaczego Ala zapomniała i dlaczego i jak zginął ojciec naszej bohaterki?  ;)

Pozdrawiam. KasiaAS

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro