Rozdział 32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W wizjach zawsze cały dom wilkołaków był pusty. A jednak nigdy nie był cichy. Zawsze coś się w nim działo. Wizje prowadziły mnie przez korytarze, pokazywały mi obrazy i sytuacje bez udziału ludzi. Czasem ojciec pojawił się gdzieś na horyzoncie lasu gdy wychodziłam przez tylne drzwi, albo Luna pokazywała mi drogę. Książki w bibliotece same przemieszczały się pomiędzy półkami a w kuchni obiad przygotowywał się bez niczyjej pomocy. Nigdy nie sądziłam wtedy że będę kiedyś w tym domu. W salonie, a już na pewno nie że będę tu siedzieć na kanapie razem z mamą pełna obaw ale i spokoju który w wizji był rzadki.

Teraz jest to rzeczywistość. Prawdziwa i naprawdę ciekawa sytuacja gdy w domu wilków odbywało się spotkanie czterech obdarowanych, wilkołaka alfa i jednej nie przemieniającej się wilczycy o zaszczycie nazywania się córką nocy. Kotka również pojawiła się na rozmowie, jak w wizjach zajęła miejsce na szafce z książkami przy ścianie. Obserwowałam ją gotowa zatrzymać gdyby wpadło jej do głowy wywołać wizje u mnie lub którejś z Naoku.

Po tych kilku minutach rozmowy miedzy Moniką, Amelią a Kamilą, bo tylko one się odzywały zdążyłam zauważyć że żadna z nich nie lubi Adriana. Wręcz... starały się samą swoją postawą postawić jakiś wielki mur między sobą a nim. Co też im zrobił że tak się zachowują?

-Pleciesz bzdury moja droga! Driady w tych czasach to rzadkość bariera musi mieś kilkadziesiąt lat , pewnie już dawno odeszły z tych terytoriów. Dzięki naszemu ojcu jeszcze się trzyma, wilki powinny być mu wdzięczne. Duchy to wiedzą i dlatego są tak blisko tej mocy.

Amelia wydawała sie być niezadowolona z ograniczenia jej umiejętności kontaktowania się z duszami. Wypijała już trzecią szklankę herbaty i za każdym razem dziwiła się że owa jest gorąca.

- Alu, dziecko na pewno wyczułaś będąc tu tak długo że bariera jest z magii księżyca i oddałaś mu już za to rytuał podziękowania mam nadzieje.

Chciałam zaprzeczyć. Ale na szczęście uprzedził mnie Adrian karcąc mnie wzrokiem za próbę zrobienia czegoś bez jego zgody.

- W tym domu rytuałów się nie odprawia, nie bez mojej zgody. Może przejdziemy do ważniejszych spraw. Kamilo jak rozmowa z kapłanką? Chce znać odpowiedź.

Twardy i stanowczy głos sprawił że moja mama szybko złapała mnie za rękę. Jej dłoń była ciepła a mimo to drżała.

-Nie jestem jednym z twoich wilków którym możesz rozkazywać Adrianie. Mówiłam to od początku. Alicja jest w moim kręgu i nie musisz wiedzieć na ten temat nic więcej.

Dokładnie tak. Kamila i rozkazywanie jej to jak lanie oleju na ogień. Wystarczy pewny siebie głos a iskra wzburzenia zaczyna podboje.

- Świetnie. Więc teraz ważniejsze rzeczy. Nie przyjechałyście tu dyskutować o driadach i ciastkach. Ala ma kilka obaw którymi się martwię.

Monika odkładając szklankę w połowie już opróżnioną obojętnie, wręcz w jej przypadku aż za spokojnie machnęła ręką przymykając z uśmiechem oczy.

-Naturalnie, wszystko omówimy jak zostaniemy same.

Kretynka. Obraziła alfę w jego własnym domu. W jednej chwili podniosłam się gotowa zareagować. To zadziałało instynktownie. Ja wstałam a wraz ze mną zaniepokojona Magda. Miałam ochotę przemienić się i wywlec ją za to daleko za barierę. Czułam jak mięśnie gotowe są do skoku. Wzrok wszystkich prócz samego alfy padł na mnie. Mogłabym przysiąc że przez moment widziałam w oczach obdarowanych strach. Zadrżałam chętna stanąć w obronie alfy.

-Alicja.

Jedno jego słowo wystarczyło jednak by sprowadzić mnie na ziemie. Założyłam ręce na klatce piersiowej by uspokoić mięśnie chętne do przemiany i spuściłam przed Adrianem wzrok gdy ten zwrócił się spokojnie w moją stronę. Przez chwile milczał odczytując dokładnie wszystko co chciał z mojej postawy ciała.

Wiedział że moje ciało pamięta już przemianę. Właśnie zobaczył również że wilcza strona traktuje go jak alfę. Faktycznie może być dumny. Gorzej że czeka mnie jeszcze rozmowa zaczynająca się od pytania ,, od kiedy wszystko pamiętasz? Czemu nic o tym nie wiem?" I ciasto w szafie raczej nie załagodzi tego że to przed nim ukryłam... a szkoda zmarnuje się takie dobre czekoladowe ciasto...

Po tej krótkiej chwili spojrzał tylko przez moment w stronę Kamili oczekując że coś z tym zrobi po czy gdy nie dostał żadnego znaku na to że Kamils pouczy swoją siostrę zwrócił się do samej Magdy która z delikatnym zaskoczeniem i ostrożnością obserwowała moją osobę.

-Wyjdź.

Wszyscy drgnęli. Magda jakby oprzytomniała patrząc teraz w kierunku alfy.

-Co proszę?

Oczy Adriana zabłysły czerwienią a w głosie zabrzmiał groźny, ostrzegawczy warkot.

- Ośmieliłaś się obrazić mnie w moim domu. Powinienem pozwolić szczeniakowi wywlec cię za drzwi. Wyjdź powiedziałem.

Magda cofnęła się zaskoczona i nie widząc pomocy u nikogo w pokoju powstrzymała się od kilku złych słów i po prostu wyszła. Zapadła kolejna ponura cisza podczas której alfa spokojnie okrążył wszystkich by zatrzymać się centralnie za moimi plecami. Kiedyś nie pozwoliłabym mu na to. Teraz jedyne co czułam to lekkie rozbawienie całą sytuacją i złość na nią za obrażanie alfy. Jeden wieczór wystarczył by utarł nosa tej wkurzającej mnie kobiecie.

- Masz dosłownie dziesięć minut. Potem musimy sobie porozmawiać w cztery oczy a ich ma już nie być.

Rozluźniłam się i delikatnie się uśmiechając skinęłam głową na jego słowa. A więc o to mu chodziło. O szacunek obdarowanych. Wcześniej spotykali się w domu Kamili więc nie mógł podważyć słów żadnej z Naoku. Mimo że były nie miłe, wredne bądź po prostu go nie szanowały znajdował się w ich domu więc to tolerował. Adrian nauczył ich właśnie że jego się nie obraża, nie olewa... że jego się szanuje i słucha. Kurwa. Dobre. Nie dał nawet odrobiny wyrozumiałości. Krótkie zlekceważenie jego osoby kończyło się wywaleniem z jego terenu.

-To jasne?

Odpowiedziałam bez wahania.

-Tak, alfo.

Mina Kamili? Bezcenna. Wilk wyszedł pewnym aczkolwiek pełnym spokoju krokiem pozwalając na to by wszystkie pozostałe obdarowane odetchnęły z nieukrywaną ulgą. Zajęłam swoje miejsce i biorąc szklankę upiłam mały łyk herbaty. Mmm, doba... z cytrynką i miodem.

- Dlaczego to zrobiłaś?

Podniosłam pytająco wzrok na Amelie, która wydawała się najmocniej zszokowana całą sytuacją.

-Dlaczego co zrobiłam? Herbatę z miodem? O to proste! Taka jest najpyszniejsza.

Zanim szamanka otworzyła usta Kamila odłożyła trzymaną cały ten czas swoja torebkę na bok i sprecyzowała za nią.

- Dlaczego stanęłaś w jego obronie a nie w naszej?

Pytanie wydało mi się oczywiste. Ale nie musiałam odpowiadać. Moja mama, wciąż przytomna postanowiła mnie wyręczyć i również wzięła do rąk herbatę uśmiechając się lekko pod nosem jakby coś sobie przypomniała.

- Zawsze tak robiłaś gdy twój ojciec mówił mi że chce zostać sam ze znajomymi. Stawałaś wtedy gotowa do przemiany i warczałaś na niego mówiąc że to ja jestem alfą w tym domu i nie może w ten sposób się do mnie odzywać. Zawsze wtedy wszyscy śmialiśmy się i zaczynała się bitwa na poduszki by tata mógł wygrać wieczór z piwem i kolegami.

Mimowolnie na moją twarz wpłyną uśmiech. Faktycznie. Coś pamiętam. W bitwach na poduszki byłam słaba... ale może to wina faktu że sama poduszka była mojej wielkości.

- Ostatnio dużo sobie przypomniałam mamo. Dlatego chciałam z wami porozmawiać. Chce wiedzieć czemu zapomniałam.

Wszystkie trzy posmutniały wiedząc coś czego ja nie wiedziałam. I na pewno nie jest to ostatni odcinek ulubionego serialu mojej mamy. Ba! Nie tylko mojej mamy. Cały krąg wspólnie oglądał wszystkie części ,,czarodziejek''. Zawsze marzyłam by na końcu wszyscy umarli by przestały tak o tym szczebiotać co spotkanie. Ukryłam uśmiech nasuwający się na moją twarz i spróbowałam dalej.

- Więc może chociaż wiecie czy brak przemiany wiąże się z odblokowaniem pamięci. Wstrzymałam się bo nie wiem co kryję się za tą barierą która mnie przed tym blokuje. Adrian mówi że to wyniszcza mój organizm. Musze wiedzieć.

Amelia prychnęła machając przy tym rękami w dziwny sposób.

-Ty naprawdę go słuchasz. Ojcze najjaśniejszy! Co on z tobą zrobił? Przecież to wilk, dzikie takie co la...

- Dokończ to zdanie Amelio a dowiesz się co znaczy moje dołączenie do watahy. Naprawdę chcesz go obrażać bardziej niż Magda?

Na moje słowa mama delikatnie złapała mnie za ramie jakby obawiając się że faktycznie zrobię coś złego. Odetchnęłam by rozluźnić atmosferę.

-Ufam mu, to powinno wam wystarczyć by przestać go chociażby obrażać.

Mama skinęła zachęcając do tego bym mówiła dalej to co zaczęłam więc faktycznie postanowiłam pominąć moment mojego zaufania do alfy.

- Pamiętam jak tata mnie uczył. Pamiętam park dla psów i wyjścia do lasu. Pamiętam alfę ojca. To przez niego nie byłam wstanie odprawić rytuału podczas ostatniej pełni. Ale nie pamiętam dlaczego tak bardzo zapadł mi w pamięci i czemu nie pamiętam chwili w której dowiedziałam się o śmierci taty.

Kamila wyprostowała się w swoim fotelu przymykając oczy. Trochę tak jakby próbowała skupić swoje myśli. Jej nienaganny zawsze spokojny wyraz twarzy powrócił i teraz zagłębiona w myślach wydawała się prawie nie oddychać.

- Monika musisz jej powiedzieć. Ty, albo ja... bez tego nie pójdzie dalej. Może w kwestii wilka mało nas to zasmuci ale jako Naukurimono nie da rady opanować wszystkiego z taką blokadą.

Dziękuję! Czyżby nareszcie ktoś powie mi co się stało ? Spojrzałam na mamę pewna że zobaczę jak mdleje bądź zamienia się w ścianę. Ona jednak tylko zacisnęła usta zapewne chcąc zaprzeczyć. Głośno przełknęła śline i przymykając oczy zdawała się nie być przekonana do słów Kamati.

- Alicja jest już dorosła. Ma prawo wiedzieć.

Na twarzy rodzicielki chwile później zawitał smutny pełen powagi uśmiech. Jakby próbowała pocieszać mnie jeszcze zanim jestem smutna. Wydawała się rozjaśniona, wręcz blada jak owa wspomniana wcześniej ściana. Po chwili wzięła moją dłoń by mocno ją ścisnąć i spojrzeć mi w oczy.

- Alu, córeczko... alfa taty nie żyję. Zginął tej samej nocy co on.

Serce przyspieszyło gdy zrozumiałam że zaraz dowiem się wszystkiego co od dawno chodziło mi po głowie. Głos mamy załamywał się jakby mocno walczyła z tym by wypowiedzieć wszystko przed płaczem.

- To było w dzień pełni. Nie gromadziłaś jeszcze wtedy magii na tyle dużo by ją w ogóle odczuwać. Uczyłaś się z tatą w małym pokoiku przy jego gabinecie. Akurat wychodziłam na zgromadzenie kręgu gdy omawialiście ostatnią wycieczkę do lasu.

Zaśmiała się lekko rozluźniając gdy jej wzrok zaszła mgła tego wspomnienia. Jej uścisk dłoni również się zmniejszył. Mówiła szybko, jakby chciała mieć to za sobą.

- Chwaliłaś mi się wtedy że upolowałaś najszybszego zająca i małe szczeniaki które adoptowałaś jako swoje mogły się najeść. Zdenerwowałam się wtedy że ojciec pozwala ci na takie rzeczy. Pięciolatka poluję by nakarmić swoje dzieci?! Niedorzeczne. Oczywiście ojciec tłumaczył mi że to u wilków jest inaczej że wszystkie samice opiekują się młodymi bez matek... ale to było dla mnie nie do zaakceptowania. Pokłóciliśmy się... I wyszłam na zgromadzenie.

Zatrzymała się robiąc głębszy wdech by przełamać blokadę w głosie. Amelia smutno patrzyła na poruszający się powoli zimny już pewnie napój a Kamila nie zmieniając swojej pozycji znów wzięła swoją torbę na kolana. Zdawała się zaciskać na niej dłonie.

- Wróciłam zaraz po oddaniu mocy bo chciałam pogodzić się z mężem. Myślałam że to przez wpływ pełni i rytuału tak bardzo mnie to ruszyło... chciałam to wyjaśnić więc wróciłam wcześniej. Wtedy zobaczyłam jak przed drzwiami w tą i z powrotem chodziły dwa wilki z watahy twojego ojca. Ledwo mnie przepuścili a gdy weszłam dosłownie przez moment widziałam co się stało...

Łzy pojawiły się w jej oczach a głos przycichł zdając się być niezdolny brzmieć dłużej. Jej drobna dłoń mocno ścisnęła moją rękę i przeniosła na nie wzrok zanim zaczęła mówić dalej. Z każdym słowem czułam że i mnie braknie oddechu. Wiedziałam że to nie będzie łatwe o tym słuchać. Przygotowałam się. I teraz mocno ścisnęłam dłoń mamy by ją pocieszyć.

- Twój ojciec był cały we krwi, bronił cię przed własnym alfa. Kimś kto miał go chronić... do jasnej cholery. Gdy to wtedy zobaczyłam... zaczęłam krzyczeć... sama nie pamiętam co znaczyły moje słowa. Wzywałam magię chcąc wyrzucić ich z domu ale byłam bez silna... oddałam magię. Potem ten wariat dosłownie rzucił nim o ścianę... a gdy zaczął iść w twoją stronę...

-mamuś nie musisz...

Rozpłakała się a ja nie czekając dłużej mocno ją przytuliłam czując jak łzy atakują również i mnie. Coś ścisnęło mi serce.

- Chwile później wszyscy z watahy twojego ojca byli martwi Alicjo. Razem z nim.

Kamila dokończyła opowieść mamy dokładnie tak jak myślałam że się skończy. A mimo to razem z mamą płakałam zdając się widzieć całą tą historię własnymi oczami. Moje ciche łzy mieszały się z głośnym szlochem Mamy. Ojciec mnie bronił, ale dlaczego? Nadal tak wielu rzeczy nie wiem.

-Jak? Jak oni wszyscy?

- Rytuał krwi. Obdarowana połączona krwią z innym może tą więź zerwać jedynie śmiercią połączonego.

W jednej chwili pojęłam. Mama uwolniła mnie z uścisku dokładnie mnie przy tym obserwując czerwonymi od płaczu oczami gdy do mnie docierały wszystkie elementy. Podniosłam się energicznie czując jak dziwny uścisk boleśnie uniemożliwia sercu bicie.

- nie możliwe

- Ala to bardzo potężna magia, a to była pełnia... w zasadzie już po pełni... wzięłaś magii tak dużo...

Pokręciłam głową cofając się do tyłu by ruszyć się z miejsca.

- Byłam za mała, nie mogłabym. Nie mogłabym zrobić czegoś takiego prawda? Prawda!?

Mama płakała zdając się nie wiedzieć co dzieje się po tej stronie łez podczas gdy Kamila i Amelia bez słowa przyznały że to moja wina. To ja. Ja byłam połączona krwią z alfą ojca. Wykonałam rytuał który zabił go, zabił alfę i połączone z nim krwią wilki. Ten... ten... ten cholerny alfa wszystkich wiązał krwią! Wszystkich zabiłam! Ja! Cały ten czas to ja byłam mordercą.

- Wszystkich zabiłam.

- Nie mogłaś wiedzieć. Byłaś mała, dużo za mała... zaczerpnęłaś mocy od księżyca nieświadomie.

Nie słuchałam chcą wyjść. Prosto przez duży pokój skierowałam się do wyjścia które w ostatniej chwili zagrodził mi Adrian.

- Zostaw mnie.

-Nie.

Mój warkot, gardłowy, pełen złości i smutku wydawał się ruszyć wszystkich prócz przeszkody jaka stała przede mną. Nie siliłam się na grzeczności.

-Adrian do cholery!

Chciałam go minąć na co robiąc szybko krok w tył zablokował mnie ponownie.

- Nie.

Twardy, pewny siebie głos. To że nie miałam z nim szans kompletnie mnie nie obchodziło. Nie chce tu być. Nie chce słyszeć o czymkolwiek. Zabiłam ich. Zabiłam mojego ojca. Cofnęłam się chcąc go minąć z drugiej strony na co łapiąc mnie za gardło boleśnie i szybko przygwoździł mnie do ściany. Jego twarz znajdowała się centralnie przy mojej. Mama zdawała się płakać głośniej a Amelia z krzykiem podniosła się z fotela by cofnąć się jak najdalej od całego zajścia.

- Nie każ mi się powtarzać szczeniaku.

Warkot. Czerwone tęczówki i brak powietrza znacznie zmniejszyły moją pewność siebie i chęć stawiania się mu. Mimo tego ciało nie słuchało gdy próbowałam się uspokoić. Silna dłoń rozluźniła się gdy spuściłam wzrok ale wciąż stojąc blisko mnie blokował mi jakikolwiek ruch. Był gotowy na to by zatrzymać mnie w razie niekontrolowanej przemiany tak bym nie zrobiła nic trójce Naoku. Przecież jestem mordercą. Mogłabym coś im zrobić.

-Zamknij oczy. Zamknij i weź głęboki wdech.

Posłuchałam robiąc co mówi. Wraz z wzięciem głębokiego oddechu poczułam mocny dominujący zapach który zdawał się mnie uspokajać. Uścisk na sercu pozostał, ale udawało mi się zwalniać jego tępo.

-Dobrze. Liczę do trzech. Raz...

Otworzyłam oczy i rozluźniając się skinęłam głową dając znak że wszystko w porządku.

-Wybacz alfo.

Mój głos zaprzeczał temu faktu. Nic nie było w porządku.

=================================================================================
Wiem że chaotycznie, długo pracowałam nad tym rozdziałem więc dajcie znać czy wszystko jest w jakiś sposób do przeczytania i zrozumienia :)
Miłego weekendu! Pozdrawiam. KasiaAS

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro