Rozdział 35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ciało odpowiadało na każdą myśl. Płynnie wykonywałam każdy z moich ruchów. Instynkt wariował przygotowany na atak. Sama pośrodku czterech wilkołaków w tym jeden w wilczej formie, przewyższający mnie o dobre dziesięć centymetrów beta. Obręcz uciskająca wcześniej moje serce zniknęła uwalniając wszystkie wspomnienia, treningi, walki. Łącznie z tą która była moją ostatnią.

Noc w której zaczerpnęłam magii i odprawiłam rytuał... noc w którą zginął przez to mój ojciec... i jego pieprzony alfa. Ten który przyłączył mnie do watahy bez mojej zgody. Pamiętam teraz jego oczy, jego zaskoczone oczy gdy usłyszał słowa rytuału. Gdy poczuł jak bardzo się nad nim odbije moja krew. Pamiętam jak prowadzona chęcią uwolnienia się od niego nawet po jego śmierci zacisnęłam kły na jego szyi. Cichy...przerażony krzyk mamy która budząc się zobaczyła mnie, swoją córeczkę nad ciałem mężczyzny rozszarpanego tak by nie dało się rozpoznać go po twarzy. Zobaczyła mnie całą we krwi obok martwego ojca. Co musiała sobie wtedy pomyśleć? Jak ciężko musiało być jej to zobaczyć?

Księżyc nie oddaje magii za darmo. Każe za nieposłuszeństwo. A ja byłam nieposłuszna. Zabrałam mu coś cennego. Ukradłam to by zabić. Obarczył mnie więc czymś gorszym niż zwykłe przekleństwo. Nałożył na mnie zamek. Odciął od pamięci. Nakazał zapomnieć mimo że wilk nie zasnął. Wilczyca wciąż ukryta w środku rosła w siłę cierpiąc z powodu zaniedbania. Dar rósł wraz z nią. Moje ciało krzyczało, alarmowało że potrzebuję sobie przypomnieć.

Każdy dotyk sprawiał mi przecież ból. Każda emocja odczuwalna była natychmiast jako moja własna kara. Aż do teraz. Do momentu w którym sama nie zdjęłam więzionej mnie obręczy. Uwolniłam się od mocnego odczuwania daru ale wilczyca została wypuszczona. Instynkt podpowiadał zemstę.

Adrian przemienił się stając między mną a swoim betą. Prostując się nakazał mi posłuszeństwo i ruszył w moją stronę chcąc bym się cofnęła. Chciałam to zrobić. Ale moje ciało jedynie zadrżało chętne do skoku. Nie! To nie czas na polowanie. Musze opanować siebie zanim zrobię komuś krzywdę. To przecież Adrian, ten sam który uratował mnie przed wypadkiem w dniu w którym go poznałam. Ten sam który cały czas chce mi pomóc. Ten któremu zaufałam mimo obaw.

Nie mogąc się cofnąć spuściłam głowę warcząc do samej siebie. Buzowała we mnie energia. Przecież przed chwilą byłam bez silna. Skąd jej tyle? Skąd ta chęć biegu? Czerwone ślepia zbliżając się do mnie nadal oczekiwały cofnięcia się na co tym razem udało mi się zareagować. Zrobiłam krok w tył. Alfa zawarczał na co instynkt podpowiedział odwrót i ucieczkę. Reszta wilkołaków uważnie obserwując co się dzieje gotowa była by mnie złapać. Ucieczka nie wchodziła w grę.

Adrian ponownie wezwał do przemiany tym razem chcąc bym stała się człowiekiem. Ciało boleśnie dało znać że nie zamierza wykonać rozkazu. Zaskomlałam by dać znak że nie mogę zrobić tego co chce alfa na co ułożył uszy sztywno w moją stronę. Analizował to co się dzieję.

Położyłam się na brzuchu by okazać niższość, by wiedział że nie specjalnie sprzeciwiam się wezwaniu. Ale wtedy poczułam ten piękny zapach trawy... zanurzyłam nos w wysokie źdźbła i ponownie mocno wciągnęłam powietrze.

- Co ona odpierdala?

Adrian znowu w ludzkiej formie stał na środku razem z Wojtkiem który na jego skinienie również się przemienił. Zainteresowani dokładnie obserwowali jak szuram pyskiem po ziemi szukając źródła tego świetnego zapachu. Coś oprócz trawy...

- Ona chyba... się bawi.

- Bawi?

Ogarniająca mnie chęć ruchu czy odkrywania wszystkiego kompletnie mnie zaskoczyła. Nie zatrzymywałam tego jednak i lokalizując dziwne źródło dźwięku podniosłam się by skoczyć w jego stronę.

-Kamil przynieś z zapasów mniszek. Wydaje mi się że ma problem z przemianą powrotną.

Blondyn skinął tylko głową i ruszył do wyjścia z dziwnego kręgu. Ja za to idąc za dźwiękiem wcisnęłam nos między grube gałęzie budujące mur. Coś było w środku! Złapałam zębami za najbliższą gałąź przeszkadzającą mi w dostaniu się do tego czegoś i szarpnęłam.

-Jesteś pewny że z nią wszystko w porządku?

Wojtek po raz pierwszy w głosie miał troskę. Naprawdę, chyba nigdy wcześniej się o mnie tak nie martwił.

- Widziałem to kiedyś.

Mocniej szarpnęłam tym razem szczęśliwie wyrywając roślinę i złapałam za kolejną coraz mocniej czując zapach i coraz wyraźniej słysząc ciche dźwięki. Zapach przypominał swego rodzaju ciepłą szarlotkę. Ale z dodatkiem orzechów... i odrobinka aromatu typowego dla zwykłej czarnej kawy. Dźwięk sprawiał raczej wrażenie małych dzwoneczków. Na zmianę z szuraniem i syczeniem.

- Gdzie widziałeś coś takiego? Przecież ona właśnie mimo otwartych drzwi próbuję wydostać się przegryzając kurwa rośliny. Zwariowała. Cholera. A było tak dobrze.

Kamil wszedł do kręgu przerywając zażalenia Antka i doskakując do mnie bez słowa czy ostrzeżenia wstrzyknął mi coś w mięśnie na karku. Warknęłam odskakując od bruneta na co on jedynie się uśmiechnął.

-Zaraz cię zemdli. Weź głęboki wdech i poczekaj aż nastąpi przemiana.

I faktycznie zdążyłam jeszcze przez moment słyszeć ciche, wręcz błagalne dźwięki z krzaczka po czym wszystko ucichło a ja poczułam ciężar swojego ciała. Opadłam powoli i jak mówił barman pilnując głębokiego oddechu uspokoiłam ciało pozwalając na to by powoli ustępowało napięcie.

Adrian podszedł i pochylając się nade mną ułożył dłoń na moim karku, dokładnie w miejscu gdzie wcześniej trafiło dziwne serum. Ciepły dotyk wywołał przyjemne dreszcze podczas gdy sama przemiana na nowo boleśnie naprężyła mięśnie. Wszystko zmieniło się w ułamku sekundy.

Jęknęłam leżąc już w ludzkiej postaci na ziemi i rozmasowując kark mruknęłam cicho że wolałam jeszcze posiedzieć w drugiej formie. A wiec stało się. Byłam wilkiem.

-Nasz szczeniak dorasta. Kto by pomyślał że to nastąpi tak szybko?

Obrzuciłam Antka ponurym spojrzeniem i myślami wróciłam do dziwnego dźwięku miedzy gałęziami. Co to było?

- Miałaś wizję. Pamiętasz wszystko?

Skinęłam na słowa Adriana i widząc że Aneta również znalazła się w środku muru podniosłam się delikatnie na nogi.

-Aneta możesz zniszczyć krąg?

Driada skrzywiła się jakby wspominając jego budowę. Musiało być jej ciężko... Zrobiła to pod barierą gdzie nawet dla niej jako stworzycielki było ciężko wykrzesać odrobinę energii magicznej.

- To zajmie mi trochę czasu.

Uśmiechnęłam się delikatnie i wskazując miejsce w którym próbowałam dostać się do dźwięku zachęcając machnęłam głową.

-tylko tu, cos tam jest i mam wrażenie że samo się nie wydostanie.

Adrian uniósł pytająco brwi, Kamil zaśmiał się z reakcji reszty a Wojtek robiąc minę totalnego niedowierzania machnął ręką i ruszył do wyjścia.

-Chcesz powiedzieć że w pełni świadomie gryzłaś te gałęzie? Chryste, myślałem że zwariowałaś.

Zaśmiałam się zdając sobie sprawę że nie powinnam wykluczać opcji mojego zwariowania. I ponownie zwracając się do Anety poprosiłam by pomogła mi z tym miejscem.

Opornie aczkolwiek wykonała moją prośbę podczas której wszyscy ze zniecierpliwością czekaliśmy na to by zobaczyć co jest w środku.

Moim oczom ukazała się maleńka... tycia, tycieńka ruda kuleczka będąca zapewne małą wiewiórką. Wystarczyła chwila podczas której zwierzątko w końcu wolne zniknęło ponownie tym razem za murem a nie w środku. Była wolna, tak jak ja.

+++

Po wszystkim wróciliśmy do domu, dostałam mnóstwo gratulacji jakbym właśnie dokonała czegoś super trudnego po czym wszyscy standardowo rozsiedli się w salonie przed konsolą, zamówili pizzę a ja padłam szczęśliwa na fotelu by to wszystko sobie poukładać w spokoju.

-Wyglądasz na szczęśliwą.

Mruknęłam w odpowiedzi na słowa Wojtka siadającego na fotelu obok.

- Nie wierzyłem że ci się uda tak szczerze mówiąc. Pozytywne zaskoczenie.

Posłałam mu pytające spojrzenie nic nie mówiąc na co lekko się zaśmiał.

- Nie mówię o samej przemianie. Nie sądziłem że uda ci się w wilczej formie opanować na tyle by rozumnie myśleć i poddać się wyższemu.

Odkładając moją herbatę skrzyżowałam nogi przed sobą gotowa słuchać dalej. Nareszcie to Wojtek rozmawia ze mną nie ja z nim. Zauważył moje zainteresowanie i zaśmiał się cicho sprawdzając coś na szybko w komórce.

- Jesteś typem dominującym, zdajesz sobie z tego sprawę nie?

Skinęłam.

-Kiedy trzeba, owszem. Ale nie w obliczu przynależności. Ojciec mi to wytłumaczył a potem sama to odkryłam gdy nawiązywałam więzi z wilkami i psami.

-Co?

Wzruszyłam ramionami, luźno i spokojnie. Na reszcie w pełni wiedząc co mówię.

-Gdy zaczęłam przemiany jako dziecko, ojciec chciał powoli pokazać mi czym jest hierarchia więc zabrał mnie do parku dla psów... byłam niczym wilczur na smyczy. Miałam z tego świetną zabawę.

Nie tylko Wojtek wydawał się zaskoczony moimi słowami. Kamil zapałzował grę i odwracając się odważył się przerwać dziwną krótką cisze podczas której wypiłam kilka łyków.

-Czej... chcesz powiedzieć że twój ojciec założył ci obroże, przypiął smycz i poszliście do parku pełnego kundli?

Po moim wyraźnym potwierdzeniu wszyscy wymienili zaniepokojone i rozbawione spojrzenia.

- No co? Serio świetnie się bawiłam. Mają trochę inną hierarchię... Inny sposób działania i przypisywania wartości. Ojciec cały czas był blisko.

- zdajesz sobie sprawę z tego że psy nas nie cierpią prawda? To skrajnie nie odpowiedzialne puszczać młodą wilczyce do grupy psów które na widok wilkołaka zamieniają się w małe krwiożercze i nie...

Mało nie wybuchłam. Oni bali się psów?! Na ojca! Co to znowu za niedorzeczność?

- Chyba nie boicie się psiaków. Wielkie i groźne wilki...

Antek skrzywił się na moją reakcje a Adrian zaśmiał jakby rozumiał coś czego ja nie rozumiem. To lekko zbiło mnie z tropu.

- Są nie przewidywalne, nie mają planu, życia, zasad. Nie lubimy się. To tyle. Choć jak tak bardzo je znasz to przyznam że kusi by jakiegoś tu nie przyprowadzić i zamknąć z tobą w jednym pomieszczeniu. Po pięciu minutach ogarnął by kim jesteś i totalnie oszalał. Już nie nazywałabyś go psiaczkiem.

Wzruszyłam ramionami wiedząc o co im chodzi. Pamiętam że z początku wszystkie były wrogo nastawione. Właściciele mocno trzymali swoje pupile gdy te ujadały widząc mnie w parku. Nie trudno było jednak zgadnąć co trzeba zrobić.

- Widzą w nas zagrożenie dla swoich właścicieli to prawda. Ale nie trudno sprawić by były nam przychylne, nawet posłuszne. Pamiętam jak ojciec tłumaczył mi to na zasadzie ich myślenia. Pies od góry szuka kogoś kto się nim zaopiekuje inaczej sam musi zając miejsce alfy. Z reguły tego nie lubią. Pokazując im swoją siłę nie na zasadzie walki a działania sprawiamy że czują się przy nas bezpieczne, odciążone od obowiązku stróżowania, pilnowania czy po prostu alfowania. One nauczyły mnie tego jak być dominującą za co was przepraszam. Tak było podczas pierwszej pełni... podczas rozmowy wtedy w klubie czy ostatnio gdy były tu obdarowane.

-Robisz tak gdy czujesz się zagrożona. Odkryliśmy to już wcześniej. Teraz wiemy przynajmniej dlaczego.

Skinęłam powoli głową przyswajając sobie to co wszyscy już obecni tu doskonale jak widać wiedzieli. Machnęłam nogami zarzucając je na jedno z podłokietników fotela i przymknęłam oczy układając myśli. Na reszcie wszystko wiedziałam... bez problemu wykonam rytuał przed tą pełnią. Bo go wykonam prawda?

-Adrian?

Mruknął jednocześnie zabierając Kamilowi piwo.

-A co z pełnią?

Wzruszył ramionami w tym samym czasie co zadzwonił dzwonek do drzwi. Przez moment razem obserwowaliśmy jak barman rzuca się w stronę przedpokoju i jak gdyby nigdy nic alfa wrócił do picia piwa.

-A co ma być? Jeszcze półtora tygodnia. Od jutra wchodzisz w treningi w formie i na pewno damy rade cię ogarnąć zanim księżyc wzejdzie.

Pokręciłam głową.

-Pytam o rytuał. Mimo wszystko magię cały czas gromadzę. Mimo bariery musze odprawić rytuał przyjęcia bez niego ciężko będzie mi cokolwiek zrobić. To samo się tyczy wyjścia do ojca nocy. Nie wiem jak zareaguję z przebudzonym wilkiem.

Kamil wrócił z pizzą i zatrzymując się w drzwiach oddał ją Antkowi po czym wrócił w stronę drzwi wejściowych.

- Mówisz o tym czymś co was odurza przed samą pełnią?

Skinęłam obserwując jak Kamil ponownie wykonuje dokładnie to samo. Druga pizza ląduję w rękach blondyna a on znika w korytarzu.

- Nie wykonasz rytuału. Proste. Musisz być świadoma tego co dzieje się z wilkiem podczas pełni inaczej nad nim nie zapanujesz.

Prychnęłam widząc jak po raz trzeci barman wykonuje dokładnie tę samą czynność. Po czym próbując nie zwracać już uwagi na jego spacerki z pizzą wyprostowałam się by wszystko co teraz powiem stało się jasne.

- Adrian. Obdarowane oddając magię oddają część siebie. Dużą część siebie. To tak jakby ci żywcem wyrywali serce. To ból gorszy od wymuszonej przemiany, gorszy od postrzału, nawet kurwa gorszy od wyrwanego mięśnia podczas szarpaniny z kłami. Wiem co mówię. Potrzebujemy rytuału przyjęcia. Bez niego wiele obdarowanych traci rozum.

Aneta znikąd pojawiła się w pokoju uwaga z... tak z pizzą. Po czym odkładając ją na wolne miejsce, czyli w tym przypadku podłogę przeszła obok mnie i sięgnęła po książkę z jednej z półek tuż obok nas.

- Po prostu dziecko nocy... nie oddasz magii w te pełnie. Przesiedzisz z wilkami i ze mną w domu daleko od księżyca. Proste. Proste. Już żeśmy to omówili.

Oczywiście omówili beze mnie. Dlatego nie mogłam wyjść za barierę. Chcieli bym miała mało mocy do oddania bo jej nie oddam. Świetny plan. Gorzej że mimo nacisku i uwrażliwienia jakie miałam przez nałożona karę... i tak natłok myśli, wizji i magii będą mocno uniemożliwiać mi życie.

Do salonu wszedł znowu Kamil i gdy zobaczyłam kolejną pizzę w jego rękach mało nie warknęłam. Skąd do jasnej cholery tyle pizzy!?

- Co wy tam kurwa piekarnie macie!?

Jak jeden mąż. Zapadła cisza a wzrok wszystkich spoczął na mnie. Dosłownie przez moment byli poważni po czym każdy zaczął się śmiać. No koniec świata. Ja piernicze. W całym salonie było co najmniej sześć opakowań z pizzą. Oszaleje tu z tymi wariatami z rytuałem czy bez.

======================================================================

Miłego weekendu! ;)
Pozdrawiam serdecznie, KasiaAS.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro