Rozdział 38

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po kłótni z alfą zniknęłam w swoim pokoju, nie musiałam długo czekać by dołączył do mnie Kamil mający mnie pilnować bym nie wykonała rytuału. Przebrałam się i położyłam z nadzieją że uda mi się zasnąć. Jednak i tym razem wizję dały o sobie znać.

Ciemne i zimne miejsce pod ziemią z małym okienkiem tuż przy suficie. Zbyt wysoko bym mogła się wspiąć. Czekałam na coś... czułam jak duchy krążą blisko mnie... czułam jak moje ciało drętwieje okryte jedynie cienką brudną tkaniną. Czułam jak bardzo sztywny mimo wilgotności był materiał jaki trzymałam ściskając palce na sukience. Słyszałam jęki... nie moje bo gardło zbyt mocno bolało bym mogła wydać jakikolwiek dźwięk. I kroki. Ciągle słyszałam czyjeś kroki. Były raz dalej raz bliżej, głośniejsze lub cichsze ale zawsze równe. Teraz uznałabym je za ruchy żołnierza... ale mózg podpowiadał mi że to nie dzielny mężczyzna broniący kraju a ktoś kto mnie tu trzyma... ktoś kto pewny swoich racji nie ma nic przeciwko trzymania mnie tu w zimnie i ciemności. Stawałam się coraz słabsza a z moich ust wydobywać zaczęła się melodia mająca na celu wezwać ojca... oddać się mu. Melodia... prosząca o pomoc... w śmierci. Wraz z zakończeniem piosenki mocno zniekształconej przez poranione gardło i usta mocne światło przedarło się przez kraty w okienku a ja wydarłam z siebie ostatni krzyk...

-Ala!

Poderwałam się z łóżka czując wciąż towarzyszące mi otępienie i zimno. Spodziewałam się sno-wizji... ta przedstawiała moją śmierć. Śmierć o którą sama poprosiłam. Zadrżałam zerkając na zegarek na szafce.

-Dochodzi trzecia. Wszystko gra?

Pokręciłam głową podnosząc się jednocześnie z łóżka.

- Muszę się ogrzać. Idę pod prysznic.

Antek który zapewne zmienił się z barmanem lekko zdezorientowany nie zatrzymywał mnie więc wzięłam ciuchy na zmianę... ręcznik i nie zatrzymując się powoli przeszłam do łazienki. Ciało wciąż odrętwiałe nie chciało współpracować gdy Delikatnie złapałam koszulkę z zamiarem jej zdjęcia więc by się nie ociągać weszłam do wanny w ubraniach. Odkręciłam ciepłą a wręcz gorącą wodę i przyciągając do siebie nogi powoli wychodziłam z otępienia. Nie czułam już emocji innych w tak intensywny sposób jak przed przemianą. Ale połączenie z ojcem nocy pogłębiło się gdy zdjęłam z siebie jego ,,karę". Sno wizję nasiliły się od ostatniej pełni. Takie mam przynajmniej wrażenie. To już druga tej nocy.

W pierwszej byłam Wiktorią. Znowu widziałam jej śmierć jakby dla potwierdzenia tego co powiedziałam w salonie wczoraj wieczorem. I teraz to... Nie wiem czy świat robi mi na złość tymi wizjami czy to ja kieruje nimi przez mój strach i myśli. Ale jestem prawie pewna że następna będzie śmierć ojca.

Drzwi od łazienki otworzyły się co kompletnie mnie teraz nie obchodziło. Alfa wszedł do środka i zamykając je znowu za sobą na chwile przystanął jakby sam zastanawiał się czy może wejść dalej. Alfa czeka na moje pozwolenie? Niesamowite. A mimo to czuję że tym sposobem jeszcze bardziej ma nade mną władzę.

W końcu podszedł i zakręcił wodę która sięgała już prawie do kranu i przykucnął z brzegu wanny.

-koszmar?

Miły i uspokajający głos sam w sobie spowodował że zrobiło mi się cieplej na sercu. I na ironię... zadrżałam z tego powodu. Starał się mi pomóc a przecież sam miał problemy. Ja byłam jednym z nich. Podniosłam powoli wzrok widząc jak oczy Adriana delikatnie jaśnieją.

-Wybacz że o niej wspomniałam. Wiem jak wiele dla siebie znaczyliście, ale nie chciałeś mnie puścić...

- Spokojnie. Tylko ten argument by do mnie przemówił. Rozumiem czemu go użyłaś. I rozumiem że jest ci ciężko. Dlaczego weszłaś do wanny?

Przez moment musiałam przestawić się z jednego myślenia na drugie po czym skrzywiłam się delikatnie wyciągając dłoń w stronę alfy. Wystarczająco wycierpiał chcąc znać prawdę. Niech ją więc ma.

- Sprawdź.

Posłałam mu delikatny uśmiech i po raz pierwszy gdy Adrian mnie dotknął nie poczułam własnych uczuć. Nareszcie mogłam zinterpretować jego. Był smutny, pewny... a jednocześnie niezdecydowany, czuł pustkę ale i chęć opieki... martwił się.

- Jesteś skamieniała z zimna!

Nie puszczając mojej ręki sam zanurzył ją w ciepłej wodzie by dopiero tam uwolnić ją z uścisku i znowu spojrzeć w moją stronę tym uspokajającym wzrokiem.

- Antek mówił że krzyczałaś. Co się stało?

Położyłam się by woda mogła mnie całą dokładnie objąć i przymykając oczy powstrzymałam kolejne drżenie

- Sno- wizja z przeszłości. Ta najgorsza część...

Odkręcił się tak by oprzeć się o wannę plecami i rozluźnił mięśnie. Wydawał się teraz skupiony ale i tak mało poważny.

- Opowiesz?

Zacisnęłam usta tworząc zapewne wąską linie i mocniej zamknęłam oczy. Mogłam spodziewać się tego pytania. Tak niewiele zostało do pełni. Może ma rację. Może powinnam powiedzieć z czym mam problem.

- To czasy średniowieczne jak sądzę. Mała cela w większości znajdująca się pod ziemią. Zimna... wilgotna... brudna. Wiesz pełno mchu, błota, smród i dziwne dźwięki.

Starałam się mówić wszystko spokojnie i luźno... jakbym recenzowała film ale mój głos wcale nie brzmiał tak jakbym chciała.

- Ktoś mnie tam zamknął, nie wiem dlaczego, nie wiem po co... Miałam zdarte gardło... byłam odrętwiała... i wszędzie wyczuwałam emocję ludzi którzy kiedyś tam umarli. Duchy. To był moment mojego załamania. Użyłam pieśni do ojca. Jako zaklęcie działało jak wprowadzenie trucizny do krwiobiegu. Powoli cale ciało ogarniał głęboki chłód... uczucie odrętwienia nasilało się a ból od kończyn roznosił się powoli wszędzie tak by dotrzeć do serca. Wtedy krzyknęłam... i umarłam.

A potem obudziłam się tutaj i by wybudzić się z szoku przyszłam się ogrzać... ot cała historia tego jak się tu znalazłam. Ostatniego zdania nie musiałam mówić. Wiedział to.

- Myślisz że to się kiedyś wydarzyło? To co widzisz?

Zaśmiałam się wiedząc że Wojtek musiał już wszystko opowiedzieć. Adrian wiedział jakie mam zdanie na temat mojego życia i tego że w sumie... nie ma ono końca.

- Ja to wiem Adrian. Doskonale wiem że to się wydarzyło. Tak samo jak wiele innych śmierci które powracają do mnie... w snach.

Zamilkliśmy na moment. Słychać było tylko delikatne poruszanie się wody wraz z moim płytkim oddechem. I co jakiś czas drżenie mojego ciała. Gdyby się wsłuchać to i cichy oddech alfy mógłby być słyszalny.

- Wiesz dlaczego nie daję ci spokoju? Dlaczego tak bardzo chcę byś została tylko wilkiem?

Zaprzeczyłam ruchem głowy co musiał usłyszeć bo wciąż nie odwracał się do mnie siedząc oparty o wannę. Odetchnął wbijając wzrok w jeden punkt na drzwiach łazienki jakie były przed nim.

- Gdy jest mi naprawę źle lub źle się czuję oddaję władzę instynktom. To pozwala odciąć się od magii jaka jest dookoła. Każdy ból czy fizyczny czy emocjonalny jestem wstanie znieść dzięki temu że mogę nazwać się wilkiem. Jeśli uda nam się wyzwolić w tobie instynkty również w ludzkiej formie... będziesz mogła zamknąć się na magię. Zamknąć na wizję, dar i problemy jakie są z tym wszystkim związane.

Przez moment na moją twarz wpłynął uśmiech. A wiec tak to robi. Cały czas pozwala działać wilczym instynktom. Dlatego nie odczuwa magii, dlatego jest tak opanowany nawet gdy wspomnę o jego zmarłej ukochanej. Dlatego jest alfą. Ma siłę której ja nie mogę mieć.

- Adrian. Wiem że chcesz dobrze. Że chcesz mi pomóc. Ale spójrz na mnie teraz. Pełnia lada moment. Nawet gdy sądziłam że nie jestem wilkiem ty mogłeś na mnie wpłynąć. Odczuwałam bliższą wieź z wami. Goiłam się szybciej a moje ciało było sprawniejsze. To przez wilcze geny mój dar wzrastał. Nigdy do końca nie porzuciłam bycia wilkiem choć bardzo tego chciałam. I nigdy nie będę tylko nim w całości. Muszę odprawić ten rytuał. Przeżyć spokojnie pełnie i nareszcie móc żyć bez tej pieprzonej kary za odebranie tamtej mocy. Będę musiała jeździć na zjazdy kręgu puki do niego należę... będę tez na zawszę częścią tej watahy póki nie uznasz że jest inaczej. Ale nie będę nigdy dokładnie tu lub tu.

Odetchnęłam zdając sobie sprawę z tego że przynależność do obu grup kosztować mnie będzie wyjazd do kapłanki i rady. Wiem jak rozmawiać z kapłanką. Nawet mam już plan jak rozegrać rozmowę bym nie miała żadnych większych zobowiązań. Ale na radzie się kompletnie nie znam.

- Powiedzmy że dałbym ci wybór. Zostać bądź odejść. Co byś wybrała?

Nawet przez moment nie musiałam się zastanawiać.

- Oczywiście że na swój sposób chciałabym zostać. To pewnie lekki przejaw syndromu sztokholmskiego ale musze z tym żyć. Polubiłam was. Wszystkich. Nawet Anetę. Pomogliście mi mimo że byłam wredna. Naprawdę to doceniam.

-Ale...

Zaśmiałam się cicho wiedząc że to zrobi. Zawsze jest jakieś ale.

-Ale wciąż nie jestem pewna co do tego kim tak naprawdę chciałabym być. To jedno z żyć w którym nie jestem tylko córką nocy. To uświadamia mi że mogę robić coś więcej niż tylko śpiewać i dziękować mu za wszystko. Mogę zrobić coś ciekawszego, coś innego.

Adrian skinął głową po czym podniósł się na nogi, odetchnął i złapał za ręcznik obok.

- Choć, zrobimy ci wielki kubek ciepłej herbaty i opowiesz mi nieco więcej o tych zjazdach i samym rytuale. W końcu została nam doba. Rano na spokojnie odprawisz to przyjęcie ojca czy jakoś tak i pomyślimy co dalej.

Z radością przyjęłam od niego ręcznik po czym wygramoliłam się z wanny, przebrałam w suche ciuchy i zahaczając o pokój wzięłam koc szczęśliwa że nareszcie potrafię z nim pogadać.

+++

Reszta nocy minęła mi całkiem sprawnie. Złapała mnie tylko jedna wizja gdy wzięłam przez przypadek ulubiony kubek Wojtka. Była krótka i nie jasna więc równie szybko udało mi się o niej zapomnieć. Adrian dokładnie wysłuchał o co chodzi w zjazdach, dopytywał nie rozumiejąc kilku rzeczy które po namyśle faktycznie były głupie. Piliśmy ciepłą herbatę a ja delektowałam się każdym ciepłym łykiem bo zgodnie stwierdziliśmy że bez rytuału nie dałabym rady.

- Macie pojęcie która godzina?

Aneta weszła zaspana do kuchni jednocześnie krzywiąc się na mój widok.

-Koło piątej. A ty czemu tak wcześnie?

Driada pogłębiła nieprzyjemny uśmiech i włączając ekspres skinęła do alfy na przywitanie.

-Mam pokój nad tą jebaną biblioteką. Ta kocica nie daje mi spać. Suka drze się gdy zrobię najmniejszy ruch. Szczęście że pełnia już dzisiaj bo mam ochotę ją wypatroszyć.

Acha. Kiepska noc. Rozumiem, nie będę wnikać. Spuściłam tylko wzrok na swoje dłonie które opierałam na stole przy ciepłym kubku i odetchnęłam napawając się kolejną falą ciepła. Mróz ze strasznych sno-wizji zniknął i teraz miło było mi się odprężyć pod kocem.

- Ten twój rytuał odbierze ci możliwość odczuwania ciepła i zimna prawda? To niebezpieczne.

Podniosłam znów wzrok na alfę delikatnie się uśmiechając i skinęłam.

-Tak. Nie odczuje wtedy temperatury, bólu, natężenia światła... zmęczenie osłabnie jak na to które odczuwam teraz ale będzie się nasilać z każdą godziną zbliżającą mnie do oddania mocy. To tylko jeden dzień. Nigdzie nie będę szła. Nauczyłam się już nad tym w miarę panować.

Aneta uniosła delikatnie brwi patrząc to na mnie to na wilka po drugiej stronie stołu by w końcu zapytać zanim alfa zdążył wytłumaczyć.

- Pozwolisz jej na to coś?

- Nie mamy za dużego wyboru. Ala jest obdarowaną czy tego chcemy czy nie. A więc musi oddać część magii.

Driada drgnęła zaskoczona odkładając dopiero co wzięty talerz na tyle głośno by każdy wiedział że jej się to nie podoba ale i na tyle lekko by go nie zbić.

-A jak się przemieni gdy wyjdzie? Kto jej pomoże? Ty? Jak tylko zobaczysz księżyc to się przemienisz i tego nie skontrolujesz. Nie mam zamiaru cię potem gonić po całym lesie.

Alfa zawarczał uciszając Anetę która mówiła w zasadzie bardzo ważną kwestię.

- Nie muszę wychodzić na dwór, jedynie bezpośrednio spojrzeć na ojca. Wystarczy okno.

Mimowolnie mój wzrok powędrował na mocno zaklejone kuchenne okno tuż przy stole. To od którego wszystko się zaczęło. Świetnie.

- A potem zostawisz je otwarte bo twój mózg nie działa i wpierdolisz nas wszystkich w cholerne gówno? Świetny plan.

U ła... rozkręca się. Adrian podniósł się powoli jakby chciał pokazać kto jest wyższy po czym zabierając kubek ze stołu odniósł go do zlewu.

-Ala weź wszystko co jest ci potrzebne do tego rytuału i zanieś do salonu. Widzimy się tam za trzydzieści minut. Aneta zadzwoń po lekarza, niech będzie w tą pełnie z nami na wszelki wypadek. Ja zajmę się resztą.

Lekarza? Tego który wbrew wszystkiemu co mówiłam uznał mnie za wilkołaka i używając podstępu ukradł mi krew która była zdradą mojego... a no właśnie. Naprawdę mi się upiekło w tym temacie. Musze wymyślić co powiem gdy już będę stać przed kapłanką.

Odetchnęłam i nie czekając dłużej poszłam szukać jakiś luźnych i krótkich ciuchów. Bo w bieliźnie nie chciałam paradować.

================================================================

A więc oto dzień pełni, ostatniej jaka pojawi się w tej opowieści ;) zaczynają się dogadywać czy to znaczy rozejm? Pełnia z rytuałem może nie być taka trudna... czy to koniec problemów?

Pozdrawiam i dziękuję, KasiaAS

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro