Rozdział 40

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie długo po tym jak każdy smutno przyznał że ta noc jest do kitu każdy zamilkł by nie wysilać się zbyt mocno. Kamil podarował mi gumeczkę bym nie musiała walić się w rękę gdy chce sprawdzić czas. To urocze... ale gumeczka była brzydka. Czerwona. Naciągałam ją co chwilę by być pewną że jest jeszcze czas aż do momentu gdy tego czasu już nie było.

Ból szczypał skórę w miejscu zetknięcia się z brzydkim przedmiotem uderzając dodatkowo falą ciepła rozchodzącą się od nadgarstka po wszystkie palce i łokieć.

Tak jak było ustalone wcześniej czyli zanim każdy zamilkł... podniosłam ręce do góry by wszyscy w pokoju mnie zauważyli i biorąc więcej powietrza do płuc ogłosiłam to co ogłosić miałam.

-Wychodzę! Ojciec przyszedł! Spadam i nie gadam! Jakby ktoś pytał to raczej nie umrę. Pa, pa.

Wzrok wszystkich w pokoju prócz Adriana i Kamila był zamglony... poddali się na swój wilczy sposób tak jak ja poddaje się wykonując rytuał. Alfa skinął mi na zgodę więc mając pozwolenie... bo to również było ustalane wcześniej... mogłam wyjść z domu oddać magię.

Powoli podniosłam się i skierowałam do głównych drzwi. Aneta już tam stała gotowa zabrać mnie lub powstrzymać gdyby cos poszło nie tak. Była takim strażnikiem... Oprócz tego bariera działała jeszcze kilka godzin więc nie zwieje zabijać niewinnych ludzi czy coś.

Wilki czujnie odprowadziły mnie wzrokiem podczas gdy Aneta raczej ostrożnie miała mnie w dupie. Czyli takie... jak coś odjebie to będę się ratować a jak nic nie odjebie to nic nie robię. I bardzo mi to pasowało.

Poszłam pierwsza. Driada wypuściła mnie od razu zamykając za sobą drzwi by odciąć wilki od świata a ja ruszyłam kilka kroków by cała stanąć w świetle ojca.

Okolica zdawała się usypiać. Całe otoczenie podwórka było lekko zamglone i miałam wrażenie... mroczne. Mimo to nie czułam strachu. Nie spodziewam się przemiany. Wyjdę, oddam magie i jak zawsze wrócę cała i zdrowa. Ojciec jasno oświetlał cały dom a w tym i ganek gdzie stała wciąż pilnująca mnie driada. Szczęściara nie czuje jego wpływu... na nią bardziej działa słońce.

Ukłucie gdzieś przy sercu rozpoczęło proces oddawania magii. Powoli powietrze zapełniało się magią jednocześnie gęstniejąc z każdym moim oddechem. Starałam się rozluźnić powtarzając że to tylko chwila i zaraz będzie po wszystkim. Wyjątkowo dziś ojciec zabierał to co miałam bardzo zachłannie, energicznie wyciągając kawałek po kawałku który zebrałam mimo bariery.

Zaczęłam tracić powietrze... płuca stały się ciężkie a ciało opadło nie mając siły utrzymywać się dalej.

-Ala?

Nie odpowiedziałam Anecie która oczywiście wszystkiemu się przyglądała. Coś było nie tak. Nie trwało to nigdy tak długo. Nie było to winą wilczych genów. Nie czułam chęci do przemiany... czułam zachłanność. Jakby ojciec zabierał mi więcej niż mam. Nagły chłód i słowa zachęcające do oddania się śmierci z ostatniej wizji sprawiły że poczułam gniew ale i strach.

Mimowolnie z mojego gardła wydobył się warkot a światło z jakim oświetlał mnie księżyc zacząło mocniej mnie oślepiać. Zamknęłam oczy ściskając przy tym jedną ręką brzuch bo to tam czułam największy ból a drugą chcąc poczuć miły chłód na palącej skórze przyłożyłam do czoła bo w uszach brzmiała melodia chcąca odebrać mi coś więcej niż magię.

,,Nie opieraj się" Zawarczałam ponownie słysząc męski głos w myślach. Znałam go z wizji... Każdej wizji w której kończyłam jedno z przyżyć.

- Ala? Ja pierdole dziewczyno co ty robisz?

,,Wróć do mnie córko, wykonałaś zadanie" Nie. Nie chce. Kolejne wirowanie żołądka i kolacja wyjdzie z powrotem ujrzeć świat. Czułam to. Księżyc mnie wzywa. Namawia do... śmierci.

,,Wróć... oddaj" Jego głos był cichy... melodyjny... śpiewał mówiąc... dokładnie tak jak ja gdy wykonywałam rytuały dla niego. Nagle jak na zawołanie z moich ust wydobyły się powoli słowa melodii stanowiące nieznaną mi dotąd prośbę. Nie mam pojęcia skąd znam tą melodię. Prosiłam go o to by dał mi spokój słowami które same pojawiały mi się w głowie. Sama zaczęłam dobierać słowa z języka Naoku by odłączyć się od ojca, przerwać oddawanie mocy której już przecież nie miałam. Chciał zbyt wiele.

-Alicja kurde Adrian tu idzie. Jak wyjdzie...

Adrian? Alfa! Wilki. Zdążyłam zapomnieć. Cholera jest pełnia. Jeśli wyjdą... Podniosłam się by dać znać driadzie postawą że wszystko gra. I powoli wciąż skierowana przodem do jasnej tarczy księżyca zaczęłam się cofać do głównych drzwi. Wciąż nuciłam kolejne słowa w melodyjnym języku chcąc zagłuszyć słowa wzywające do śmierci.

-Idzie. Słyszysz Adrian?! Cofnijcie się zaraz wracamy!

,,Nie sprzeciwiaj mi się, wróć. Oddaj mi całe swoje życie córko" Chciałam. Naprawdę czułam że chcę to zrobić. Bo czemu miałabym zostać? Nie nadaje się na wilka. Na obdarowaną tym bardziej jak widać. Sprzeciwiam się mu. Sprzeciwiam mimo że od wielu lat wykonywałam posłusznie swoją robotę.

Stanęłam już przy drzwiach wciąż czując silną więź z ojcem. Wystarczy poprosić a mnie zabierze. Wrócę do cichej, spokojnej egzystencji i czekania. Ciemność. Zawsze była tam ciemność. Inne obdarowane nieświadome tego co dzieje się po śmierci i przed śmiercią.

Zadrżałam czując że nie dam rady wrócić. Nie dam rady się ruszyć. Wciąż nuciłam melodię która miała mnie odciąć od ojca a zamiast tego wciąż czułam chęć powrotu do niego.

Dziwny trans przerwał dopiero mocny chwyt driady i dosłowne wrzucenie mnie do przedpokoju gdzie już z normalnym w miarę wyrazem twarzy stał Adrian z resztą.

- Co tam się stało?

Leżałam na podłodze wciąż słysząc jego szepty. Leżałam czując chłód tego co mogło się tam stać i piekielny gorący ból w klatce piersiowej spowodowany małą ilością powietrza. A ja tak radośnie oddałam mu magię. Tak kurwa miło o nim mówię i się staram. A on... Chciał mnie zabić.

- Na początku było okey... potem co chwila warczała, kuliła się... wyglądało to tak jakby z czymś mentalnie kurwa walczyła. Ja pierdole. Potem mnie zamroczyło... Ona zaczęła coś nucić cofać się. Nie mam pojęcia co się tam stało ale nie tak wygląda proste oddanie magii przez obdarowaną. Widziałam to wiele razy i nie wygląda to tak kurewsko... nienormalnie.

Podniosłam się powoli do pozycji siedzącej by oprzeć się plecami o ścianę i spróbować wyciszyć szepty. Ale one wciąż tam były.

- Ala. Ala słyszysz mnie?

Wojtek kucnął przede mną i chyba pomachał ręką przed moimi oczami ale... ja nie rozumiem. Dlaczego ojciec to zrobił? Dlaczego chciał bym...

- On chciał mnie zabić

Dyskusje jaką właśnie prowadzili ucichły. A każdy nie wiedząc jak zareagować zamarł. Adrian myślał najmniej i po prostu przykucnął obok tak jak beta wcześniej. Przyjrzał się dokładnie mojej twarzy i łapiąc za podbródek nakierował mój wzrok na jego oczy.

Wystarczyła sekunda po której chciałam zabrać głowę. Nie mogę mu patrzeć w oczy, jest alfą.

-Spokojnie.

Tym razem jego słowa nie były w najmniejszej części uspokajające. Przyłożył dłoń do mojego czoła sprawdzając temperaturę i delikatnie przycisnął skórę na karku by sprawdzić czy nie chcę się przemienić. Mój tata tak kiedyś robił.

- Ma napięte mięśnie. Jest bliska przemiany ale nie widzę by miało do niej dojść. Wilcze geny w tym momencie chciały raczej ją chronić... pytanie przed czym. Źrenice powiększone, ale odruch był dobry. Nawet wzmocniony bym powiedział. Jeszcze wczoraj utrzymałaby wzrok pięć razy dłużej. Jest osłabiona.

- Jak my wszyscy.

Alfa kiwnął głową na komentarz Antka po czym biorąc mnie na ręce bez pytania zaniósł mnie prosto na kanapę do salonu. Czy nie miało być tu lekarza? A no tak... nie odbierał. Myśli zaczynały wracać i powoli układać się w jakąś historie. Uspokajałam powoli oddech który nieświadomie bardzo mocno przyspieszył. I teraz nareszcie mogłam odezwać się już w pełni świadomie.

- Nic mi nie jest. Byłam w szoku... to...

Poczułam gule w gardle ale szybko ją przełknęłam nie chcąc ich martwić.

- To normalne. Czasem... się zdarza. Wiecie miałam mniej mocy niż ojciec chciał i no...

- Kamil dzwoń po lekarza. Mam w dupie co robi i czemu nie odbierał wcześniej. Nie wierze w ani jedno jej słowo.

Cholera

+++

Henry jak się okazało miał wcześniej kilka ważnych pacjentów dlatego nie odbierał. Dlatego też nie było go w pełnie i dlatego nie przyjechał od razu po telefonie jaki wykonał barman. Chłopaki zdążyli dojść do siebie a Aneta wraz z Kamilem zaczęli odsłaniać okna podczas gdy ja nie mogłam ruszyć się z kanapy pod czujnym okiem alfy.

W zasadzie nie chciałam się nigdzie ruszać. Moje myśli wróciły do stanu normalności... mój dar w zasadzie zniknął. Moje wyczucie magii i wizji zmalało do minimum ale głos w głowie pozostał.

- Może idź do psychologa?

Spiorunowałam Wojtka wzrokiem bo proponował to odkąd powiedziałam że nic mi nie jest. Kurwa i co mam powiedzieć gdy już pójdę? Mam głosy w głowie które każą mi zaśpiewać melodię uśmiercającą bo jak umrę to będę miała inne życie i znowu będę pod kontrolą księżyca? Jeśli to nie sprawi że mnie zamknął na oddziale specjalnym to na pewno to zrobią gdy zacznę im opowiadać o tym że mam wizje.

Niech nikt nie zrozumie mnie źle... psycholodzy są spoko. Sama chodziłam do takiej miłej pani gdy miałam problem z mamą... nie dogadywałyśmy się po prostu. Pomogło mi rozmawianie z nią i jej analiza... dowiedziałam się wtedy że jestem bardzo wydoroślałą introwertyczką i nie potrzebuję większego wsparcia.

Nawet od ojca nocy... dlaczego uznał że wykonałam zadanie? Czemu chciał bym do niego wróciła? Czemu... chciał mnie zabić? Kurde. Czym było to zadanie? Czy ta kara... to co zrobiłam ojcu i całej grupie wilkołaków jako trzy latka było zaplanowane? Czy to znaczy że zabiłam ojca bo... księżyc mi kazał? To niedorzeczne.

- Jestem. Wszyscy cali?

Nawet nie podnosiłam wzroku wiedząc że to Henry nareszcie oderwał się od spraw i przyjechał. Nie podobało mi się to ale przynajmniej uwierzą mi że nic mi nie jest. Mam nadzieje.

- Standardowo... osłabieni ale cali. Dzwoniliśmy w sprawie Alicji. Wyszła na zewnątrz by oddać magię a wróciła jakby ktoś chciał zabrać jej płuca.

Skrzywiłam się na wspomnienie małej ilości tlenu w tamtym momencie podczas gdy doktor ubrany tym razem już jak lekarz usiadł sobie na krześle naprzeciwko kanapy.

-Nie cieszy cię mój widok czyż nie?

Przyciągnęłam nogi do siebie wspomnieniami wracając do naszej pierwszej miłej pogawędki.

- Oszukałeś mnie wykorzystując nazwę ważniejszą niż moje imię po czym wprowadziłeś mnie w stan rytuału i bez zgody pobrałeś mi krew przepełnioną magią. To zdrada. Jak miałabym ci ufać i cieszyć się na twój widok? Nic mi nie jest. Tracisz czas.

Adrian jednym ruchem wyprosił z pokoju wszystkich prócz samego doktora i sam rozsiadając się na fotelu postanowił wzdychając rozpocząć zapewne długi ciąg pytań.

- Jak się czujesz? Odpowiadaj szczerze to szybciej skończymy.

Skinęłam bo nie zamierzałam niczego ukrywać. Nie mam do powiedzenia niczego co nie byłoby jasne od razu.

- Jak przeżuta i wypluta przez słonia guma do żucia. Ale to pełnia. Standard.

Henry delikatnie się zaśmiał na co alfa uniósł pytająco brwi.

- Świetne pytanie Adrian. Dużo się dowiedzieliśmy.

Pominęłam to ciszą jedynie poprawiając się delikatnie na miejscu by było mi wygodniej. Znowu głos zabrał alfa.

- Aneta twierdzi że wyglądało to na swego rodzaju walkę. Wilcze geny przed czymś ją chroniły. Musze konkretnie wiedzieć czy wszystko gra.

Lekarz delikatnie skinął głową sięgając po coś do torby i jednocześnie robiąc minę wielkiego myśliciela.

- Wiem o czym myślisz. Nie przekonam się jednak o swojej racji póki Alicja nie opowie dokładnie co miało się wydarzyć.

Jasne nie ma sprawy.

-Ojciec nocy chciał mnie zabić.

Widzicie. Żadnej filozofii. Oboje zesztywnieli wymieniając spojrzenia po czym doktorek wyjął stetoskop i zaproponował że osłucha mi płuca skoro prawie się udusiłam. Mówiłam już że nie cierpię lekarzy?

I tak nic nie znajdzie. Nie jeśli chodzi o ojca nocy. On nie zostawia śladów... nigdy nie słyszałam by stało się cos podobnego. By ojciec zabił córkę... taki magiczny ojciec rzecz jasna. Chyba że za każdym razem gdy kończyłam jedno z przyżyć... to nie była moja wola tylko jego sugestia.

Gdyby tak było... gdyby okazało się że ojciec zamiast nas obdarowywać tylko nam zabiera... kamila w to nie uwierzy. Ba! Powiedziałabym to samej kapłance. Poprosiłabym o widzenie z najwyższymi... z wyroczniami które mają wizje z przeszłości... one mogą mi uwierzyć.

Musze ostrzec mamę. Musze porozmawiać z kamatii i kapłanką. Nie będę czekać do kolejnej pełni podczas której na pewno ojciec znowu spróbuje odebrać mi życie.

============================================================================
W piątek czeka nas ostatni rozdział, odpowie na kilka pytań ale i pozostawi wiele do wyjaśnienia. Sami możecie zdecydować czy chcecie zobaczyć kolejne problemy Alicji W kolejnej części opowiadania ;)
Pozdrawia, dziękuję i życzy miłego dnia... KasiaAS

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro