Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W pokoju było dziwnie ciemno. Nie pamiętam kiedy tak ciemno się zrobiło. Światło się paliło to prawda, ale na pewno wcześniej było tu jaśniej, nawet gdy zaszło słońce było jaśniej, gdzie podziało się słońce?

Aneta pogrążona w myślach zdawała się nie zwracać na mnie teraz uwagi. To w sumie dobry moment by uciec. Ale jak pokonam barierę? Jak w ogóle podniosę się z pieprzonego łóżka jeśli z trudem przychodzi mi mówienie?

O myślach nie wspominam bo trudno skupić się na jednej logicznej rzeczy jaką jest moje położenie w tym momencie.  A jestem w dupie. Nic prostszego.

Drzwi otworzyły się jakieś dziesięć minut temu i do pokoju weszła cała ekipa. Rodzinka wilczków jak się patrzy siedziała lub stała gapiąc się na mnie i cicho rozmawiając. Tak jakby mnie tu nie było. Ja za to wciąż naciągałam i puszczałam kolorową gumeczkę by skupić swoje myśli.

Za każdym razem ból był silniejszy, teraz był odczuwalny wystarczająco bym mimowolnie syknęła gdy po raz kolejny strzeliłam sobie w zaczerwieniony nadgarstek.

-Aneta wiesz o co jej chodzi z tym samookaleczaniem?

W głosie barmana nawet usłyszałam troskę. Jego chyba najbardziej polubiłam jak do tej pory. Od razu wydawał się taki... miły. Troskliwy.

- A po cholere mnie pytasz? Ma jakieś zaburzenia może. Nie wiem.

Kłamała... co w sumie jest nieistotne bo moja ręka natychmiast zastygła w miejscu zanim znowu zdążyłam złapać dwoma palcami fluorescencyjny przedmiot. Prąd przeszedł po moim ciele od karku powoli przez kręgosłup, ramiona i nogi... Zacisnęłam zęby czując jak maleńkie igiełki wbijają się za każdym moim ruchem i powoli zeszłam z łóżka wywołując tym kompletną ciszę w pokoju.

Zostawiłam jeszcze delikatnie okrywający mnie koc i mocniej naprężając mięśnie podeszłam do okna. Wystarczyło je uchylić bym mogła zobaczyć władcę nocy.

-Ala?

Czyjaś dłoń mocno złapała mnie za ramię. Syknęłam czując jak skóra pod ciężarem tego dotyku piecze. Ból był silny ale nie tak jak mógłby być. Ta myśl pozwalała mi zignorować go na tyle by sięgnąć po klamkę i otworzyć okno, chciałam poczuć wiatr, zapach... zacząć czuć cokolwiek. Pociągnęłam używając do tego całych sił jakie mi zostały, ale okno nie drgnęło przytrzymywane przez Wojtka,  jedna ręka bez trudu blokowała moje wysiłki gdy druga w spokojnym geście próbowała zbliżyć się do mojej osoby. Spokojnie i stanowczo powstrzymywał mnie i okno przed uchyleniem się. Wystarczy zerknąć...

-Ala jest pełnia. Księżyc już rozpoczął wędrówkę. Rozumiesz co do ciebie mówię?

Oczywiście że tak! Rozumiem że nie chcesz bym otworzyła okna, ale bez tego magia jaką zgromadziłam od ostatniej pełni wybuchnie i mnie zabije. Daj mi otworzyć okno!

Zaciśnięta szczęka nie poruszyła się bym mogła mu to wszystko wykrzyczeć więc znowu pociągnęłam za klamkę uświadamiając sobie że w pokoju panuje taki mrok bo szyby są starannie zaklejone czarną taśmą i folią. Jak w moim śnie...

- Weźcie ją. Zwariowała.

Ktoś podszedł chcąc złapać mnie od tyłu i wykonać polecenie bety. Wciąż zęby miałam zaciśnięte ale wargi drgnęły a z gardła wydobył się głośny warkot. Magia zgromadziła się pod skórą i muszę ją uwolnić. Oddać do ojca. Jasna cholera.

Mocniej zacisnęłam rękę na klamce i szarpnęłam jednocześnie wypowiadając w moim ojczystym języku zaklęcie. Okno otworzyło się z trzaskiem i dosłownie chwile potem magia zaczęła wydostawać się ze mnie na powierzchnię. Czułam. Czułam wszystko. Bariera zeszła a ja wyprostowałam się i rozluźniłam najbardziej jak było to teraz możliwe.

Wszystkie bodźce dotarły do mnie szybciej niż wcześniej, głośniej i żywiej informując o zagrożeniu gdy było już za późno. Przypomniało mi się o tym że nie jestem w pokoju sama a z driadą i czterema wilkołakami. W tym jeden stał zdecydowanie za blisko.

Dotarło do mnie uczucie przeszywającego bólu i mózg zarejestrował uderzenie o ścianę. Brak powietrza. Uścisk na gardle i jaskrawo błękitne oczy wilkołaka w formie pośredniej tuż przed moją twarzą. Wszystko to przywróciło mi w jednej chwili możliwość jasnego myślenia.

Magia zniknęła, nie miałam jak się bronić. Okno znowu było zamknięte więc tamtędy nie ma ucieczki poza tym przy nim stał wkurzony alfa więc wolę nie podchodzić. Drzwi do pokoju są otwarte ale za daleko. Ciało powoli regenerowało się jednocześnie prosząc o powietrze. Wszystko to trwało może trzy sekundy. Byłam tam a jestem tu.

- Wojtek puść ją.

Błękitnooki wilkołak zawarczał mi w twarz ale zrobił co kazał mu Adrian. Powoli jego ciało zaczęło falować a ja nabrałam powietrza w palące z braku powietrza płuca. Sierść znikała na moich oczach zmieniając się w ciuchy jakie kojarzyłam z porannego spaceru do sklepu. Wojtek. No tak, mój porywacz.

Stał teraz przede mną już w ludzkiej formie ale jego oczy jarzyły się jasnym odcieniem Błękitu. Chłód dotarł powoli do każdej mojej komórki ciała. Nagle nic oprócz faktu ze stoję przed wściekłym wilkołakiem nie miało znaczenia. Musiałam coś zrobić.

-Wojtek? Wojtek przepraszam.

Chłód z oczu wilkołaka nie znikał wciąż mocno wpatrując się w moje. Nie cofnęłam się i nie spuściłam wzroku. Utrzymywałam kontakt mimo chęci ugięcia się do jego woli. Głowa mi zaczęła ciążyć, ciało przed chwilą odzyskujące siły teraz znowu drętwiało pod twardym spojrzeniem bety.

-Nie jestem zagrożeniem. Nic już nie zrobię obiecuję.

Wszyscy wstrzymywali mruganie kiedy ja powoli wpuszczałam i wypuszczałam powietrze z płuc. Wdech i wydech, powoli wciąż nie zdejmując wzroku z delikatnie gasnących oczu chłopaka. Cisza jaka zapanowała w pomieszczeniu zmieszała się z moim spokojnym i wyrównanym oddechem. Chciałam go tym uspokoić. Całe ciało rozluźniłam powstrzymując drętwienie. Ręce luźno zwisały po obu stronach klatki piersiowej która powoli w swoim rytmie synchronizowała się z oddechem chłopaka. Naturalnie wilki zawsze spokojniejsze są gdy otoczenie jest spokojne. Ludzie tez oczywiście, ale wilki są wyczulone na emocje. W końcu oboje oddychaliśmy spokojnie a oczy wilka przybrały ludzki odcień. Udało się.

Powoli rozluźnił się i robiąc krok w tył spuścił wzrok. Dobrze. Wycofał wyzwanie, powstrzymał agresję. Podczas pełni to wyczyn. Wojtek to naprawdę ogarnięty koleś. Teraz kiedy moje zmysły i ciało funkcjonowało normalnie a księżyc jasno świecił sobie na niebie za oknem mój mózg i ciało mogło odetchnąć i bez wahania zwróciłam się do alfy wciąż stojącego twardo przy oknie.

-No to ten... wiem że to raczej głupie pytanie ale czy pożyczyłbyś mi telefon? Mój ktoś rozwalił. 

Zaakcentowałam ostatnie słowa tak by zrozumiał aluzje że jest mi coś winien i spokojnie czekałam gdy ten mierzył mnie wzrokiem i podał mi swój smartfon. Znacznie lepszy model niż mój. Grrrr

Odblokowany był już gdy mi go dawał  więc tylko wystukałam jak najszybciej numer mamy z pamięci, muszę wiedzieć że wszystko z nią w porządku, że oddała magie. Odebrała po pierwszym sygnale.

— Ala?

Nie zdziwiłam się że wie kto dzwoni. Nawet jeśli to nie mój telefon.

-tak mamuś. Jak się czujesz?

Głos kobiety po drugiej stronie od razu nabrał delikatnej nutki radości i już wiem że nie jest tam tylko z Amelia.

—dobrze córcia. Wyśmienicie. Oddałaś moc władcy? Przekazał ci coś w zamian? Gdzie jesteś ?

Ojoj zaczynają się niewygodne pytania. Najważniejsze że nic jej nie jest.

-emm u znajomych. Kto jest z tobą, Amelia? Jej duchy zostały na czas pełni ?

—powinnaś być w domu. Mówiłam że masz nie wychodzić podczas pełni. Teraz lepiej zostań gdzie jesteś. Duchy nigdy nie zostawiają szamanki. Widzimy się rano ?

Przemilczała moje pytanie. A wiec jest z nimi ktoś jeszcze. Kurde. Dobra nie to jest teraz najważniejsze. Odetchnęłam.

-widzimy się rano

Rozłączyłam się oddając komórkę alfie a sama posłałam raczej przepraszający uśmiech do reszty zgromadzonych.

-sorki za to co narobiłam dzisiaj. Nie byłam sobą. Nie całkiem przynajmniej.

Przeniosłam się patrząc na Wojtka który obserwował mnie z najbliższej odległości. Wciąż czujny jakby w każdej chwili mogło okazać się ze musi się bronić.

-wybacz że padło na ciebie. Gdybym nie otworzyła tego pieprzonego okna pewnie już bym straciła mózg albo gorzej. No dobra dramatyzuje. Na pewno nie było by miło. Nie chciałam by to na ciebie jakkolwiek wpłynęło.

Pokiwał głowa, ale jego wzrok wciąż skrywał ta dzikość. Wyciągnął rękę tak jakbym miała mu coś dać. Ojciec mi tłumaczył że wilkołaki widząc otwartą dłoń nie zareagują bądź ją przykryją swoją. To znak dominacji, Wojtek uznał mnie za wyższą sobie. Bez wahania położyłam na jego dłoni swoją prostując się ale nie czekając, przekręciłam obie tak że to on przykrywał moją dłoń swoją.

Przez chwile musiał przyswoić sobie to co oznaczał mój gest. Chwile potem uśmiechnęłam się przekręcając  nasze dłonie ponownie by ściskając wyrównać je w uścisku. Dałam mu znak że on dominuje, on że ja więc zrównałam nas sobie informując że nie chce jego uległości.

Zawsze tata mówił mi że hierarchia w stadzie jest najważniejsza. Że ustawianie jej dla wilków to codzienność i obowiązek. Możliwe że właśnie zrobiłam coś głupiego... oddałam wyższość a więc zmarnowałam szanse na to by pod przymusem rozkazu wilk zrobił co każe. Wojtek musiał zobaczyć coś we mnie, gdy mierzyliśmy się wzrokiem bo okazał mi uległość. Nie przyjęłam jej. Nie potrzebuje uległości. Nie tylko dlatego że nie jestem wilkiem ale też dlatego że dominacja łączy się z odpowiedzialnością. Nie potrafię być odpowiedzialna.

Puściłam dłoń bety i mijając zaskoczone naszym bądź moim zachowaniem towarzystwo wyszłam z pokoju. Nie zaszkodzi teraz spróbować przejść przez barierę. Odczuje jej prawdziwe działanie i może uda mi się ją złamać  następnym razem jeśli spotkam coś podobnego. Jak się nie uda to nie. I tak już po wszystkim. Wybuch się skończył. Magia zniknęła zamykając się w księżycu. Moja mama świętuję z innymi obdarowanymi a ja nareszcie czuje i myślę samodzielnie. Bez innych uczuć i bez wizji. Bez otępienia czy bezsilności. Zaczęła się moja najukochańsza doba w całym miesiącu. Szkoda że jestem zamknięta z wilkołakami i driadą.

+++

Moja ręka piekła ale żadna rana nie pojawiła się na skórze podczas gdy po raz trzeci próbowałam sprawdzić barierę. Nie chciałam się poddawać ale ból sprawiał że wolałam wrócić do środka wielkiego domu z wizji, do moich porywaczy i szefa. Ciekawe czy po tym wszystkim wywali mnie z roboty. Bo w sumie oprócz narażenia jego kolegi z watahy na niekontrolowaną przemianę i głupie zachowanie z mojej strony... to nic złego nie zrobiłam.

Przekroczyłam drzwi wejściowe i weszłam do salonu gdzie jak się domyśliłam była cała piątka domowników. Nie wiem czy fakt że weszłam sprawił że zamilkli czy milczeli tak już wcześniej ale w całym pokoju panowała wręcz grobowa cisza.

- Wybaczcie jeśli popsułam wam pełnię.

Nie poruszyli się. Kurde co ja robię? Przecież to oni mnie porwali. Wyprostowałam się i sięgając po moją bluzę będącą na jednym z krzeseł chciałam wyjść. Zatrzymał mnie pewny siebie głos Adriana.

- Możesz wychodzić na dwór podczas pełni? Nie denerwuje cie widok Tarczy księżyca?

Odetchnęłam odkręcając się do teraz obserwujących mnie pilnie ludzi i przytaknęłam.

- Mogę a nawet muszę do niego wyjść. Nie jestem wilkołakiem a obdarowaną, księżyc nie wymusza u mnie przemiany a zabiera ode mnie nagromadzoną energię magiczną. Gdyby tego nie zrobił wszyscy bylibyście świadkami mojego końca umysłowego.

Nie zareagowali. I pewnie znowu skierowałabym się do wyjścia gdyby nie cichy pomruk i ostre pazurki. U moich stóp kiziała się Luna dokładnie okrążając mnie i ocierając o każdy kawałek zafutrzonych już nogawek.

Nie mogłam powstrzymać początkowego uśmiechu na twarzy, ale chwile potem przypomniały mi się wszystkie wizje z nią w roli głównej. Cały czas pokazywała mi ten dom, to miejsce i nie mogła pokazać mi tego co się wydarzy?

Zmierzyłam ją wzrokiem zmieniając uśmiech na pełen powagi wyraz twarzy.

-I co? Myślisz że ci wybaczę? Nie mogłaś ostrzec? Wolałaś pobawić się w chowanego?!

-Dobra, czemu krzyczysz na kota?

Wojtek nawet nie próbował ukrywać wkurzenia gdy dokładnie mierzył mnie wzrokiem a Antek i Kamil zaśmiali się cicho. Wzruszyłam tylko ramionami i chciałam iść ale znowu powstrzymały mnie słowa Adriana.

-Zostań Ala. I tak nie przejdziesz przez barierę. A za chwile powinna przyjść pizza.

Pizza? Głodna jestem jak wilk. Chociaż tu to określenie może nie być zbyt trafne. Poddając się myśli że nic nie zrobię w temacie bariery zajęłam miejsce przy kanapie na poduszce i dałam kotce ułożyć się mi na kolanach. Wszyscy śledzili mnie dokładnie obserwując moje poczynania wiec czułam się zobowiązana by coś powiedzieć.

-masz racje

Brwi Alfy podjechały do góry a reszta jakby odetchnęła.

-że jesteś wilkiem? Że nic nie zrobisz z barierą?

Pokręciłam głową.

-że przyjdzie pizza, a nie jadłam nic od wczoraj, jestem okrutnie głodna.

====================
To co ? Spacer do lasu? ;)
Pozdrawia i dziękuje. KasiaAS

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro