16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szesnasty lipca, sobota.

[pov Katsuki]

-Znów ta polana?- Bąknąłem pod nosem gdy nagle zamiast w łóżku obok Izuku wybudziłem się na trawie.

-Witaj Katsuki.

-Omega? Co ja tu robię i gdzie Alfa?- Zadałem od razu pytanie, siadając i odwracając się w stronę siedzącego, zielonego i drobnego wilczka.

-Ostatnio nie dokończyliśmy rozmowy, prawda?

-No, tak. 

-A więc, ściągnęłam cię do siebie by to zrobić.

-A Alfa gdzie? W ogóle możesz mnie ściągnąć do siebie jak gdyby nigdy nic?

-Mogę na swój teren zwołać ciebie, twoją Alfę i Izuku. Ale mniejsza z tym. Twój wewnętrzny głos właśnie rozmawia z twoim mate.

-Co? Na jaki temat? Kurwa co wy kombinujecie?!

-Nic. Gdybyśmy tak nie zrobili. Znów byś się za wcześnie obudził. A też nie mogę organizować tych spotkań co noc.- Prychnęła.- Ale na spokojnie. Chciałeś mnie o coś jeszcze spytać, ostatnio.

-Tak. Właściwie, to w sprawie Deku... Dowiedziałem się, że tylko raz się do niego odezwałaś. Dlaczego?

-Powiedział ci kiedy to zrobiłam?

-Nie. Powiedział tylko tyle, że raz cię słyszał.

-Ah... Prawda, raz się odezwałam do niego. Wtedy gdy dostał rui. Powiedziałam mu, by tobie zaufał i tyle.

-Dlaczego się do niego nie odzywasz?

-Nie czuję takiej potrzeby. Chcę powrócić do zdrowia, nie chcę dokładać problemów Izuku, ani sobie. Izuś jest silny... Ale jeżeli będąc chorą, będę się z nim kontaktować często, moje samopoczucie, zacznie mu się udzielać. Wolę pierw odczekać trochę.

-Rozumiem... A mogłabyś mu o tym powiedzieć? Albo ja bym mógł? Już ostrzegliście mnie, że mam kurwa nic nie mówić o tym co się dowiem w tym miejscu, ale on się martwi. Myśli, że coś jest nie tak i w sumie słusznie.

-Ty niestety nie możesz...- Powiedziała zamyślona, spuszczając głowę. Dumała chwilę nad czymś, po czym uniosła łeb dokańczając.- Odezwę się do niego jutro. Szybko powiem mu, że milczę, specjalnie, by mógł szybciej wyzdrowieć... To dobry pomysł. On nie będzie się martwić, a jak odezwę się raz i to na chwilę to nic nie powinno się wydarzyć...

-Dobra, to chociaż tyle.

-Tak. Katsuki, tylko to chciałeś się dowiedzieć, czy jest coś jeszcze?

-W sumie mam jeszcze jedną ważną dla mnie kwestię do poruszenia...

[Pov Izuku]

-Whoa! G-gdzie ja jestem!? Ka-Kacchan! Kacchan! Ha-halo...- Zacząłem krzyczeć, gdy nagle zamiast obudzić się w łóżku obok Kacchana, znalazłem się na jakiejś polanie i to w dodatku sam.

Było tu naprawdę ładnie... Łąka pełna kwiatów otoczona lasem... Ale czemu jestem tutaj? Przed chwilą spałem...

Wstałem z miejsca i zacząłem się rozglądać z nadzieją, że odnajdę blondyna, albo kogoś z jego przyjaciół. Naprawdę, cieszyłbym się nawet z widoku mamy Kacchana... 

-Kacchan!? Ha-halo! Je-jest tu ktoś..?

-Spokojnie Izuku.- Nagle podskoczyłem na niski głos łudząco przypominający ten Kacchana. Nie zdążyłem nawet się odwrócić a zza moich pleców wyszedł wielki kremowy wilk o zielonych oczach.

-K-kim je-jesteś?

-Wewnętrznym głosem Katsukiego, twojego Alfy. Nie musisz się obawiać. Jesteś w moim  świecie.

-G-gdzie Kacchan? Czemu tu jestem? Jak to świecie? J-ja chcę do Ka-kacchana...

-Spokojnie smyku. W rzeczywistości dalej leżycie razem w  jednym łóżku jedynie jesteście mentalnie w naszych światach. Ty u mnie, Katsuki u twojej Omegi.

-Mojej Omegi... Raz tylko ją słyszałem, to źle?

-Wiem. Nie odzywa się dla waszego dobra. Pewnie niedługo ci to wytłumaczy.

-O-okej...- Mruknąłem cicho, a wilk usiadł na przeciw mnie.- Kacchan też tak wygląda jako wilk..?

-Tak. No może różni się kolor oczu. Bo ma swoje czerwone.

-A czemu ty masz zielone..?

-Wewnętrzne głosy posiadają kolor oczu swojego mate. Twoja Omega ma czerwone, a ja zielone.

-Aaa... A jeśli mogę spytać...

-Pytaj o co chcesz. Odpowiem na niemalże wszystko.- Powiedział a na jego pysku zagościł uśmiech.

-Um... Dlaczego tu jestem?- Odezwałem się, niepewnie siadając na trawie.

-Bo Katsuki chce rozmawiać z twoją Omegą. A do tego musicie oboje spać. Ostatnio gdy rozmawialiśmy, obudziłeś się, przez co ten gówniarz się wybudził, więc tym razem także zabrałem cię tutaj.

-Ostatnio? Czyli wcześniej już się spotkaliście?

-Tak.

-Czemu Kacchan mi o tym nie powiedział..?

-Ponieważ nie można mówić o tym, co się dzieje tutaj. Nie mógł. Ty też nie będziesz mógł mu powiedzieć o tym, co się dowiedziałeś teraz.

-Nie mogę? Dlaczego?

-Takie panują zasady. Jeżeli którąś się złamie, czeka kara. 

-Ah... A-ale Kacchan wie, że z tobą rozmawiam?

-Wie. Oczywiście nie ma pojęcia o czym, ale wie, że tu jesteś.

-A o-okej.- Mruknąłem.

-Tak. Dzieciaku, chciałbyś coś jeszcze wiedzieć? Pewnie chwilę tu posiedzimy, także mogę ci wyjaśnić kilka kwestii.

-Jakby tak pomyśleć to wiele rzeczy nie wiem... Ale od dawna ciekawi mnie kwestia więzi mate. Mógłbyś mi wyjaśnić? Jak to się dzieje, że przeznaczeni zawsze się odnajdują? Już myślałem, że zginę nie poznając nikogo, a jednak Kacchan mnie znalazł.

-Więzi powiadasz?-  Zaśmiał się cicho, rozmyślając nad czymś.- Więzi naradzają się od razu praktycznie. Że tak powiem, Gdy ja się naradzałem, narodziły się także trzy inne dusze. Twoja, Katsukiego i twojej Omegi. Istnieją one od zawsze i na zawsze będą razem.

-Na prawdę? A ile ty masz lat? Pamiętasz wszystko? 

-Pamiętam każdy szczegół z naszych każdych wcieleń. A to ile mam lat, nie zliczysz.

-Nie zliczę?

-Nie sądzę, że potrafisz liczyć do pięćdziesięciu sześciu milionów lat.

-Pięćdzie... Wow! I-i ja też mam tyle lat?!- Zawołałem zdziwiony ale jednak usatysfakcjonowany.

-W teorii. Twoja dusza tyle ma. Ty, jako ty dalej masz piętnaście.

-A dlaczego nie pamiętam poprzednich wcieleń?

-W zasadzie nie wiem. Tak po prostu już jest, że przy śmierci twoja pamięć się kasuje.

-Aha... Czyli coś takiego jak przeznaczenie istnieje?

-Istnieje. Dlatego zazwyczaj przeznaczeni odnajdują się. Nie ważne o by się działo.

-Czyli z góry było zaplanowane to co się stało?

-Niestety tak.- Powiedział smutno, opuszczając pysk.- Odpokutowałeś karę.

-Karę..? Za co?

-W poprzednim życiu, Katsuki razem z twoją Omegą zawinili. Rada wyższa poszła na rękę i dała delikatną karę.

-Delikatną!? Byłem torturowany przez większość życia!- Krzyknąłem i nawet nie wiem czemu. Przecież ja nikogo za to nie winię... Ale jak to ma być delikatna kara?!- Co się wydarzyło wtedy?

-Twoja Omega przejęła nad tobą kontrolę i popełniła niewybaczalne dla rady czyny. Katsuki zamierzał ją uchronić bez mej wiedzy i dał radę... Rada, zważając na okoliczności panujące tamtego czasu skazali nas, a raczej ciebie na udręki. Nikt nie wiedział na jakie i na ile.

-Co ona zrobiła?

-Nie mogę zdradzić. Ale robiła to dla mnie i Katsukiego. Za twoim zezwoleniem.

-Czyli... Za coś co zrobił każdy ja oberwałem?

-W teorii owszem. Ale mówiąc szczerze każdy miał karę. Co prawda największą ty razem z Omegą. Omega ubolewa psychicznie gdy ty ubolewałeś fizycznie.

-Rozumiem..? 

-Przykro mi dzieciaku. Ale na prawdę mogło być gorzej...- Powiedział przybity tak jakby to była jego wina.

W sumie to była wina mojej Omegi... Ja oberwałem najbardziej. Ale to nie jest wina nikogo.

Nie w tym wcieleniu...

-A zmieniając temat. Oznaczenie.

-Ale co oznaczenie?

-Jak działa? Wiem, że trzeba ugryźć drugą osobę w dane punkty. Co daje oznaczenie?

-Naznacza osoba dominująca, musi ugryź w jeden z czterech gruczołów zapachowych. Po tej czynności wasze feromony lekko się zmienią. Wszystkie Alfy od razu wyczują, że posiadasz Alfę i nie powinny cię atakować. Także gdy będziesz miał ruję, tylko twój mate będzie na nią reagował  oraz będziecie potrafili rozmawiać w myślach.

-Dużo tych rzeczy jest.

-No troszkę. Ale pamiętaj, że do oznaczenia oboje musicie być gotowi i musicie tego chcieć. W innym wypadku będzie to dla ciebie bardzo bolesne, natomiast Katsuki będzie psychicznie wykończony i tak przez kilka dni. 

-Auć.- Aż się skrzywiłem na tę myśl cierpienia tyle czasu.

-A właściwie, to czemu o to pytasz?

-Bo nic nie wiem. Wiem, że to istnieje. Ale nic  nie wiem na te tematy.

-Mogę ci trochę opowiedzieć.

-Z chęcią posłucham.

[pov Katsuki]

-To jakie jest twoje pytanie?- Zapytała.

-Wspominałaś ostatnio, że Deku mnie kocha. Rozwiń to.- Nakazałem nie chcąc się bawić  zasrane podchody.

-Tak. To prawda, jednak on nie rozumie co to znaczy "kochać". Póki co, ufa ci ze wszystkim, podziwia cię i chcę być jak ty. 

-O kurwa lepiej niech nie chce być jak ja.- Westchnąłem zdziwiony rozkładając ręce.- Jestem chujowym przykładem do naśladowania.

-Ale jesteś jego mate. Bronisz go, dbasz o jego zdrowie, pomagasz i jesteś obok. Minęło zaledwie dziewięć dni, a już się w tobie zauroczył. Zauroczył się, nie zwracając uwagi na więzi jakimi jesteście połączeni.

-Czyli on chciałby być ze mną?- Zapytałem jak głupi, wskazując na siebie palcem.

-Może nie koniecznie teraz, zaraz ale za jakiś czas na pewno. Minęło dziewięć dni od momentu w którym się poznaliście. Przez ten czas jego życie odwróciło się do góry nogami.

-Właśnie i tego się boje.

-To znaczy?

-Że nie podobam mu się ja. A to jaki dla niego jestem. Nie znał życia, ani uczynnych ludzi. Ja sam z  zasady taką osobą nie jestem. 

-No tak, ale czy Yuriko także nie była od samego początku obok niego? Czy ona też była dla niego pomocna, miła? 

-Była.

-Ale to ciebie postrzega za kogoś bliższego. Za jakiś czas będzie gotowy na więcej. Tylko pokaż mu jak kochać.

siedemnasty lipca. niedziela

-Nauczyć... Kochać...

-Mhm...

Odwróciłem głowę na drugi bok, gdy poczułem promienie słoneczne bijące mi prosto po oczach. Wiedziałem, że nie mogę się ruszyć, bo czułem jak Izuku mocno się we mnie wtula i szczerze mówiąc podobało i podoba mi się to. Wczoraj dotarłem do jednego prostego wniosku i pogodziłem się w sumie z tym, że chcę mieć tę zieloną kulkę do końca przy sobie. Nie ważne co się działo i co ma nastąpić. A teraz, skoro jego Omega mi doradziła, to nie mam pojęcia w jaki sposób ale doprowadzę do tego, że on stanie się mój.

-Izuku śpisz?- Mruknąłem cicho, uchylając powieki.

-Tak...- Bąknął, po czym schował głowę w mój bok.- Wygodnie i ciepło...

-Ja wiem. W końcu to do mnie się kleisz.- Prychnąłem a on jedynie mocniej wściubił nos w mój tors. Poczułem jak delikatnie drży oraz jego zapach nabiera na sile.- Deku, co ty robisz?

-Gorąco...- Sapnął cichutko, zaciskając drobne rączki na mej koszulce.- Ba...Bardzo...

-Kurwa, rui już dostałeś!?- Krzyknąłem odskakując od niego i otwierając od razu okno.- Nawet dwa tygodnie nie minęły!

-Kacchan... Mgh...- Zaczął wiercić się na łóżku, a ja jedyne co w tym momencie mogłem w sumie zrobić, to zdjąłem z siebie koszulkę i mu rzuciłem. Zielonowłosy od razu chwycił materiał przesiąknięty moim zapachem i przytknął go prosto pod nos, niczym narkoman.

-Kurwa nie mam tu, tych zasranych leków.- Warknąłem zły sam na siebie sięgając telefon.- Ale ta czarownica zaraz je kurwa przyniesie.

Szybko wybrałem numer i wyszedłem z pomieszczenia. Wolę nie narażać Deku, na to, że coś mi jeszcze odbije. Od razu wybrałem numer do potomka szatana, który nie raczył odebrać za pierwszym razem. 
No w sumie jest chwilę po szóstej rano. Ale kurwa, mogłaby odebrać zamiast spać do dwunastej!

Pierwszy sygnał, trzeciej próby dodzwonienia się.

Drugi...

Trzeci...

-Kurwa odbierz to dziwko!

-Katsuki... Czego ty chuju pierdolony chcesz o tak nie ludzkiej porze?!- Usłyszałem zaspany ale wkurwiony i jednocześnie spokojny głos.- I czego kurwo mnie wyzywasz?!

-Przynieś leki na ruję! Nie zabrałem z domu, a Deku kurwa dostał jej znowu.

-Minęły dopiero jakieś dwa tygodnie... A no tak, ma nieregularne. Posłańca zaraz wyślę do ciebie.

-Szybko. On ma kurwa zajebiście mocne te gorączki. Już jego feromony czuć w całym budynku do cholery!

-Tak, tak... Wysłannik już ruszył, gdy się żaliłeś. Zaraz powinien dotrzeć.

-Mam kurwa, jebaną nadzieję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro