18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

siedemnasty lipca. niedziela

[Pov Bakugo]

Cały dzień spędziliśmy w salonie razem z pomiotem szatana który sprowadził lodową zapalniczkę, Gównowłosego oraz Landrynę. Oczywiście Izuku trzymał się jak najdalej od Todoszmaty bo się go bał. Każdej silnej Alfy się boi, więc nikt go nie wini.
A tymbardziej ja.
Podoba mi się to, że siedzi ciągle obok i nawet nie sugeruje tego, że chciałby być w innym miejscu z kimś innym.
W końcu sam dziś siedział mi na kolanach i wtulał się w mój tors. W którymś momencie, no jakoś o osiemnastej jego ruja znów zaczęła osobie przypominać co spowodowało właśnie to, że siedział na mnie. Wcześniej tylko siedział obok, ewentualnie opierał się o mnie.

Jednak teraz gdy już czułem, że zaczyna drżeć, a nie jest oznaczony. Z resztą każdy stąd jest nieoznaczony, a tutaj oprócz mnie są jeszcze dwie Alfy...

-Deku?

-Tak..?- Odpowiedział cicho.

-Zaczyna się na nowo?

-Jest dobrze... Dobrze się czuje...- Mówił cichutko i niepewnie.

-Idziesz do łóżka.- Powiedziałem pewnie wstając z miejsca i podnosząc go na ręce.- A wy wypierdalać.

-Hę? Bakubro co się dzieje?

-Deku ma ruje. Uwierzcie mi, że żaden z was się nie powstrzyma. A gdy ktoś mu kurwa krzywdę zrobi to ja rozszarpię was. Więc łaskawie wypierdalajcie.

-Bakugo, serio? Chyba potrafimy się powstrzymać przy jednej Omedze.- Westchnął pół na pół.- Z resztą byliśmy przy rui niejednej Omegi.

-Nie dacie sobie kurwa rady. Sam ledwo daje radę, a byłem do tego szkolony. A ja nie zamierzam jeszcze was wypierdalać za drzwi, wolę podać mu leki i uspokoić.- Syknąłem kierując się do schodów.

-On ma racje. Byłam przy jego pierwszej i będzie mieć jak na razie tylko gorzej. Chodźmy lepiej, a ty w razie potrzeby dzwoń.

-Ta, ta...

-Kacchan a-ale jest dobrze... Nghm...

-Yhm.- Mruknąłem wchodząc na górę a po chwili już położyłem go na łóżku. Zdjąłem z siebie koszulkę i od razu mu oddałem a sam sięgnąłem sobie kolejną.
Zabrałem jeszcze leki z półki i butelkę wody i wróciłem do niego.- Połykasz leki i idziesz spać. Gorączka jest osłabiona dwukrotnie gdy Omega śpi.

-Nie chcę...- jęknął zmęczony łykając leki.- Jestem wyspany...

-Słyszę właśnie. Położę się obok ciebie, może szybciej zaśniesz... No jeśli mogę oczywiście.

-Mhm... Możesz...- Mruknął sennie, wysuwając w moją stronę ręce niczym małe dziecko.

Bez problemu się obok niego położyłem, a on we mnie wtulił. Objąłem go ramieniem, a gdy tylko przyłożyłem głowę poczułem już jego feromony. Intensywny ale lekko wyczuwalny zapach, czyli leki coś działają w końcu. W końcu kurwa nie będę się aż tak męczyć!

Nawet nie wiem kiedy zasnąłem razem z nim.
Gdy się obudziłem była dwudziesta druga, Deku dalej spał więc wstałem tak by go nie zbudzić i zszedłem do kuchni po wodę bo jak kurwa cholernie chce mi się pić to jest jebany hit. A więc jak dotarłem nalałem sobie jej do szklanki i wypiłem od razu całość, przy okazji zauważając tę niebieską kopertę od matki. Podszedłem bliżej stołu i podniosłem kopertę oglądając ją dookoła, bo wcześniej tylko ją pierdolnąłem nie zważając na to czy coś ma na sobie czy nie. A jak się okazało, nie miała nic.

-Przydałoby się to wyjebać...- Mruknąłem kierując się do kosza, już chciałem to wrzucić, jednak wyczułem zapach zielonka.- Deku? Nie śpisz? Halo nerdzie?

Wychyliłem się do salonu, gdzie zauważyłem Omegę. Stał po środku salonu, pomiędzy kanapą a stolikiem. Podszedłem do niego po cichu, a gdy tylko znalazłem się przed nim i pomachałem mu przed twarzą ten nie zareagował.

-Deku? Śpisz?

Na moje słowa on jedynie wysunął ręce przed siebie i mnie przytulił.

-Ty lunatykujesz...

Podniosłem go na ręce niczym pannę młodą i się cicho zaśmiałem. Kurwa nieprzypuszczałbym, że zacznie lunatykować by tylko się do mnie przytulić. Natychmiast odniosłem go do łóżka i odłożyłem zakrywając kołdrą. Ja sam chciałem pójść jeszcze raz do tej kuchni pogasić światła, ale zatrzymał mnie Deku, który chwycił mnie za dłoń.

-Kacchan..? Gdzie idziesz..?

-Do kuchni światło zgasić.

-Światła..? Nie zgasiliśmy ich..?

-Byłem przed chwilą w kuchni się napić. Zapomniałem je zgasić. Idź spać, zaraz wrócę.

-Dobrze...- Mruknął jeszcze raz, zwijając się w kulkę i okrywając szczelnie kołdrą.

No i co, udałem się do kuchni, zgasiłem światło i wróciłem. Położyłem się na łóżku obok zielonka, a ten od razu się we mnie wtulił, jakby kurwa miał szósty zmysł.

-Ta, dobranoc Deku.

Osiemnasty lipca. Poniedziałek

-Mam zaplanowany dla nas dziś dzień.- odezwałem się nagle. Właśnie była jakoś dziesiąta i jedliśmy dopiero śniadanie. Co prawda wstaliśmy jakoś o ósmej, ale Deku nie miał siły wstać z łóżka. Dopiero silne leki i kurwa dwie godziny wdychania mojego zapachu mu pomogły.

-Co będziemy robić?

-Po pierwsze, znów bierzesz leki. Po drugie jedziemy do miasta ludzi dla ciebie po telefon i przy okazji po inne pierdoły. Po trzecie do pobliskiej apteki po kolejne leki dla ciebie i po ostatnie, tamten dzieciak który zawdzięcza ci życie w końcu wyszedł ze szpitala i jest w domu dla sierot, możesz go odwiedzić.

-Na prawdę? W szpitalu nic mu nie zrobili??- Dopytywał zdziwiony, bo w końcu dalej nie chciał wierzyć w to, że w tej placówce leczą żywych, zamiast ich ukatrupiać.

-Ta, żyje i ma się dobrze.

-A dowiedzieli się coś na jego temat?

-Chłopak nic nie pamięta. Ktoś mu wymazał ponoć pamięć.

-A mnie pamięta?

-Tak. Ciągle o ciebie pytał. A gdy usłyszał, że nic ci nie jest, dopiero dał się zbadać.

-To urocze.- Powiedział dumny, uśmiechając się sam do siebie.- O której do niego idziemy?

-Pierw zakupy. Do piętnastej powinniśmy się wyrobić.

-Nie możemy pierw do chłopczyka?

-Nie. Masz mieć telefon, byś w razie potrzeby miał jak się skonatkować z kimkolwiek, a w szczególności ze mną. Nie długo pójdziesz do mojej szkoły, ale innej klasy, więc nie będziemy się widzieć co minutę a raczej co godzinę najprędziej.

-Szkoły..? Tam będzie dużo ludzi...

-Wiem. Ale musisz się edukować. Nauczyciele wszyscy zostali już powiadomieni, a żebyś się, aż tak nie bał, będziesz z Pikachu w klasie bo tylko ten idiota nie zdał pierwszej liceum.

-Z Denkim w klasie?

-Dokładnie. Dopóki się nie zaklimatyzujesz będę na każdej przerwie czekał pod twoją klasą.

-Dobrze...- Powiedział niepewnie, uśmiechając się do mnie.

-Tak ale pierw zakupy.

-Tylko się przebiorę!- Zawołał wesoły biegnąc na górę.

-Przecież też jestem w piżamie...- Mruknąłem pod nosem zaczynając zgarniać naczynia.- Czemu Omegi i kobiety tak się stroją to za chuja nie rozumiem.

~~By się upodobać partnerowi!

--Bezsens.

~~Spójrz na to w ten sposób. On chce się tobie upodobać!

--Nie musi.

~~Ale on CHCE. Nie marudź jeżeli dzieciak się stara.

--Dobra nie miaucz już. Przecież nic złego nie zrobiłem jeszcze. Jedynie kurwa nie rozumiem strojenia się, jak ktoś ma się w tobie zauroczyć czy tam zakochać, to zrobi to nie ważne jak wyglądasz ta?

~~W teorii powinno tak być. Ale wiesz jak działa świat idioto.

--Tsa... Idę się przebrać.

I poszedłem na górę, gdzie zastałem Deku stojącego przed lustrem. Zdołał już się przebrać i chyba kombinował coś z włosami. Ja natomiast nie zwracając uwagi na to, udałem się do szafy i wyjąłem z niej swój czarny komplet dresów, który następnie planowałem założyć.

-Kacchan pójdę jeszcze do kuchni się napić.

-To idź, nie musisz mi meldować, jeżeli nie wychodzisz z domu.

-Ah, dobrze.- Mruknął i poszedł.

Przecież kurwa nie trzymam go na uwięzi, czemu on mi tak wszystko melduje?!

Moje przebieranie się zajęło nawet nie dwie minuty, a już szedłem do kuchni po zielonka. Jednak po drodze zauważyłem go stojącego w salonie.

-Co tam Deku?

-To ten list od twojej mamy?- Zapytał, a ja nie powiem, zdziwiłem się. Przecież go wyrzucałem...

-Skąd to masz?

-Leżał tu na podłodze, więc podniosłem... Zdziwiłem się, że jest tu skoro zostawiłeś go w kuchni...

Kurwa, no tak. Jak w nocy zabierałem go do pokoju musiał mi upaść. Kurwa jebana mać.

-Czytałeś go?

-Nie.

-Czemu?

-Bo to od starej. Nie chcę mieć z nią styczności od dawna a gdy mi się to w końcu udaje, chciałbym to podtrzymać.

-Kacchan... To twoja mama...- Powiedział pewnie, ale miękko.- Proszę, przeczytaj chociaż, to co chce ci przekazać. Nie musisz jej od razu odpowiadać.

-Później.

-Nie przeczytasz go tak to.

-I o to chodzi.- Prychnąłem siadając na kanapie, tuż obok miejsca w którym ten stał.

-Kacchan, proszę.- Powiedział ponownie siadając obok i robiąc maślane oczka.- Proszę...

-Kurwa. Daj to cholerstwo.- Syknąłem wyrywając wręcz mu kopertę, a on od razu szczęśliwszy się we mnie wtulił.

Odpieczętowałem list, a następnie sprawdziłem zawartość koperty. Znajdowała się w niej tylko kartka na której było coś odręcznie napisane.

"Katsuki skarbie moje, przepraszam za tę całą sytuacje..."

-Nie, chyba będę rzygał, jak będę to kontynuował.

-Kacchan no.

-Ugh.

"Katsuki skarbie moje, przepraszam za tę całą sytuacje, nie powinnam była tak reagować, tymbardziej gdy to znalazłam wystraszoną Omegę u ciebie w pokoju zamiast przeszukującej wszystko Alfy. Nie będę cię oszukiwać, wystraszyłam się widząc chłopaka w twoim pokoju, którego w dodatku nie znała Ochaco, a nawet się go wystraszyła. Chciałam byś poukładał sobie życie z jakąś silną kobietą, która w końcu podziałałaby na twoje porywcze i uparte zachowanie. wiem, że zdajesz sobie z tego sprawę ale jednak... Nie powinnam w ogóle tak reagować i nie ma wytłumaczenia na moje zachowanie. Chciałabym ciebie a w szczególności tę Omegę przeprosić i go poznać. Wiem, że twój tato dostąpił już tego zaszczytu i opowiedział mi, że ten chłopak jest miły, uprzejmy i delikatny z charakteru w dodatku napąknął, że nie tylko z wyglądu przypomina Inko. Jeżeli będziesz chciał i będziecie gotowi, zorganizuję wasze spotkanie z Inko, byście się upewnili czy na pewno nie jest to... to Izuku, mimo tego, że dalej jest mi to ciężkie do uwierzenia. Proszę nie gniewaj się na mnie długo, czekam na jakąś wiadomość z twojej strony."

-Pierdolenie.- Warknąłem pod nosem zgniatając papier.

-A ja myśle, że nie. Chciała dla ciebie dobrze...- Mruknął cicho, dalej nie odklejając się od mojego boku.

-Czytałeś to?

-Nie znam tylu znaków... Zrozumiałem kilka słów, w tym przeprosiny. Na pewno twoja mama chciała dobrze...

-Widzisz w każdym dobro?

-... Każdy ma w sobie dobroć.- Powiedział po chwili zastanowienia.- Niektórzy nie potrafią jej okazać albo... Nie rozumieją jak działa.

--Ciekawe czy tak samo sobie tłumaczył zachowanie jego porywaczy...

~~Nie bądź wredny dla niego smarkaczu.

--NIC NIE POWIEDZIAŁEM KURWA.

-Coś się stało Kacchan..? Powiedziałem coś nie tak?

-Co?

-Zawiesiłeś się dziwnie... Przepraszam...

-Nic nie zrobiłeś głupku. Moja zjebana Alfa się odezwała.

-Alfa? Czemu go wyzywasz? On jest miły.

-Skoro on może mnie, to ja mogę go.- Prychnąłem wstając.- To co idziemy?

-Tak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro