2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siódmy lipca, piątek.

[Pov Bakugo]

Właśnie kierowałem się w stronę jadalni gdzie to już miała czekać moja matka razem z ojcem i siostrą. Za jakieś trzydzieści minut ma się zjawić ta jebnięta, dziwka zwana Urasraką. Ponieważ moja matka stwierdziła, że musimy spędzać ze sobą więcej czasu, a w dodatku, ona chce ją lepiej poznać. Dobre se. Niech ona sobie ją poznaje dobitnie, ale nie zmusza mnie do zadawania się z tym czymś. 

Skierowałem swoje powolne ruchy w stronę pomieszczenia, gdzie rzeczywiście była cała moja rodzina. A no oprócz matki.

-Katsuuu!- Pisnęła czarnowłosa rzucając się w moją stronę.- Idziesz ze mną dziś trenować wieczorem!

-Za chuja nie, mam inne plany.- Prychnąłem, a w jej oczach ujrzałem determinację.

Tak, właśnie ten wyraz szkarłatu w jej oczach ukazuje mi jak bardzo będzie mnie męczyć dopóki nie ulegnę jej namową.

-Jak to?! Obiecałeś!

-Ja? Od kiedy dotrzymuję obietnic?

-Od kiedy tyczy się to treningów! Ty nigdy ich nie odpuszczasz!

-Tym razem mam coś ważniejszego.- Prychnąłem i usiadłem do stołu.

Yuriko usiadła centralnie na przeciw mnie gdzie znajdowało się jej miejsce. Nasza matka razem z ojcem zajmowali miejsca po mojej prawej centralnie na końcu długiego dębowego stołu.

-Ciota! Boisz się!

-No chyba kurwa śnisz.- Warknąłem w jej stronę. Dobrze zdaję sobie sprawę, że ona mówi to tylko po to by mnie zdenerwować.

-Dzieci uspokójcie się...- Zaczął spokojnie mój, znaczy nasz ojciec.

-PIZDA SIĘ BOI!

-TY MAŁA DZIWKO!

-JAK TY MNIE DO CHOLERY NAZWAŁEŚ?!

Zaczęliśmy się wyzywać nie oszczędzając w bluźnierstwach. Co prawda, ojciec usiłował nas uspokoić jednak nic mu nie wychodziło także też poddał się po kilku próbach.

-Zamknijcie się!- Krzyknęła nasza rodzicielka gdy wtargnęła do jadalni i zajęła miejsce.- Znów się kłócicie? O co tym razem?

-Ten błazen, oszukał mnie co do treningów.

-Jaki kurwa błazen!

-Zajebiście zjebany!

-Ty kurwo..!

-CISZA JAK W GROBOWCU RODZINNYM!- Krzyknęła nasza matka, powodując idealną ciszę.- A teraz. Katsuki czemu odpuszczasz sobie trening? 

-Mam aktualnie ważniejszą sprawę.- Warknąłem, chcąc zakończyć ten temat.

-Katsuki! Miałeś mi pomóc, więc chociaż musisz mi powiedzieć o co chodzi!

-Nie ma takiej kurewskiej opcji.- Prychnąłem wstając od stołu a Beta ruszyła za mną.

-Ej dzieciaki! Gdzie wy idziecie!- Usłyszałem w tle jeszcze krzyk naszej matki, na co Yuriko odpowiedziała jej, że wrócimy na spotkanie.

No może ona wróci bo ja nie planuję. Muszę wrócić do tej Omegi...

-Znalazłeś sobie Omegę?! CHCĘ JĄ POZNAĆ! I tak nie lubiłam tej całej Ochaco...- Nagle wyrwała się mówiąc do mnie pół szeptem.

-No ty kurwo jebana, czego mi w myślach czytasz! Pierdolona więź bliźniąt.

-Jaka Omega?

-Nie mam do chuja Omegi!- Wywarczałem wściekły.

-Hę? To o jaką chodzi? POKAŻ MI JĄ! NA PEWNO JEJ KRZYWDĘ ZROBIŁEŚ!- Pisnęła do mnie czarnowłosa a ja jej zasłoniłem dłonią usta.- Pokaż mi tę biedną dziewczynę.- Tym razem powiedziała znacznie ciszej jednocześnie łapiąc mnie za ramiona.

-Nie pokażę ci żadnej dziewczyny.- Prychnąłem, a w jej oczach załączyły się kurwiki które odziedziczyliśmy po matce.

-Dlaczego do chuja? Jestem pewna że nie jest z nią dobrze!

-Bo to do chuja nie jest dziewczyna.

-Huh? MĘSKA OMEGA?!- Zaczęła mną trząść. Yuriko była ewidentnie podekscytowana.- Nigdy nie widziałam męskiej Omegi, nie licząc Kaminariego! Czekaj... on jest w złym stanie, tak? 

-No...

-Zaprowadź mnie. Obydwoje wiemy, że lekarz z ciebie chujowy, a ja zamierzam skończyć medycynę.- Od razu spoważniała i się uspokoiła.

-Nie dasz mi spokoju racja?- Jęknąłem a ona pokiwała głową na znak zgody.- To chodź.

-Jak on się nazywa?

-Eeee, nie pamiętam. Mówię na niego Deku.

-Ile ma lat? 

-Nie więcej niż szesnaście.

-Ma watahę?

-Nie wiem... Czekaj co to za pojebany wywiad? Śledztwo prowadzisz?

-Może.- Zaśmiała się cicho.- Chcę coś wiedzieć o nim, pewnie się panicznie boi...

-To akurat fakt.- Przyznałem i podszedłem do drzwi.- To tu.

Przekręciłem klucz w zamku i otworzyłem powoli drzwi. Od razu do naszych nozdrzy dotarł intensywny zapach mięty, który mógłby wręcz dusić. Pierwsze co to ruszyłem do okna i je otworzyłem na szerz, natomiast Yuriko w tym samym czasie podbiegła do chłopaka.

-Hejka, boli bardzo?- Spytała się zielonowłosego który leżał zwinięty w kulkę i trząsł się niczym galareta jednocześnie głośno łkając.

-T-T-Tak...- Wydukał z ledwością, a Beta zaczęła coś mu tam robić.

-Katsuki! Idź po leki!

-Dawałem mu już przeciwbólowe.- Powiedziałem zasłaniając nos i trzymając się na dystans, nie odchodząc jednocześnie od okna. Tutaj nie czułem tego zapachu...

-Boże widać jak bardzo niedoinformowany medycznie jesteś.- Jęknęła po czym wstała z miejsca.- Zostań przy nim, ja zaraz tu wrócę z moim sprzętem.

Po tych słowach wybiegła z pokoju, pozostawiając nas samych. A ja no co mogłem zrobić? Usiadłem obok poszkodowanego, dalej zasłaniając szczelnie nos i zlustrowałem go. Wyglądał tak jak wcześniej, mimo drobnej różnicy. Albowiem, z ledwością siedział w miejscu i powstrzymywał piski.

Nieświadomie zacząłem wytwarzać swoje feromony, jednak od razu przestałem i nagle zaczęła mi pulsować głowa... no i poczułem się jeszcze bardziej podniecony... I to nie tak jakby był to spowodowane jedynie przez zapach... Gorączka mi się zaczęła? Ale że tak dwa tygodnie za wcześnie... Nie to niemożliwe...

Akurat do pomieszczenia wparowała Yuriko a ja jak poparzony odskoczyłem od krzaczka.

-A tobie co?

-Głowa mnie rozbolała...- Mruknąłem.

-Aha.- Skomentowała i powróciła do Omegi.- No dobrze słodziaku, brzuch cię boli tak?

-Yhm...- Mruknął niepewnie.

-Dobrze, proszę cię połknij to. Po chwili powinieneś poczuć się znacznie lepiej.- Podała mu dwie fioletowe kapsułki, które ten niepewnie połknął.- Pokaż mi brzuch, nie będziesz zły jak cię dotknę? Chcę ci pomóc...

Mówiła do niego tak łagodnym i delikatnym głosem jak dosłownie do każdego. No każdego z wyjątkiem mnie. Wiecie ta miłość pomiędzy rodzeństwem...

Po chwili wsunęła pod jego koszulkę dłoń i zaczęła go masować, na co ten zaczął się jeszcze bardziej trząść. A co lepsze, wkurwił mnie widok tego, że ona go dotyka w takich miejscach.

-Nie bój się...  Nie zrobię ci krzywdy... Rany, jaki ty wychudzony jesteś... Katsu, dawałeś mu coś do jedzenia?

-Za kogo ty mnie masz?!

-Debilu, wiem jak obchodzisz się z innymi.

-W sumie fakt. Ale dałem mu jeść, pić, leki przeciw bólowe. Ba, nawet ciuchy swoje!

-Ależ dobroć... Ale co do czego nawet nie podałeś leków na ruje!

-A skąd do cholery miałem wiedzieć, że ją ma?!

-Trzeba było nie spać na biologii ciołku!- Fuknęła w moją stronę.

-Mi się wydaje, czy ruja inaczej wygląda!- Warknąłem, a ona mnie olała.

W końcu przeniosłem swój wzrok ponownie na Omegę, który ewidentnie panicznie się bał. Bez namysłu podszedłem bliżej ich. W sumie... Skoro i tak dostałem już gorączki, to mogę wytworzyć feromony, by go uspokoić co nie?

Zacząłem wypuszczać trochę swojego zapachu, co od razu zauważyła ta brzydula, jednak Deku ponownie stawał się z chwili na chwilę coraz spokojniejszy.

-Katsu... Czy ty... Nie...

-Za-Zamknij się.- Za jąkałem się, gdy poczułem jak nagle zrobiło mi się gorąco.- W-Wiem c-co chcesz po-powiedzieć...

-Masz gorączkę! To nawet dobrze się składa. Weź go przytul.

-N-Na chuj?

-Bo on poczuje się lepiej, ty przy okazji też. Znaczy może ty nie do końca, ale no...

-J-Ja wiem, że po-poczuję się go-gorzej...- Wydukałem, z ledwością ją obserwując.- Czemu tak źle się czuję... Gorąco...

-Jesteś podniecony. Okropnie podniecony i to widać a spowodowane jest to tym, że to jego pierwsza ruja, dlatego też dla niego aż tak bolesna a w dodatku w tym momencie dowiedzieliście się, że jesteście swoimi przeznaczonymi. Aż się dziwię, że jesteś opanowany.

Przez taką intensywności jego feromonów, moja gorączka wskoczyła na zajebiście wysoki level, to sam nawet zauważyłem. Było mi w cholerę gorąco no a w dodatku obraz lekko mi się rozmywał i ciężej się oddychało. A co lepsze, mój członek stał na baczność. Nie wiem czy jest to spowodowane tym, że zdążyłem go poznać i już jeb z pełnej petardy, a może tym, że jego zapach jest aż nad to intensywny, czy sam fakt że muszę się powstrzymywać by mu nic nie zrobić. A to powstrzymywanie jest w cholerę ciężkie

-Skoro i tak już się męczysz... Przytul go chociaż, to mu pomoże.

Spojrzałem na nią spode łba z chęcią mordu, jednak posłusznie podszedłem bliżej zielonka, usiadłem dosłownie obok niego. Yuriko natomiast pomogła mi i posadziła go na moich kolanach, bo ja nie byłem w stanie tego zrobić. Chłopak od razu wtulił się w mój tors dalej cały drżąc. Z ledwością objąłem go ramieniem i skierowałem wzrok na moją diabelską siostrę.

-N-Nie mów o-o tym nikomu. Ja-Jasne?

-Jak słońce... Ale, wiesz że tak to nie będziesz musiał się hajtać z Ochaco?

-I t-tak tego bym nie zro-zrobił.- Wysapałem, na prawdę ciężko mi się oddychało.

-Czekaj, dam ci zaraz leki...- Oznajmiła po czym zaczęła poszukiwać jakichś prochów.- Jego zapach powinien zaraz osłabnąć, jednak weź to. Powinna cię głowa przestać tak boleć oraz zrobi ci się mniej duszno.

Łyknąłem dwie tabletki które podsunęła mi pod sam ryj.

-Ja pójdę tam i powiem matce, że źle się poczułeś.

-Ska-skapnie się...

-Mi nie uwierzy? No proszę cię. Powiem jej, że ci wyjebałam w brzuch za pomocą demona, bo... bo mnie zdenerwowałeś a teraz nie chcesz nikogo widzieć.

-Do-dobra...-  Wysapałem zmęczony z ledwością utrzymując otwarte oczy.- Dzie-Dzięki...

-No, no. Idźcie oboje spać. Później podejdę tu i sprawdzę co u was.- Wstała z miejsca i ruszyła do wyjścia.- Zamknę was tu, by czasem nie zechcieli wbić. 

No i wyszła zostawiając nas samych. Dużo z tego nie pamiętam... No tyle, że jeszcze chwilę go przytulałem a ten z ledwością się uspokajał. Dalej pustka.

[Pov Yuriko]

No nie wierzę! Ten debil w końcu kogoś sobie znalazł! I to męską Omegę! Toć męska Omega jest tak rzadka jak damska Alfa!

Przemierzałam uradowana korytarz aż to trafiłam do jadalni, gdzie była już Uraraka. 
To nie było tak, że jej nie lubię... Znaczy może... Nie przepadam za nią, jednak nie mogę powiedzieć, że posiadam do niej urazę czy coś.

Podeszłam do szatynki i przytuliłam.

-Hejkaa!- Zawołałam.

-Hej Yuriś!

-Yuriko? Gdzie twój brat?- Odezwała się matka, obserwując mnie podejrzliwie. Od razu do niej podeszłam.

-No wiesz... Posprzeczaliśmy się i oberwał w brzuch i... Trochę niżej od jednego z moich demonów.- Nachyliłam się w jej stronę i powiedziałam znacznie ciszej, tak by nie usłyszała moja rówieśniczka.- Po za tym pomyliłam strzykawki i zamiast uspokajacza dostał leki nasenne.

-Rozumiem, ale ile razy ci mówiłam byście się nie bili? Ah...- Powiedziała zrezygnowana- Przykro mi Ochaco, ale Katsukiego pewnie nie będzie dziś. Tak się składa, że jak oberwie mu się od demonów to zazwyczaj nie wstaje przez kilka godzin z łóżka.

-Aż tak? Myślałam, że jest silną Alfą...- Powiedziała zamyślona, irytując mnie.

-Chcesz się przekonać siły mojej mocy?- Powiedziałam sadystycznym tonem, przyprawiając ją o dreszcze.

-N-Nie.., Wierzę ci...

Przez kolejne bite dwie godziny spędzałam czas razem z Ochaco, która po obiedzie uczepiła się mnie jak rzep psiego ogona. Początkowo, usiłowała dostać się do mojego brata od siedmiu boleści więc, w ramach odciągnięcia ją od tego pomysłu zabrałam ją do siebie na oglądanie jakichś filmów czy coś.

Ten chuj będzie musiał mi słono się odwdzięczyć bo miałam plany!

*****

-No to kiedy wpadniesz?- Zapytałam brunetki, która właśnie miała opuszczać nasz dom.

-Jak na razie, mam dużo spraw na głowie... Ale postaram się w weekend.

PRAWIE CZTERY DNI SPOKOJU!

-Ah... No dobra. Przekażę Katsukiemu.- Powiedziałam po czym przytuliłam brunetkę.

-Noo, szkoda nie mogłam iść go zobaczyć...

-Uwierz mi, lepiej dla ciebie. By nas obie zamordował i każdego innego.

I tu akurat mówię szczerze. Ją by zamordował za to, że zobaczyła go w tym stanie, a mnie że do tego dopuściłam.

-Rozumiem, pamiętam przecież jaki wybuchowy jest. Niczym jego dar.

-Oj taaak...- Zaśmiała się cicho.- No to do zobaczenia!

-Tak, papa!

Jak tylko zamknęłam za nią drzwi od razu pędem ruszyłam do pokoju w którym dalej byli zamknięci chłopacy. Oby ten debil nic nie zrobił tamtej Omedze, bo tak to na prawdę oberwie z demona. Co jak co, nie korzystam z tej mocy. Jednak. Jeżeli chodzi o czyjeś zdrowie albo się porządnie wkurwię to nie ręczę za siebie.
Szybko przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam drzwi. Do moich nozdrzy doleciał delikatnie zmieszany zapach mięty i brzoskwini. Był on dobrze wyczuwalny ale nie tak duszący jak wcześniej. Zamknęłam od razu za sobą drzwi i podeszłam do łóżka. 
Blondyn dalej spał w tej samej pozycji co wcześniej. Czyli siedział, opierając się o ramę łóżka, natomiast zielonowłosy wtulał się w jego tors. Oboje wyglądali na spokojnych i nie wyglądali na chorych. Jednak w ramach bezpieczeństwa zmierzyłam temperaturę bratu, a młodszemu ciśnienie. Na szczęście okazało się wszystko w jak najlepszej normie, więc leki musiały bardzo skutecznie podziałać.

-Słodko...- Mruknęłam pod nosem gdy Debil chwycił go mocnej, po tym jak poczuł, że coś robię z Omegą.

-Nie podniecaj się tak.- Odpowiedział oschle otwierając powoli oczy.

-Masz u mnie dług. Wiesz, że lubię Ochaco, ale nie gdy muszę z nią spędzać dłużej niż półgodziny.- Warknęłam wściekle.- A przez ciebie byłam na nią skazana na bite trzy godziny, bo chciała iść i sprawdzić co się z tobą stało.

-Przydałaś się na coś w końcu.

-Masz dług chuju. Nie wiem jak go spłacisz, ale zrobisz to.

-Ta? Tylko przypominam, że dalej nie spłaciłaś u mnie "Długu" gdy kryłem ci dupę jak poszłaś imprezować ze swoją szczotą i o mało nie wpadłaś w pampersy.

-Dobra, nie masz długu.- Westchnęłam zupełnie zapominając, o tym że miesiąc temu on mnie uratował.

-No i pięknie. A teraz, co powiedziałaś im?

-Matce? Na ucho powiedziałam, że oberwałeś i przypadkowo cię uśpiłam. Od razu uwierzyła... No a reszta usłyszała wersje, że mnie wkurzyłeś i oberwałeś tak mocno, że nie możesz się zjawić. 

-Yhm... Co mówili?

-Twoja narzeczona jedynie się zdziwiła, że aż tak osłabłeś po uderzeniu demona.- Prychnęłam, bo w końcu nie raz sprawdzałam moc moich pomocników, właśnie na jego skórze.

-Zdycham jedynie po trójce. Wypraszam to sobie, ale Trójek jest zajebiście mocny.- Odezwał się oburzony.

Fakt posiadam trzech pomocników ponumerowanych. Jeden- O najsłabszej sile i jest przeznaczony raczej jako wysłannik. Dwa- Taki całkiem silny, jednak każdy kto zna sztukę walki go pokona, bez daru. Trzy- Który sile dorównuje All Mightowi oraz mam Cerbera, który niestety jest jeszcze szczeniakiem.  Przywołanie każdego wysysa ze mnie energię. A im silniejszy podwładny, tym więcej kradnie ze mnie życia, także trójek to moja ostateczność.

-Tak "Trójek" jak to ty mówisz, pokona niemalże każdego. Nie licząc Alf z indywidualnościami odpowiednimi do walki z nim. 

-No...- Powiedział po czym spuścił wzrok na chłopaka który zaczął się wiercić.- Wstałeś już?

-Mh...- Mruknął przecierając oczy, gdy zauważył w jakiej pozycji i na kim siedzi, jak oparzony zeskoczył z kolan blondyna i spadł na podłogę panicznie odsuwając się w kąt pomieszczenia.- Prze-Przepraszam!

-Hej, nic się nie stało.- Powiedziałam spokojnie i skierowałam się w jego stronę. 

Katsuki, jeszcze nie do końca ogarnął co się właściwie stało. W sumie mu się nie dziwię, że nie do końca kontaktuje po takich objawach...
Chłopak od razu odsunął się ode mnie jeszcze bardziej, wciskając swoje drobne ciało pomiędzy dwie ściany i przyciskając nogi pod samą klatkę piersiową.

-Hej... Nie bój się mnie, nic ci nie zrobię...

Zielonowłosy podniósł swój wystraszony wzrok na moją twarz i niepewnie zaczął obserwować każdy mój ruch.

-Jestem Yuriko, siostra tego debila.- Wskazałam ręką na blondyna.- Katsukiego, który cię tu przyprowadził. A ty?

Przez chwilę się nie odzywał a dopiero po chwili wykrztusił z siebie.

-I-Izuku... 

-Izuku tak?- Powtórzyłam z racji iż byłam nie pewna czy dobrze usłyszałam.- Ładne imię... Skąd pochodzisz?

Odpowiedział mi ciszą. W sumie się nie dziwię, nie wygląda na zbyt otwartego, a po za tym ewidentnie boi się ludzi.

-To powiedz chociaż czy masz watahę. 

Po chwili namysłu ze strony Izuku usłyszałam ciche "Nie".

-A powiesz mi może jak się tu pojawiłeś na naszych terenach?

Gdy już chciałam zmienić temat, z racji łez które zaczęły spływać po jego policzkach usłyszałam jego szept.

-U-Uciekłem... Ch-Chciał mnie za-zabić...

-Huh? Kto?- Poderwał się ten pojeb, który także usłyszał jego głos.- Kto ci to zrobił i chciał cię zabić?

-Ależ ty delikatny.- Prychnęłam na jego słowa.

Izuku zaczął mocniej płakać. 

-M-moi... Wła-Właściciele...

-Właściciele?- Zapytałam zdziwiona a on przytaknął. Nie wiele myśląc podeszłam do niego bliżej i delikatnie przytuliłam. Był cały roztrzęsiony i ewidentnie wszystkiego się bał.

-Pro-proszę... N-nie róbcie mi krzy-krzywdy.- Wyjąkał ledwie zaciskając oczy.

-Nie zrobi, ci nikt tu krzywdy.- Wyszeptałam do niego.

-O-Oni tu wrócą... Ma-Mam rację? Wr-Wrócą i znów zgwa-zgwałcą... Be-będą torturować, z-za to że u-uciekłem.

-Nikt tu nie przyjdzie.- Powiedziałam spokojnie, jednak ten wpadł w atak paniki.

-Za-zabiją... Po-Poprzez to-tortury... Zabiją z-za to, że u-uciekłem...

-Nic ci się nie stanie, przysięgam...- Zapewniałam go ciągle jednak nic to nie pomagało.

-A ja o to zadbam- Dodał Katsuki wstając z miejsca, sięgnął z mojej apteczki dobrze mu znaną strzykawkę, po czym wbił ja  w ramię zlęknionego chłopaka.

-C-co! Zostaw!- Zaczął krzyczeć wystraszony, więc musiałam mocniej go chwycić, póki cała substancja, nie znalazła się w jego ciele.

Lekko różowawa mieszanina już po chwili była wtłoczona w jego żyły. 

-Już pamiętasz które to są środki uspokajające co?- Zakpiłam, gdy Katsuki wyjął strzykawkę i rzucił gdzieś w kąt, a Izuku z chwili na chwilę stawał się znacznie spokojniejszy.

-Skoro raz w tygodniu chociaż, mi to wstrzykujesz i to od roku to wiem.- Prychnął i skierował się w stronę drzwi.

-Gdzie ty idziesz?

-Ja? Skoro komuś uciekł, to pewnie go szukali, co za tym idzie, zapewne straż ich złapała. A ja mam kilka pytań...- Powiedział niby poważnie, jednak w jego oczach widziałam coś, co nikt inny nie potrafił zauważyć...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro