Rozdział 36 [Wypad do miasta]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jako, że mniej i Sakurze, chodzenie po drzewach wychodziło najlepiej, Kakashi dał nam dziś ,,wolne". Z nudów poszłyśmy z Tazuną na zakupy do miasta.

~ Ale biednie, przez ten okres czasu spędzony w Konohagakure, zapomniałam jak wygląda nędza i bieda.~

Weszliśmy do spożywczaka. Po minie Sakury, mogłam wywnioskować o czym myśli, a myślała o tym, że tu nic nie ma.

- Panie Tazuna... Kupimy ten por?

- Hę? Po co?

- I te 4 ziemniaki!... A bo znam przepis na bardzo tanią zupę krem z poru. Smakuje jak dyniowa, a jest o wiele tańsza!

- Czego do niej potrzebujesz? Por ziemniaki, sól i to tyle.

- Dobrze możemy kupić jeden por.

Tazuna kupił co musiał. W międzyczasie w sklepie jakiś facet chciał okraść Sakure, a ona pomyliła go z zboczeńcem i go kopnęła. Kiedy wyszliśmy ze sklepu zagadała do mnie.

<[imię]... Skąd znasz taki przepis? Poza tym, nie wyglądałaś na zaskoczoną tutejszą biedą.>

<W porównaniu do miejsca w którym żyłam to miejsce jest średnio zamożne.> odpowiedziałam krótko, mając cichą nadzieję, że Sakura nie będzie chciała ciągnąć tematu.

Po drodze do domu, zaczepiła nas jeszcze mała dziewczynka, której Sakura dała cukierki. Na całe szczęście Sakura nie poruszyła tematu skąd pochodzę i w ciszy wróciliśmy do domu.

- [imię], Sakura już wróciłyście? - spytał sensei.

- Nie jesteśmy twoimi halucynacjami sensei... Panie Tazuna proszę dać mi zakupy, zabiorę się za przygotowanie obiadu.

Tazuna oddał mi siatkę, a ja poszłam do kuchni i przygotowywałam zupę krem z pora.

<Sensei co jest z nią nie tak? Zachowuje się jakby była najbardziej poszkodowana na świecie i ciągle się popisuje! I do tego nie okazuje innym za grosz szacunku i jest zarozumiała!> usłyszałam szept Sakury.

~ Mogłaby się przynajmniej upewnić czy nic nie słyszę jeśli chce mnie obgadywać. ~

<Sakura... Ja nie mam prawa mówić o jej historii. Zresztą sam dobrze jej nie znam, ale wiem, że w jej życiu wydarzyło się naprawdę wiele złego i nie powinnaś o niej tak mówić...>

Sensei zaczął mówić coraz ciszej.

~ Szlag! Nic nie słyszę!... Mam pomysł!~

Użyłam Henge i na mojej głowie znów pojawiły się śnieżno białe uszy lisa.

< Ona nie jest taka jak my, musisz zrozumieć. Daj jej szanse. Wasze życia to dwa różne światy, zrozum.>

<Ale sensei!>

<Sakura! Zrozum, że [imię] jest w naszym zespole ze względu na Hokage-sama i nie możemy nic na to poradzić.>

<Ale ona chciała nas zdradzić!>

<Wiem i dlatego muszę ją obserwować i nie można dać jej jakich kolwiek powodów do podejrzeń... Poza tym jej pokłady czakry są ogromne i jeśli nie będzie panować nad sobą może nam zrobić krzywdę.>

<Potwór!>

~ Nawet ty sensei?!... Teraz to wy zniszczyliście moje zaufanie do was. Haku i Zabuza nigdy by mnie nie zdradzili, nawet kiedy wiedzieli o drzemiącej we mnie sile nie nazwali mnie potworem! A co jeśli Naruto też?! ~

Włożyłam moją maskę obojętności i skończyłam robić zupę. Cofnęłam Henge i zmierzałam do wyjścia.

- [imię] gdzie idziesz?

- Na spacer. - powiedziałam tak chłodno, że aż mogłam dostrzec strach w oczach Sakury.

- C-coś się stało? Możesz nam powiedzieć [imię]. - powiedziała Sakura.

~ Zgrywasz przyjaciółeczkę Sakura?~

Zignorowałam Sakure i ruszyłam dalej do wyjścia, zatrzymałam się dopiero w połowie drzwi.

- I dla jasności, nie życzę sobie aby sensei, ani nikt inny mnie śledził. - powiedziałam jeszcze oschlej.

Wyszłam z domu i chciałam pójść na polanę, ale zatrzymałam się w połowie drogi.

~ Przecież teraz trenują tam Sasuke i Naruto. Oni pewnie też myślą to samo. To boli, nawet bardzo. Szczególnie Naruto... ~

Pobiegłam z całych sił w przeciwną stronę. Tak aby znaleźć się jak najdalej od polany i domu Tazuny. Po 30 minutach biegu, usiadłam zdyszana pod drzewem. Po moich policzkach poleciały łzy.

~ Czemu!? Czemu nieważne gdzie jestem nikt mnie nie akceptuje?! Nawet w świecie z Naruto! ~

Wyskoczyłam na wysokie, potężne drzewo z dużą dziuplą. Na tyle dużą, aby spokojnie pomieścić mnie całą i zostałoby jeszcze sporo miejsca. Usiadłam w tej dziupli, jak do medytacji i skupiłam się, dokładnie tak jak nauczyła mnie Kurama.

- Kurama?

- Co się stało? - spytała obojętnie, nie podnosząc pyska z przednich łap i nawet nie otwierając oczu.

- Miałaś rację...

- Hę? - otworzyła jedno oko i spojrzała na mnie.

- Ludzie są głupi. Nie można im ufać. Haku i Zabuza mnie zdradzili... Mogli znów zabrać mnie ze sobą... Moja drożyzna też... Nawet Naruto...

- Eh... A skąd wiesz, że ten Naruto też? - spytała z już otwartymi oczami, ale wciąż trzymała pysk na przednich łapach.

- Nie mogę ufać nikomu...

- No to już w szczególności nie powinnaś mi.

- Nie prawda! Ty jesteś ze mną kiedy cię potrzebuje i nie obgadujesz mnie za moimi plecami!

- Dziewczyno... Jestem demonem, skąd masz pewność, że nie wykorzystam pierwszej lepszej okazji aby przejąć władzę nad twoim ciałem?

- Bo byś się tak nie zachowywała. Próbujesz mnie nauczyć, że nie mogę być łatwo wierna. Chcesz mojego dobra. Gdybyś chciała przejąć kontrolę nad moim ciałem używałabyś podstępu i namawiała mnie do otwarcia klatki i zdjęcia pieczęci. Kiedy chciałam ci pomóc martwiłaś się o mnie...

- Posłuchaj... Powiem to tylko ten jeden raz! Masz rację. Chcę ci pomóc i bardzo martwię się o ciebie. Udaję obojętną abyś na mnie nie polegała i aby inni nie zaczęli nic podejrzewać.

- Kurama...

- Nie powtórzę!

- Nie musisz! Wierzę ci! Wierzę tobie i tylko tobie!

Weszłam przez kraty do klatki i przytuliłam się do łapy Kuramy.

- Eh...

Kurama drugą łapą przyciągnęła mnie do siebie. Nie bałam się. Wiedziałam, że mogę jej ufać.

-... Kurama... Jak zdjąć tą pieczęć?

- Tą na mój wygląd?

- Na początek tak.

- To będzie ciebie boleć.

- Nie interesuje mnie to!

- Eh... No dobra.

Kurama podała mi pieczęcie które muszę wykonać. Co natychmiast uczyniłam, wcześniej znieczulając się jedną z technik lodu. Pieczęcie na ciele Kuramy zaczęły świecić, a moje ciało zaczęło wchłaniać energię która się z nich wydostawała. {Obrazek} Poczułam lekki ból.

- [imię]? Wszystko ok?

- Pierwszy raz...

- Hę?

- Pierwszy raz powiedziałaś do mnie po imieniu! - powiedziałam szczęśliwa.

- Dobrze się czujesz?

- Tak. Trochę boli mnie brzuch, ale poza tym wszystko jest ok... Czemu pieczęcie nie zniknęły tylko świecą? Zrobiłam coś źle?

- Nie, pieczęcie stopniowo zaczynają znikać. Do jutra będzie po wszystkim.

- To świetnie!

- Zdrzemnij się.

- Hę?

- Idź spać. Musisz zregenerować siły. Ja postoje na straży i cię obudze jakby coś się działo.

- Dziękuję Kurama.

- Za co?

- Za to że jesteś.

Wyszłam z mojej świadomości i poszłam spać tak jak radziła Kurama.

Hejo ^^

Wrzucam rozdzialik na dobre rozpoczęcie tygodnia ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro