Rozdział 22.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział 22.2 "Dzwońcie po pogotowie!"

Liczba słów: 4027


No dobra, dzięki Bogu cała sytuacja jest już opanowana! Choć znowu może wystąpić problem, jakim jest zbicie całego tekstu w jedną kupę, więc jak tylko to opublikuję, szybko porozdzielam i zaaktualizuję. Naprawdę nie wiem, czemu tak się dzieje!

Do tego ostrzegam, że w rozdziale znajdują się sceny seksualne i nie jestem pewna, jak zostaną one odebrane. Zazwyczaj unikam pisania czegoś, czego sama nie przeżyłam, lub o czym nie czytałam w jakimś dobrej klasy podręczniku, no ale cóż. W końcu musiała nastąpić ta wiekopomna chwila!

Enjoy!

***


Dopięcie całej imprezy na ostatni guzik zajęło kilka pełnych nerwów dni. Choć była zaplanowana na szesnastego maja, mieliśmy już wszystko gotowe trzynastego. Włącznie z piętnastoma awaryjnymi planami.

W końcu nie chodziło tylko przygotowanie przyjęcia urodzinowego dla całej szkoły, a głównie o zastawienie pułapki na szpiega.

Cały nasz dom został przeszukany i, dzięki Bogu, Rosjanie ewidentnie byli na tyle głupi, by nie zostawić za sobą żadnych śladów. No, poza dziurą w ścianie, która szybko została jednak załatana.

Wszyscy domownicy jednak powariowali. Wszędzie się spieszyli, chodzili i posyłali sobie dziwne spojrzenia, a ja byłam wykluczona praktycznie ze wszystkiego. Skupiłam się więc głównie na treningach.

Nawet jak skończyliśmy jeść kolację, po oficjalnych życzeniach urodzinowych i wręczeniu prezentów, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że coś się w powietrzu kroiło.

- Kochanie, mogłabyś mi przynieść jakąś ze swoich książek do poczytania? – spytała mnie mama, uśmiechając się słodko. – Ostatnio mi się strasznie nudzi. Tylko jakąś fajną, może być o mafii!

A to była już kwintesencja tego dziwnego zachowania.

Mama była prawnikiem. Jej nigdy się nie nudziło. Do tego ostatnie kilka dni było szalonych. A jako że dzisiaj były nasze urodziny, to trochę oczekiwałam, że spędzimy je razem... a nie że będzie czytać książkę.

Choć, może przesadzałam.

Każdy z nas potrzebował chwili wytchnienia po ostatnich wydarzeniach.

Zwłaszcza Ryan, który nie odpuszczał sobie pracy w najmniejszym stopniu. Nawet dzisiaj, spędził ze mną kilka godzin rankiem, po czym przeprosił i udał się z tatą i Andym załatwiać sprawy Fedelty.

- Jasne, mamma – powiedziałam, wzruszając ramionami.

Zignorowałam ich porozumiewawcze spojrzenia i poszłam na górę, zastanawiając się po drodze, którą książkę zamierzałam jej dać.

Nie przeszkadzałoby jej to, że miały one w znacznej większości sceny dla dorosłych. Poszła ze mną tydzień temu do ginekologa, by mi przepisać tabletki antykoncepcyjne, więc teraz już nic jej by nie zdziwiło.

Otworzyłam drzwi do swojej sypialni i od razu uderzyło we mnie ciepłe światło, którego się w zupełności nie spodziewałam.

Oniemiałam.

Byłam w czystym szoku i nie do końca wiedziałam, co mogłam teraz powiedzieć.

Cały mój pokój wypełniony był świeczkami i płatkami róż.

No cóż, byłam tanią romantyczką, więc takie gesty zdecydowanie mnie przekonywały. Wszystkie żaluzje były zasłonięte, choć okna uchylone, co prawdopodobnie było konieczne przy takiej ilości zapalonych świeczek.

Na kanapie siedział Ryan.

Wstał on jednak, jak tylko weszłam do środka i podszedł do mnie. Zadarłam podbródek do góry, by spojrzeć mu w oczy i uśmiechnęłam się trochę pytająco.

- Nie posądziłabym cię nigdy o taki romantyzm – zachichotałam.

Mój żołądek jednak był ściśnięty z nerwów, więc wyszedł on wyjątkowo niemrawo i wymuszenie. A Ryanowi prawdopodobnie to nie umknęło, bo uniósł moją dłoń do ust i pocałował po kolei wszystkie knykcie.

- Wyrzuciłem wszystkich do sali kinowej – powiedział, ciągnąc mnie delikatnie do środka. Zamknął za nami drzwi na klucz. – I obiecali się zachowywać, więc tym razem nic nie powinno nam przeszkodzić.

- Chyba że zaatakują nas Rosjanie – spróbowałam zażartować, by rozluźnić nieco napiętą atmosferę.

I całkowicie chybiłam, bo Ryan uniósł brew i spojrzał na mnie znacząco.

- Podwoiłem straże na posesji na najbliższe trzy godziny. Diablico, doceń moje starania, co?

- Doceniam! – wypaliłam szybko. – Tylko jestem zaskoczona... myślałam, że przez cały tydzień tata i Andy suszyli ci głowę i grozili karą śmierci za jakikolwiek ruch. No, chyba że wcale nie chcesz dzisiaj uprawiać... no wiesz.

- Seksu? – spytał, unosząc kącik ust. – Na szczęście mam dar przekonywania i moje argumenty trafiły zarówno do Alessandro, jak i Richarda. Na razie dadzą nam spokój. A co do drugiej części to, to co się dzisiaj wydarzy, zależy w zupełności od ciebie. Jeśli nie będziesz gotowa, przestaniemy.

- Byłam gotowa już kilka dni temu, Ryan – wyszeptałam. – Nie zmieniłam zdania i tego nie zrobię. Ko... ufam ci. Wiem, że nigdy mnie celowo nie zranisz.

Ryan przypatrywał mi się badawczo przez chwilę, po czym uniósł mój podbródek dwoma palcami i nachylił się, by złożyć na moich ustach słodki buziak.

Wiedziałam, że takie gesty nie przychodziły mu z łatwością, więc sama zainicjowałam głębszy pocałunek, co ten przyjął z lekką ulgą i od razu się dostosował.

Przez chwilę rzuciłam mu wyzwanie; mój język walczył o dominację z jego, ale szybko się wycofałam i dałam mu prowadzić. Do tego zadania został w końcu wychowany - do prowadzenia innych. Do rządzenia. Do bycia bossem Fedelty.

Jego dłonie zacisnęły się na moich biodrach. Po chwili uniósł mnie do góry, wciąż nie odrywając się od moich ust, a ja oplotłam nogi wokół jego pasa. Na tyle wysoko, by nie ograniczać mu możliwości poruszania się.

Wykorzystał to i przeszedł w stronę mojego łóżka, mijając po drodze ostrożnie wszystkie świeczki.

Gdy położył mnie na łóżku, nasz pocałunek stał się jeszcze bardziej zażarty. Nie chciałam go kończyć już nigdy, ale Ryan nie podzielał mojego zdania. Rozłączył nasze wargi do akompaniamentu mokrego plasknięcia i mojego jęku protestu, na co tylko się uśmiechnął z zadowoleniem.

- Uznajmy, że to nasza noc poślubna – mruknął niskim, zachrypniętym głosem. – Pamiętasz, co ci obiecałem?

Rozebrałbym cię do końca. Pokrywając każdą część twojego ciała pocałunkami. Ponieważ twoje ciało zasługuje na wszystko, co najlepsze.

- Chyba pamiętam – wyszeptałam, drocząc się z nim.

Pamiętałam każde takie zdanie, które do mnie wypowiedział. I chciałam trzymać go za słowo. Chciałam, by spełnił swoją obietnicę. Bardzo tego potrzebowałam.

- Chyba? To ja chyba będę musiał ci to przypomnieć.

Jego ręce zacisnęły się na dekolcie mojej koszulki, a ta po kilku sekundach leżała na podłodze. W strzępach. Moje spodenki były zrobione grubszego materiału, więc te ściągnął w tradycyjny sposób.

Gdy zostałam już w samej bieliźnie, rozpoczął wypełnianie swojej obietnicy. Zaczął od stóp, przesuwając po nich palcami, co doprowadziło mnie do chichotu. Oczywiście, że zapamiętał dokładnie, gdzie miałam łaskotki.

I ewidentnie chciał mnie rozluźnić, choć, tak naprawdę, jedyne, czego się obawiałam, to to, że ktoś nam mógł przerwać. Znowu. Albo, że ja wypadnę gorzej w porównaniu do jego poprzednich kochanek.

Ryan zamarł nade mną i spojrzał mi w oczy.

- Nie myśl o tym, kochanie – powiedział. – Zrelaksuj się i skup tylko i wyłącznie na moich ustach.

- Skąd wiedziałeś... ?

- Spięłaś się, zarumieniłaś, a w twoich oczach pojawił się smutek. Myślałaś o tamtej kobiecie z piwnicy, której imienia nawet nie pamiętam. Znał moje ciało lepiej, niż ja sama.

- Rozluźnij się.

I ponownie mnie połaskotał, co tym razem przyniosło oczekiwany skutek.

Ryan skinął głową usatysfakcjonowany, po czym nachylił się i rozpoczął wyznaczanie szlaku wilgotnych pocałunków po moich nogach. W niektórych miejscach zasysał, w innych zagryzał, do większości głównie przyciskał usta, ale tyle wystarczyło, by moje majtki były zupełnie przesiąknięte podnieceniem.

Ten złożył jeszcze kilka pocałunków po wewnętrznej stronie mojego prawego uda, po czym przyłożył nos do mojej bielizny i zaciągnął się.

Poruszyłam udami niezręcznie w odpowiedzi na ten, jakże intymny, gest. Ten uniósł głowę, a jego szare oczy przypominały odcieniem gradowe chmury, będąc już niemal całkowicie czarnymi.

Oblizałam wargi na ten widok i to wystarczyło, by kolejny pocałunek opadł właśnie na moje usta.

A nie tego chciałam! Potrzebowałam go poczuć tam, na mojej kobiecości.

- Najpierw całe twoje ciało. Dopiero wtedy tam wrócę – zarządził, wyczuwając mój niemy protest. – Chcę, żebyś była całkowicie na mnie gotowa.

Byłam już na niego całkowicie gotowa, do cholery. Ale jego stanowcze spojrzenie powstrzymało mnie przed protestowaniem. Wiedziałam, że się nie ugnie, więc było to całkowicie bezsensowne.

Jego usta przesunęły się po moim czole, policzkach, nawet nosie i uszach, po czym przeniosły się na podbródek i w dół, na szyję.

Momentalnie odchyliłam głowę do tyłu, tak by miał lepszy dostęp. Moja szyja była wyjątkowo wrażliwym miejscem i uwielbiałam czuć na niej jego usta. I ten szybko dał mi to, czego potrzebowałam.

Nie wiem, ile malinek na niej zostawił, ale prawdopodobnie dużo, bo nie zostawił żadnego miejsca niezauważonego. Każdym kawałkiem mojej skóry skrupulatnie się zajął.

Gdy zsunął się na moje obojczyki, jego ręce powędrowały pode mnie, by zająć się zapięciem mojego stanika. Szybko się z nim uporał i po chwili byłam już tylko w przemoczonych majtkach. A on był całkowicie ubrany. I na swój sposób podobała mi się erotyczność, jaka się z tym wiązała.

Jego usta odnalazły moją prawą pierś i szybko przykryły mój sterczący sutek. Jęknęłam i wygięłam się, wciskając się w niego jeszcze mocniej. Byłam już tak podniecona, że czułam wilgoć spływającą wąskimi strużkami po moich udach, czego on jeszcze nie zauważył.

Ryan przykrył drugą dłonią moją lewą pierś i zacisnął kciuk i palec wskazujący na moim drugim sutku, niemal boleśnie, sprawiając, że wzrok mi się nieco zamglił i kolejna fala ciepła spłynęła po moich udach, gdy doszłam z głośnym sapnięciem.

Tym razem dotarła do jego spodni, przemaczając lekko materiał, więc poczuł to. Oderwał się od mojego biustu i powędrował wzrokiem w dół, po czym uśmiechnął się z satysfakcją i przesunął dłońmi po moich udach.

Zamroczonymi, po przejściu orgazmu, oczami obserwowałam, jak uniósł je do ust i oblizał kolejno każdy z palców.

- Jesteś taka słodka, że to aż nienaturalne – wychrypiał, po czym, wykazując się niesłychaną siłą woli, wrócił do wyznaczania szlaku pocałunków.

Tym razem były one nieco szybsze, troszkę gwałtowniejsze i częściej kończyły się lekkim przygryzaniem niż delikatnym jak piórko muskaniem.

Był ewidentnie podniecony, co wskazywało jego zachowanie, jak i wybrzuszenie w kroku.

I nie chciał już czekać.

Zupełnie tak jak ja.

Gdy ostatni pocałunek opadł na skórę tuż nad linią majtek, uśmiechnęłam się leniwie. Czekałam na tę chwilę tak długo, że nie było już żadnej niepewności. Dzisiaj skończyłam dziewiętnaście lat. Nie mogłabym być bardziej gotowa.

Ryan zahaczył palcami skraje materiału i posłał mi jeszcze jedno, ostatnie już, pytające spojrzenie.

Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową, a ten nie czekał już ani chwili dłużej.

Zsunął powoli moją bieliznę, obserwując uważnie, jak odkleja się ona od mojego ciała, (albowiem przez ilość soków, które ze mnie wypłynęły, przylegały całkiem mocno). Gdy tylko przełożył majtki przez moje stopy, zgniótł je w pięści i przyłożył do nosa, zaciągając się raz jeszcze.

I chyba po raz pierwszy widziałam tak wygłodniały wyraz na jego twarzy.

Nie mogłam powstrzymać jęku, który opuścił moje gardło. To przyciągnęło jego uwagę i gorące spojrzenie osiadło na mojej twarzy. Przełknęłam ślinę i zamknęłam oczy, bo nagle poczułam się wyjątkowo naga i zażenowana.

Usłyszałam szelest, ale nie otworzyłam oczu z czystego tchórzostwa. I to był mój błąd, albowiem zrozumiałam, że przegapiłam widok rozbierającego się Ryana.

Poczułam jego dłonie na moich biodrach, więc uchyliłam powieki akurat idealnie, by zobaczyć, jak się nachylił i wpił w moją kobiecość.

Ciężko było mi opisać dźwięk, który wydobył się z moich ust, bo było to coś w rodzaju warknięcia, jęku i wycia z czystej rozkoszy.

Ryan nie dał mi ani chwili na przyswojenie tego, co się właśnie działo. Nie było w tym żadnej delikatności, tylko czysta rządza. Wiedziałam, że jego cierpliwość zostanie za chwilę przetestowana, więc teraz ewidentnie musiał dać upust swojej żądzy.

I nie miałam absolutnie nic przeciwko temu.

Wygięłam się w łuk, próbując wcisnąć się jeszcze mocniej w jego usta, ale nie było już takiej możliwości. Między jego językiem a moim rozgrzanym ciałem nie było żadnej przerwy.

Straciłam kontrolę nad swoim ciałem. Nie byłam w stanie kontrolować dźwięków przyjemności wydobywających się z głębi mojego gardła, drżących nóg zaciskających się na jego plecach, ani dłoni zaciśniętych na prześcieradle w miażdżącym uścisku.

Fale ciepła przepływały do mojego podbrzusza, aż w końcu doszłam na szczyt i z krzykiem uwolniłam całe napięcie, zalewając twarz Ryana sokami.

Opadłam na pościel, ciężko oddychając, a ten uniósł się na przedramionach.

- W porządku? – spytał.

Przesunęłam spojrzeniem po jego twarzy i zarumieniłam się na widok jego podbródka, który aż błyszczał od mojego podniecenia. Ryan, patrząc mi prosto w oczy, jeszcze oblizał wargi i zamruczał z przyjemności, co jeszcze bardziej mnie zażenowało.

- Mógłbym na tobie ucztować całymi dniami – powiedział cicho.

Moje podbrzusze ścisnęło się na ton jego głosu. Obserwowałam maślanym spojrzeniem, jak ten sięgnął po paczkę prezerwatyw leżącą na szafce, ale złapałam jego dłoń.

- Jestem na tabletkach – wyszeptałam.

Ten spojrzał na mnie badawczo.

- Co?

- Czwartego miałam wizytę u ginekologa. Jestem na tabletkach – powtórzyłam.

Ten posłał mi uśmiech i momentalnie odrzucił w bliżej nieokreślonym kierunku paczuszkę, po czym jeszcze raz połączył nasze wargi. Jego całkowicie sztywna erekcja musnęła moje wejście, ale nie naparł jeszcze w żaden sposób.

Tylko kontynuował leniwy pocałunek, który otumanił jeszcze bardziej wszystkie moje zmysły (które i tak już były nieco zamulone po dwóch orgazmach).

Dopiero po chwili poczułam jak główka jego męskości napiera na moje wejście. Przełknęłam ślinę na uczucie całkowitego rozciągnięcia i momentalnie się cała spięłam.

- Spokojnie, Rita, już byliśmy na tym etapie, pamiętasz? – spytał, uśmiechając się kącikiem ust.

Zachichotałam na wspomnienie sytuacji sprzed tygodnia, momentalnie się rozluźniając, co ten wykorzystał i wsunął się głębiej o kilka dobrych centymetrów.

- O w mordę – sapnęłam.

Książki nie były w stanie oddać tego uczucia w zupełności. Wiedziałam, że pierwszy raz różni się u każdej kobiety, ale to nie było takie hop-siup, jak niektórzy opisywali. Przynajmniej nie dla mnie.

Uczucie rozciągnięcia było wyjątkowo bolesne. Czułam się wypełniona i to było coś strasznie nienaturalnego. Do tego spięłam się cała, przez co odczuwałam jego męskość w sobie jeszcze bardziej dobitnie... i boleśnie.

Gdybym była pewna, że wysunięcie jest mniej bolesne, poprosiłabym go o to. Ale nie byłam, więc tylko złapałam jego ramiona, by go na chwilę powstrzymać.

- Nie poruszę się, diablico, dopóki mi nie powiesz, że mogę – zapewnił mnie, wyduszając spomiędzy zaciśniętych zębów.

- Jak głęboko jesteś? – sapnęłam.

- Jeszcze tylko trochę – powiedział, ale coś w jego tonie głosu upewniło mnie w przekonaniu, że kłamał, by zrobiło mi się lepiej.

Uniosłam się na przedramionach, by sprawdzić, czy mówił prawdę, ale momentalnie tego pożałowałam. Jego penis, przez mój ruch, przekrzywił się nieco w moim wnętrzu, sprawiając mi jeszcze więcej bólu i dyskomfortu.

Zdołałam jednak zobaczyć, że wcale nie był tak głęboko, jak twierdził.

- Skłamałeś – powiedziałam oskarżycielsko, próbując skupić swoje myśli na czymkolwiek poza tym, co czułam.

- Rozluźnij się, kochanie. Daj temu chwilę, a będzie to przyjemne. Gdyby seks był tylko bolesny, nikt by się do tego nie pchał.

Pokiwałam głową niepewnie i spróbowałam rozluźnić swoje mięśnie. Po części mi to wyszło, bo Ryan dał radę wsunąć się jeszcze głębiej, ale dyskomfort nie dość że nie zniknął, to jeszcze się pogłębił.

- Nie wiem, czy dam radę dojść – szepnęłam.

- Nie musisz, kochanie – zapewnił mnie.

Kochanie. Rozczuliłam się na ton jego głosu i po raz kolejny się rozluźniłam, zupełnie nieświadomie, i tym razem Ryan wsunął się już do samego końca.

Zmarszczyłam nos i zacisnęłam zęby, ale nie krzyknęłam. Możliwe, że nie było to aż tak bolesne, jak u innych kobiet, skoro poza sapnięciami i zgrzytaniem zębów, nie wywołało to u mnie żadnej reakcji.

Ryan złożył kilka czułych pocałunków na moich policzkach, czole i nosie, przez co momentalnie się rozluźniłam.

Jego męskość w moim wnętrzu zaczęła się wydawać coraz bardziej dopasowana. Choć wciąż czułam się rozciągnięta do granic, to przynajmniej ból zanikał z każdą chwilą.

- Spróbuję się poruszyć – powiedział, na co pokiwałam delikatnie głową, zgadzając się na to.

Momentalnie jednak pożałowałam, bo ból powrócił. Nie tak silny jak wcześniej, ale wystarczająco, bym syknęła i ponownie się cała spięła.

Potrwało to kilka dobrych minut, aż w końcu udało mu się zacząć poruszać bez sprawiania mi większego bólu. Dyskomfortu, tak. Bólu, nie.

Chciałam jednak, żeby doszedł, bo doprowadził mnie do dwóch orgazmów, więc i sam na jeden zasłużył. Jakkolwiek dziwnie to brzmiało.

- Dochodzę – wysapał z wysiłku.

Podtrzymywał się na swoich przedramionach i jeszcze poruszał do tego biodrami. I to nie w pełnym zakresie, a powstrzymywał się, by nie przesadzić. Jego troska była tak rozczulająca i słodka, ale nie chciałam mu tego mówić, bo by się cały nachmurzył i spoważniał.

A chciałam się nacieszyć tym jego obliczem, póki mogłam.

W końcu doszedł z głośnym jękiem, choć wiedziałam, że nie był to tak satysfakcjonujący orgazm, jaki chciałam mu zapewnić.

Ale na to był jeszcze czas.

Przez chwilę leżeliśmy na sobie nieruchomo, wsłuchując się w swoje oddechy. Dopiero po chwili wysunął się, pozostawiając mnie z uczuciem pustki i pewnego niedosytu, ale także i ulgą.

- Pójdę po ręcznik – powiedział, po czym zsunął się ostrożnie z łóżka.

Nie wiedziałam, czy jakikolwiek ruch nie sprawiłby mi teraz bólu, więc zignorowałam chęć poruszenia się i pozostałam nieruchoma.

Gdy Ryan wrócił z ręcznikiem, miał już na sobie z powrotem bokserki. Wyraz jego twarzy nie był już taki rozczulający, więc westchnęłam ciężko, wiedząc, że wrócił do swojej mafijnej wersji.

- Jak bardzo bolało? – wydusił z siebie.

Przyłożył wilgotny materiał do mojego krocza i zaczął delikatnie obmywać. Nie wiedziałam, ile krwi tam było, ale zakładałam, że niewiele. Jego mina nie wskazywała jednak na nic; była całkowicie pusta.

Więc milczałam.

- Rita? – spytał, napotykając moje spojrzenie. – Jak bardzo cię skrzywdziłem?

- Myślałam, że będzie gorzej – wydusiłam z siebie.

I niemal strzeliłam sobie w czoło za beznadziejny wydźwięk tego zdania. Co mnie pokusiło by sformułować słowa w ten sposób?

- Chodźmy już spać – powiedział twardo.

Zanim zdążyłam zareagować, rzucił ręcznik na podłogę, wsunął się obok mnie do łóżka i delikatnie obrócił nas oboje tak, że leżeliśmy przytuleni na łyżeczkę.

- Ryan? – spytałam cicho.

- Śpij, diablico. Nawet nie wiesz, jak twój organizm tego potrzebuje.

I, jak zwykle, miał rację. Ledwie zamknęłam oczy, a momentalnie oddałam się w objęcia Morfeusza.

***

Nie do końca do mnie dotarło, co się wydarzyło tamtego wieczora.

Ryan wydawał się być urażony, ale kiedy rano się obudziliśmy, zachowywał się całkowicie normalnie. Znaczy, no trochę bardziej opiekuńczo niż zwykle, bo ciągle był blisko, obejmował mnie i skradał pocałunki w najmniej oczekiwanych miejscach i momentach, ale poza tym nie wrócił w ogóle do tematu tego, co się stało już po seksie.

Ciężko było mi powiedzieć, co się wtedy działo w jego głowie, ale nie drążyłam tego tematu. Skoro nie powiedział mi tego, to ewidentnie nie chciał do tego wracać.

Mama i nonna, choć ewidentnie wiedziały, co się wydarzyło (albowiem przez następny dzień chodziłam trochę jak kaczka) i ciągle posyłały mi znaczące spojrzenia, były w tym bardzo subtelne. Tata i Andy nie byli zadowoleni z tego, że nie byłam już dziewicą, więc nonna nie przeciągała struny.

Kilka następnych dni było wyjątkowo spokojnych, co sprawiło, że byłam jeszcze bardziej zdenerwowana. Czułam się jak w horrorach, gdy następowała ta cisza przed burzą i w każdym momencie mogło się coś wydarzyć.

Plan był wyjątkowo prosty – na urodzinach wszyscy byli uważnie obserwowani. Na cele imprezy otwarte było kilka pomieszczeń – sala do ćwiczeń, kino, salon, kuchnia i trzy łazienki. Wszystkie pozostałe miejsca były zamknięte i obstawione w środku żołnierzami. Ktokolwiek próbowałby się dostać gdziekolwiek, gdzie nie powinien, momentalnie znalazłby się na celowniku.

Zarówno pan King, Basil, Leo i boss Poderry wysłali po pięćdziesięciu ludzi, żeby obstawić dodatkowo rezydencję. Dzięki temu mieliśmy we wszystkich pomieszczeniach około dwustu ludzi, w schronie dodatkowych trzydziestu, a w ogrodach ponad stu.

Bardziej obstawieni być nie mogliśmy.

Dodatkowo wszystkie prezenty były zabierane od razu do piwnicy, gdzie saperzy sprawdzali je wszystkie, zanim razem z Andym mogliśmy je oficjalnie odpakować po zjedzeniu tortu.

- O MÓJ BOŻE, LASKA! – wrzasnęła Savannah na wejściu, rzucając się w moją stronę.

Jej szara sukienka podkreślała idealnie kolor jej oczu. Wepchnęła obie opakowane paczki w ramiona Gregory'ego, który cudem uratował je przed nieuchronnym upadkiem na podłogę, po czym objęła mnie wokół szyi.

- Chryste, Sav! – wykrzyknęłam, śmiejąc się głośno.

- Nie mogę uwierzyć, że masz dziewiętnaście lat! To nas czyni przyjaciółkami od nie wiadomo nawet jak dawna!

Kochałam jej entuzjastyczną osobowość. Nie byłam więc w stanie zrozumieć, dlaczego tak bardzo się nie dogadywała z Sapphire, ale może była to kwestia ich zupełnie odmiennych charakterów.

- Gdzie masz Andy'ego? Trzeba się w końcu przywitać! I złożyć życzenia. Boże, przecież my jeszcze niedawno byliśmy bobasami w pieluchach! A teraz już okrągła dziewiętnastka!

Wyrzucała z siebie zdania z prędkością karabinu maszynowego, po czym odnalazła wzrokiem Alessandro i rzuciła się, by i go przywitać, udzielając dostępu Violi i Steph.

Witanie wszystkich i zbieranie życzeń zajęło mnóstwo czasu. Zwłaszcza, że każdy był też przeszukiwany przed wejściem, choć to minęło raczej sprawnie, biorąc pod uwagę ilość ludzi, którzy przybyli.

Ostatecznie przybyła dosłownie cała szkoła. Nie było nikogo, kto sobie odpuścił. Nawet Alyssa i Mia, które wciąż nie były w pełni sprawne (choć obie poruszały się już bez gipsów i kul, wciąż kulały) pojawiły się z szerokimi uśmiechami na twarzach.

Każdy otrzymał kieliszek szampana, choć każdy uprzednio musiał się zdeklarować, czy pije normalny czy bezalkoholowy, bo jest dzisiaj trzeźwym kierowcą. Zaraz po krótkim toaście wjechał ogromny, czteropiętrowy tort. Goście odśpiewali nam pięć różnych piosenek urodzinowych, po czym mogliśmy razem z Andym zdmuchnąć wszystkie świeczki.

Mu udało się jego połowę za jednym razem, ja musiałam zrobić to partiami.

W końcu gdy wszyscy zjedliśmy po kawałku przepysznego, czekoladowego tortu, zabraliśmy się za odpakowanie prezentów i dokładnie po godzinie zaczęła się faktyczna część urodzin, jaką były tańce, picie i inne takie.

Szaleliśmy do muzyki. Tańczyłam razem z dziewczynami, Andym, Ryanem i wieloma innymi osobami. Dziękowałam jeszcze wszystkim osobiście za prezenty od nich, czego nie robiliśmy wcześniej, żeby nie tracić czasu. Mój ogromny portret namalowany osobiście przez Martina był hitem wieczoru.

Ryanowi bardzo się to nie spodobało, ale załagodził to fakt, że Andy również otrzymał swój portret, a Martin nie był na tyle zamożny, by kupić coś kosztownego. Choć mówiłam mu kilka razy, że nie musiał kupować nam nic.

Ale z każdą upływającą chwilą na śmianiu się, tańczeniu, piciu i rozmowach coś nie dawało mi spokoju.

Byliśmy przekonani, że, kimkolwiek jest szpieg, spróbuje on przemycić coś przez prezent. Albo w jakikolwiek inny sposób. I zaatakuje na samym początku, by wywołać zamieszanie.

A tymczasem, dobiegała już druga w nocy, goście zaczęli się już pomału zbierać, a po szpiegu ani widu, ani słychu.

- Dzięki za przybycie, Michael! – powiedziałam, po czym podałam mu dwie torebeczki z prezentami dla gości – butelką wody, aspiryną i zdjęciami z fotobudki, która była ustawiona na samym początku. – Jak już się obudzi, to podziękuj jej ode mnie za ten album. Jest przepiękny.

Wskazałam podbródkiem na mocno pijaną Chloe, którą wsadził na siedzenie pasażera w jego samochodzie.

- Dzięki, Rita, przekażę. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!

Gdy jego samochód zniknął za bramą, odwróciłam się do Ryana, który stał razem ze mną.

- Coś mi nie gra – mruknęłam. – Zostały tylko Alyssa i Savannah. Czemu szpieg nie zaatakował? Miał idealną okazję!

Nonna zaciągnęła Alyssę i Kennetha po północy do picia razem z nią, jako że tę dwójkę najbardziej lubiła. Savannah z kolei wciąż czekała na Mike'a, który pojechał odwieźć kilku mocno pijanych gości do domu.

- Może właśnie dlatego? – spytał Ryan, choć po jego wyrazie twarzy widziałam, że on również był przez to zaniepokojony. – Może uznał, że to nie ma sensu.

- No może – szepnęłam.

Na podjeździe przed nami zatrzymał się samochód Mike'a, który właśnie wrócił z ostatniej podwózki.

- Sav gotowa? – spytał, szczerząc do nas zęby. - Czeka w salonie – odpowiedziałam, wręczając mu dwie, niemal ostatnie, torebeczki. – Dzięki, że pomogłeś odwozić ludzi. Nasi ochroniarze się już z tym nie wyrabiali.

- Taki minus zapraszania całej szkoły – zażartował, po czym zerknął ponad moim ramieniem na Sav, która, lekko się chwiejąc, właśnie wyszła na zewnątrz. – Gotowa?

- Tak - potwierdziła ospale. - Możemy jechać. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, Rita.

- Dzięki, kochana - powiedziałam, cmokając ją w policzek. - Wyśpij się dobrze. Pogadamy, jak wstaniesz. Mike, czek z kasą za paliwo masz w swojej wyprawce.

Ten zasalutował mi z łobuzerskim uśmiechem, po czym pomógł swojej dziewczynie wsiąść do samochodu, zapiął jej pasy i położył na kolanach czerwone wiaderko. Dopiero gdy jego samochód zniknął za bramą, ta zamknęła się z dość głośnym hukiem.

- No dobra, to chyba tyle w temacie. Sprawa szpiega jednak nie zostanie dzisiaj zamknięta.

I w tym momencie, jakbym wykrakała, rozległ się za naszymi plecami krzyk Sapphire. Momentalnie się odwróciliśmy, a Gregory z Caspienem wyciągnęli broń.

- Nonna?! NONNA! Pomocy! Ktoś ją otruł! Dzwońcie po pogotowie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro