Rozdział 11.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział 11. "Idealne zwieńczenie miesiąca."

Liczba słów: 6005

Dedykowany wszystkim paniom, bo dzisiaj jest nasz dzień! Bawcie się tak, jakby nikt na Was nie patrzył, zjedzcie tyle słodyczy, ile jesteście w stanie i zatopcie się w pięknie pachnących kwiatach. A na sam koniec dnia połóżcie się z ulubioną książką, kubkiem gorącej czekolady i kocykiem w miękkim fotelu i cieszcie się sobą.

***

Gdy wyszłyśmy, nonna już na nas czekała, grzebiąc w telefonie jednego z żołnierzy. Gdy podeszłyśmy bliżej, wsunęła mu go z powrotem do kieszeni i bez słowa ruszyłyśmy do czekających na nas samochodów.

Nie skomentowała w żaden sposób naszych min – poważnych i zdeterminowanych, podobnie jak oczu, które zdradzały dokładnie, jak się czułyśmy.

To właśnie ona nauczyła mnie, jak trzymać na twarzy nieprzeniknioną maskę, jak nie zdradzać swoich uczuć i jak czytać ludziom z oczu. Z jej lekcji pamiętałam też, by nigdy nie bać się niewtajemniczonych kobiet, bo jesteśmy emocjonalne i uczuciowe, więc łatwo nami manipulować.

Za to o wiele potężniejsza od jakiegokolwiek mężczyzny była kobieta zraniona i żądna zemsty.

Taka jak ja właśnie w tej chwili.

Płakanie i użalanie się nad sobą nie pasowało mi teraz. Moje zranione serce i dusza potrzebowały czegoś, co mogłoby ukoić ich ból choć na chwilę – poczucia satysfakcji i zemsty.

Gdy podjechałyśmy pod klub, zsunęłam z ramion płaszcz i podobnie zrobiła Sapphire. Wysiadłyśmy i mój wzrok od razu przyciągnęła długa kolejka ludzi ciągnąca się pod całym budynkiem i częścią następnego za czerwonymi taśmami oddzielającymi je od chodnika.

Dwóch ochroniarzy przy linkach sprawdzało dokumenty i powstrzymywało nadmierną liczbę osób od wchodzenia do środka. Wiedziałam, że każde takie miejsce miało swój limit, ale nigdy nie byłam w takim wcześniej, więc nie wiedziałam, jak to działało.

- O mój Boże – jęknął ochroniarz-gej, gdy nas zobaczył. – Nie dało się bardziej wyzywająco? Jak ja mam odpędzać od was napalonych facetów na raz?

- Nie rób tego – powiedziałam stanowczo, patrząc mu w oczy. – Dzisiaj zamierzamy się zabawić.

Ten odsunął się lekko zaskoczony, po czym spojrzał niepewnie na nonnę.

- Mam rozkazy zabić każdego sukinsyna, który cię dotknie – przyznał. – To samo Josh z Sapphire. To bezpośrednie polecenia od bossa.

- To ci je zmieniam – prychnęła kpiąco nonna, machając lekceważąco ręką. – Ja poradzę sobie z gniewem bossa, a ty się ogarnij, bo cię nie wpuszczę do tego klubu. Dziewczynki, pamiętajcie, że jak będziecie musiały przed kimś uciec, przejścia dla pracowników są do tego najlepsze. Kod to data twoich urodzin, Rita.

Ruszyła w kierunku ochroniarzy, którzy od razu odwrócili się w jej kierunku. Gdy pokazała swój tatuaż, ci od razu rozpoznali ją i szybko zluzowali linkę.

- Pani Rosellini, nie spodziewaliśmy się pani tu dzisiaj – wymruczał ochroniarz, pochylając głowę.

- Doprawdy? Może dlatego, że nie muszę nikogo informować o tym, kiedy zamierzam przyjść z wnuczkami do własnego klubu – zakpiła, na co ten obrzucił nas zaskoczonym spojrzeniem, które spokojnie odwzajemniłam. – Zluzuj gacie, młodziku, jestem stara, ale wciąż wiem, jak poruszać tymi biodrami tak, by mi nie wyskoczyły ze stawów. Moja loża jest wolna, jak mniemam.

- Tak – przytaknął. – A pan Henry jest w gabinecie. – Nachylił się lekko. – Złapał jakiegoś rosyjskiego sukinsyna i właśnie zabiera się za przesłuchanie go.

Twarz babci rozjaśniła się ze szczęścia, jakby ochroniarz właśnie wręczył jej kilka zestawów HappyMeal. Prawie że w podskokach popędziła do środka, a my szłyśmy tuż za nią. Po drodze kolejny mężczyzna w stroju ochroniarza wcisnął nam plakietki z napisem VIP, również chyląc przed nami głowę w lekkim ukłonie.

Klub był utrzymywany w czarno-złoto-szmaragdowej tonacji, nadając mu wyjątkowo nowoczesnego wyglądu. Podświetlony bar ciągnął się przy długiej ścianie naprzeciw wejścia, a za nim stał równie długi regał wypełniony mnóstwem przeróżnych trunków.

Parkiet był praktycznie w całości zajęty przez ludzi podrygujących do dudniącej składanki wydobywającej się z olbrzymich głośników. Po prawej stronie znajdowały się boksy z dziesięcioosobowymi kanapami otaczającymi owalne stoliki i znak z przejściem do toalet.

Po lewej było jeszcze kilka stolików i schody, przy których stał ochroniarz, a które prowadziły do odosobnionej strefy VIP. Z lewej strony za barem również znajdował się korytarz, którego strzegło dwóch mężczyzn, a który musiał być strefą tylko dla pracowników.

Nonna niemal od razu pociągnęła nas do baru, gdzie złożyła szybko zamówienie. Gdy przed nami obiema pojawiło się po siedem małych kieliszków we wszystkich kolorach tęczy, wychyliłyśmy je duszkiem z Sapphire, oblizując później wargi.

Babcia wzięła tackę z dwoma dużymi szklankami whisky, życzyła miłej zabawy i z szerokim uśmiechem przeszła do strefy dla pracowników. Widziałam jej ekscytację i choć nie byłam w stanie jej zrozumieć, nie komentowałam jej.

Gdy od alkoholu zaczęło mi nieco szumieć w uszach, zrobiło się strasznie duszno i nagle poczułam się najodważniejszą dziewczyną na świecie, Sapphire pociągnęła mnie na środek parkietu, gdzie objęła mnie w pasie i zaczęła ocierać się o moje biodra, śmiejąc głośno.

Tańczyłyśmy razem, kręcąc się obok siebie, ocierając i przyciągając, do czasu, gdy jakichś dwóch gości podeszło, by do nas dołączyć.

Żaden z nich nie był tak przystojny jak Ryan, Andy czy choćby Basil, ale byłam w stanie to znieść. Od razu pociągnęłam blondyna za dłoń i przysunęłam blisko siebie, bo był troszkę podobny do Tony'ego. Nie chciałam, by Sapphire przypominała sobie teraz o tym zdradliwym gnojku, więc zostawiłam jej szatyna.

Przetańczyliśmy razem kilka piosenek, ale żaden z nich nie był dobrym tancerzem. Musiałyśmy prowadzić ich obu i szybko mi się to znudziło, więc przeprosiłam, złapałam przy barze jeszcze jednego drinka i poszłam do toalety.

Minęłam kilku wymiotujących ludzi, jeszcze więcej całujących się i dwie baraszkujące pary. Przed damską toaletą ciągnęła się kolejka co najmniej trzydziestu osób, więc zdecydowałam się skorzystać z tej dla pracowników.

Załatwiłam szybko swoje potrzeby, by nie musieć patrzeć na ludzi okazujących sobie miłość, bo to zostawiało kolejne ranki w moim sercu i zaczynało wbijać kolejny gwóźdź do mojej trumny. Możliwe, że już ostatni, zanim całkowicie się odizoluję i zwariuję.

Gdy wróciłam na parkiet, zlokalizowałam Sapphire na podwyższeniu, gdzie tańczyła w rytm remiksu „Anacondy". Śmiała się przy tym głośno i pijacko. Zataczała się lekko na wysokich szpilkach, ale mimo to trzymała się dzielnie, twerkując w rytm piosenki.

Dopiłam kolejny kieliszek, a gdy poczułam przypływ kolejnej dawki odwagi w płynie, ruszyłam nieco chwiejnie w jej kierunku. Po chwili obie tańczyłyśmy na stole, trzymając się blisko siebie, niekiedy całując, głównie kręcąc ciałami.

Gdy zamknęłam oczy, czułam taką wolność, jak jeszcze nigdy. Pierścionek faktycznie był potwornym ciężarem, bo teraz czułam się taka lekka bez niego!

Kręciłyśmy się z Savannah w rytmie muzyki, ale nie byłyśmy jedyne, bo widziałam kilka innych podwyższeń, na których też zataczały się pijane kobiety. Na jednym stał też nawalony facet, którego jednak próbowano ściągnąć ze wszelkich sił.

Gdy cała piosenka upłynęła, Savannah cmoknęła mnie w usta, po czym rozległy się brawa i ktoś nas ściągnął z powrotem na parkiet. Gdy wszystkie stoły były wolne, z głośników wydobyła się o wiele wolniejsza, seksowniejsza muzyka. Na podwyższeniach pojawiły się kobiety pokryte srebrną farbą ze szmaragdowymi perukami i bielizną. Wszystkie w tym samym czasie podeszły do rur i zaczęły swój taniec.

- Jestem pełen podziwu – powiedział ktoś prosto do mojego ucha, na co odwróciłam się na tyle gwałtownie, na ile pozwalał mi poziom alkoholu we krwi.

Przesunęłam krytycznie wzrokiem po całej jego sylwetce. Był to wyjątkowo przystojny mężczyzna. Przypominał nieco Włocha ze względu na swoje ciemne, gęste włosy, dość ciemnawą karnację i hipnotyzujące oczy, którym nie dało się oprzeć.

- Jesteś Włochem? – wypaliłam, po czym zaśmiałam się głośno, pijacko.

- Dla ciebie, kochanie, mogę być, kim tylko chcesz – mruknął uwodzicielsko. Kochanie. – Chcesz zatańczyć?

Uśmiechnęłam się czarująco i przytaknęłam, łapiąc jego dłoń. Zaciągnął mnie na prawie że środek parkietu, z dala od tancerek na rurach, i przyciągnął do siebie. Muzyka, do której tańczyły dziewczyny, była powolna, zmysłowa, niemal erotyczna.

- Jak masz na imię? – spytał.

Jego krocze musnęło moje udo, po czym przesunęło się nieco bliżej. Naparł na mnie całym sobą, trzymając stabilnie. W piosence wybiła się ostrzejsza nuta, którą i on zaakcentował, obracając nas. Jego ruchy krzyczały wręcz pewnością siebie i ociekały drapieżnością.

- Rita – odparłam po chwili. – A ty?

Ten zakręcił biodrami, wsuwając swoje kolano pomiędzy moje i przyciągnął mnie tak blisko siebie, jak tylko się dało. Jego usta po raz kolejny znalazły moje ucho, przygryzły płatek, po czym wyszeptały zmysłowo:

- Gabriele.

- Anielskie imię – mruknęłam. – A więc jednak jesteś Włochem.

Ten nie odpowiedział, a zarzucił moje ręce wokół swojej szyi, po czym poprowadził nas przez całą piosenkę. Nigdy jeszcze nie tańczyłam z tak wyśmienitym tancerzem. Był świetny, doskonale mnie prowadził i przy okazji był jeszcze przystojny.

Miał na sobie białą koszulę, która świeciła neonowo przez blask reflektorów. Odpięte trzy górne guziki pozwalały dostrzec kawałek jego umięśnionej klatki piersiowej, co lekko mnie pobudzało.

Jego perfumy miały tak piękny i zmysłowy zapach, że byłam bliska wsunięcia nosa w jego szyję i zaciągania się nimi. Gabriele był ideałem.

Dopiero gdy mną obrócił, unosząc rękę, mój zapał się ostudził.

Koszula lekko mu się zsunęła, pokazując kawałek tatuażu Fedelty i serduszko pod nim. Szybko pojęłam, czemu był taki idealny. Był jednym z tych, o których opowiadał mi Andy.

Jednym z mężczyzn, którzy uwodzili kobiety, by później wkręcić je w sprzedawanie swojego ciała czy pracę w takich właśnie klubach, by Fedelta miała zawsze świeże mięsko.

Był niebezpiecznym pająkiem, a mi w ostatniej chwili udało się wyplątać z jego sieci.

Gabriele nie zauważył tego, że dostrzegłam jego tatuaż, więc postanowiłam udawać, że to się nie stało. Dzisiejszy wieczór w całości chciałam poświęcić na zabawę, a taniec z tak wyśmienitym tancerzem zdecydowanie się do tego zaliczał.

- Świetnie tańczysz – zauważyłam.

- Mam wiele talentów – przyznał z czarującym uśmiechem. – Jestem też wyśmienitym kucharzem, kierowcą i kochankiem. Do tego potrafię wyłapać z tłumów najpiękniejsze kobiety i postawić im drinka.

Gdybym nie wiedziała, kim był, rozpłynęłabym się jak masełko na patelni. Choć byłam już nieźle pijana, jeszcze potrafiłam trzeźwo myśleć, więc tylko się uśmiechnęłam i kontynuowałam taniec.

Gdy piosenka się skończyła, zauważyłam, że byliśmy niedaleko barku. On również to zauważył, bo złapał mnie za dłoń i pociągnął w tamtym kierunku.

- Pani pozwoli, że skorzystam z jednego z moich darów – zażartował, po czym posadził mnie na jednym ze stołków. Sam zajął miejsce obok. – Co byś chciała?

Wyciągnęłam spod koszulki smyczkę z plakietką VIP.

- Nie musisz mi nic stawiać, mam wszystko za darmo – zauważyłam, na co ten zmarszczył lekko brwi. – Ale mogę się napić jakiegoś kolorowego, nie za mocnego drinka. Nie chcę zbyt przeholować.

Ten przywołał barmana ruchem ręki, po czym posłał mu znaczący uśmiech.

- Jedna szklanka whisky i jeden specjalny drink dla tej pięknej pani.

Zachichotałam, ale potrząsnęłam głową.

Może nigdy nie byłam w jednym z naszych klubów, ale nonna wielokrotnie tłumaczyła mi, czym były specjalne drinki. A ja nie chciałam skończyć naćpana na moim babskim wieczorze.

- Nie. Poproszę zwykłe Blue Lagoon – poprawiłam. – Żadnych narkotyków w środku.

- Co masz na myśli? – spytał z tak niewinnym uśmiechem, że niemal mu uwierzyłam.

- Mam na myśli to, że mógłbyś stracić głowę przy próbie naćpania mnie, Gabriele – zauważyłam. Spojrzałam raz jeszcze na barmana i zmrużyłam oczy. – Żadnych narkotyków. Moja babcia nie byłaby zbyt zadowolona ze zgarniania naćpanej wnuczki z klubu. 

Barman wytrzeszczył oczy, jakby nagle dotarło do niego, kim była moja babcia. Ewidentnie przypomniał sobie, że to mnie nonna postawiła tęczowe szoty, które wykonał. Połączył kropki i pokiwał szybko głową.

- A kim jest twoja babcia, kochanie? – spytał Gabriele, nie tracąc rezonu.

Zanim odpowiedziałam, barman zdążył pojawić się z moim drinkiem. Przypomnienie mu, że moja babcia była jego szefową, ewidentnie usprawniło jego ruchy.

- Nonna – odparłam, wzruszając ramionami, na co ten zamarł. Wsadziłam słomkę do ust, upiłam łyka i zerknęłam na niego z uśmiechem. – Powiedz proszę, że nie straciłeś zainteresowania. Wciąż chciałabym z tobą zatańczyć, Gabriele. 

- Ty jesteś Margherita Queen? – spytał, zaciskając zęby. – Narzeczona mojego przyszłego bossa?

- Tak, dokładnie – odparł niebezpiecznie niski głos obok nas. – To moja narzeczona, a twój przyszły boss jest bardzo, ale to bardzo wściekły.

Odwróciłam głowę, by zerknąć na Ryana, który stał tuż obok nas z zaciśniętymi pięściami i szczęką. Barman, który podszedł ze szklanką whisky, prawie ją opuścił, widząc mord w jego oczach. Gabriele zbladł i prędko zsunął się z krzesła, odsuwając się ode mnie na bezpieczną odległość.

- Nie wiedziałem, kim ona jest - powiedział szybko. - Jej włosy mnie zmyliły, Ryan. 

Brwi Ryana zsunęły się na środku czoła, gdy świdrował mężczyznę wzrokiem.

- A co ty tu niby robisz? – prychnęłam. – To mój wieczór, ty bawiłeś się w nocy.

- Rita, wychodzimy stąd – warknął, przenosząc swoje spojrzenie na mnie.

Oj, tak, był wyjątkowo wściekły.

- Miło to słyszeć – powiedziałam. – Zabieraj więc Gabriele'a i idźcie stąd, skoro tak chcesz. Ja wrócę z babcią. Gdy już uznam, że miałam dostatecznie dużo zabawy. Może nawet przelecę jakiegoś nieszczęśnika i pozwolę mu zabrać to, co teoretycznie powinno należeć do ciebie, co?

Alkohol dał mi dużo odwagi, która pozwoliła mi wypić pozostałość drinka, zsunąć się z taboretu i przejść obok, ignorując go zupełnie.

- Rita, zaraz się pogniewamy – warknął, ruszając za mną.

- O, nie! To ty się zaraz pogniewasz, bo ja jestem wściekła, od kiedy cię zobaczyłam z tą blondyną.

- Jesteś o nią zazdrosna? – prychnął, łapiąc mnie za ramiona i odwracając do siebie. – My nawet nie jesteśmy w prawdziwym związku, więc nie powinnaś czuć się zdradzona.

Zamarłam i rozdziawiłam buzię.

- No właśnie – zauważyłam. – Więc co to za scena zazdrości z twojej strony? Mam prawo być w tym klubie i bawić się z kim chcę, bo jak sam zauważyłeś, „nie jesteśmy w prawdziwym związku".

Wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam w zupełnie drugą stronę. Znalazłam Sapphire w tłumie. Kłóciła się z Tonym, dopóki nie spoliczkowała go i nie uciekła do łazienki. Popędziłam za nią, pilnując by mi się peruka nie zsunęła w biegu.

Dostrzegłam jej zawahanie, gdy zobaczyła kolejkę przed damską łazienką. Po chwili jednak pchnęła drzwi do toalety dla pracowników.

Również wsunęłam się do środka i zobaczyłam ją osuwającą się na ścianę, płaczącą. Łzy ciekły jej po policzkach, ciągnąc za sobą drobinki tuszu do rzęs, który zdecydowanie nie był wodoodporny.

- Tobie też ten chuj zrobił awanturę o zwykły taniec? – spytała głosem urywanym od szlochania.

- Tjaa – przytaknęłam, na co ta jęknęła płaczliwie. – Powinnyśmy stąd uciec.

Znowu.

Ta uniosła głowę i zamrugała kilka razy, by pozbyć się łez. Spojrzała na mnie z zaciekawieniem.

- W jakim sensie? – spytała.

- Naprzeciw toalet jest przejście dla pracowników. Znajdziemy tam drogę do nonny, weźmiemy jednego z ochroniarzy i wrócimy do domu.

Ta pokiwała głową i otarła policzki z łez i rozwodnionego tuszu. Wymknęłyśmy się z łazienki i na szczęście nikogo znajomego nie było na zewnątrz. Szybko wpisałam 1305 do klawiatury przy drzwiach, która piknęła cicho.

Weszłyśmy do oświetlonego lampami korytarza. Minęłyśmy kilka drzwi, które oznaczone były tabliczkami z nazwiskami dziewczyn, które albo tam mieszkały, albo miały swoje garderoby. Dotarłyśmy do końca, gdzie czekało na nas rozwidlenie. Z lewej strony widać było szmaragdowe światło i cień ogromnego ochroniarza oraz słychać głośną muzykę.

Po prawej stronie widziałam korytarz złożony z kolejnych drzwi oznaczonych tabliczkami. Na jednej z nich napisane było „Biuro – Henry Hill". Zaraz za nimi był składzik, a kolejne oznakowane zostały jako piwnica.

Pociągnęłam za klamkę i otworzyłam drzwi. Obie nas dobiegł zduszony krzyk bólu jakiegoś mężczyzny niesiony przez rury. Wiedząc, że był to Rosjanin, o którym wspominał ochroniarz, upewniłam się w przekonaniu, że tam właśnie była nonna. Choć nie podobała mi się wizja przypatrywania się torturom jakiegoś faceta, o wiele bardziej wolałam to niż kolejną konfrontację z Ryanem.

Zeszłyśmy po schodach na dół.

Tam znajdowała się faktyczna piwnica ze skrzynkami wypełnionymi alkoholem ustawionymi na rozległych półkach. Było tam również wiele innych rzeczy, ale bardziej mnie interesowały drzwi, przy których wisiała kolejna klawiatura.

Wpisałam kod po raz kolejny i tym razem przeszłyśmy do innego pomieszczenia, nieco mniejszego, w którym znajdowało się biurko i wiele ekranów pokazujących widok z kamer w klubie.

Przy biurku siedział jakiś ochroniarz, który odwrócił się i wyciągnął broń, gdy nas zobaczył.

- Co tu robicie? Dziwki i tancerki nie mają prawa tu wchodzić – syknął.

- Jesteśmy wnuczkami nonny ­– odparła sucho Sapphire. – Potrzebujemy jej na chwilę, a mówiła, że będzie tutaj z Henrym. To bardzo ważne.

Ten przekrzywił głowę, przyglądając się nam i naszym plakietkom uważnie, ale ostatecznie skinął głową i przycisnął coś na klawiaturze laptopa. Na jednym z ekranów pojawił się obraz nonny i jakiegoś mężczyzny (prawdopodobnie Henry'ego), którzy z podekscytowanymi uśmiechami przykładali zapalniczki do skóry związanego na krześle Rosjanina.

Skrzywiłam się i odwróciłam lekko wzrok, bo to było zwyczajnie za dużo. Choć nie słyszałam żadnego dźwięku, jego otwarta buzia i wyraz potwornego bólu na twarzy były wystarczające.

- Pani Rosellini, pani wnuczki są tu na górze i mówią, że to pilne – powiedział żołnierz do małego mikrofonu.

Odwróciłam się, by zobaczyć na ekranie, jak babcia unosi głowę ze zmarszczonymi brwiami i mówi coś do mężczyzny obok niej. Wytarła ręce szmatką, wrzuciła ją do miski z wodą i zniknęła z ekranu. Usłyszałam kroki za drzwiami po naszej lewej, które po chwili uchyliły się.

- Coś się stało? – spytała.

Mój wzrok powędrował ku plamom krwi na jej sukience, marynarce, rajstopach i nawet prawym policzku. Choć jej ręce były czyste, pod paznokciami dało się dostrzec zaschnięte prawie brązowe smugi.

Gdy przypomniałam sobie wyraz bólu na twarzy Rosjanina i szaleńczej radości na jej, zrobiło mi się niedobrze. Cały alkohol, który wypiłam, podszedł mi do gardła. Zaczęło mi szumieć w uszach, kręcić się w głowie i nogi zaczęły mi drżeć, ale jakimś cudem udało mi się nie zemdleć.

- Ryan, Tony i pewnie też Andy tu są – wyjaśniła Sapphire, odwracając moją uwagę od krwi. – Musimy wracać do domu, bo to nie ma już sensu. Czy jeden z żołnierzy może nas podrzucić?

- Jasne, dam im znać, wyjdźcie tylnym wyjściem, któryś z nich będzie tam na was czekać – powiedziała szybko. – Ale nie gwarantuję, że chłopcy nie pojadą za wami. Rita wciąż ma lokalizator, pewnie tak was znaleźli.

Przytaknęłam, bo wciąż nie byłam w stanie otworzyć buzi, by cokolwiek powiedzieć. Widok babci w takim stanie był dla mnie zwyczajnie zbyt wielkim szokiem.

Nonna skinęła na żołnierza przy biurku, który pochylił głowę w jej kierunku i otworzył przed nami drzwi, którymi weszłyśmy. Babcia wróciła na dół, a my poszłyśmy za mężczyzną. Zaprowadził nas na drugi koniec piwnicy, gdzie znajdowało się malutkie rozwidlenie, którego wcześniej nie widziałam. Po obu stronach były drzwi, a on otworzył przed nami te po prawej.

Prowadziły one na tyły klubu, gdzie faktycznie czekał już na nas ochroniarz-gej-z-drzewa, paląc papierosa. Gdy nas zobaczył, upuścił go na ziemię, zgniótł butem i bez słowa wskazał na samochód.

- Tak właściwie, to jak masz na imię? – spytała Sapphire, zapinając pas, gdy już byłyśmy w środku.

- Ethan – powiedział. – A na drugie milczenie. Ethan Milczenie White tak dokładnie – dodał z przekąsem.

Wywróciłam oczami, zapięłam pasy i wbiłam wzrok w szybę. Tak spędziłam całą podróż, nie odzywając się i obserwując to co rozmazywało się za szybą. W międzyczasie zaczęło jeszcze padać i grzmieć, co było idealnym odzwierciedleniem mojego humoru.

Gdy wjechaliśmy na podjazd naszej posesji, zarówno mama jak i tata czekali już na zewnątrz. Wciąż miałyśmy na sobie stroje i peruki od babci, ale pierwszy raz nie czułam się zawstydzona. Byłam zła, pijana i chciałam iść spać po długim, męczącym dniu.

- Rita – zaczął ojciec wściekłym głosem, przesuwając się dwa kroki w moim kierunku. – Gdzie wyście się podziewały? Gdzie nonna? Co to za ubrania? I, w końcu, co wyście sobie do kurwy nędzy myślały?

Stanęłam naprzeciw niego i spojrzałam mu ze znudzeniem w oczy. Ten wciąż był wściekły, ale powoli zaczęło przeważać zdziwienie. I niepokój.

- Nie mam dzisiaj nastroju – mruknęłam i przeszłam obok niego.

- O, nie, młoda damo! – zawołał. – Tak się bawić nie będziemy! Masz natychmiast się opamiętać i nas przeprosić za to, jak się dzisiaj o ciebie zamartwialiśmy!

Odwróciłam się do niego, a we krwi mi zawrzało. Alkohol podsycił moją wściekłość i dodał mi odwagi do wykrzyczenia mu w twarz, jak się czułam.

- Opamiętać się?! – krzyknęłam do niego. – Przeprosić was?! W porządku! Przepraszam! Przepraszam, że byłam okłamywana przez całe swoje życie przez najbliższe mi osoby! Przepraszam, że chroniliście mnie przed światem, w który później wrzuciliście mnie tak głęboko, że prawie, kurwa, utonęłam! Przepraszam, że gdy prawie przez wasze „chronienie" umarłam i potrzebowałam waszego wsparcia, mój, pożal się Boże, narzeczony zdradzał mnie pod moim dachem w obecności dwóch najważniejszych mężczyzn w moim życiu. Przepraszam, że potrzebowałam odreagować! No bardzo za to, kurwa, przepraszam! Zadowolony, kurwa mać?!

W oczach mamy pojawiły się łzy, które po każdym moim zdaniu spływały po jej policzkach, opadając na koszulkę. Tata zaciskał szczękę tak mocno, że dziwiłam się, że jeszcze mu nie pękła.

- Rita... – zaczął, ale mu przerwałam.

- Nie! Mam już tego dosyć! Skoro nie mam co liczyć na wasze wsparcie, to chcę. Być. Sama – wysyczałam, akcentując każde słowo. – Dobranoc.

Nie zatrzymali mnie już więcej.

Całą niedzielę spędziłam w moim pokoju. Najpierw rozpakowałam wszystkie zakupy, które wnieśli tu żołnierze. Później puściłam na cały regulator swoją składankę Spotify na gorsze momenty i czytałam po kolei wszystkie ulubione fragmenty ze swoich ulubionych książek.

Przez kilka godzin robiłam to z Sapphire, której nastrój również był grobowy.

W poniedziałek przyszłam do szkoły, nie zważając na przymusowe zwolnienie dyrektora. Ten, już na samym początku pierwszej lekcji, ogłosił, że Sean Connor jest poszukiwany przez policję, a cała szkoła została przeszukana przez specjalistów i jest całkowicie bezpieczna.

Na obiedzie Sapphire i ja postanowiłyśmy usiąść z dziewczyną Setha – Evie i jej koleżankami, a Savannah przysiadła się do nas bez wahania, by dotrzymać nam towarzystwa.

Andy po raz pierwszy w życiu nie próbował mnie siłą przekonać do tego, że nie powinnam być na niego zła. Zwyczajnie to zaakceptował i poddał się, co dla mojej tchórzowskiej wersji było tylko ułatwieniem. Nie chciałam konfrontacji.

Przez najbliższe dwa tygodnie w mojej rodzinie zapanowały ciche dni. Rodzice unikali mnie, jak tylko mogli, a ja robiłam to samo z Andym i Ryanem. Właściwie, została mi tylko Sapphire i nonna, która jednak posprzeczała się z tatą tak mocno, że ledwo co wychodziła ze swojego pokoju.

Zbliżał się mecz z Eitzen High School, więc całe swoje myśli i zaangażowanie skupiłam na byciu kapitanem zespołu czirliderek. Trenowałam do upadłego, by uspokoić nieco swoje myśli, ale nie zawsze to pomagało.

Nocy praktycznie nie przesypiałam przez dręczące mnie koszmary. Budziłam się z krzykiem co kilka godzin, a później miałam tak duże obawy przed zaśnięciem, że nie robiłam tego, dopóki nie padałam z wyczerpania.

Czasami łapałam współczujące spojrzenia Ethana siedzącego na drzewie, czasami szłam do Sapphire lub do kuchni by zrobić sobie czekoladę z piankami, ale nigdy nie do Alessandro. Nie byłam w stanie tego zrobić.

Andy zrezygnował z wrzucania mnie do basenu każdego ranka. Tęskniłam trochę za tym, nieważne jak bardzo tego nienawidziłam, gdy jeszcze to ciągnęliśmy.

Sapphire unikała Tony'ego jak ognia, przez co ten nieco zmarniał. Rzadko kiedy spał, trzeba było wmuszać w niego jedzenie, jakby przestał mieć determinację, by zrobić cokolwiek. Ignorowałam to, bo wiedziałam, że na to zasłużył, ale Sapphire to zabijało. Widziałam smutek w jej oczach, gdy obserwowała każdy z naszych treningów.

Wpatrywałam się w nią po raz kolejny, nie mogąc skupić się na układzie. Wykonywałam figury nieco niedbale i tańczyłam kulawo, zbierając się, by podejść i pocieszyć Sapphire, gdy nagle usłyszałam krzyk.

- Mia, nic ci nie jest?! – krzyknęła Aria.

Odwróciłam się gwałtownie, by zobaczyć leżącą na podłodze dziewczynę i Arię tuż nad nią, która patrzyła z przerażeniem na nogę Mii wygiętą pod dziwnym kątem. Savannah już tam biegła, więc zerwałam się i popędziłam za nią.

- Trzeba wezwać karetkę – powiedziała. – Maddie, zrobisz to?

- Już się robi.

Podeszłam do leżącej Mii, a z drugiej strony przysunęła się Sapphire. Aria wciąż trzymała dłoń swojej przyjaciółki, która miała twarz wykrzywioną z bólu. Przypominała mi obraz, który widziałam na ekranie w piwnicy klubu.

Z jej gardła wydostał się potworny wrzask, zanim nie zemdlała z bólu. Łzy ciekły jej po policzkach, gdy jej głowa opadła na kolana i dłonie Arii.

- Karetka już jedzie – powiedziała Maddie.

– Trzeba poinformować o tym trenera i dyrektora - powiedziałam. - Chloe, Deborah, zajmijcie się tym. 

Dziewczyny przytaknęły i wyszły z sali niemal natychmiast. Ja, może nieco samolubnie, byłam w stanie skupić się tylko na jednej rzeczy, która była od dwóch tygodni moją odskocznią od rzeczywistości.

- Nie będzie w stanie zatańczyć w układzie – zauważyłam cicho, a Aria uniosła głowę z oburzeniem. – Nie patrz tak na mnie. Nie jestem tylko jej koleżanką. Muszę też myśleć o zespole tak samo jak wtedy, gdy ja zostałam porwana. Trzeba znaleźć zastępstwo.

Ta pokiwała głową z zaciśniętymi wargami, ale widziałam na jej twarzy, że wciąż jest wściekła na mój nietakt.

- Mecz jest w przyszłym tygodniu, nie ma szans, że ktoś nauczy się tak szybko naszego układu – zauważyła Maddie ponuro. – Trzeba będzie go zmienić i dodać więcej treningów, by się nauczyć nowego.

- Nie ma takiej opcji, mamy w tym tygodniu dwa duże testy – zaprotestowała Savannah.

- My trzy – podbiła Alyssa, zerkając na Stellę.

- Stella, może ty dasz radę przejąć jej część układu? – spytałam.

Ta spojrzała na mnie z tak wielkim smutkiem w oczach, że znałam odpowiedź, zanim uformowała ją w słowa.

- Dużo trenowałam z Alyssą i Maddie... ale wciąż nie jestem tak rozciągnięta jak Mia, więc nie dam rady...

Mówiła powoli, ostrożnie dobierając słowa tak, by nikogo nie urazić.

Zacisnęłam wargi, bo właśnie kolejna rzecz mi się posypała. Byłam kapitanem, więc to ode mnie oczekiwano teraz znalezienia rozwiązania. Układ bez Mii wyglądałby niezbyt dobrze, dodanie kogoś nowego odpadało z miejsca, a zmiana układu oznaczała zawalenie kilku sprawdzianów, czego nie mogłam od dziewczyn wymagać. Pięć z nas potrzebowało dobrych ocen, by dostać się na studia.

- Kurwa mać – zaklęłam, na co te spojrzały na mnie zaskoczone.

Żadna z nich nie słyszała wcześniej, jak przeklinam, a zaczęło mi to ostatnio wchodzić w zwyczaj.

- Ja znam układ – przyznała niechętnie Sapphire. – I dałabym radę zatańczyć.

Uniosłam głowę, bo to był najlepszy pomysł i jedyne rozwiązanie, jakie padło w ciągu ostatnich kilku minut. Jednak niechętna mina i ton głosu Sapphire nieco mnie zdziwiły. Chwilę mi zajęło, by zrozumieć jej reakcję. Piłkarzem Mii był Tony.

- Sapphire, wiem, że zostałabyś jego czirliderką, ale to naprawdę nie znaczy, że będziecie musieli spędzać ze sobą czas – powiedziałam błagalnie. – Nie będziemy mieć już podwójnych treningów do następnego meczu. Błagam, jesteś naszą ostatnią nadzieją.

W momencie gdy rudowłosa pokiwała głową z grymasem na twarzy, prawie wszystkie odetchnęłyśmy głośno z ulgą.

W tej chwili do sali wpadła całkiem spora grupka z medykami, dyrektorem i trenerem na czele. Zaraz za nimi biegła cała drużyna piłkarska.

Gdy Mia została przeniesiona na noszach, Aria, jako jej najbliższa przyjaciółka, poszła z trenerem powiadomić rodziców dziewczyny, a dyrektor wsiadł do karetki i pojechał do szpitala razem z lekarzami.

- Co teraz z waszym układem? – zapytał Andy, nie kierując tego pytania do kogoś szczególnego. – Dacie radę ją zastąpić?

- Sapphire ją zastąpi – odparłam cicho, nawet na niego nie patrząc. – Musimy wracać do treningu.

Jednak krótko po tym okazało się, że żadna z nas nie była się w stanie skoncentrować na treningu. Wszystkie odbiegałyśmy myślami do Mii, o której nie słyszałyśmy żadnych wieści. Aria już nie wróciła, więc ostatecznie uznałam całą próbę za bezsensowną i wygoniłam wszystkie dziewczyny do szatni. Na sali zostałam tylko ja i Sapphire.

Trenowałyśmy razem do upadłego przez kilka następnych dni, aż w końcu nadeszła środa dwudziestego listopada, gdy do meczu zostały trzy dni. To był również dzień, w którym miał do nas przyjechać mężczyzna z więzienia, który wcześniej należał do mafii, a który miał nam opowiadać, że nie jest to w porządku.

Siedzieliśmy całą szkołą na trybunach boiska, gdy na podwyższenie wszedł dyrektor i stanął za mównicą.

- No dobrze, moi drodzy – zaczął, stukając płaską dłonią w mikrofon, by przyciągnąć naszą uwagę. – Pragnę wam przypomnieć, że nasz gość będzie w kajdankach, całkowicie rozbrojony z dwoma policjantami, którzy będą go pilnować. Nie będzie w stanie zrobić wam krzywdy, choć i tak nie będzie próbował, bo oznaczałoby to dla niego dłuższą odsiadkę. Zasady są te same co za każdym wcześniejszym razem. Proszę nie krzyczeć, nie prowokować i już tym bardziej niczym w niego nie rzucać, czy to jasne? Za takie rzeczy zawieszenie w prawach ucznia będzie waszym najmniejszym problemem. – Gdy wszyscy mruknęliśmy jakieś potwierdzenie, ten skinął głową zadowolony i machnął ręką na furgonetkę więzienną, która stała na parkingu. – Oby jego przemówienie było pouczające.

Na środek wyszło czterech policjantów i skuty więzień pomiędzy nimi w pomarańczowym kombinezonie. Gdy dwóch na przedzie odsunęło się, pozwalając skazanemu podejść do mównicy, dostrzegłam ruch po swojej lewej stronie.

Andy i Ryan zaczęli się unosić z rękoma wędrującymi pod marynarki od ich mundurków. Widziałam mord na ich twarzach. Szybko powiązałam fakty – zdrajca z mafii i ich reakcje wyraźnie wskazywały na to, że powyższy skazany zdradził Fedeltę.

Tony i Kenneth siedzący nad nimi szybko zareagowali, łapiąc ich za łokcie i sadzając na miejscu, a Tylor, który siedział nade mną, nachylił się i poczułam jego ciepły oddech przy moim uchu.

- To Stephen Ackerman – mruknął mi do ucha. – Mężczyzna, który zdradził Fedeltę dla Sem'yi i porwał cię, gdy miałaś sześć lat. Zanim twojej rodzinie udało się go dopaść, zrobiła to policja i wywiozła go na teren Seventeen, gdzie nie było szans, by go dobić.

Wytrzeszczyłam oczy i reakcja Ryana i Andy'ego stała się nagle wyjątkowo zrozumiała.

Ten miesiąc widocznie musiał już być stracony. Najpierw moja prawie że śmierć, później zdrada Ryana, następnie kłótnia z całą rodziną, wypadek Mii i teraz jeszcze to?

Czekałam tylko, aż uderzy w nas bomba nuklearna zrzucona przez Rosjan, wybuchnie trzecia wojna światowa lub nastanie apokalipsa. To byłoby idealne zwieńczenie miesiąca, który był już całkowicie zepsuty.

- Dzień dobry wszystkim – zaczął, a w jego głosie dało się słyszeć ledwie dosłyszalną nutkę znudzenia. – Nazywam się Stephen Ackerman i przyjechałem do was z Waszyngtonu. Jestem w trakcie mojego dwunastego roku w więzieniu i zostały mi jeszcze trzy, choć tymi wykładami pracuję na skrócenie ich do jednego. – Poruszył się, by położyć ręce na mównicy, a grzechot jego kajdan był wyraźnie słyszalny przez mikrofon. – Należałem do rosyjskiej mafii Sem'yi i miałem chyba najbardziej niebezpieczne zadanie ze wszystkich, ponieważ byłem szpiegiem w tutejszej, amerykańskiej mafii. Nie będę wnikał w szczegóły, bo jest to mniej ważne.

I zaczął się rozwodzić nad półświatkiem. Najpierw przedstawił różnice i podobieństwa między gangiem a mafią, później opisał nieco strukturę i nazwy znanych takich organizacji. Opowiadał również o tym, ile lat grozi za jakie przestępstwa, dlaczego nie warto się w to wciągać i jak bardzo on żałuje swojej decyzji o wstąpieniu do mafii.

Oczywiście, to zdenerwowało Andy'ego i Ryana jeszcze bardziej. Nawet Sapphire skrzywiła się na jego słowa, a Tony, Kenneth i Tylor zrezygnowali z powstrzymywania chłopaków, bo sami już mieli dłonie na swoich kaburach.

Tak jak wstąpienie do gangu było zupełnie dobrowolną decyzją, tak dołączenie do mafii wynikało z dziedzictwa. Od dziecka było się przygotowanym na konieczność inicjacji do wieku piętnastu lat. Z mafii nie dało się również „wyjść", chyba że przez śmierć naturalną, zabójstwo przez swoich ludzi za próbę ucieczki lub takie przez wrogów.

Opowiadał całkiem swobodnie o tym, jak bardzo chciał uciec z mafii, lecz był tchórzem. Nie zdawał sobie sprawy, że pięciu mężczyzn z wyjątkowo morderczymi zapędami miało w tej chwili dylemat, czy zastrzelić go teraz czy dopiero później.

Obserwowałam czarne, puste spojrzenie Ryana, gdy ten wpatrywał się w skazanego. Dostrzegłam również moment, w którym podjął on decyzję o natychmiastowym morderstwie.

Było to, gdy Ackerman powiedział, że wszyscy powinni pamiętać o udaniu się na policję, gdyby dostali propozycję wstąpienia do gangu lub mieli z nim jakiś problem. Dodał też, że to samo wiąże się z mafią – gdy ktoś nie chce podążać za swoim dziedzictwem, powinien od razu się zgłosić do niebieskich.

Oczywiście, zapomniał wspomnieć o tym, że każda mafia miała koneksje u niebieskich na swoim terenie, podobnie większe i bardziej ogarnięte struktury gangów.

Ryan wyciągał już swoją broń, więc miałam bardzo mało czasu na reakcję. Między nami była tylko Sapphire, więc przesunęłam się nad nią i wsunęłam mu się na kolana, obejmując go w pasie.

Jego czarne oczy porzuciły nieco morderczy wyraz i skupiły się całkowicie na moich. Pojaśniały lekko, wracając do tego pięknego szarego koloru i pojawiły się w nich te iskierki, które tak bardzo kochałam.

Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej, przyciskając jego broń między naszymi brzuchami, po czym zluzowałam dłoń z uścisku, wsunęłam ją między nas i wyciągnęłam ją z jego ręki. Ten był chyba na tyle zaskoczony tym, że byłam tak blisko po prawie trzech tygodniach ignorowania go, że pozwolił mi na to.

Podałam ukradkiem broń Sapphire, która wsunęła ją do torebki, nie odrywając wzroku od Stephena podobnie jak większość uczniów. Tylko czterech chłopaków wokół obserwowało nas z zainteresowaniem.

- Wiem, kim jest i co zrobił, ale to nie jest ani czas, ani miejsce na branie odwetu, Ryan – wyszeptałam mu do ucha.

- To zdrajca – warknął, zaciskając długie palce na moich biodrach. – Zasługuje na śmierć.

- Ale nie tutaj – zaprotestowałam szybko. – Nie w miejscu, gdzie wszyscy by widzieli, kto go zabił. Musiałbyś uciekać, wrócić do Chicago, a ja jako twoja narzeczona byłabym pod ciągłą obserwacją.

On o tym oczywiście wiedział, ale złość tak go zaślepiła, że prawdopodobnie nie myślał racjonalnie. Przez chwilę wyglądał, jakby zamierzał się kłócić, ale w końcu westchnął głęboko i przytulił mnie mocno, wpychając nos w moje włosy.

- Nawet nie wiesz, jak za tobą tęskniłem – mruknął. – Dla ciebie jestem takim mięczakiem, że moi ludzie w życiu nie uczyniliby mnie bossem, gdyby o tym wiedzieli.

Mruknęłam cicho, próbując zachować resztki jakiegoś zdrowego rozsądku, by móc go odepchnąć, ale powoli przegrywałam. Jego perfumy działały na mnie jak najlepszy na świecie afrodyzjak, a iskierki w oczach przenikały przez moją duszę, usuwając wszystkie moje bariery.

- Żadnego „przepraszam"? – spytałam cicho, próbując zachować resztki dumy.

- Nie łączy nas miłość, zaręczyny są na pokaz, a ja nic ci nie obiecywałem – zauważył, na co coś w mojej klatce piersiowej zakłuło, a ja zamrugałam kilka razy, by pozbyć się natrętnych łez. – Nie żałuję, że spałem z tamtą dziwką, ale przepraszam, że to widziałaś.

- Potrzebowałam cię tamtej nocy, wiesz? – wyszeptałam. – Nie mogłeś utrzymać kutasa w spodniach chociaż przez tę jedną noc, gdy prawie umarłam? Już nawet nie chodzi o to, że mnie zdradziłeś w obecności ojca i brata. Czemu tamtej nocy?

Oczywiście nie było to do końca szczere z mojej strony, bo zwyczajnie zaczynałam się od niego uzależniać i myśl, że sypiał z innymi kobietami, była dla mnie bolesna. Zwłaszcza, że ode mnie wymagał stuprocentowej wierności i lojalności.

- Prawie przeze mnie umarłaś, Rita – mruknął mi do ucha. – Nie było żadnego Rosjanina do torturowania, żebym się wyżył, więc dziwki były oczywistym wyborem.

Czemu musiało to brzmieć tak prosto i logicznie?

- I gdy będziemy małżeństwem, też zamierzasz mnie zdradzać? – spytałam i uniosłam głowę.

Patrzyłam mu prosto w oczy, próbując odczytać z nich prawdę, ale były tak nieprzeniknione jak zwykle.

- Nie – powiedział dobitnie. – Gdy będziemy oficjalnie połączeni, będziesz tylko moja a ja twój. Takie są tradycje rodziny Rosellini, a ja zamierzam ich dochować.

Pokiwałam głową i wtuliłam się w niego. Nie umiałam się zbyt długo gniewać na ludzi. Ale byłam też dziewczyną, co znaczyło, że choć potrafiłam wybaczać, nigdy nie zapominałam.

- To dobrze – szepnęłam.

Siedzieliśmy nieruchomo, wsłuchując się w swoje oddechy. Odsunęliśmy się nieco od siebie dopiero w momencie, gdy rozległy się gromkie brawa i oklaski sygnalizujące koniec przemowy Stephena.

Ryan zesztywniał, przenosząc swoje spojrzenie na skazanego, który, pobrzękując kajdankami, wracał do furgonetki więziennej.

- Odpuść – mruknęłam. – Dopadniesz go, jak wyjdzie z więzienia.

- Skoro tego sobie życzysz – westchnął, po czym zerknął na mnie. – Twój ochroniarz mówił mi o tym, że nie sypiałaś za wiele w ciągu ostatnich tygodni. To przeze mnie?

Zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam, że Ethan Milczenie White zdawał Ryanowi raporty co do mojej osoby. Zwłaszcza, że jego drugie imię przeczyło osobowości gaduły.

- Miewam koszmary nocne.

- Od czasu porwania przez Mantorville? – zauważył.

- Boję się – wyszeptałam.

Uczniowie wokół nas zaczęli schodzić powoli z trybun i coraz więcej zerkało na nas z zaciekawieniem. Nikomu chyba nie umknęło kilka tygodni naszego ignorowania się.

- Moja obecność sprawi, że będzie lepiej? – spytał.

- Przy tobie i Alessandro czuję się bezpieczna – przyznałam. – Rzadko miewam koszmary w waszej obecności.

- A więc załatwione – stwierdził. – Od dzisiaj będę spać z tobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro