Rozdział 16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział 16. "Obiecałaś mi wszystko."

Liczba słów: 3920.


Maraton: 3/3

***


Gdy się obudziłam, Ryan obok mnie jeszcze spał. Głowa mnie bolała nieznacznie i nie czułam nawet jakiejś suchości w ustach. Woda, wymiotowanie i świeże, chłodne powietrze (bo spaliśmy przy uchylonym oknie) zrobiły swoje. Budzik wskazywał godzinę piątą rano, czyli o wiele za wcześnie.

Moje mięśnie bolały w dość przyjemny sposób, więc postanowiłam je nieco rozruszać. Zmusiłam się do pełnego obudzenia się. Zsunęłam się z łóżka tak, by nie obudzić przy tym Ryana, który musiał rozmawiać z moim wujkiem do późnej nocy.

Nocy.

Zmrużyłam oczy, gdy przypomniałam sobie dosłownie wszystko, co wydarzyło się wczorajszego wieczora. Zerknęłam na śpiącego Ryana i powstrzymałam łzy.

Głupia, naiwna dziewczynka, która myślała, że jej miłość zostanie odwzajemniona, mimo że tyle razy jej mówiono, na czym polega małżeństwo w mafii.

- Naczytałaś się romansów i teraz masz – prychnęłam cicho sama do siebie.

Dostrzegłam stojące obok drzwi prezenty, więc domyśliłam się, że służba musiała je wnieść, gdy spaliśmy, lub zrobił to sam Ryan, wracając z rozmowy z wujkiem.

Odpuściłam sobie prysznic, wiedząc, że zamierzałam się mocno spocić i wymęczyć. Założyłam sportowy stanik i leginsy, umyłam zęby i, łapiąc po drodze buty, wyszłam z sypialni. Jako że była tak wczesna godzina, wszyscy jeszcze spali, więc miałam zupełny spokój.

Przeszłam do części sportowej, gdzie zapaliłam światło i objęłam wzrokiem całość. Było to największe pomieszczenie w całym domu, podzielone na kilka części. Basen był zupełnie na końcu i prowadził do niego wąski korytarzyk zakryty płótnem wstrzymującym zapach chloru.

Zaraz obok przejścia stały sprzęty do treningu – do biegania i ćwiczenia mięśni. Po lewej znajdował się dość spory parkiet i ogromne lustra. Natomiast po prawej stał ring i kilka mat wokół.

Skierowałam się niemal od razu na parkiet, gdzie ustawiony został laptop i kilka głośników. Włączyłam sprzęt, załączyłam składankę odpowiadającą mojemu nastrojowi i założyłam buty. Gdy z głośników poleciała pierwsza piosenka – „Bleeding Love" Leony Lewis, rozpoczęłam rozgrzewkę, do której powoli wprowadzałam kroki taneczne.

Potrzebowałam się spocić i wyłączyć myślenie, więc z każdą, kolejną energiczniejszą piosenką dodawałam jeszcze więcej skomplikowanych figur, które wielokrotnie pokazywała mi Alyssa.

Choć nie byłam tak dobrą tancerką, jak kilka dziewczyn z drużyny czy Martina, wciąż lubiłam to robić hobbystycznie.

Całkowicie oddałam się muzyce.

W momencie gdy poleciało „Crazy in Love" w zwolnionym tempie, rzuciłam się na rurę, która stała samotnie po lewej stronie parkietu. Wykonując coraz trudniejsze akrobacje, czułam przyjemny ból w mięśniach, który pozwolił całkowicie wyłączyć myślenie.

Przestałam skupiać się na tym, co zamierzałam. Wszystko robiłam spontanicznie, koncentrując się na samym wykonaniu, by nie zrobić sobie krzywdy. Gdy skończyłam, trzymałam się rury tylko udami, zwisając głową do dołu.

Odetchnęłam głęboko, próbując uspokoić choć trochę swój przyspieszony oddech, gdy nagle usłyszałam ciche klaskanie.

Szarpnęłam głową do góry, by zobaczyć siedzącego na jednej z ławeczek przed ringiem wujka Domenico.

- Lo zio – sapnęłam, zsuwając się na podłogę. – Wszystko w porządku? Obudziłam cię?

Ten machnął ręką, zbywając moje pytanie, po czym uśmiechnął się.

- I tak nie mogłem zasnąć.

Patrząc na jego siwe włosy i drobną sylwetkę, przypomniałam sobie, jak wyglądał przed zamachem na jego życie. Gdy dowiedziałam się, że został postrzelony sześciokrotnie w klatkę piersiową i cudem go odratowano, płakałam tygodniami.

Wcześniej był bykiem, a nie mężczyzną. Wysoki, potężnie umięśniony, budzący postrach we wszystkich. Teraz cień samego siebie.

Mimo że nie miał nawet pięćdziesięciu lat, musiał poruszać się o lasce i wyglądał o wiele starzej, niż faktycznie był.

Opadłam na ławkę obok niego i wsunęłam rękę w jego dłonie.

- Jesteś moją małą księżniczką – zaczął. – Nie mogę znieść myśli, że już niedługo będziesz żoną, a później matką.

- Nie wychodź tak w przyszłość, wujku – mruknęłam zażenowana, łapiąc butelkę wody.

Upiłam łyk, rozkoszując się chłodną cieczą pieszczącą moje gardło.

- Od żony bossa oczekuje się ciąży w ciągu pierwszego roku od zawarcia małżeństwa – powiedział.

Zakrztusiłam się i wyjątkowo elegancko oplułam siebie i podłogę przede mną. Zaczęłam kaszleć, a ten poklepał mnie po plecach ze zmartwioną miną.

- Co? O tym mi nie powiedziano – sapnęłam, wciąż próbując złapać oddech.

Ale – choć było to nieco denerwujące, że kolejny tak ważny szczegół został przede mną zatajony – nie czułam strachu. Wręcz przeciwnie, uważałam, że byłam już gotowa. Dziecko oznaczało bezwarunkową, odwzajemnioną miłość.

Zawsze chciałam być matką i tego ewidentnie potrzebowałam w związku, by nie zwariować.

- Principessa, jeszcze niedawno uczyłaś się tańczyć, stojąc mi na stopach. Nie mogę uwierzyć, że jesteś już tak dorosła – mruknął.

Objęłam go mocno ramionami i wtuliłam nos w zgięcie jego szyi.

- Wujku, nieważne co się stanie, zawsze będziesz moim rycerzem, a ja twoją księżniczką – przysięgłam.

- Coś kiepsko mi idzie bycie twoim rycerzem – powiedział sarkastycznie. – Ile razy zostałaś zaatakowana, gdy ja byłem daleko?

- Niewiele – zauważyłam. – A w ostatnim czasie dali sobie spokój, więc może wszystko się skończyło.

- Martwi mnie to. Gdy rozmawiałem z Basilem Callas, powiedział mi o układzie mojego dziadka. To było spore zaskoczenie, ale odnalazłem wzmianki potwierdzające to w starych dziennikach ze strychu. Jednak jeśli chcą cię wydać za któregoś z ich ludzi, to czemu próbowali cię zabić?

- Nikt z nas tego nie rozumie – przyznałam. – Ale teraz to nie jest ważne. Jestem tutaj. Bezpieczna.

- Cieszmy się tym, póki mogę – wyszeptał. – Chcesz dla mnie zatańczyć?

Wyplątałam się z jego uścisku i pokiwałam głową. Wujek złapał pilota i ustawił piosenkę, którą dobrze znałam. Tańczyliśmy do niej wielokrotnie, gdy byłam malutka. Później, gdy dostałam od niego na urodziny opłacony kurs taneczny, udało mi się ułożyć do niej układ z instruktorką.

Uśmiechnęłam się szeroko, zanim poruszyłam dłonią, łokciem, a później całą ręką. Uwielbiałam uczucie, jakie dawał mi taniec. Jak już mówiłam, nie byłam profesjonalistką, ale to tak jak z ludźmi, którzy lubią, choć nie umieją śpiewać.

Tańcząc, zerkałam na promieniejącego dumą i radością wujka. Gdy rozebrzmiały ostatnie nuty, pochyliłam się i zamarłam, kończąc.

- Przypomniały mi się wszystkie twoje lekcje tańca – powiedział, wzdychając. – Tak bardzo mi tych rzeczy brakuje.

- Jest szansa, że Serena również pokocha taniec – zaśmiałam się. – I wtedy nie z siostrzenicą będziesz tańczyć, wujku, a ze swoją wnusią.

- To już nie będzie to samo.

Złapał swoją laskę i przez chwilę obracał ją w dłoniach. Później nagle uniósł gwałtownie głowę i wyprostował się. Jego twarz przybrała poważny wyraz.

Sekundę później zrozumiałam przyczynę jego nagłego stanu. Na siłownię weszli Ryan z Tonym – ten pierwszy z dziwnym wyrazem twarzy. Gdy mnie zobaczył, cień przebiegł przez jego twarz - trochę ulgi, trochę niepokoju.

Tony uśmiechnął się i podszedł by nas przywitać i dopiero wtedy zobaczyłam Sapphire, która dotychczas chowała się za nim, niepewna.

- Cześć, Tony – przywitałam się z nim pocałunkiem w policzek. – Sapphire, chcesz ze mną poćwiczyć nowy układ na styczniowy mecz? Tym razem nie chcę być tą, przez którą wszystko się zawali...

- Nie ma sprawy – zachichotała. – Dzień dobry, panie Rosellini.

- Oh, daj spokój, Sapphire – zaśmiał się wujek, rozluźniając tylko odrobinę. – Możesz mówić Nico lub nawet wujku tak jak robi to Alessia.

Chwilę później na siłownię dotarła cała rodzina. Martina od razu dołączyła do mnie i Sapphire, a po chwili również i Federica z ciocią Giulią się przyłączyły. Mama, ciocia Gaia i ciocia Francesca zajęły trzy bieżnie, zaraz po tym jak się z nami przywitały. Wszyscy wujkowie razem z tatą skierowali się na ring, natomiast Leo i pozostali kuzyni na urządzenia do podnoszenia ciężarów.

Aurora i nonna również przyszły, ale one usiadły na jednej z niewielu wstawionych tu kanap przy wejściu i postanowiły się zająć trojaczkami.

Nie kontrolowałam czasu, który spędziliśmy wspólnie na siłowni. Cieszyłam się nim stanowczo zbyt bardzo, by to robić.

Dopiero, gdy do środka weszła pokojówka, wołając głośno, że śniadanie było już gotowe, w końcu zerknęłam na zegarek. Zbliżała się dziewiąta, co by znaczyło, że ćwiczyłam około czterech godzin.

Na śniadaniu, choć siedziałam obok Ryana, nie odezwałam się do niego ani słowem. Unikałam jego natarczywego spojrzenia, którym mnie świdrował i wywiercał dziury w mojej głowie. Gdy złapał moją dłoń, szybko wyplątałam ją z uścisku i sięgnęłam po jeszcze jeden kawałek bagietki, by to zamaskować.

Choć dostrzegłam jego pytające spojrzenie, zignorowałam to. Sam jednak również nic nie powiedział, więc nie czułam się zbytnio winna.

Nonna jako jedyna zauważyła nasze nietypowe milczenie i ignorowanie się. Uniosła brew w niemym pytaniu, ale pokręciłam lekko zauważalnie głową, dając jej do zrozumienia, że nie chciałam poruszać tego tematu.

Byłam zbyt zażenowana moją jednostronną miłością, by chcieć poruszyć ten temat osobiście. Nie potrzebowałam jego przeprosin, bo miłość nie była czymś, co można kontrolować, ale nie chciałam już nigdy więcej o tym rozmawiać. To było zbyt przykre, krępujące i bolesne zarazem.

- Dzisiaj o siedemnastej wychodzimy – zarządził Leonardo, przyciągając moją uwagę. – Bal u rodziny Randazzo zacznie się o osiemnastej.

- Cudownie – mruknęła Aurora. – Muszę załatwić kilka spraw, ale będę w domu przed czternastą. Zjem coś na mieście, nie czekajcie na mnie, pa.

Opuściła szybko jadalnię. Po chwili i inni zaczęli się zbierać - część wracała na siłownię, część pododbnie jak Aurora wyszła z domu, by załatwić swoje sprawy.

Ja gdy skończyłam, wstałam i nie patrząc na innych, ruszyłam do góry. Gdy byłam już prawie na naszym piętrze, poczułam za sobą czyjąś przytłaczającą obecność.

I od razu wiedziałam, kto to był.

Duże, ciepłe dłonie opadły na moje biodra i uniosły mnie kilka centymetrów do góry. Wierzgnęłam lekko, ale po chwili zamarłam całkowicie i dałam się ponieść ku nieuniknionemu.

- Nie mogłeś poczekać, aż sama dojdę do sypialni? – prychnęłam, gdy położył mnie na łóżku i stanął obok ze skrzyżowanymi rękoma.

- Alessandro powiedział, że skonfrontowanie cię i niedanie szansy na ucieczkę jest najlepszym sposobem, byś przestała się obrażać.

Przynajmniej nie przypiął mnie kajdankami do kaloryfera, jak Andy to kiedyś zrobił.

- Bym przestała się obrażać? Ja się nie obraziłam – syknęłam, obracając głowę tak, by nie musieć na niego patrzeć.

A to wcale nie świadczyło o obrażeniu się. Wcale.

- Pamiętasz, co mi obiecałaś za twój pierwszy orgazm w życiu?

Kurczaczki. Oczywiście, że pamiętałam.

- Oświeć mnie – wysyczałam.

Choć już wiedziałam, że przegrałam. Teraz nie było możliwości uniknięcia tej konfrontacji w żaden sposób.

- Obiecałaś mi wszystko. Wszystko. Oczekuję więc od ciebie prawdy. Co zrobiłem nie tak?

- Nic nie zrobiłeś nie tak – powiedziałam zgodnie z prawdą. – Jestem obrażona na samą siebie. Za to że jestem naiwna i głupia. Twoja babcia by mnie teraz wyśmiała. Moja w sumie też. Możemy udać, że wczorajszego wieczoru nie było?

- Nie jestem w stanie... – zaczął, powoli dobierając słowa – ddwzajemnić twojej miłości, Rita. Mogę traktować cię z należnym szacunkiem, dawać zajebiste orgazmy i obiecać, że nigdy nie podniosę na ciebie ręki – urwał, obserwując moją twarz.

Dawać zajebiste orgazmy? Serio? W dupę teraz to sobie mógł wsadzić te swoje orgazmy. To nie było najważniejszą rzeczą w życiu i zdecydowanie nie czymś, co uważałam za niezbędne. Teraz nie byłam już tylko obrażona, ale i wściekła.

Choć pierwszy raz udało mi się zastosować wszystkie porady nonny i pokiwać głową. Choć wszystko we mnie rozpadało się powoli na kawałki. Choć moje kochające serce skruszyło się pod naporem jego wypranego z emocji głosu. Byłam taka słaba.

Tak żenująco słaba.

A mimo mojej buzującej wściekłości, kłębiącej się rozpaczy i poczucia piekielnej niespawiedliwości udało mi się zachować lekko uśmiechniętą twarz.

- Wiedziałam o tym od początku – powiedziałam, ignorując uścisk w brzuchu, który wręcz krzyczał 'kłamstwo!'.

Byłam przeklętą romantyczką i, czy tego chciałam czy nie, nie byłam w stanie się pogodzić z myślą, że miałabym żyć w małżeństwie bez miłości. Potrzebowałam tego niczym ryba wody do życia.

- Jestem potworem, diablico. Diabłem. Twoją zgubą, twoim biletem na samo dno. Nie mogę cię kochać. Proszę, zrozum to, bo nie chcę cię więcej ranić. Myślisz, że to co czujesz wobec mnie to miłość, ale to nie to. Zaufanie, może nawet fizyczne zauroczenie, ale nie miłość.

- Rozumiem – szepnęłam.

Kolejne kolosalne, soczyste kłamstwo.

Ten przybliżył swoją twarz do mojej, lustrując mnie uważnie.

- Na pewno? – upewnił się.

- Na pewno – przytaknęłam.

Tymi dwoma słowami zmiażdżyłam ostatnią uncję nadziei, która buzowała w moim sercu. Boleśnie podarta na kawałki, zmielona i ostatecznie zniszczona. Nadzieja, która ponoć ma umierać jako ostatnia, umarła we mnie jako pierwsza.

- Wiesz już jaką sukienkę ubierzesz na ten bal charytatywny? – spytał, zmieniając temat.

I znienawidziłam go za to.

- Czarną – odparłam, a w ton mojego głosu wkradła się gorycz.

- Ładniej ci w czerwonym – zadecydował, kiwając głową na samego siebie. – Wzięłaś ze sobą tak piękną sukienkę, czemu z niej nie skorzystasz?

- Nie mam pod nią odpowiedniej bielizny.

- Dostałaś od babci mnóstwo bielizny – zauważył z półuśmiechem.

Zarumieniłam się mocno, nie mogąc tego pohamować w żaden sposób. Wiedziałam, że nie uwierzył mi tak do końca i teraz próbował odwrócić moją uwagę w sposób, jaki znał najlepiej. A najlepiej mu szło uwodzenie mnie w każdy możliwy sposób.

I znienawidziłam go za to jeszcze bardziej, jeśli było to jeszcze możliwe.

- Wybiorę coś dla ciebie – wyszeptał, przygryzając płatek mojego ucha. – A teraz chodźmy pod prysznic, obojgu nam potrzeba.

Potrzebowałam teraz czegoś, co odwróci tok moich myśli, więc wsunęłam się do łazienki i odetchnęłam głęboko. Zerknęłam na siebie w lustro i dostrzegłam, że moja twarz była nienaturalnie blada. Pochlapałam ją chłodną wodą i poklepałam nieco policzki, by dodać im choć trochę koloru.

Zdjęłam z siebie spocone, sportowe ubrania i bieliznę, a po chwili usłyszałam cichy trzask drzwi. Ryan wszedł do środka i położył coś na taborecie. Podszedł do mnie od tyłu i położył dłonie na moim brzuchu.

Nakryłam je swoimi, opierając głowę o jego klatkę piersiową i w ten sposób staliśmy chwilę w ciszy, patrząc w swoje odbicie i słuchając naszych zmieszanych oddechów.

Ryan cofnął swoje dłonie, zdjął podkoszulek i po chwili także i jego spodnie osunęły się na ziemię. Patrząc na moją twarz, zsunął również bokserki. Jego sztywna już męskość wsunęła się między moje pośladki, wywołując u mnie ciche sapnięcie.

- Ile mamy czasu? – spytał.

Zerknęłam kątem oka na wodoodporny zegarek elektryczny wiszący na ścianie. Wskazywał dziewiątą trzydzieści siedem.

- Nieco ponad siedem go...

- Wystarczająco dużo – przerwał mi.

Prześledził pocałunkami moje ramię, po czym wrócił na wyjątkowo czuły punkt za moim uchem. Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, co on szybko podłapał i skupił się na tym miejscu. W momencie, gdy zassał moją skórę, zapomniałam o Bożym świecie.

Zmysłowy prysznic pełen wzajemnego dotyku, dużej ilości przytulania i namiętnych pocałunków był tylko grą wstępną do... kolejnej gry. Wyniósł mnie spod prysznica i nawet nie wycierając się, skierował do sypialni. Rzucił mnie na łóżko niczym ostatni jaskiniowiec, na co powietrze uciekło mi z płuc.

- Chcesz wiedzieć, co dostałem od twojej babci na święta? – wyszeptał.

Nie, nie chciałam. Chciałam czegoś innego. Czegoś, czego nie był w stanie mi dać.

Pokiwałam niemrawo głową. Gdy ten wyciągnął pudełko podobne do tego, które dostałam od niej wcześniej, które sterczało porzucone w szufladzie w garderobie.

- Emm... nie wiem, czy to dobry pomysł – sapnęłam, gdy ten zdjął pokrywkę.

W środku znajdowało się kilka wibratorów i innych gówienek tego rodzaju. Otworzyłam usta, by zaprotestować nieco, lecz ten uciszył mnie jednym, namiętnym pocałunkiem, który zamienił moją determinację w papkę.

I choć Ryan postanowił grać na jedyny, dobrze mu znany, sposób, o którym myślał, że mi pomoże... chybił całkowicie. Choć moje ciało oddało mu się w zupełności, nic nie mógł poradzić na to, co działo się w moim wnętrzu.

***

- Pośpieszcie się! – krzyknęła Aurora, stukając w drzwi od mojej sypialni. – Zaraz musimy wychodzić!

- Zaraz zejdziemy, Boże, no! – odkrzyknęłam jej.

- Czasu jednak nie było wystarczająco dużo – zażartował Ryan, unosząc kącik ust. Jego oczy rozbłysły, a motyle w moim brzuchu odtańczyły poloneza. – Doszłaś trzy razy, masturbując się na moich oczach i wciąż się rumienisz?

Opuściłam wzrok speszona, zanim sapnęłam na nagły ścisk między udami.

- Przestań – mruknęłam.

- W porządku, diablico – uznał. – Jesteśmy gotowi?

Spojrzałam krytycznie na jego czerwony krawat, zanim nie poprawiłam go o kilka milimetrów w prawo. Ignorując poirytowane westchnięcie, które mimowolnie wydobyło się z jego gardła, wygładziłam czerwoną sukienkę, którą miałam na sobie.

- Jesteśmy gotowi.

Otworzył przede mną drzwi, a moje serce zabiło.

Jak mógł zachowywać się jak najlepiej wychowany gentleman chodzący po tej ziemi, by później mi mówić, że jest niezdolnym do miłości potworem?

Pocałował moją dłoń i złapał moje ramię, sprowadzając mnie po schodach.

Jak mógł całować mnie w najczulsze możliwe sposoby, przytulać się do mnie niczym kochający mężczyzna i posyłać mi uśmiechy tak tkliwie, by później łamać mi serce w najgorszy możliwy sposób?

Rodzice uśmiechnęli się, widząc naszą dwójkę, a nonna puściła mi oczko.

Jak śmiał udawać zauroczonego i czułego co do mnie przed publicznością, by później zabierać mi koło ratunkowe i powoli topić mnie w bolesny sposób, gdy byliśmy już sami?

Twierdził, że miłość sprowadzi mnie tylko na dno dna piekieł. W tym momencie jej brak sprowadzał mnie na dno dna oceanu. Dwa żywioły staczały ze sobą walkę w moim wnętrzu, gdy pozornie musiałam uśmiechać się i udawać, że wszystko było w najlepszym porządku.

To nie Rosjanie doprowadzali mnie powoli do szaleństwa lecz buzujące we mnie uczucia, których nigdy wcześniej nie odczuwałam.

I którymi nie mogłam się z nikim podzielić, bo tego właśnie ode mnie oczekiwano.

- Takie są realia aranżowanych małżeństw. – Usłyszałam szept przy moim uchu.

Odwróciłam się, by zerknąć na ponurą Aurorę, która patrzyła przed siebie z tak pustym wyrazem twarzy, że przez chwilę wydawało mi się, że tylko przewidział mi się jej głos.

- Słucham? – wykrztusiłam z siebie w końcu.

Reszta skierowała się w kierunku czekających limuzyn. Aurora odciągnęła mnie od reszty, rzucając coś do nich na odchodne przez ramię, zanim pociągnęła mnie do swojego złotego Lykana Hypersport, którego już zawsze będę kojarzyła z Szybkich i Wściekłych 7, jako tego, który przeleciał przez trzy budynki.

- Czemu nie jedziemy z nimi? – spytałam.

Ryan zerknął niepewnie na nas dwie, ale Leo powiedział coś do niego, na co ten pokiwał głową i wsiadł do limuzyny. Czterech ochroniarzy wsunęło się do SUVa i ruszyło za nami. Nie odzywałam się do momentu, w którym wszystkie limuzyny skręciły w prawo, a my pojechałyśmy prosto.

- Możesz powiedzieć wprost, o co ci chodzi? – warknęłam na blondynkę, wyżywając się trochę na niej.

- Powiedz, co ci leży na sercu, cugina – powiedziała w końcu.

Chyba po raz pierwszy w życiu nazwała mnie swoją kuzynką otwarcie. Zazwyczaj się do mnie nie przyznawała.

- Nie wiem, o co ci chodzi.

- W takim razie będę zagdywać. Powiedział, że cię nie kocha. Cierpisz – zawahała się na chwilę. – Po twojej minie, widzę, że trafiłam w sedno. No dalej, nie dostaniesz innej szansy wygadania się. Zwariujesz.

Prosto, rzeczowo, na temat, bezdusznie.

- Jesteś ostatnią osobą, której chciałabym się żalić – przyznałam uczciwie.

Byłam zaskoczona jej percepcją. Zmarszczyłam brwi i wydęłam wargi, na co ta westchnęła głośno.

- Jestem też pierwszą, która widzi, że coś jest nie tak i może cię wysłuchać. Więc słucham.

- Ja go kocham, on mnie nie, koniec bajki – prychnęłam, zakładając ręce na piersi.

- Łał, cóż za rozpaczliwa sytuacja. Takie są realia aranżowanych małżeństw, cugina, nie wiem, czego oczekiwałaś.

- Niczego nie oczekiwałam – przypomniałam jej. – Jakbyś zapomniała, nie zostałam wychowana w przekonaniu, że moja rodzina to wielopokoleniowi gangsterzy, a ja będę musiała poślubić bossa mafii, bo spodobałam mu się, gdy byłam niemowlęciem. Tak jak wiele kobiet chce wyjść za kogoś młodego, przystojnego i bogatego, ja chciałam tylko kogoś, kto będzie mnie kochał. I proszę dostałam wszystko to, czego nie potrzebowałam z brakiem miłości w dodatku.

- Może cię nie kocha, ale mu na tobie zależy – powiedziała. – Jako kobieta mafii, już wygrałaś życie.

Jej dłonie zacisnęły się na kierownicy, a wzrok prawie że wypalił przednią szybę. Wiedziałam, że cierpiała, bo sama, choć starsza, wciąż nie była zaręczona, co uchodziło za skazę na jej honorze.

- Wszyscy w naszej rodzinie się kochają. Chciałam czegoś takiego, jak mają moi rodzice. Czy to tak dużo? – wyszeptałam.

- To jest mafia. Nie jeden z twoich mafijnych romansów, a prawdziwe życie. Naprawdę myślisz, że wszyscy w naszej rodzinie się kochają? Żałosne. Obudź się, Margherito.

- No, bardzo mi pomogłaś – prychnęłam sarkastycznie. – Co ty możesz o tym wiedzieć, co? Ty się tak wychowałaś! Ty wręcz czekasz na męża i nienawidzisz mnie za to, że byłam zaręczona przed tobą.

- I tu się mylisz – odparła zimno. – Jestem nieoficjalnym Consiglierem Eternity. Nie potrzebuję męża. Jesteś tak ślepa jak pozostali członkowie naszej rodziny. Może nawet i bardziej ślepa, biorąc pod uwagę fakt, że nawet nie ogarnęłaś, kim jesteśmy.

Zatkało mnie.

Aurora Consiglierem? To przecież było niemożliwe! Wiedziałam, że kobiety w mafii mogły być żołnierzami, szpiegami lub, jak w większości przypadków, żonami, ale Consiglierem? To była druga najważniejsza rola w całej mafii.

- Co?

- Nawet Ryan zorientował się, że znaczna część Włoch jest uzależniona ode mnie finansowo. Leo i nonna kazali mi udawać głupią i nadętą, by podtrzymać moją przykrywkę. Gdy Leonardo przejmie władzę absolutnie, ogłosi mnie Consiglierem. Nieważne co nasza zawistna rodzinka o tym myśli. A uwierz mi, nie są zadowoleni, że wyszła taka propozycja.

- Czy to nie jest... zakazane? – mruknęłam skołowana.

- Zwisa mi to obok chuja. – Wypuściła z siebie krótki śmiech przypominający szczeknięcie hieny. – Już jeden próbował mnie znieważyć, więc nakarmiłam go jego własnym kutasem. A później zastrzeliłam za kanibalizm.

Zachichotałam, bo to było przekomiczne, ale gdy dostrzegłam jej poważną minę, śmiech utknął mi w gardle.

- Nie możesz mówić serio.

- Mówię – powiedziała, wzruszając ramieniem. – Majątek Eternity wzrósł siedmiokrotnie dzięki moim inwestycjom.

- Co na to wujek Nico?

- Coś podejrzewa. I od tego momentu zaczął naciskać na Leo, by wybrał Tomasso lub Simone. Dopóki tego nie zrobi, nie odda mu władzy całkowicie. Wujaszek mnie nienawidzi. Z jakiegoś powodu woli ciebie o niebo bardziej.

Chrząknęłam.

- Niech to zostanie między nami – zażądała. – A teraz posłuchaj. Ryanowi na tobie zależy; uważa cię za przyjaciółkę, powierniczkę i kogoś więcej. Nie przejmuj się tym, że nie powie tych dwóch słów, na których ci tak bardzo zależy. Żyj zasadą, że nie słowa, a czyny się liczą. Jeśli pokazuje ci na każdym kroku, co do ciebie czuje, to powinno ci latać obok chuja to, co mówi. Ciesz się jego wsparciem, adoracją i dużym kutasem. Zrozumiałaś mnie?

Zerknęłam na nią kątem oka i pierwszy raz dostrzegłam kogoś więcej niż wkurzającą piękność. Odwróciła się do mnie na chwilę, a w jej oczach błysnęły inteligencja i władcza nuta. Tym razem nie przywodziła mi na myśl rozkapryszonej księżniczki, a po raz pierwszy królową.

- A tak poza tym jesteś Rosellini. Nie ma prawa sprawiać, że poczujesz się gorsza. Jeśli kiedykolwiek będziesz miała przez niego płakać, kopnij go w jaja. Byle nie za mocno, bo to byłaby dopiero strata.

- Dzięki, Aurora – powiedziałam, a po chwili uznałam, że wypadałoby dodać coś jeszcze. – Nie spodziewałam się tego po tobie, wiesz.

- Wiem. Jestem równie zaskakująca co większość testów ciążowych – powiedziała, wywracając oczami. – A co do... chwila.

Urwała, gdy z jej torebki wydobył się dźwięk marszu imperialnego. Wsunęła do niej dłoń, nie odrywając wzroku od jazdy, po czym wyciągnęła telefon i przyłożyła słuchawkę do ucha, nie patrząc nawet, kto dzwonił.

- Tak, nonna? – spytała, a ja zaśmiałam się na trafność tego dzwonka.

Przestałam jednak chichotać, gdy zobaczyłam, jak Aurora blednie, po czym w akompaniamencie pisku opon, dźwięku kilku klaksonów i mojego przekleństwa zawraca nagle i prowadzi nas w zupełnie przeciwnym kierunku.

- Chryste panie, czy ty chcesz nas zabić? – syknęłam. – Co się stało?

Aurora wrzuciła komórkę z powrotem do torebki, położyła dłoń na kierownicy i przycisnęła pedał gazu tak mocno, że aż mnie wbiło w siedzenie.

- Dione King została zamordowana. Wracacie do USA.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro