30. Plan Asmodeusa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zamarłam. Nie musiałam nawet się domyślać, do kogo należała dłoń. Zbyt dobrze pamiętałam jej ostatni dotyk.

— Naprawdę myślałaś, że możesz mnie tak upokorzyć? — zagrzmiał. — Ty i mój własny syn-idiota. Co wy sobie myśleliście?

Wbijał swoje pazury coraz głębiej, a ja musiałam zaciskać zęby, powstrzymując jęknięcie. Nie chciałam, by widział, jak wielki ból mi sprawiał.

— Naprawdę oczekiwałaś, że ten wasz dziecinny plan się powiedzie? Że na to pozwolę?

Zmusił mnie, bym odwróciła się w jego stronę, a następnie spojrzała na wściekłą ludzką twarz. Choć ta przynajmniej miała żywe spojrzenie, w przeciwieństwie do byczej i baraniej, których martwe oczy nawiedzały mnie w koszmarach. A przynajmniej wtedy, gdy nie robiła tego moja własna przeszłość.

Asmodeus pokręcił głową.

— Obawiam się, że będziemy musieli wybrać się do Administracji Piekielnej, moja droga. I przyśpieszyć nasz ślub.

Zawartość żołądka podeszła mi do gardła. Przecież nie mógł tego zrobić, wciąż trwał Karnawał. Zaczęłam to sobie powtarzać, jednak zarazem moje serce przyśpieszyło do niepojętej prędkości. Miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi.

Pociągnął mnie silnie i chociaż spróbowałam się opierać, nie mogłam równać się z jego siłą. Bałam się zarazem, że urwie mi rękę, a nie byłam pewna, czy i kiedy, by mi odrosła.

Asmodeus nie kłopotał się nawet z maskami. Wypadł z impetem z domostwa i zaczął ciągnąć mnie ulicą. Wszystkie potępione dusze od razu się przed nami chowały, a demony z pokłonami ustępowały nam drogi. Ja za to z bezradnością czułam, jak łzy płynęły mi po policzkach. Miałam zarazem nadzieję, że Asmoedus wyleje całą złość w moją stronę i w żaden sposób nie skrzywdzi Devlina.

W pewnym momencie moje nogi nie wytrzymały szybkiego tempa narzuconego przez demona, więc przeciągnął mnie kilka ostatnie minut drogi. Gdy przechodziliśmy przez nieco bardziej zatłoczone miejsce, usłyszałam wiwaty oraz oklaski. Poczułam się niczym trofeum, upolowane zwierzę obdarte z godności. Spróbowałam wziąć głęboki oddech, by się uspokoić, lecz zamiast tego jeszcze bardziej się zestresowałam.

Wreszcie dotarliśmy do charakterystycznego budynku zbudowanego z czarnej cegły. Asmodeus otworzy drzwi i nawet nie kłopotał się, by je zamknąć. Pociągnął mnie w kierunku wąskich schodów i ostatecznie dotarliśmy do wyzłacanego biurka, które wyglądało, jakby zatrzymało się w czasie. Wciąż walały się po nim przeróżne papiery, a złotooka postać w białej masce i srebrnej narzucie wypełniała dokumenty.

Asmodeus wreszcie mnie puścił i oparł swoje łapska o blat biurka. Przez ułamek sekundy przez myśl przeszła mi ucieczka, jednak nie miałam pojęcia, gdzie mogłabym pójść. Wrócić do domostwa? Schować się na ulicach?

Sama nie potrafiłabym trafić do pałacu Lucyfera, lecz nagle pomyślałam o domostwie Belfegora. Być może Segenam mógłby mi pomóc. Powiadomić Devlina i zaprowadzić prosto na ostatnie wyzwanie.

Spojrzałam na Asmodeusa, zastanawiając się, czy udałoby mi się wymknąć tak, by tego nie zauważył. Wtedy zyskałabym trochę czasu. Wystarczyło go zgubić, trzymać się bocznych uliczek i...

— Nawet o tym nie myśl — warknął, a jego rozkaz sparaliżował wszystkie moje mięśnie. Następnie zwrócił się do piekielnego administratora. — Chcę wydania zgody na zaślubiny.

Zamaskowana postać leniwie położyła na demonie swoje złote spojrzenie. Nie wydawała się przestraszona pozycją i potęgą Asmodeusa.

— Musisz poczekać do końca Karnawału Pandemonium. Takie są zasady ustanowione przez Lucyfera i Górę.

— Będziecie musieli zrobić wyjątek — wycedził. — Nie obchodzą mnie zasady, ta smarkula została mi poświęcona i teraz próbuje uciec. Ja i Lucyfer mamy umowę.

Zadrżałam. Doskonale pamiętałam umowę, o której opowiedział mi Lewiatan.

Administrator wyciągnął z szuflady kilka papierów i popatrzył na nie uważnie. Po kilku sekundach przeniósł spojrzenie z powrotem na Asmodeusa.

— Owszem. Jednakże zarówno Karnawał Pandemonium jak i Wielka Rozgrywka Dusz Karnawału Pandemonium ma większą moc sprawczą niż twoja umowa z Lucyferem. A twoja narzeczona, Camille Juliette Blanchet jest uczestniczką Wielkiej Rozgrywki Dusz. Dlatego też w razie pomyślnego przejścia wszystkich prób, jej wygrana będzie mogła anulować wasze narzeczeństwo.

Mimowolnie odetchnęłam. A więc nie mógł przyśpieszyć ślubu. Byłam nietykalna do końca Karnawału Pandemonium.

Asmodeus uderzył pięściami w stół.

— Czy jesteś pewien, że nie można zrobić wyjątku? — Miałam wrażenie, że wszystkie trzy jego głowy wpatrywały się w zamaskowaną postać.

Ona, niewzruszona odpowiedziała:

— Tak. To byłoby wbrew zasadom.

Przez chwilę miałam wrażenie, że Asmodeus wybuchnie. Nagle jednak się uspokoił, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

— Dobrze więc — odpowiedział z niepokojącym spokojem. — Czy mógłbym spojrzeć na zasady Wielkiej Rozgrywki Dusz?

Administrator wyciągnął z szuflady zwój i podał go Asmodeusowi. Ten rozwinął go zwinnym ruchem i zaczął analizować jego treść.

Po niecałej minucie jego uśmiech się poszerzył. Moje serce niemalże stanęło. To nie mogło oznaczać niczego dobrego. Gdyby jego rozkaz nie trzymał mnie w bezruchu, na pewno rzuciłabym się do ucieczki.

Demon oddał administratorowi zwój.

— Dobrze więc. Wszystko jest już jasne. Dziękuję za twoją pomoc.

Następnie chwycił mnie i zaczął ciągnąć w kierunku wyjścia. Popatrzyłam na administratora, niemo błagając go o pomoc. On jednak powrócił do wypełniania papierów i nie zaszczycił nas już ani jednym spojrzeniem.

***

Gdy dotarliśmy z powrotem do domostwa, Asmodeus rzucił mną o podłogę, używając przy tym dość dużo swojej siły. Upadłam na prawy bark i miałam wrażenie, że usłyszałam trzask łamanej kości.

— Najwyraźniej nie powinienem był w ogóle pozwalać ci brać udziału w tej farsie — ryknął. — Byłem pewien, że Narcissa podoła swojemu zadaniu, by cię powstrzymać. Niestety najwyraźniej ją przeceniłem. Dobrze, że Mammon o wszystkim mnie powiadomił, bo możemy jeszcze temu wszystkiemu zapobiec.

Spojrzałam na niego z przerażeniem, próbując zrozumieć, o czym mówił. Przecież piekielny administrator wyraźnie mu powiedział, że Wielka Rozgrywka Dusz jest ważniejsza niż jego umowa z Lucyferem. Co takiego znalazł, gdy czytał zasady?

— Być może nie mogę przyśpieszyć ślubu — stwierdził z iście demonicznym uśmiechem. — Ale nikt nie powiedział, że nie mogę cię tutaj do niego przetrzymać.

Od razu zrozumiałam, co miał na myśli. Wstrzymałam oddech. Jak mogłam się wcześniej nie zorientować? Jeśli nie stawię się na ostatnim wyzwaniu, nie będę w stanie go zaliczyć.

Pokręciłam głową. To nie mogła być prawda. Przecież zostało jeszcze mnóstwo czasu. Wiedziałam, że Devlin znajdzie jakiś sposób, by mnie uwolnić. Inaczej oboje będziemy skazani na cierpienie.

Asmodeus ponownie mnie podciągnął, chwytając za zraniony bark. Syknęłam, a moich oczu popłynęły kolejne niekontrolowane łzy bólu. Mimo tego nie poluźnił uścisku, wręcz przeciwnie — złapał mnie jeszcze mocniej, miażdżąc kość.

Mimowolnie krzyknęłam.

Zaczął mnie prowadzić w głąb korytarzy, a każda z mijanych potępionych dusz od razu znikała nam z oczu. Na nic dały moje prośby i błagania, wołanie o pomoc. Nikt w domostwie przecież nie mógł mierzyć się z Księciem Piekieł.

Pociągnął mnie w dół spiralnych schodów. W końcu znaleźliśmy się w pomieszczeniu, które najprościej można była nazwać lochem, wilgotne, o nieprzyjemnym zapachu oraz z porostami pokrywającymi kamienne ściany. Jedyne światło było dostarczane przez pochodnie, od których bił bezlitosny chłód.

Asmodeus wrzucił mnie do celi i zasunął metalową kratę, zamykając moje jedyne wyjście.

— Nie martw się, Devlinem również się zajmę — mruknął.

— Nie, nie, proszę, zostaw go w spokoju. To twój syn! — błagałam, na co on parsknął. W tym samym czasie usłyszeliśmy pośpieszne, pojedyncze kroki.

Lilith, ubrana w fioletową suknię, zbiegła ze schodów i rzuciła się do stóp Asmodeusa.

— Proszę, zostaw ją w spokoju! — krzyknęła. — Daj jej odejść.

— Głupia kobieta — mruknął demon, próbując ją odtrącić.

On jednak usilnie trzymała jego ogromną nogę.

— Weź mnie w zamian. Przecież wiem, że tego chcesz!

Popatrzyłam na nią z zaszokowaniem. Nie spodziewałam się, że zaproponowałaby coś takiego. Pomimo mojej wcześniejszej urazy, nie potrafiłam tego słuchać. Od razu doskoczyłam do krat i próbowałam protestować.

Asmodeus za to spojrzał na Lilith z wyraźną fascynacją. Sprawiał wrażenie, jakby przez chwilę rzeczywiście rozważał jej ofertę, jednak ostatecznie głośno się roześmiał.

— Doskonale wiesz, że nawet gdybym chciał, nie mógłbym cię tknąć. Nie jestem taki głupi, kobieto — prychnął. — Zarazem jestem bardzo rozczarowany twoją nieposłusznością. Wydawało mi się, że dobrze nam się razem żyło.

Lilith pokręciła głową, a z jej oczu poleciały łzy. Zacisnęła zęby i przez długi czas wyglądała, jak gdyby walczyła z samą sobą. Ostatecznie wycedziła.

— Przez lata musiałam patrzeć, jak torturujesz i niszczysz te biedne kobiety, wiedząc, że to wszystko z mojej winy. I ze strachu przed tobą udawałam, że mnie to nie obchodzi. Że nie czuję żadnej odpowiedzialności. Że się za to wszystko nie nienawidzę. Ale nie potrafię dłużej udawać.

Asmodeus westchnął, a jego potężny baryton rozprowadził się po całym lochu, przyprawiając mnie o ciarki.

— A pomyśleć, że cię polubiłem. No cóż. Nawet nie waż się próbować pomagać mojej małej narzeczonej, chyba że chcesz skończyć w domostwie Szatana. Może zresztą powinienem tam również wysłać swoje dzieci, by poznały smak dyscypliny.

Oparłam czoło o zimne kraty.

— Proszę, nie rób tego — jęknęłam w stronę Lilith. — Nie warto.

Sama myśl o Szatanie przerażała każdą komórkę mojego ciała. Nawet jeśli nie tknąłby Lilith w intymnym kontekście, nie chciałam nawet sobie wyobrażać, jakie tortury mógł dla niej wymyślić. Dla niej i Devlina, Cassiana oraz Narciss. Nagle siniaki i blizny na ciele Jareba nabrały dla mnie o wiele więcej sensu.

Kobieta popatrzyła dla mnie przepraszająco i chciała do mnie podejść, lecz Asmodeus zastąpił jej drogę.

— Powinnaś już wrócić do siebie — powiedział rozkazującym tonem. Następnie odwrócił swoje trzy głowy w moją stronę. — Do zobaczenia po Karnawale.

Gdy wspięli się po schodach i wyszli, w całym lochu zapanowały ciemności. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro