9. Odpoczynek w Ogrodzie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przeciągnęłam się, siedząc pod ogromną jabłonią. Nie wiedziałam, jak długo się uczyłam, ale zmęczenie zaczynało dawać mi się we znaki. Wszędzie wokół leżały przeróżne księgi, zwoje i pisma eksplorujące zjawisko gniewu.

Moje oczy z trudem pozostawały otwarte, a ja czułam, że zbliżał się czas drzemki. Nie chciałam jednak iść spać, dopóki nie czułam, że czegoś się nauczyłam. A jak na razie, nie wiedziałam, jak te wszystkie informacje mogły mi pomóc. Szczególnie jeśli wyzwanie miało nawet w najmniejszym stopniu przypominać to związane z lenistwem.

Zapytałam nawet Devlina, czy nie powinnam trochę podszkolić swojej kondycji razem z wiedzą, jednak on uznał, że to nie powinno się liczyć w wyzwaniach. Szczególnie że kondycja sama w sobie nie istniała w Pandemonium. Moje wcześniejsze zmęczenie wynikało jedynie z konstrukcji poprzedniego wyzwania. Poza tym, jeśli dobrze zrozumiałam Lilith, przez swoje ludzkie ciało, jak długo byłam w Pandemonium, miałam ciągle się przemęczać.

Spojrzałam w górę, by dać odpocząć moim oczom od liter. Pomiędzy zielenią setek liści i brązem kilkunastu gałęzi, potrafiłam dostrzec skrawki błękitnego nieba. Choć, jak podejrzewałam, było ono częścią iluzji stworzonej przez Lilith. Zamknęłam oczy, a delikatna bryza połaskotała mój policzek. Przynajmniej przez chwilę mogłam udawać, że wcale nie znajdowałam się w dosłownym piekle.

Miękka trawa skutecznie zagłuszała kroki, więc usłyszałam Devlina dopiero, kiedy stanął przede mną i zapytał:

— Odpoczynek?

— To tylko na chwilę. — Od razu usiadłam i rozwinęłam jeden ze zwojów. Szybko jednak zorientowałam się, że ten poszczególny już przerobiłam.

— Nie chciałem cię stresować. — Kucnął obok mnie i podał mi biały talerz z winogronami. — Tylko zaproponować przekąskę.

Skusiłam się na jedno i od razu uderzyła mnie kojąca słodycz owocu. Nawet jeśli jedzenie tutaj teoretycznie nie dawało niczego poza przyjemnością, wciąż miałam wrażenie, że winogrono dodało mi trochę energii. Choć zdawałam sobie sprawę, że prawdopodobnie było to jedynie placebo.

— Dzięki. — Uśmiechnęłam się.

Przez następną minutę zapanowało pomiędzy nami milczenie. Co prawda w mojej głowie kłębiły się setki pytań, jednak wątpiłam, by odpowiedział na którekolwiek z nich. Szczególnie że wcześniej już unikał odpowiedzi na te najważniejsze. Chciałam też, by myślał, że jestem całkowicie skupiona na zadaniach.

— Pamiętaj, że musisz odpoczywać, więc nie powinnaś się tego wstydzić — dodał niezręcznie, a następnie sam chwycił zielone winogrono.

Skinęłam i wróciłam do czytania. Devlin siedział w ciszy przez następne kilka minut, jednak przez cały czas miałam wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć. I ostatecznie zdecydował się zapytać:

— Jak dobrze pamiętasz Ziemię?

Przerwałam lekturę i spojrzałam na chłopaka. Skupił swój wzrok na kiści winogron, a delikatny wiatr tarmosił jego czarne włosy. Ciężko było mi odgadnąć, jaki był cel jego pytania.

— Trochę. Głównie z moich snów. — Wzruszyłam ramionami. — Mam też kilka ogólnych wspomnień, ale wszystko mi się jeszcze miesza.

— Czy wygląda podobnie do tego miejsca? — Posłał mi krótkie spojrzenie.

— Nawet. — Rozglądnęłam się wokół, podziwiając wszechobecną zieleń wymieszaną z wibrującą paletą kolorów różnych kwiatów. Nie potrafiłam sobie przypomnieć tak rajskiej lokacji, ale moim zdaniem pole z mojego pierwszego snu miało więcej uroku. — Chociaż są też miasta. Wiem, że żyłam w jednym większość mojego życia. Ale nie wyglądają tak jak Pandemonium.

— Możesz mi je opisać? To znaczy, musisz się uczyć na następne wyzwanie, ale jakbyś chciała zrobić sobie przerwę...

Zachowywał się dość dziwnie. Miewał czasami niezręczne momenty, ale w tym momencie wydawał się bardzo niepewny. Jak nigdy wcześniej. A przecież nie pytał o nic wielkiego.

— Niebo było często niebieskie. Tak jak tutaj, w Ogrodzie. Czasem, kiedy padał deszcz, było szare, zasłonięte chmurami. A w nocy niemalże czarne, ale pokryte gwiazdami. — Uśmiechnęłam się, gdy w mojej głowie pojawił się ten obraz. Ciemny nieboskłon z setkami jasnych punktów i piękną, srebrną tarczą księżyca. — Były też samochody, eleganckie budynki i... i w mieście, w którym żyłam była ta wielka metalowa konstrukcja, składająca się z trzech ogromnych filarów, które wznosiły się ku niebu i tworzyły taki... unikalny kształt. Wiem, że dużo ludzi z całego świata przyjeżdżało po to, żeby go zobaczyć...

Zorientowałam się, że gdy tylko zaczęłam mówić o moim poprzednim domu, do mojej pamięci napłynęło mnóstwo wspomnień. Najwyraźniej nie tylko sen pomagał mi je odzyskać.

— Brzmi niesamowicie. — Chłopak uśmiechnął się delikatnie, a jego wzrok utkwiony był w odległym punkcie, jakby wyobrażał sobie wszystko, o czym mu właśnie opowiedziałam. Być może właśnie to robił. Tylko dlaczego tak bardzo go to interesowało? Czy jako Nefilim nie mógł odwiedzać Ziemi, kiedy tylko chciał?

— Przecież możesz sam to zobaczyć, prawda?

Jego rozmarzone spojrzenie momentalnie zniknęło, zastąpione przez trzeźwe przygnębienie.

— Nie, od tysięcy lat Nefilim nie mogą odwiedzać Ziemi. Nawet demony mają silne ograniczenia. Według odgórnych zasad nie powinniśmy w ogóle mieszać się z ludźmi. Przynajmniej tymi, którzy wciąż żyją.

— Więc jesteście skazani na wieczność tutaj?

Skinął.

Patrząc na części Pandemonium, które jak dotąd widziałam, nie brzmiało to najlepiej. Chociaż jako ktoś, kto teoretycznie też nie żył... nagle zorientowałam się, że przede mną też rozprzestrzeniała się wizja wieczności. I jeśli nie uda mi się pomyślnie przejść wszystkich wyzwań Wielkiej Rozgrywki Dusz, prawdopodobnie będę musiała też tutaj zostać jako nowa żona Asmodeusa i... cokolwiek nastąpiłoby później.

Chciałam się zapytać Devlina, co się stało z jego matką, lecz wtedy zza drzewa wyłoniła się wdzięczna postać Narcissy.

Ubrana w wysokie obcasy i obcisłą czerwoną suknię całkowicie nie pasowała do otoczenia. Moje serce od razu zabiło szybciej. Już i tak czułam stres związany z walką o swoją przyszłość, a ciągłe spotkania z diabolicznymi bliźniakami wcale mi nie pomagały. Szczególnie że to ten wredniejszy właśnie zmierzał w moją stronę.

Jakby wyczuwając mój niepokój, Devlin od razu odłożył talerz z winogronami na bok, wstał i wyszedł swojej siostrze na spotkanie. Tym samym zablokował jej bezpośredni dostęp do mnie, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna.

— Czego znowu chcesz? — Zapytał z wyraźną irytacją, a uśmiech na idealnej twarzy jego siostry się poszerzył.

— Dlaczego od razu tak się denerwujesz, Devlinku? Może chcę po prostu spędzić trochę czasu z tobą i tą twoją nową przyjaciółeczką? — Pomachała w moją stronę.

Z trudem powstrzymałam grymas. Podczas naszego ostatniego spotkania, była wściekła, że udało mi się dostać do Wielkiej Rozgrywki Dusz. Dlatego nie chciałam nawet zgadywać, jaki był powód jej nagłej obecności.

— Nigdy z własnej woli nie przychodzisz do Ogrodu. Lepiej powiedz od razu, o co chodzi. — Głos Devlina przybrał surowy ton.

— Kiedy raz staram się być miła, nikt tego nie docenia. — Dramatycznie rozłożyła ręce i pokręciła głową. — No dobrze. Niech będzie. Przyszłam tylko, żeby dać wam znać, że powiedziałam naszemu ojcu o waszym małym planie. I nie wyglądał na zadowolonego. Pewnie będzie chciał wziąć was na słówko.

Zadrżałam na samo wspomnienie Asmodeusa. Nie chciałam nawet sobie wyobrażać spotkania z nim.

Narcissa natychmiast wychwyciła moje zdenerwowanie i posłała mi okrutny uśmiech.

— Tak to się kończy, kiedy ptaszyna próbuje uciec z klatki, z której nie ma wyjścia. Tylko irytuje swojego właściciela.

— Narcisso, idź sobie stąd. Pójdź podręczyć kogoś innego, twoje groźby na nikim nie robią tutaj wrażenia.

— Camille raczej by się z tobą nie zgodziła. — Wzruszyła ramionami. — Widzimy się niedługo.

I jak gdyby nigdy nic, rozpłynęła się w powietrzu. Jakby nigdy jej tu nie było. Mimo to swoją krótką obecnością zakłóciła spokój rajskiego miejsca, jakim wydawał mi się Ogród.

— Nie przejmuj się nią. — Devlin odwrócił się w moją stronę. — Prawdopodobnie dowiedziała się o twoim sukcesie i próbuje wytrącić cię z równowagi przed następnym wyzwaniem. Nie daj jej wygrać.

— Masz rację. — Skinęłam i chwyciłam kolejny zwój, choć miałam wrażenie, że moja nauka niewiele mi dawała. Na pewno mi nie pomogła podczas pierwszej próby. Mimo to dawała mi przynajmniej fałszywą pewność, że jakkolwiek się przygotowywałam.

Devlin usiadł obok mnie tak, że prawe ramię chłopaka delikatnie musnęło moje lewe. Wzdrygnęłam się, lecz tym razem nie był to dreszcz niepokoju. Wydał mi się subtelną nutą innej emocji. I to nie tylko otuchy, której dodawała mi jego obecność.

***

Witajcie! Dziękuję, że czytacie i zostawcie gwiazdkę i komentarz, to bardzo motywuje do dalszego pisania :)) Zostawiam tu tylko szybkie ogłoszenie, jako że wracam na uniwerek i będę trochę bardziej zajęta, rozdziały będą teraz publikowane co niedzielę! Raz jeszcze dziękuję, że czytacie i do zobaczenia za tydzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro