Czasy obecne

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

JAY
Kolejny słoneczny dzień w Auradonie. Czy tu kiedykolwiek pada czy chodźby słońce jest zasłonięte przez chmury? Niedługo zaczynam trening szermierki. Po treningu chce w końcu spytać Lonnie czy by nie chciała ze mną chodzić. Nie znam jej zbyt dobrze wiem tylko, że jest bardzo piękna i waleczna, ale chyba po tą są związki aby się lepiej poznać. Wychodząc na korytarz, widzę mnóstwo dziewczyn, które wszędzie gdzieś biegną. Od miesiąca tak jest. W końcu za dwa tygodnie Mal i Ben biorą ślub.
Dla mnie trochę to dziwne żeniąc się w wieku osiemnastu lat. Ale jak to mówi Ben: "Każdy król powinien mieć swoją królową".
W królestwie jestem uważany jako wieczny podrywacz. Ale bardzo polubiłem Lonnie i myślę, że coś do niej czuje.
Więc dlaczego by nie spróbować?
Na sali czekaliśmy na dziewczynę. Gdy tylko weszła zaczął się męczący trening. Lonnie jest bardzo dobrze wysportowana, więc gdy z nas lecą poty to dla dziewczyny była tylko rozgrzewka. Po treningu pożegnałem się z kumplami i podeszłem do pakującej swoje rzeczy dziewczyny.

- hej Lonnie...

- o hej Jay! Co tam? - dziewczyna spojrzała na mnie swoimi pięknymi oczyma.

- spoko... chyba dobrze...- zaczołem się jąkać

- no to fajnie...

Dziewczyna zawiesiła swoją torbę na ramię i była gotowa do wyjścia. Na twarzy Lonnie promieniał uśmiech, lecz była bardziej szczęśliwsza niż zwykle.

- to znaczy... chciałem się Ciebie spytać... znaczy powiedzieć ci...

Dlaczego się tak denerwuje?! Jay weź się w garść!

-... Lonnie znamy się niezbyt długo i spędzamy mało ze sobą czasu...

- Tak Jay?

- chciałem Ci przez to powiedzieć...

Nagle moją wypowiedź przerwał męski głos dochodzący z korytarza. Ktoś wołał Lonnie. Spojrzałem się na wejście na sale skąd dobiegał głos, Lonnie obracając się spojrzała w to samo miejsce. Po chwili wszedł czarnowłosy, umięśniony chłopak z głupim uśmieszkiem na twarzy. Dziewczyna na jego widok uśmiechnęła się jeszcze bardziej.

- Zhao!...- Lonnie krzyknęła na cały głos.

Upuszczając torbę rzuciła się chłopakowi na szyję i złożyli sobie na ustach namiętny pocałunek.

- Zhao myślałam że przyjedziesz za dwa dni!

- twój ojciec zwolnił mnie z służby tydzień temu i postanowiłem przyjechać trochę wcześniej moja ukochana...

Para patrzyła sobie głęboko w oczy a ja stałem z niedowierzaniem. Lonnie nigdy dotąd nie wspomniała o tym, że już kogoś ma. Zhao popatrzył na mnie złowrogim wzrokiem a ja zrobiłem niewinną minę. Lonnie złapała chłopaka za rękę i po chwili stali już obok mnie.

- Zhao to jest mój kolega Jay pochodzi z wyspy. Jay to mój chłopak Zhao i przyjechał właśnie ze służby w armii u moich rodziców...

- dokładniej jestem zastępcą generała Shanga, czyli ojca Lonnie...- przerwał jej.

Uścisneliśmy sobie dłonie cały czas chłopak analizował mnie morderczym wzrokiem.

- Jay chciałeś mi coś powiedzieć...- zwróciła się do mnie Lonnie.

- super był dzisiaj trening...- odpowiedziałem zrezygnowany.

- też tak uważam...

- Lonnie idziemy? - spytał zniecierpliwiomy chłopak.

- Tak Zhao, do zobaczenia Jey...

- cześć Lonnie...

Para odeszła a ja zostałem sam na hali. Byłem wściekły, na prawdę myślałem, że między mną a dziewczyną będzie coś więcej niż tylko przyjaźń. Mam dosyć bycia wiecznym singlem i podrywaczem. Ze złości kopnołem plastikowe krzesło stojące niedaleko. Poleciało na trybuny.

- hej stary uważaj!

Na trybunach siedział roześmiany z mojej niedoli Carlos. Nie zauważyłem że on tam siedzi.

- co ty tu robisz?

- chciałem sprawdzić czy powiesz Lonnie co do niej czujesz, ale jak widzę coś nie wyszło...

- ty wiedziałeś że ona ma chłopaka?

- nie! sam byłem zaskoczony tym zwrotem akcji i przy tym nieźle się uśmiałem.

- tylko nikomu o tym ani słowa! Rozumiesz?!

- spoko...

Poszłem spocony przebrać się do szatni i umyć pod prysznicem. Chciałem już być po prostu w swoim pokoju. Ale tym razem idąc do internatu było inaczej, już nie tylko wszystkie dziewczyny gdzieś śpiesznie chodziły ale również wszędzie było mnóstwo strażników. Godzinę temu miały przyjechać ostatnie dzieciaki z wyspy. Nagle wpadłem na rozmawiającą Jane z Mal. Jane jak zawsze przed wielkimi uroczystościami coś notowała.

- hej dziewczyny

- o cześć Jay...- Mal uśmiechała się do mnie przesadnie.

- wiecie dokąd tak wszyscy strażnicy biegną?

Dziewczyny rozejrzały się dookoła i były bardziej zdziwione ode mnie.

- no właśnie nie, to dziwne...- Mal znów spojrzała się na mnie troskliwie a ja miałem minę jakby nic się nie stało-... przykro mi z powodu Lonnie...

Skąd ona wie? Carlos! Kiedyś go udusze!

- wiedziałaś że ona ma chłopaka?

- no właśnie nie, chyba nikomu o tym nie wspomniała.

- ja wiedziałam! - odezwała się Jane odrywając wzrok od notesu.

- dlaczego nic mi nie powiedziałaś?!- spytałem z wyrzutem.

- a skąd ja miałam wiedzieć, że chcesz ją poprosić aby była twoją dziewczyną? Nikomu się przecież nie zwierzasz!

Jane uderzyła w mój czuły punkt. Zresztą ma rację, ciężko jest mi przed kimś się otworzyć. Mało jest osób w moim gronie którym ufam.
Po chwili krępujacej ciszy podbiegli do nas zmartwieni oraz zdyszeni Ben i Evie.

- hej Ben co się dzieje? - spytała swojego narzeczonego Mal.

- szukamy pewnej dziewczyny, jest chyba z wyspy...

- uciekła wam?- przerwałem mu.

- w pewnym sensie...- zaczęła mówić Evie-...podczas przejazdu, gdy jechali przez las, dziewczyna wyszła przez otwór w suficie autobusu, zeskoczyła i pobiegła do lasu. Strażnicy pobiegli za nią i jak dotąd jej nie znaleźli.

- kim ona jest? - spytała Jane

- nie wiem, nikt tego nie wie...

- Ale jak to? - przerwała Mal- przecież do Auredonu miały trafiać tylko dzieciaki wybrane przez Ciebie Evie!

- pojechała na gape.- wytłumaczył Ben. -... nikt też nie wie jak wygląda była ubrana w kaptur.

- no to mamy problem...- zaczołem mówić- ... dziewczyna może być szpiegiem Umy, której nie widziano od miesięcy i szuka zemsty.

- dlatego niezwłocznie trzeba ją znaleźć, pomożesz nam Jay? - zwrócił się do mnie chłopak-... przeszukamy obaj dokładnie las.

- nie ma sprawy...

Oddałem Jane moją torbę treningową a Ben dał Mal całusa w policzek. Pobiegłyśmy razem w stronę lasu. Szukaliśmy biegnąc przez dwie godziny. Aż w końcu postanowiliśmy stanąć aby odpocząć. Ben usiadł wystający z ziemi kamień a ja oparłem się o drzewo. Obaj ciężko oddychaliśmy.

- jak to się mogło stać? - spytał Ben próbując złapać oddech- przecież autobus jechał bardzo szybko a dziewczyna zeskoczyła z niego jakby skakała z niewielkiej wysokości. Później bardzo szybko biegła...

- myślisz że mogła używać magii?

- to nie jest możliwe magii umieją tu używać tylko Mal, dobra wróżka i Jane.

- a co jeśli od kogoś odziedziczyła moc?

- Ale na wyspie nie ma magii i nie miała szans aby nauczyć się ją tam praktykować to nie jest możliwe aby nauczyła się jej w kilka minut i to z takim rezultatem.

Naszą rozmowę przerwał hałas dochodzący z zarośli z których przybiegneliśmy. Obaj zerwaliśmy się na równe nogi byłyśmy gotowi do obrony. Ale od razu zluzowaliśmy gdy z krzaków wyszli Lonnie i Zhao.

- co wy tu robicie? - spytałem patrząc z wyrzutem na chłopaka Lonnie.

- Mal nas przysłała, podobno szukacie uciekinierki z wyspy- odpowiedziała spokojnie dziewczyna.

- Każdy nam się przyda Jay...- powiedział zmęczony chłopak.

Ruszyliśmy dalej. Zhao przy Benie był bardzo sztywny i poważny. Jest żołnierzem i ma do Bena poszanowanie ze względu na jego status.

- królu co zrobisz z dziewczyną, jeśli mogę spytać?

- jeszcze nie wiem, to zależy co ją sprowadza do królestwa. Może teraz gdzieś siedzi sama i się boi. Jeśli ma czyste intencje rozważe to żeby mogła zostać.

- rozdzielmy się...- zaproponowałem i wszyscy równocześnie się na mnie spojrzeli-...osobno mamy większe szanse.

- zgodna...- odpowiedział Ben-... ja z Lonnie pójdę na południe a wy pójdziecie na północ, za dwie godziny wracamy do pałacu z dziewczyną lub bez niej.

Z chłopakiem szedłem przez las bez żadnego słowa. Nie mogłem scierpieć że ten facet jest z Lonnie. Zhao cały czas szedł za mną.

- Lonnie wiele mi o tobie opowiadała Jay...- przerwał ciszę.

- niby co? - spytałem cały czas idąc przed siebie.

- że jesteś dobrym kumplem i to tobie zawdzięcza bycie w drużynie szermierki...- nic się nie odezwałem-... bardzo jej na tym zależało. Z początku miała wątpliwości co do tej szkoły, bała się że nie da rady się dopasować. Ale dzięki tobie jej się udało. I ja za to jestem wdzięczny bo jej szczęście to i moje szczęście...

- nie ma za co...

- ja także obawiałem się jej odejścia. Bałem się, że o mnie zapomni i jej uczucia do mnie znikną. A jej tak łatwo nikomu nie oddam. Więc chce Cię spytać Jay jak kumpla czy mam się czegoś obawiać?

Chłopak złapał mnie mocno za ramię a ja spojrzałem się na niego złowrogo.

- Mam się czegoś obawiać?- powtórzył

- nie masz do swojej dziewczyny zaufania? - spytałem wyrywając ramię z jego uścisku.

- po prostu chce być pewny.

- nie Zhao nie masz się czego obawiać...- odpowiedziałem spokojnym tonem

Szliśmy w ciszy przez następne piętnaście minut aż usłyszeliśmy hałas. Nie znałem tej części lasu i byłem tam pierwszy raz. Rozdzieliliśmy się Zhao poszedł w lewo a ja w prawo. Szłem cały czas pod górkę po skałach. Doszłem do strumienia i zobaczyłem bose ślady czyiś stóp. Aż w końcu trafiłem nad urwisko gdzie stała młoda dziewczyna ubrana w czarny płaszcz z kapturem. Nie widziałem co jest na dole urwiska. Nieznajoma odwróciła się w moją stronę, bałem się że mnie zobaczy i ucieknie ale ona miała zamknięte oczy. Gdy zdjęła płaszcz ujrzałem cud jaki był sam wygląd dziewczyny. Miała piękne, długie, złote, lekko falowane włosy. Była ubrana w długą, luźną, białą sukienkę. Nie miała żadnego obuwia. Z jej różanych policzków spływały łzy. Jej twarz była bardzo piękna ale też i smutna. Nie wyglądała na typową dziewczynę z wyspy. Wydawała się bardzo delikatną i niewinną osobą.
Nagle rozłożyła ręce i zaczęła się odchylać do tyłu prostu w przepaść.

- stój!

Krzyknąłem na całe gardło, echo mojego głosu rozniosło się po całym lesie. Dziewczyna jednak tak jakby mnie nie słyszała spadła w przepaść.
Podbiegłem, aby zobaczyć co jest na dole. Obawiałem się, że zobaczę martwą dziewczynę, ale na dole była tylko woda. Nie widziałem w niej nieznajomej. Bez chwili wahania poszłem w jej ślady. Wziąłem niewielki rozbieg i skoczyłem. Po chwili czułem jak letnia woda pokrywa całe moje ciało. Było dość głęboko. Gdy tylko się wynurzyłem rozglądałem się za poszukiwaną. Nigdzie jej ne było. Jednak po przepłynięciu całego stawu zauważyłem wiszące zarośla prowadzące do jaskini. Do środka wpadały promienie słoneczne. Nie było to wielkie pomieszczenie. Jednak miało jedno wyjście na zewnątrz. W wodzie było dużo jeszcze nie rozwiniętych lilii wodnych w które czasem się zaplątywałem. Zauważyłem nieznajomą leżała na jednych ze skał. Była bardzo zamyślona i smutna. Schowałem się między skałami po drugiej stronie. Do dziewczyny podpłynął jeden z nierozwinietych lilii wodnych. Wzięła go delikatnie na ręce i coś szepneła. Lilia rozkwitła a na twarzy dziewczyny pojawił się przepiękny uśmiech. Po chwili już każdy pąk lilii był otwarty.

- magia...

Szepnołem, ale zbyt głośno bo mój głos rozniósł się po całej jaskini. Dziewczyna przestraszona spojrzała w moją stronę i mnie zauważyła. Zaczęła uciekać w stronę wyjścia.

- poczekaj! Nic ci nie zrobię...

Gdy wyszłem z jaskini widziałem jak dziewczyna ucieka w głąb lasu. I znów zaczęła się wielka gonitwa. Nieznajoma była bardzo szybka. W końcu używała magii. Nikt już w tym królestwie nie stosuje magii w sumie jest to zakazane. Cały czas deptałem jej po piętach, ale ona była szybsza.
Nagle z zarośli wyskoczył Zhao i rzucił się na dziewczynę, która upadła.

- puść mnie!- krzyczała wiercąc się do chłopaka.

Wyrwała mu się i uderzyła go łokciem w brzuch tak, że Zhao z bólu ją puścił. Podbiegłem do niej i złapałem mocno za nadgarstki i ją unieruchomiłem. Spojrzała na mnie przestraszona swoimi piwnymi oczami.

- puszczaj!

- nie zrobimy ci krzywdy!

- dlaczego miałabym ci ufać?!

- bo coś nas łączy...- spojrzała na mnie pytająco-...ja też ci nie ufam. Zhao wszytko w porządku?

- Tak...

Chłopak cały czas trzymał brzuch z bólu, nie wiem dlaczego ale ten widok mnie rośmieszał aż z trudem się powstrzymałem, aby na mojej twarzy nie pojawił się uśmiech. A dziewczyny wręcz przeciwnie ona w ogóle nie ukrywała swojego zadowolenia.

-... Ale ona ma siłę!- dodał jęcząc.

Po chwili wstał i liną, którą miał owinietą wokół pasa związał dziewczynie mocno ręce.

- jak masz na imię? - spytał Zhao

- nie twoja sprawa!

- dobra nie musisz mówić, Jay zadzwoń do Bena i powiedz że znaleźliśmy zgubę.

- nie ma tu zasięgu, Ben pewnie też nie ma. Nie martw się wrócą zanim się ściemni.

Ruszyliśmy w stronę szkoły, dziewczyna przez całą drogę milczała. Nie mogłem oderwać od niej oczu, była taka piękna i niewinna. Wyszliśmy z lasu i już widzieliśmy szkołę. Nieznajoma nagle stanęła.

- idziemy...- powiedział stanowczo Zhao.

Ale dziewczyna nadal stała. Widzieliśmy jak zbliżają się do nas strażnicy. Zhao złapał ją za ramię aby pociągnąć do przodu. Nawet nie zauważyłem jak dziewczyna zerwała liny i zaczęła uciekać w tłum uczniów. Wszyscy zaczęliśmy ją gonić. Dziewczyna poruszała się po terenie pałacu jakby nie była tu pierwszy raz.

Gonitwa zakończyła się gdy nieznajoma wpadła na Bena...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro