Miłość od pierwszego wejrzenia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Witaj na wyspie potępionych skarbie...

Wyszeptałam do siebie słowa ojca z mojego wspomnienia. Z transu rozmyśleń nad tym co stało się cztery lata temu wyrwały mnie dziewczęce śmiechy, dochodzące z drugiej strony okna. Dwie dziewczyny szły przez ogród akademika nosząc pudła z ślubnymi ozdobami. Uśmiechnełam się lekko, ale do moich oczu zaczęły napływać łzy. Mój mały braciszek za niecałe dwa tygodnie bierze ślub, a ja to wszytko zepsuje.
Rozmowa z Ben'em, która odbyła się godzinę temu dała mi do zrozumienia, że nie tylko ja zostałam ofiarą kłamstw naszych rodziców. Bella i Adam usuwając swojemu synowi wspomnienia odebrali mu cząstkę siebie oraz zataili przed nim okropną prawdę, która oczerniałyby naszych rodziców oraz tą sukę Dobrą Wróżkę przed wszystkimi.

Kiedyś myślałam że to kim jestem, jest tylko i wyłącznie moją winą. Ale kiedy dowiedziałam się prawdy narodziła się we mnie chęć zemsty, którą pragnę skierować do trzech osób, które uważałam kiedyś za najbardziej dobre i wielkodusznie osoby, które stąpały na tej planecie.

Łza spłynęła mi po policzku na myśl o mojej przeszłości, ale szybko starłam krople gdy do pokoju weszła Tara.

- hej maleńka! -podeszła do mnie z uśmiechem na twarzy przyjaciółka-...gotowa na babski wypad?!

- a co z moim tak zwanym "ochroniarzem"? -sptałam nadal siedząc na parapecie przy oknie.

- wszytko załatwiłam! -Tara niemal skakała z szczęścia jak mała dziewczynka-...byłam u Ben'a i wybłagałam dla Ciebie przepustkę i się zgodził!

- na prawdę? -wstałam udając podekscytowaną na równe nogi.

- Tak! To co idziemy?! - dziewczyna złapała mnie za rękę i chciała pociągnąć w stronę drzwi, ale zaparłam się nogami.

- poczekaj, gdzie jest haczyk? - spojrzałam na nią podejrzliwie splatając ręce na klatce piersiowej.

- nie ma! -spojrzałam na nią z niedowierzaniem, wiem kiedy ktoś kłamie-...no dobra! Ben powiedział że za przepustkę musimy jutro pomóc stroić kościół, ale nic poza tym!

Nic nie odpowiedziałam tylko wzruszyłam ramionami, dając do zrozumienia że nie robi mi to żadnej różnicy.
Poszłyśmy na przystanek i tak autobusem dostałyśmy się pod samo kino, gdzie kupiliśmy bilety na horror, który dla mnie nie zrobił żadnego wrażenia.

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
JAY

- Jak to dałeś jej przepustkę? - niemal krzyknąłem na Ben' a.

- Przecież dziewczyna nie jest tu więźniem, więc nie rozumiem skąd ta wściekłość...- król mówił jak zwykle tym swoim spokojnym tonem.

-Najpierw każesz mi ją pilnować i skazujwsz mnie na jej irytującą osobowość, a teraz jak gdyby nigdy nic puszczasz ją do miasta?!

- Jay nie przesadzaj...-odwzwała się nad wyraz spokojna Mal-...pilnowałeś ją tylko dzień, a poza tym sam za nią ręczyłeś i błagałeś nas o szansę dla niej.

- ale chodzi mi o to że ona jest sama i może jej się coś stać...-odpowiedziałem troskliwym tonem.

- nie jest sama tylko z Tarą...-poprawił mnie blondyn.

- to nie poprawia jej sytuacji...-wyśmiała go jego narzeczona.

- bardzo śmieszne...- prychołem, splatając ręce na klatce piersiowej.

- Jay według mnie, nie chodzi ci o to że nie ufasz Gamorze, tylko o to że się o nią martwisz...- zaczęła diagnozować mnie fioletowowłosa.

- dlaczego miałbym się o nią martwić?! -spytałem prześmiewczo, ale w moim głosie można było wyczuć zdenerwowanie.

- na to sam musisz sobie odpowiedzieć...- stwierdziła z smutkiem Mal

- nie wiem o co ci chodzi...- zaparłem się swego.

- Jay wszyscy widzą jak bardzo się do siebie zbliżyliście już pierwszego dnia i sądzę...

- dość! -przerwałem jej-...nie chce tego słuchać! Jestem teraz z Lonie i mam dość tego że każdy myśli że czuje coś do Gamory, a prawda jest zupełnie inna!

Nie czekałem na odpowiedź przyjaciół, tylko wyszłam trzaskając drzwiami. 
Od razu udałem się do swojego pokoju. Czułem jak fala gorącą ogarnia moje ciało, a złość sprawia że mam ochotę kogoś uderzyć. Ubieram spodnie dresowe i zapinaną bluzę. Szybko wychodzę z pokoju i kieruje się nabuzowany na salę treningową.

Gdy widzę worek treningowy od razu do niego podchodzę i zaczynam w niego walić z całych sił. Z napływu gorącą ściągam bluzę i mam już tylko na sobie moje dresowe spodnie. Moje długie włosy, które cały czas uderzały moją twarz postanowiłem spiąć w luźniego koka.
Teraz już nic mi nie przeszkadzało aby wyładować swoją złość, którą kierowałem do samego siebie.

Sekundy zmieniały się w minuty, a minuty w godziny. Przestałem kiedy moje ręce zrobiły się aż sine, a w niektórych miejscach powstały rany, z których spływała krew. Dopiero gdy usiadłem na ławce poczułem ból w rękach. Moje ciało było całe spocone, a oddech ciężki od nadmiaru zmęczenia.

- już masz dość? - usłyszałem znajomy żeński głos dochodzący zza moich pleców.

Spojrzałam za siebie i ujrzałem smukłą sylwetkę. Evie jak zwykle charakteryzowała się swoim granatowym kolorem ubrań oraz włosów. Podeszła do mnie z zatroskaną miną.

- masz ochotę porozmawiać? - spytała kucając przy mnie i kładąc mi dłoń ma kolanie.

- nie dzięki...- wstałem odpychając od siebie lekko dziewczynę.

- Jay widzę co się z Tobą dzieje i chcę pomóc

- nie właśnie! - krzyknąłem, na co dziewczyna się wzdryga-...nikt do cholery nie wie co się ze mną dzieje!...-podchodze do dziewczyny z czego ona lekko się cofa-...od dwóch mój mózg szlaje, nigdy nie czułam tak dziwnych i zarazem silnych emocji w tak krótkim czasie! Evie czuje że wariuje!

- w takim razie daj sobie pomóc, jesteśmy przyjaciółmi...- Evie złapała mnie od tyłu za ramię.

- przyjaciółmi...- prychnąłem-...Ty, Mal, Carols i Ben może łączy was ta więź, ale ja jej nie czuje i nigdy jej nie czułem. Próbowałem nie raz być taki sam jak wy, ale...ale nie potrafię! Cały czas gdy chce wam coś powiedzieć lub się zwierzyć słyszę w głowie głos ojca: "Zawsze działaj sam synu...", "Możesz liczyć tylko na samego siebie synu...", "Nie ufaj nikomu synu..."- czułem jak oczy robią mi się szklistę od łez-...przez całe życie byłam sam. Na wyspie nauczyłem się ze nie mogę nikomu ufać aby przetrwać.

- Ale to nie jest wyspa potępionych Jay...- znów usłyszałem zatroskany głos przyjaciółki.

- zdaje sobie z tego sprawę Evie, ale cały czas mam w głowie słowa ojca, które nie słyszę tylko przy niej...

- przy Gamorze prawda?- spytała z niepewnością.

- Tak...- spojrzałem na nią-...dla tego jest to dla mnie taka tortuta. Kiedy jej nie ma przy mnie czuje się  uwięziony w lampie, a Gamora jest moją panią, która tylko ona może mnie uwolnić z tego więzienia jakim jestem ja sam.

- znasz ją tylko dwa dni...- stwierdziła z niedowierzaniem.

- i to były najwspanialsze dni mojego życia...- westchnołem-...jej uśmiech, śmiech, wzrok jest dla mnie niczym lek na wszelkie zło, ale jej cisza oraz obojętność są dla mnie największą torturą. Przy niej wariuje.

- zauroczyłeś się... A nawet gorzej zakochałeś...

- czy miłością można nazwać uczucie które żywię do nieznanej dziewczyny? -spytałem niepewny swoich słów.

- Tak, jeżeli to jest miłość od pierwszego wejrzenia...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro