"Nie chce być twoją przyjaciółką..."

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Evie kazała mi wyjść z pokoju, ponieważ wpadła na świetny pomysł sukienki i zaczęła ją szkicować. Dziewczyna nie chciała abym podglądała, bo to ma być niespodzianka. Zbliżała się pora kolacji, więc zeszłam do stołówki. Nałożyłam jedzenie i zaczęłam szukać na dworzu wolnego miejsca.

- Gamora! Gamora! - usłyszałam swoje imię i odwróciła się w stronę wołania.

Przy stoliku obok grupy siedzących, ubranych na ciemno i wyróżniających się od innych uczniów siedziała Tara i machała do mnie. Była podobnie ubrana jak oni i gdyby mnie nie zawołała nie znalazłabym jej.

- cześć...- przywitałam się niepewnie aby pokazać moją sztuczną nieśmiałość. Dzieciaki z wyspy kompletnie mnie olały tak jak się tego spodziewałam.

- może usiądziesz z nami...-zaproponowała

- Taro...-wytrącił się ciemno skóry, chudy chłopak-...nie sądzę aby było tu miejsce dla Gamory...- przeszył mnie swoim pogardczym wzrokiem.

Dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć.

- nie ma sprawy, usiądę gdzieś indziej...- wysłałam przyjaciółce sztuczny uśmiech.

Kiedy znowu szukałam miejsca przedemną stanął wysoki brunet z głupkowatym uśmiechem.

- cześć Gamora...

- witaj królu Benie...- odpowiedziałam złośliwie.

- wiesz że nie musisz tak do mnie mówić...- znów wystszeżył swoje białe i równe zęby-...strasznie nie przyjemna sytuacja...

- jaka sytuacja?

- no z tym stolikiem, Tarą i Felix'em

- Felix'em? -spojrzałam w stronę stolika gdzie siedziała Tara.

- ten chłopak to syn doktora Facilier'a, stary przyjaciel Evie podobno nie ma zbyt miłego charakteru, ale każdemu trzeba dać szansę na zmianę...- zaczął tłumaczyć Ben.

- to bardzo słodkie i wrażliwe...- zaczęłam mówić znudzonym tonem-...ale jestem głodna, a muszę sobie jeszcze znaleźć wolny stolik.

Chciałam wyminąć królewicza ale złapał mnie delikatnie za ramię.

- jeżeli chcesz możesz zjeść że mną i resztą mojej ekipy

- z twoją narzeczoną, która mnie nienawidzi? z miłośnikiem psów który mną gardzi? i dodatkowo z strażnikiem, który mnie na każdym kroku wnerwia? !- wzięłam uspokajający wdech-...chyba spasuje.

- no wieź...- chłopak zaczął mnie przekonywać-...nigdy nie zawiąrzesz z nikim dobrych relacji jeżeli będziesz wszystkich dookoła unikać...- nadal nie byłam przekonana-...no dobra jeżeli zjesz z nami to powiem Jay'owi aby trochę odpuścił z tym całym pilnowaniem Ciebie.

- wolałabym aby w ogóle nie było tego całego pilnowania mnie...-warknęłam

- jeżeli zjesz ze mną i z moimi przyjaciółmi kolację to obiecuje że się nad tym zastanowię...- cały czas mówił tym swoim miłym, aż do bólu tonem.

- zgoda...- powiedziałam z niechęcią przez zęby.

Zaczęłam iść za chłopakiem, zaprowadził mnie do stolika, który stał na samym środku stołówki. Na razie nikogo z jego przyjaciół tam nie było, ale czuje że to się szybko zmieni...

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
JAY
Mój sen przerwało pukanie do drzwi.
Kiedy otworzyłem oczy spojrzałem na zegarek była już osiemnasta. Powinienem być już na kolacji. Znów ktoś zapukał. Mam wielką nadzieję, że te Gamora. Mimo, że dziewczyna próbowała mi uprzykrzyć dzisiaj życie to nie mogę przestać o niej myśleć. Jest bardzo słodka gdy się wkurza. I kiedy się uśmiecha... No i jeszcze kiedy jest złośliwa...
NO DOBRA ONA ZAWSZE JEST SŁODKA!
Ona jest taką moją małą Candy...
Podchodzę z nadzieją do drzwi, że znów zobaczę jej przepiękne oczy. Mimo że zabolały mnie jej poranne słowa, że jestem dupkiem to nie potrafię się na nią długo gniewać.
Jeszcze przed otworzeniem drzwi przejrzałem się w lustrze czy jest wszystko z fryzurą w porządku. Jak zawsze miałem je rozpuszczone a połowa z nich była zakryta czerwoną  czapką.
Dobra jestem gotowy! Mogę otworzyć drzwi!
Z uśmiechem chwytam za klamkę i otwieram na oścież drzwi. Moja mina jednak zrzędnie gdy przedemną nie staje Gamora lecz Lonie. Dziewczyna ma na twarzy wymuszany uśmiech, jest cała blada, a jej dolne powieki są sine od płaczu.

- cześć Jay...- mówi speszona tak jakby czymś się stresowała.

- cześć Lonnie...-odpowiadam po chwili mojego zawieszenia.

- mogę wejść? - pyta nie pewnie.

- jasne! Zapraszam...

Przepuszczam ją przed siebie a ona powoli wchodzi do pokoju. Nie wygląda zbyt dobrze, mam nadzieję że to nic poważnego. Spoglądam w jej oczy, w których dostrzegam wielki ból.

- wszytko w porządku? -przerywam niezreczną ciszę.

- Tak...- kiwa przy tym głową-...w sumie to nie...

- więc co się dzieje? - zaczyam się już o nią niepokoić.

Widzę jak bardzo ciężko jest jej coś powiedzieć.

- chodzi o...-przerwała-...chodzi o Zhao. Nie wiem jak mam to powiedzieć...- dziewczyna usiadła z łzami w oczach na łóżko.

- jeżeli mam tobie pomóc musisz mi powiedzieć co się stało...- chciałem aby dziewczyna spojrzała mi w oczy, ale ona unikała mojego wzroku, podeszłem do niej i kucnołem przed nią, łapiąc ją delikatnie za ręce-...jesteśmy przyjaciółmi możesz mi powiedzieć.

Na słowo "przyciółmi" Lonie spojrzała na mnie smutnie.

- a co jeśli ja nie chce być twoją przyjaciółką? -szepnęła i znów spuściła wzrok.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro