Zatrute jabłko

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Frey'a

Wszyscy stanęliśmy wokół wielkiego kamiennego stołu który utworzyłam. Na samym środku został wyryty kształt feniksa. Wokół nas paliły się pochodnie dając nam dobrą widoczność na nasze poważne twarze.
Nie myślę już o tym co wydarzyło się kilka godzin temu, teraz liczy się co jest tu i teraz.

- musimy zacząć działać!- zaczęłam mówić poważnym tonem-...zostały nam już tylko dziesięć dni. Czas zacząć zdobywać najważniejsze składniki. Po pierwsze do odbycia rytuału będzie potrzbny mi piasek "pojednania", którym zrobię odpowiednie kontury.

Wyświetliłam nad stołem magiczny hologram białego piasku.

- jak go zdobyć? - spytał Nate, który stał na przeciwko mnie.

- piasek nie znajduje się w naszym wymiarze, a ja nie mam jeszcze wystarczająco mocy, aby utworzyć portal, więc też w części po to będzie nam potrzebny Dżin...- Kiedy wypowiedziałam to imię spojrzałam na Tarę, która spościła wzrok. Utworzyłam hologram mężczyzny-...aby go schwycić są nam potrzebne dwie rzeczy: magiczne kajdany oraz jego lampa.

Również wyświetliłam obie te rzeczy.

- Tara jak wygląda sytuacja? - znów spojrzałam na dziewczynę

- kajdany znajdują się w zamkniętej skrzyni na dnie oceanu Atlantyckiego w skarbcu Atlantydy, który jest strzeżony przez strażników Trytona. Trudno będzie je zdobyć...- ciężko westchnęła.

- a co z lampą? -spytała Dizzy.

- za to lampa jest w skarbcu Agrabahu. W tą niedzielę odbywa się uroczystość na cześć najmłodszego księcia, będzie to dobra okazja aby ją ukraść. I też dobra okazja aby złapać Dżina. Mój wujek... To znaczy Dżin- dziewczyna szybko się poprawiła-... mało kiedy zjawia się wśród ludzi, ale z racji tego, że jest przyjacielem rodziny królewskiej dostał zaproszenie. Ja również tam będę i mogę zabrać z sobą osobę towarzyszącą- Tara spojrzała na mnie porozumiewawczo, że pojadę razem z nią.

- w takim razie musimy zdobyć kajdany zanim pojedziecie do Agrabahu - stwierdził Kier.

- Nie będzie to łatwe...- przyznała Uma-...skarbiec znajduje się w samym środku pałacu Atlantydy, strzegą go strażnicy.

- a poza tym jak zauważą że okradziono skarbiec zacznie się wielka afera...- wtrąciła się Gaja-...jak chcecie ukraść tak ważną rzecz, aby nikt nie zauważył że jej nie ma?

- Tak samo jak zrobiłyśmy to z księgą Diabolimy- Uma mówiąc to zrobiła złowiewczy uśmiech i wyciągnęła z swojej torby księgę czarów.

- Ale jak to zrobiłyście? - spytał zszokowany Rick- przecież księga jest ściśle strzeżona razem z różdżką w muzeum.

- księga czarów w muzeum to podróbka- zaczęłam tłumaczyć- Kiedy Mal wróciła na wyspę, przez "przypadek" zgubiła księgę. Miałam dość dużo czasu, aby za pomocą swojej magii móc ją podrobić, a wtedy już poszło tylko z górki. Zaczarowałyśmy Bena, aby Uma zdobyła dla mnie czas, abym ja mogła zahipnotyzować jednego z lokaji i wręczyć mu fałszywą księgę oraz aby przekazał, że znalazł ją pod podkładem. Wszyscy myślą, że prawdziwa księga jest w muzeum, a tak na prawdę jest w naszych rękach.

- Jesteś genialna- odezwał się Trefl-...ale co jeśli ktoś domyślić się, że księga została podrobiona?

- księga jest tak perfekcyjnie podrobiona, że nikt się nie domyśli, nawet Mal. A zaklęcia z fałszywej księgi nie działają. Wystarczyło tylko podrobić jedno słowo.- zaśmiałam się złowiewczo.

- a poza tym...- wtrąciła się Yves-...Mal oddała księgę do muzeum po to, aby już jej nie używać, więc nie mamy się czym martwić. Bardziej się zastanawiam jak ukradniemy kajdany Dżina z skarbca Atlantydy.

- dobrze że pytasz...- uśmiechnęłam się lekko-...bo to właśnie ty je ukradniesz. Umie udało się zdobyć wodorosty, dzięki którym otrzymasz ogon oraz skrzela. Ty i Nate włamiecie się do skarbca dzięki amuletom...- podałam obojgu dwa złote naszyjniki-...tylko dwa razy pomogą wam przejść przez ścianę.

- a dlaczego ja mam płynąć? - przerwała mi Tara.

- popłyniesz tam aby odwrócić uwagę- odpowiedziałam wprost-...poprosisz króla Trytona o magiczną muszlę ukazującą Atlantydę jako prezent na urodziny brata. Yves będzie grała twoją damę dworu, a Nate strażnikiem. W odpowiednim momencie wkardniecie się do skarbca i podmienicie magiczne kajdany na fałszywki. Następnie dzięki proszkowi skurczającemu Rick przemyci kajdany na obrzeża Atlantydy gdzie będzie czekała Uma. Zrozumiano czy jeszcze raz powtórzyć? - spojrzałam na Nate'a oraz dziewczyny.

Cała czwórka pokiwała równocześnie głową.

- a my co przez ten czas będziemy robić? - spytała pretensjonalnie Dizzy-...mam dość już tego nic nie robienia!

Uśmiechnęłam się do niej wariacko.

- dobrze że się wyrywasz, akurat mam dla Ciebie zadanie...- podeszłam do dziewczynki i podarowałam jej kartkę z instrukcją oraz pewnym przepisem.

- nie zawiodę Cię Freyo...-uśmiechnęła się złowiewczo.

~*~

- masz wszytko? - spytałam przyjaciółki, która miała właśnie wychodzić na misje.

- Tak, a ty jesteś pewna że chcesz to zrobić? -spojrzała na mnie troskliwie.

- nie ma innego wyjścia, to jedyny sposób.

- a co jeżeli on tak na prawdę się nie kocha? Wiesz że dużo ryzykujesz.

- jeżeli on mnie nie kocha to zrobi to ktoś inny. Nie martw się, zawsze mam plan B. - próbowałam ją nie martwić ale widziałam w jej oczach strach o mnie - będzie dobrze...- dodałam.

Przytuliłam ją, a później dziewczyna wyszła z pokoju.
Spojrzałam ma zegarek. Czwarta rano. Słońce dopiero wschodziło między drzewami.
Postanowiłam położyć się jeszcze na trzy godziny.

Kiedy się obudziłam, ubrałam się i umalowałam.
Moje myśli cały czas krążyły wokół misji Tary i reszty. Mogę mieć tylko nadzieję że im się uda.

Wyszłam z pokoju i zaczęłam iść w stronę schodów. Nagle napotknęłam się na kogoś kogo się nie spodziewałam.

- cześć Gamora...- fioletowowłosa przywitała mnie sztucznym uśmieszkiem.

- hey Mal -odpwiedziałam niepewnie- coś się stało?

- nie a dlaczego? Chciałam po prostu iść z Tobą na śniadanie.

- coś Cię opętało? - zaśmiałam się-...myślałam że mnie nie lubisz.

- dobra...- dziewczyna westchnęła-...chciałam Cię przeprosić za to że byłam nie miła.

- nic dziwnego w końcu jesteś z wyspy- przerwałam jej.

- wiem, ale próbuje się zmienić. I nie potrafię ufać ludziom, których nie znam .

- przecież nikt nie ufa...- spojrzałam na nią podejżliwie, wiedziałam że coś jest na rzeczy.

- więc dlatego chce Cię poznać, to co powiesz na wspólne śniadanie? Ben musi załatwić jakieś sprawy związane z królestwem, chłopakami mają trening a dziewczyny pojechały do miasta po materiały....

- I nie chcesz jeść sama? - znów jej przerwałam, po jej lekko rozdrażnionym wzroku doszłam do wniosku że nie lubi jak się jej przerywa.

- Tak...- westchnęła ciężko.

- w sumie...- mówiłam zastanawiającym tonem-...czemu nie.

Mal lekko się uśmiechnęła na co odpowiedziałam tym samym. Zaczełyśmy iść w stronę schodów, ale dziewczyna zatrzymała się przy windzie.

- Mal możemy iść schodami? -spytałam nieśmiało.

- dlaczego?

- nie lubię małym pomieszczeń, nie czuje się w nich bezpiecznie- dodałam.

- masz klaustrofobie? - na jej pytanie tylko pokiwałam głową-...okej, chodźmy schodami.

Po piętnastu minutach jadłyśmy już razem śniadanie. Rozmawiałyśmy na różne tematy śmiejąc się przy tym. Musiałam zdobyć jej zaufanie. I chyba mi się to udało.

Nagle za nami stanęła mała ruda dziewczynka z szerkoim uśmiechem na twarzy i koszykiem pięknych jabłek.

- cześć Dizzy -przywitałam się z dziewczynką uśmiechem.

- hey Gamora - oczy rudowłosej się błyszczały z szczęścia.

- zaraz to wy się znacie? - spytała zaskoczona Mal.

- Tak...- odpowiedziała szybko Dizzy-...kiedy Evie wyjechała, spotkałam Gamorę na północnej części wyspy, tam gdzie nikt się nie zapuszcza.

- Dizzy jest chyba jedyną osobą, która wiedziała o moim istnieniu...- zaśmiałam się sztucznie łapią dziewczynkę serdecznie za rękę.

- okej...- powiedziała zakłopotana Mal-...to dobrze że się wyjaśniło twoje pochodzenie.

- a niby skąd Gamora miała pochodzić z Marsa? - zażartowała sarkastycznie dziewczynka.- Jabłko?

Wysunęła koszyk w naszą stronę i spojrzała na mnie porozumiewawczo lekko kiwając głową. Zrobiłam to samo.

- jasne czemu nie - Mal wzięła jabłko z samej góry tak jak planowałyśmy.

Ja również tak zrobiłam.

- dobra to ja lecę dalej, jabłka same się nie rozniosą.

Nie zauważyłyśmy kiedy dziewczynka zniknęła w tłumie uczniów.

- to co? Na zdrowie - powiedziałam przykładając owoc do ust.

Mal ugryzła pierwsza. Wzięłam głęboki wdech i również sporzyłam jabłko. Nie minęła chwila kiedy na stołówce rozniósł się krzyk. Ktoś zemdlał.
Potem jeszcze jedna osoba. I następna...

Pobiegłyśmy obie w tym kierunku. Na trawie leżały dwie dziewczyny i jeden chłopak, a w ręku trzymali nadgryzione jabłka.

- Mal...- powiedziałam przerażonym tonem-...jabłka.

W tym samym momencie zjawił się Ben i Dobra Wróżka.

- Ben...- fioletowołosa oparła się na ramieniu swojego narzeczonego, na co on spojrzał na nią zaniepokojony. Mal była cała blada-...nie czuje się najlepiej.

Nagle dziewczyna zaczęła się przechylać. Król złapał ją w ramiona i zaczął krzyczeć jej imię mając nadzieję że się obudzi.

Zakreciło mi się w głowie. A w uszach powstał nie przyjemny pisk. Wszytko wydało mi się rozmazane. 
Oczy zrobiły mi się bardzo ciężkie i zaraz po tym nastał mrok.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro