Wiadomość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słuchawki na głowie, lekko przymrużone oczy, pochylona głowa. Sam nie wiedział, od kiedy tak siedzi. Od kiedy ten lekki poszum, dobiegający ze słuchawek towarzyszy mu w zbieraniu myśli. Od kiedy słucha w kółko i w kółko tych samych słów. Od kiedy trzyma palec wskazujący prawej ręki na jednym przycisku. Chyba od dosyć dawna, bo opuszka jest cała mokra. O, już się zaczyna.

Ze słuchawek dobiegają do niego lekko stłumione śmiechy, szmery i szumy. Jest na dworze. Właśnie wraca z imprezy, dlatego nie od razu orientuje się, że połączenie nadal trwa. Ale już po kilku sekundach da się słyszeć ciche: „O, nagrywa się.", a potem głośniejsze i bardziej wyraźne:

„Hej, Cassie!"

Jak on nie lubił tego przezwiska.

„Z tej strony Nat, co tam u ciebie? Pewnie kiedy usłyszysz tę wiadomość, lekko się zdziwisz. Nigdy nie nagrywam na automatyczną sekretarkę."

Następuje krótki, nerwowy śmiech, po którym i on lekko się uśmiecha.

„Chcę tylko, żebyś po powrocie do domu za bardzo się nie zezłościł... Chodzi o twoją gitarę."

Pamiętał jeszcze, kiedy pierwszy raz odsłuchiwał tę wiadomość. Trudno nie pamiętać, było to zaledwie dzień temu. Wtedy już wiedział, co jest grane, ale na hasło „gitara" od razu się spiął.

„Miała mały wypadek, przepraszam za to! Po prostu chłopaki przyszli do domu i trochę za bardzo poczuli się jak u siebie."

Ktoś z tyłu krzyknął: „Ej, nie zwalaj winy na nas!", lecz Nataniel nie bardzo się tym przejął.

„Ale to nie jest ta twoja gitara, to ta kopia, wiesz, o którą mi chodzi, prawda? Pewnie teraz zapytasz, po co, do cholery, ta kopia w naszym domu? Ona jest tylko na spotkania z fanami i do zdjęć. To prawda. I teraz jest czas, aby przyznać się do czegoś, co zrobiłem jakiś tydzień temu."

Z przyzwyczajenia chciał złapać jakiś swój kosmyk i zacząć się nim bawić, ale nie mógł. Teraz jego włosy były za krótkie.

„Podczas montowania półek na ścianę jedna wyśliznęła mi się z rąk i zahaczyła o twoją gitarę. Nic się nie stało, przysięgam! Jednak powstała mała rysa, przez wzgląd na którą zabrałem sprzęt do lutnika."

Jak on zawsze dbał o poprawność wypowiedzi. Starannie dobierał słowa, chociaż nawet nie musiał się specjalnie wysilać, bo po tylu latach praktyki przychodziło mu to z łatwością.

„Gitara powinna przyjść, kiedy będziesz na koncercie. To za jakieś trzy dni, prawda?"

Nieprawda. Koncert odwołano, a tamtego dnia właśnie jechał ze spotkania mu o tym powiedzieć. Jednak z oczywistych względów stało się to niemożliwe. Szczęśliwy humor pękł jak mydlana bańka. Tak samo perspektywa spędzenia wspólnie czasu wolnego. Ostatnio mało go miał i chciał wynagrodzić Natanielowi te wszystkie trudy i wyrzeczenia, które musiał znosić, kiedy on bawił się na koncertach. Bawił. Ładnie powiedziane. Była to jego praca, ale również pasja. Zmęczenie znosił z uśmiechem na twarzy.

Kastiel spojrzał na swoje dzieciątko, przejeżdżając palcem po bardziej wygładzonym miejscu. On poważnie myślał, że to da się ukryć? Że tego nie zauważy? I że mógł się za to obrazić? Czemu od razu nie powiedział? Tak to nie byłoby go tu, w tym miejscu. Nie byłby sam.

„Więc nic się nie martw, wszystko jest w porządku. Tylko nie zejdź mi tam na zawał, jak zobaczysz resztki."

Śmiech. Teraz wstrzymał oddech. To ten moment. Za każdym razem, gdy odtwarzał to nagranie, czekał tylko na jeden moment.

„Kocham cię."

Długie piknięcie, oznaczające koniec wiadomości. Tym razem nie wytrzymał. Zaczął płakać.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro