Choroba

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jay

Stanąłem jak wryty w progu drzwi, przyglądając się niepokojącej sytuacji. Moje serce przyśpieszyło, a przez moją głowę przewijało się tysiące myśli, które próbowały wytłumaczył to co właśnie widziałem.

- o co tu do cholery chodzi?! - spytałem zdenerwowany wchodząc do wnętrza pokoju i zamykając drzwi.

Dziewczyny spojrzały na siebie nie wiedząc co powiedzieć. Nagle Gamora zemdlała.

- Jay zamknij drzwi i chodź mi pomóc! - rozkazała czarnowłosa.

- Ale o co tu chodzi?!- podeszłem nabuzowany do łóżka.

- Gamora wczoraj złapała wirusa, jej organizm go fatalnie znosi ze względu na magie...

- czekaj ty wiesz? -przerwałem jej

- Tak, sama mi o tym powiedziała...-wytłumaczyła szybko-...musimy upuścić krwi, aby pozbyć się wirusa.

- nie lepiej zawołać pielgniarkę? -spytałem przerażony widząc jak Tara przecina żyłę, a krew wylewa się strumieniem.

- nie! Jeżeli to zrobimy wszyscy dowiedzą się o jej mocy. A Gamora tego nie chce. Wyjaśniła mi co mamy robić, jeżeli podziałamy zgodnie z jej instrukcją wszytko będzie dobrze...- dziewczyna wręczyła mi do ręki sztylet-...natnij drugą dłoń i podłóż pod miskę aby krew wszystkiego nie zachlapała.

Byłem gotowy zrobić wszytko aby tylko Gamora przeżyła. Podeszedłem do jej drugiej ręki, gdy jej dotknąłem była lodowata. Naciołem jej nadgarstek, w tej jednej chwili z jej żył wypłynęła czarna krew. Nigdy jeszcze takiego czegoś nie widziałem. Nie wiem jaką ta dziewczyna kryje w sobie moc, ale się różni od tych, o których słyszałem.
Dotknałem jej zimnego polika z nadzieją, że zobaczę jej piękne brązowe oczy.

- nie martw się...- odezwała się Tara widząc moją troskę-...to ją nie zabije. Muszę iść po składnik, który pomoże Gamorze zwalczyć wirusa. Ty bądź przy niej i nikogo nie wpuszczaj, w razie czego dzwoń po mnie.

Dziewczyna zniknęła za drzwiami, a ja zostałem z obawą ze już nigdy nie usłyszę śmiechu ukochanej.

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Tara

Zeszłam jak najszybciej na niższe piętro akademika. Czuje się dziwnie. Przy Jay'u udawałam, że panuje nad sytuacją, a tak na prawdę jestem przerażona o życie przyjaciółki. Przy drzwiach Felixa nie pukam tylko od razu wchodzę. Zastaje go w dość krępujacej i nie podobnej do chłopaka sytuacji. Leży razem z Nate'm na jednym łóżku, a ich twarze w są bardzo blisko. Wiem że mają wspólny pokój, ale chyba nie są zmuszeni spać razem skoro mają dwa łóżka. Chłopaki widząc mnie od razu wstają i robią niewinną, jednocześnie stydliwą minę.

- co jest? - Felix spytał widziąc moje zaniepokojenie.

- Frya...-wyrwałam się z szoku-...to znaczy demon próbuje przejąć kontrolę, Freya kazała nam zdobyć sztylety od Umy.

- jeżeli demon próbuje przejąć kontrolę, musimy dostać się do Umy jak najszybciej...- chłopak sięgnął po skórzaną kurtkę i szybko założył.

Bez słowa wyszliśmy z pokoju zostawiając Nate'a samego.
Cały czas nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Nie mam nic do homoseksualistów, ale nigdy bym się tego nie spodziewała po Felixie.
Wychodząc z budynku, myślałam już tylko o tym aby razem z Felixem dostać się jak najszybciej do Umy.

- No w końcu Cię znalazłam!- nagle znikąd wyskoczyła Jane-...gdzie jest Gamora?

- że co? - spytałam zdezorientowana

- obiecałyście że pomożecie mi robić ozdoby do kościoła na wesele...- tłumaczyła pośpiesznie córka dobrej wróżki-...miałyście być u mnie już godzinę temu! Gdzie Gamora?

- Gamora źle się poczuła...- stanął za mną Felix i zaczął kłamać dziewczynie-...właśnie idziemy do pielęgniarki po jakieś lekki.

- w takim razie sam sobie dasz świetnie radę...- dziewczyna złapała mnie za dłoń-...a ty idziesz mi pomóc. Mam tyle spraw na głowie!

Zanim Jane zabrała mnie z powrotem do akademika widziałam jak Felix zaczął biec w stronę lasu. Mogę mieć tylko nadzieję że zdąży na czas.

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
JAY

Minęła już godzina od kiedy Tara wybiegła z pokoju i jeszcze nie wróciła z lekiem. Na dodatek nie wzieła telefonu i nie mogę sie znią skontaktować. Nie mam bladego pojęcia co zrobić.

Gamorze jakimś cudem zaczęły goić się rany i krwi zaczęło ubywać coraz mniej. Nie wiem czy mam robić koleje nacięcia czy zostawić ją tak jak jest, ale Tara wyraźnie powiedziała, że wirus musi spłynąć razem z krwią.

Tylko co jeśli dziewczyna wykrwawi się na śmierć?
Dodatkowo ten cały stres i strach że jeżeli jej dotkne zrobię jej krzywdę wprawia mnie w paranoję. Najrosądniejszym rozwiązaniem byłoby zawołanie pielęgniarki lub wezwanie karetki, ale boję się że jeżeli stan Gamory się pogorszy nie będę mógł jej pomóc. W sumie co ja mogę? Jestem w pułapce.

Tak bardzo się obawiam o życie dziewczyny, że pragnę zrobić wszytko aby tylko znów się na mnie spojrzała. Nawet jeżeli byłby to wzrok pogardy i obojętności, którym tak często mnie darzy.
Gamora jest cała spocona, a na jej bladej twarzy pojawiała się niespokojna mina, po której czasem spływały łzy. Wyglądała tak jakby miała zły sen. Dziewczyna dodatkowo jest cała rozpalona.
Szybko pobiegłem do łazienki i zamoczyłem ręcznik zimną wodą, aby następnie przyłożyć do rozgrzanego czoła blond włosej.
Rany znów zaczęły się goić, dla bezpieczeństwa robiłem coraz mniejsze nacięcia, aby krwi mniej ubywało.
W pewnym momencie na udzie dziewczyny zauważyłem coś dziwnego. Miała czerwoną plamę i zmarszczoną skórę od oparzenia, wygląda ona tak jakby powstała przed chwilą.
W tym samym momencie oddech Gamory przyspieszył, a jej mimika twarzy zrobiła się jeszcze bardziej niespokojna. Co ja mam do jasnej cholery robić?!

- Gamora...- zacząłem mówić jej imię, mając nadzieję że jakoś zareaguje-...Gamora mam nadzieję...to znaczy chce mieć nadzieję, że mnie słyszysz. Proszę nie poddawaj się. Walcz! Jeżeli odejdziesz nie wiem jak sobie z tym poradzę. Wiem że to brzmi idiotyczne, ale nie wyobrażam już sobie życia bez Ciebie. Co ja gadam... Znamy się tak krótko i to mi nie wystarcza. Musisz tutaj wrócić... do mnie...- po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.

Jeszcze nigdy w życiu nie płakałem z czyjegoś powodu... W sumie nigdy tak na prawdę nie płakałem.
Nienawidzę ukazywać swojej bezsilności!
Ale dla Gamory jestem gotów otworzyć swe serce. Byle tylko z tego wyszła.

W tym czasie do pokoju weszła zdyszana Tara. Popatrzyła i przeraziła się stanem przyjaciółki.

- gdzieś ty tak długo była i gdzie masz lekarstwo?! - spytałem ocierając łze, tak aby czarnowłosa jej nie zauważyła.

Tara popatrzyła na mnie niezrozumiale, dopiero kiedy spojrzała na moją wściekłą minę dotarło do niej o czym mówię.

- nie mam... to znaczy Felix jest już w drodze z lekarstwem- dziewczyna podeszła do przyjaciółki i popatrzyła na jej nadgarstki-...poprawiło jej się?

- no chyba widać że nie! - wybuchnołem złością z powodu przerażenia o życie Gamory-...jest coraz gorzej! Co mamy teraz robić?

- ja...ja nie wiem...- Tara jąkała się patrząc na mnie z przerażeniem.

- jak to nie wiesz?! Gamora umiera, a ty nie kazałaś mi wzywać pomocy bo twierdziłaś, że wiesz co robić!

- zanim zemdlała powiedziała mi tylko że mamy jej upuszczać krwi i nic więcej.

- w takim razie wzywam karetkę...- wyciągnąłem z kieszeni telefon i zacząłem wybierać numer.

- nie!...-Tara wyrwała mi urządzenie.-...nie możesz tego zrobić! Jak myślisz co zrobią z Gamorą jeżeli dowiedzą się że jest czarownicą?! Ben ją odeśle, bo nie powiedziała prawdy! Ludzie będą się jej bać!

- Mal także jest czarownicą i Ben to akceptuje. Zaakceptuje również Gamorę!

- to jest co innego! Proszę Cię Jay...- zaczęła mówić błagalnym tonem-... Poczekajmy aż Felix przynieście lekarstwo jeżeli ono nie zadziała pozwolę Ci wezwać karetkę.

Pokiwałem niechętnie głową i podeszłem do okna, mając nadzieję że gdzieś ujrzę chłopaka z lekarstwem.

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆

Tara

Jay na szczęście odpuścił i postanowił nie wzywać karetki. Podszedł do okna i zaczął wyczekiwać Felixa.
Zaczęłam sie strasznie denerwować. Nie wiedziałam że stan Freyi może być aż taki poważny. Ale jej blada twarz, przepocona skóra i krew która lała się strumieniami wygląda przerażająci.
Wiem że dziewczyna w swoim umyśle toczy walkę z demonem, opowiadała mi że kiedyś już to robiła i to jest na prawdę okropne przeżycie.
Jane pozwoliła mi wyjść na przerwę. Kiedyś uważałam ją za naprawdę w porządku dziewczynę, ale od kiedy dowiedziałam się co jej matka zrobiła Freyi zaczęłam ją nienawidzić z całego serca.
Z stresu nie mogłam usiedzieć na miejscu. Wiedziałam że tym razem miłe słowa nie pomogą dziewczynie, więc jestem bezsilna na to co może się wydarzyć. Na prawdę nie wiem co robić, aby chodź trochę wesprzeć przyjaciółkę.
Postanawiam zmienić jej zimny okład. Jednak kiedy zdejmuje jej zimny ręcznik z czoła doznaje przerażenia. Pojawiło się na czole znamię. Czyli jest bardzo źle. Freya przegrywa tą walkę...
Znamię dziewczyny przykrywam ręcznikiem aby Jay go niezauważył.
Szybko sięgam po telefon i dostrzegam jedenaście nieodebranych połączeń od Jay'a.
Szukam w kontaktach numeru do Felixa i gdy go znajduje od razu naciskam zieloną słuchawkę.
Nerwowo uderzam paznokaciamy o szafkę nocną kiedy słyszę już trzeci sygnał. Kiedy Felix odbiera zrywam się z łóżka.

- Felix kiedy będziesz? - pytam pośpiesznie, rozmowie przysłuchuje się ukradkiem Jay. -...no bo Gamora się źle czuje i Jay mi pomaga- dyskretnie poinformowałam go aby nie powiedział nic czego wolelibyśmy aby chłopak nie usłyszał.

- będę za dziesięć...piętnaście minut- słyszałam w głosie chłopaka zdenerwowanie, ale wolałam nie pytać o powód.

- dobrze... Tylko się pośpiesz.

- Tara! - Felix powstrzymał mnie przed rozłączeniem-...musisz pomóc w jakiś sposób Gamorze. Tylko ty wiesz jak to zrobić.

Nie zdążyłam odpowiedzieć a chłopak się rozyłączył. Usiadłam przy przyjaciółce i popatrzyłam na jej bladą twarz. Nie wiedziałam co mam robić.

- Gamora proszę nie poddawaj się, musisz dać radę...- szepnełam.

Następne minuty robiły się coraz dłuższe. Ciężko było mi przekonać Jay'a aby nie wzywał pogotowia, a coraz gorszy stan dziewczyny powodował u chłopaka jeszcze większy niepokój.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi, podeszłam i otworzyłam. Moim oczom ukazał się zmęczony Felix.

- Tara chodź na chwilę...-chłopaka mina nie znaczyła nic dobrego.

Popatrzyłam na Jay'a oznajmiająco że zaraz wracam, a on lekko pokiwał głową. Kiedy wyszłam Felix zaczął się rozglądać czy nikt nie idzie i wyciągnął z skórzanej torby trzy żelazne, pięknie zdobione sztylety i trzy fiolki z nieznaną mi zawartością. Każdy z sztyletów był ozdobiony innymi kolorami diamentów. Pierwszy miał czerwony diament, drugi błękitny, a trzeci czarny.

- co mamy z tym zrobić? - spytałam drżącym głosem- jak to ma pomóc Freyi? -dodałam

- to nie ma jej pomóc...- opiścił wzrok-...to ma powstrzymać demona gdyby Freyia przegrała z nim walkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro