Nasze miejsce

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Freya:

W kieszeni zawibrował mi telefon. Serce zabiło mi mocniej gdy przeczytałam to jedno imię, które budzi we mnie tyle emocji na raz.

Jay:
To o 20?

Ja:
Okej :) A mogę wiedzieć co planujesz?

Jay:
Nie, to niespodzianka.

Ja:
Mam się bać?

Jay:
Spokojnie nie masz czym ;)

Ja:
W takim razie nie mogę się doczekać.

Dopiero teraz wzięłam głęboki wdech do płuc. Przez ten cały czas pisania ręce mi się trzęsły, a nawet tak krótkie zdania które napisałam sprawdzałam conajmniej dziesięć razy zanim wysłałam.
Czym ja się do cholery tak stresuje?!
Odłożyłam telefon na szafkę nocną i położyłam głowę na miękkiej poduszce patrząc na biały sufit i uśmiechając się sama do siebie.

- I co? - współlokatora spytała nie odrywając wzroku od Facebooka w swoim telefonie.

- umówiłam się z nim o dwudziestej- kąciki moich ust mimowolnie uniosły się ku górze.

- miłej zabawy gołąbeczki - na twarzy Tary pojawił się wredny uśmieszek.

Na jej słowa przewróciłam ignorancko oczami.

Kilka godzin później...

Bez problemu udało mi się wymknąć z internatu. Mam nadzieję że chłopakowi również się to udało.
Byłam już na początku lasu tam gdzie się z nim umówiłam.

- Jay...- szepnełam nasłuchując  chłopaka-...Jay? - powtórzyłam, ale nadal nic.

Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Gwałtownie się odwróciłam i unosłam ręce do góry, będąc gotowa do obrony magią.

- hey spokojnie...- na widok jego głupiego uśmieszku opuściłam dłonie-...przestraszyłaś się? - zaśmiał się.

- Tak! Bo się skradasz jak głupek!- ścisnęłam dłoń w pięść i uderzam chłopaka w bark.

- Ałł...- długowłosy zaczął masować bolące miejsce-...ale ty dziewczyno masz siłę.

- stoi przed Tobą córka Gastona, witam...- lekko dygnęłam śmiejąc się przy tym.

- miło poznać...- skinął głową.-...a przed panienką stoi najlepszy i najprzystojniejszy złodziej w całym Auredonie syn Dżafara.

Oboje wybuchneliśmy śmiechem.

- idziemy? -spytał po chwili.

- jasne, a dokąd?- już nie mogłam znieść tej całej tajemnicy.

- Tak jak mówiłem, to niespodzianka

Jay założył na ramię torbę, którą dopiero teraz zauważyłam.
Cały czas szliśmy pod górkę. Szum wiatru i hałas zwierząt lasu wypełniały wokół nas ciszę.
Mimo ubioru krótkiego rękawa nadal na mojej skórze odczuwałam przyjemne ciepło nocy.

Po pół godzinnej wędrówce Jay nagle ustanoł.

- poczekasz chwilkę?

- Ale...

- tylko pięć minut- przerwał mi zanim zdążyłam coś powiedzieć.

Po chwili zniknął w gęstych zaroślach. Usiadłam na wielkim kamieniu czekając na chłopaka aż wróci. Zaczęłam bawić się palcami dla zabicia czasu.
Dokładnie po pięciu minutach Jay do mnie wrócił.

- chodź...- Jay wyciągnął do mnie dłoń aby pomóc mi wstać. Z chęcią przyjęłam ten gest. Chłopak wyciągnął mnie na przód i stanął od tyłu zasłaniając mi obiema dłońmi oczy-...zaufaj mi.

- to nie ma nas już nic łączyć? - spytałam ironicznie.

- ja tobie ufam- szepnął mi do ucha, w tym jednym momencie przeszedł mnie przyjemny dreszcz.

Chłopak zaczął prowadzić mnie do przodu.
Ufam mu.
Nie wiedzieć czemu...
Każdy krok stawiałam z ostrożnością. Nagle poczułam jak jakieś dziwne rośliny muskają moją skórę.
Po chwili stanęliśmy.
Chłopak zdjął dłonie z moich oczu.

Kiedy uniosłam powieki moje serce załomotało szybciej.
Moim oczom ukazał się piękny widok jeziora, które było otoczone ciemnym lasem i trzcinami. Pół księżyc odbijał się w tafli wody dając jasność całemu otoczeniu.
Lecz nie to w tym wszystkim było najcudowniejsze.
Na brzegu wody był zbudowany średniej wielkości pomost, na którym był ustawiony koc oraz kilka świeczek, które swoim blaskiem przypominały gwiazdy na niebie. A przed wejściem na pomost były zapalone dwie pochodnie.
Na kocu znajdował się również koszyk.

- to jest...-nie mogłam znaleźć słów.

- cudowne, fantastyczne... powiedz coś.

- nie do opisania, nie wiedziałam że z Ciebie taki romantyk- spojrzałam na niego zaskoczona.

- czasmi jestem...- Jay spojrzał się na swoje dzieło-...tak właściwe robię takie coś pierwszy raz. A poza tym po to Cię zaprosiłem, abyś mnie poznała a ja Ciebie. Głodna?

- Jak wilk- odpowiedziałam krótko i popędziłam w stronę pomostu.

Usiadłam z jednej strony a Jay z drugiej. Byłam taka szczęśliwa. Nigdy czegoś takiego nie czułam.

Chłopak wyciągnął z koszyka same smakołyki. Muffinki, ciastka, kanapki, owoce i sok wieloowocowy.
Każdy szczegół dawał temu miejscu magiczną atmosferę.
Na mojej twarzy cały czas gościł uśmiech tak samo jak u chłopaka.

- skąd wytrzasnołeś to miejsce? -spytałam przełykając kawałek muffinki-...i skąd to wszytko masz.

- powiedzmy że kucharka ma do mnie pewną słabość- zażartował-...a co do tego miejsca często tu bywam, zwłaszcza gdy muszę pobyć sam lub pomyśleć. Nikt nie wie o tym miejscu bo wszytko jest zarośnięte. Trafiłem na nie biegając w tych rejonach.

- tu jest cudownie, nie dziwię ci się że lubisz to miejsce. Jest tu cisza i spokój.

- to jest moja bezpieczna przystań...mój azyl - mówił to patrząc się w taflę jeziora.

- więc dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? To jest twoja strefa gdzie możesz odczuć spokój.

Jay spojrzał na mnie czule i złapał moją dłoń.

- ponieważ od kiedy Cię poznałem to ty jesteś moim spokojem. Jedyną rzeczą której pragnę bardziej od samotności jesteś właśnie ty. Pragnę aby to było nasze miejsce, gdzie będziemy sobą i odetniemy się od otaczającego nas na codzień świata.  Tu możemy być sobą, bo to będzie NASZE MIEJSCE...

Byłam kompletnie oszołomiona i jednocześnie zauroczona słowami chłopaka. Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa, chociaż pragnęłam mu powiedzieć tak wiele.  Ujęłam jedną dłonią jego ciepły policzek, na to chłopak spojrzał z czułością, obdażyłam go tym samym wzrokiem.
Po chwili chwycił moją dłoń i lekko ucałował jej wewnętrzną stronę, następnie znów przykładając ją do swojego polika.

Jak żywe rzeźby trwaliśmy w tej pozycji, patrząc w sobie głęboko w oczy. Oboje chcielibyśmy obdarzyć siebie czulszą bliskością, ale nie możemy...
Zaczęliśmy jeść dalej. To wszytko jest takie pyszne.

- to co byś chciała o mnie wiedzieć? - spytał po kilku minutach jedząc w ciszy. Spojrzałam na niego pytająco przeżyuwając kanapkę-...mówiłaś że chciałabyś mnie poznać, więc może zagramy w pytania? Ty zaczynasz.

-okej...-popatrzyłam na fale wody myśląc nad pytaniem. Trudno mi było znaleźć to odpowiednie.-...wdpominałeś coś o ojcu, ale ani razu nic nie usłyszałam o twojej matce. Dlaczego?

Chłopak przekonał głośno jedzenie. Widziałam lekkie zakłopotanie, rozmowa na temat rodziców potępieńców jest dość ciężka, więc najlepiej mieć to już głowy.

- umarła przy moich narodzinach...- powiedział spuszczając swój wzrok -...jak wiesz na wyspie nie ma zbyt dobrych warunków, a dodatkowo matka chorowała. Ojciec rzadko o niej wspomina, czasmi mam wrażenie jakby mnie obwiniał o jej śmierć.

- nie możesz tak myśleć...-powidziałam czule widząc jego szkliste od łez oczy-...często zadajemy sobie pytania w stylu "co by było gdyby...?", ale tak na prawdę do niczego nas to nie prowadzi. Nie cofniemy czasu ani nie poradzimy nic na zło, które do nas przychodzi. Więc trzeba otaczać się najlepszymi wspomnieniami, bo to one pomagają nam przetrwać w tym okropnym świecie.

- gdzie byłaś całe moje życie? - spytał nie mogąc oderwać odemnie wzroku. Zaśmiałam się-...przepraszam pewnie zepsułem pouczajacą treść twojej wypowiedzi.

- nie...- zachichotałam-...nie zepsułeś. Cieszę się że mi o tym powiedziałeś, to dla mnie bardzo ważne.

- dla mnie też...- odpowiedział mi z wymuszonym uśmiechem-...to teraz ja. Dlaczego na wyspie nigdy Cię nie spotkałem?

- do osiemnastego roku życia siedziałam w domu i głównie się uczyłam. Gaston nie chciał mnie wypuszczać z domu. Kiedy matka odeszła kazał mi zajmować się domem. Później sprzeciwiłam się ojcu i opuściłam dom. Przeniosłam się na północną część wyspy gdzie nikt nie chodzi. Tam obmyśliłam plan ucieczki, która by się udała gdyby nie pewnien wkurzajacy, uparty a zarazem przystojny osioł mnie nie dopadł. I tak trafiłam tutaj.

- muszę poznać tego przystojnego osła, pewnie bym go polubił- chłopak zażartował rozluźniając atmosferę.

- oj coś czuje że byś długo go nie szukał...- zaczęłam się śmiać-...wystarczy że spojrzysz w lustro.

- aż taki przystojniak? Już go lubię.

Obaj wybuchneliśmy śmiechem. Nagle moją uwagę przykuła mała łódka, przycumowana do postu. W środku dostrzegłam coś dziwnego. Sięgnęłam do środka i wyciągnęłam piękną, drewnianą gitarę w kolorze jasnego dębu.

- to twoja? - spytałam szarpiąc za struny, w efekcie gitara wydała piękne dźwięki.

- Tak...- chłopak wydał się być zpeszony-...czasmi jak tu przychodzę sobie coś zabrzdękole.

- zagraj mi coś...- wyciągnęłam ku niemu gitarę, chłopak wziął ją i popatrzył na mnie lekko zestresowany-...i zaśpiewaj.

Uśmiechnęłam się pokazując swoje zęby. Jay wydał z swojego instrumentu pierwsze dźwięki.

Za każdym razem, gdy myślę zbliżam się serca
Tajemnicy tego, kim jestem
Sądzę, że w końcu odnalazłem lepsze miejsce na początek
Lecz, jak się zdaje, nikt tego nie rozumie

Muszę znaleźć się tam, gdzie ty jesteś
Kto wie - a może to nie tak daleko

Jesteś głosem, który słyszę w mojej głowie
Inspiracją dla tej piosenki
Muszę cię znaleźć
Muszę cię znaleźć
Jesteś brakującą częścią, której potrzebuję
Piosenką we mnie
Muszę cię znaleźć
Muszę cię znaleźć
O tak, tak

Jesteś lekarstwem, którego z poświęceniem poszukuję
By rozwikłać te trudności, które się we mnie piętrzą
Pomaluję wszystkie moje sny kolorem twojego uśmiechu
Gdy cię znajdę wszystko będzie takie, jak być powinno

Muszę znaleźć się tam, gdzie ty jesteś
Kto wie - a może to nie tak daleko

Jesteś głosem, który słyszę w mojej głowie
Inspiracją dla tej piosenki
Muszę cię znaleźć
Muszę cię znaleźć
Jesteś brakującą częścią, której potrzebuję
Piosenką we mnie
Muszę cię znaleźć
Muszę cię znaleźć

Czułem się zagubiony, nie umiałem dobrać słów
Przez cały czas żyłem przeszłością
Chcę być tam, gdzie ty jesteś
Obok ciebie... i ty obok mnie.

Och... muszę cię znaleźć... tak...

Jesteś głosem, który słyszę w mojej głowie
Inspiracją dla tej piosenki
Muszę cię znaleźć
Muszę cię znaleźć
Jesteś brakującą częścią, której potrzebuję
Piosenką we mnie
Muszę cię znaleźć
Muszę cię znaleźć

Jesteś głosem, który słyszę w mojej głowie
Inspiracją dla tej piosenki
Muszę cię znaleźć
Muszę cię znaleźć
Jesteś brakującą częścią, której potrzebuję
Piosenką we mnie
Muszę cię znaleźć
Muszę cię znaleźć

Muszę cię znaleźć

Z skupieniem słuchałam słów piosenki chłopaka. Na moim sercu pojawiło się miłe ciepło. Uśmiech samoistnie pojawił mi się ma twarzy.

Chłopak po piosence spojrzał na mnie czekając na jakiekolwiek słowa.

- Wow...- probówałam co więcej z siebie wydusić, ale byłam oszołomiona jego występem. Aż w końcu wzięłam głęboki wdech-...to było niesamowite. Sam ją stworzyłeś?

- Tak...- uśmiechnął się stydliwie-...tydzień temu ją skończyłem, a później spotkałem Ciebie.

Czułam Jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce. Jay zaczął się ze mnie śmiać.
Nagle moją skórę przeszył zimny wiatr, w efekcie pojawiła mi gęsia skórka. Chłopak widząc mój dreszcz wstał i nałożył na moje ramiona swoją skórzaną kurtkę, okryłam się nią jak kocem.

- poczekaj tu...- długowłosy wstał-...rozpale ognisko.

Po chwili Jay zniknął w ciemnościach lasu w celu znalezienia drewna do ogniska.
Siedząc sama na pomoście zaczęłam wsłuchiwać się w szum wody oraz lasu. Spośród drzew usłyszałam  huczenie sowy, a wokół jeziora żaby  dawały znak o swojej obecności. Gdy zamknęłam oczy odgłosy natury zrobiły się głośniejsze dwukrotnie.

Kiedy nagle poczułam na sobie czyiś wzrok. Myśląc że to Jay wrócił już z drewnem spojrzałam w tamtym kierunku.

Przerażona zerwałam się na równe nogi. Wszytko w jednym momencie ucichło, było słychać tylko niewyraźne szepty dochodzące nie wiadomo skąd, były one przerywane krzykami kroków. Wszytko zrobiło się mroczniejsze, a wokół mnie pojawiła się gęsta mgła.
Miejsce, którym dażyłam swój wzrok zaczęła pojawiać się niewyraźna postać, aż po krótkim czasie zaczęła przybierać coraz wyraźniejsze kształty.
Przeraziłam się jeszcze bardziej gdy moim oczom ukazała się odrażająca twarz Lilith. Dażyła mnie swoim szaleńczym wzrokiem i uśmiechem.

- No hey...- powiedziała swoim ochrypniętym głosem-...tęskniłaś?

- co? Ale jak? - nie wiedziałam co się właśnie dzieje. Pierwszy raz widzę demona na zewnątrz.

- trochę poczułam się urażona, kiedy zaczęłaś ignorować moje szepty, więc postanowiłam wypróbować inną metodę...- jej ton głosu można było porównać do szaleńca, który właśnie uciekł z wariatkowa.

- Ciebie tutaj nie ma! Jesteś tylko w mojej wyobraźni!

- brawo za spostrzegawczość...- zjawa zacząła prześmiewczo klaskać-...a teraz do rzeczy...-kobieta momentalnie stanęła na przeciwko mnie, tak aby nasze ciała dzieliły tylko centymetry-...trochę już zaczyna mnie denerwować ten twój kochaś...

- a więc o to ci chodzi!- splotłam ręce na klatce piersiowej i zrobiłam zadziorną minę-...boisz się jego uczuć do mnie.

- uważaj jak dobierasz słowa smarkulo! - jej oczy zrobiły się jeszcze bardziej puste niż zwykle-...ciekawe jak Jay zareaguje kiedy dowie się, że wykorzystujesz jego żałosne uczucia do własnych celów. Jesteś na tyle naiwna żeby wierzyć iż jego głupiutka miłość mnie powstrzyma?

- to ty jesteś naiwna wierząc że to Jay jest twoją przeszkodą...- spojrzałam na nią morderczo-...a tak na prawdę największym twoim wrogiem jestem ja sama. Bo to ja mam władzę a ty jesteś tylko pasożytem w mojej głowie, którego wkrótce się pozbęde! Więc Odejdź! Odejdź!

Zamknęłam oczy i zaczęłam krzyczeć.

- Gamora wszytko w porządku? - nagle usłyszałam głos Jay'a.

Otworzyłam oczy i zorientowałam się że wszytko wróciło do normalności. Tylko Jay patrzył na mnie jak na wariatkę 

- Tak...tylko te głupie komary wszędzie latają...- zaczęłam machać ręką-...już odejdzcie!

- faktycznie zapomniałem wziąść sprey na komary, ale jak rozpalimy ognisko same uciekną.

Chłopak jak najszybciej zaczął układać drewno tak aby powstało ognisko. Usiadłam na trawie niedaleko stosu drewna, czekając aż ogrzeje mnie ciepło ognia. Chłopak zaczął czegoś szukać w kieszeniach spodni.

-cholera, zapomniałem zapalniczki.

- służę pomocą- lekko się uśmiechnęła.

Wokół mojej dłoni powstała kula ognia, która wkrótce powędrowała w stos drewna, w efekcie tworząc dość duże ognisko.

- jesteś niesamowita.- stwierdził długowłosy patrząc na płomienie ognia.

Chłopak przysiadł się obok, a ja niepewnie położyłam głowę na jego barku, na co on objął moją talię.

- jest cudownie...- jęknęłam czując przyjemne ciepło bijące od ogniska.

- zgadzam się- chłopak przytulił mnie mocniej ogrzewając mnie swoim ciałem.

Przez następne kilka godzin rozmawialiśmy.
Poznawaliśmy się coraz bardziej i z każdą minutą miałam odczucie że znalazłam swoją bratnią duszę.
Że Jay to właśnie ta osoba przy której mogę być wiecznie, ale to nie możliwe. Nie mogę zapominać o tym co jest dla mnie najważniejsze.

Śmieliśmy się z różnych historii, które spotykały nas na wyspie. Jeszcze nigdy tak długo na mojej twarzy nie gościł uśmiech niż przez te kilka pięknych godzin z Jay'em.
Co do większości moich opowiadań musiałam wymyślać i kłamać.  Nie mogłam mu przecież powiedzieć prawdy.
Próbowałam przez ten cały czas dowiedzieć się jak to możliwe że Jay potrafi wyczuć moją magię, ale w tej sprawie nic nie wskurałam.

Nie wiem kiedy zasnełam, a moja głowa znajdowała się na kolanach chłopaka.
Mimo że bałam się zamknąć oczy i pogrążyć się we śnie, to jednak tym razem miałam bardzo spokojny i przyjemny sen.
Nie wiedziałam jak ani dlaczego, ale było to bardzo przyjemne uczucie móc poczuć się bezpieczną.
Poczułam ulgę, kiedy nie przyśniło mi się nic z przeszłości.

Mój spokojny sen jednak nie trwał zbyt długo. Obudził mnie przyjemny głos chłopaka.

- Gamora, Gamora wstawaj...- mówił spokojnym głosem.

Zaspana rozejrzałam się dookoła. I spostrzegłam, że jeszcze panowała ciemność, a po ognisku został tylko żar.

- która godzina? -ziewnęłam

- 4:30...-odpowiedział wstając-...chce Ci coś pokazać.

Jay wyciągnął ku mnie dłoń i pomógł mi stać.
Po kilku minutach sidziałam już w łódce i patrzyłam jak chłopak wiosłuje na sam środek jeziora.

Wyciągnęłam dłoń zza łódkę dając schłodzić płace w zimnej wodzie. Na jeziorze znajdowało się mnóstwo Lili wodnych.

- to co chciałeś mi pokazać? - spytałam zniecierpliwiona.

- obejrzyj się- powiedział, a ja zrobiłam co kazał.

Znów zaniemówiłam z wrażenia. Za wysokimi drzewami lasu zaczęło wschodzić słońce, dając oszałamiający widok. Aż pragnęłam wziąść jakiekolwiek płótno oraz farby i namalować ten piękny widok. Nie rozwinięte pąki Lili zaczęły się otwierać, a z lasu zaczęły wychodzić zwierzęta, aby napoić się orzeźwiającej wody.

Wszytko było tak piękne że aż nie mogłam uwierzyć iż jestem świadkiem czegoś tak cudownego.
Po policzku spłynęła mi maleńka łza  szczęścia.

Wszytko zdawało się być piękniejsze. Świeże powietrze przenikało moje płuca, a dźwięki natury oczyszczały mój umysł od wszelkich trosk i problemów. Chłodny wiatr muskał moje ciało, a promienie słońca ocieplały moją skórę.

Nagle na moich dłoniach poczułam dotyk. Spojrzałam się na chłopaka, który sprawił że jestem taka szczęśliwa.

W tym samym czasie doznałam nagły przypływ mocy.
Po chwili zorientowałam się że woda z jeziora zaczęła się unosić tworząc różnorodnej wielkości wodne bańki, które za pomocą promieni słonecznych utworzyły tęczę z każdej strony gdzie się znajdowaliśmy.

Myślałam że już pięknej nie może być.
A jednak się myliłam.
Ten widok był nie do opisania.
Piękno, zachwyt, szczęście i niedowierzanie że to prawda, to wszytko się we mnie skumulowało na skutek czego zaczełam się śmiać, patrząc na mojego towarzysza.

- to wszytko jest takie piękne- w końcu wydusiłam z siebie jakieś słowa.

- masz rację- poparł moje słowa chłopak- ale i tak najpiękniejszym cudem tego świata jesteś ty.

Spojrzałam na niego speszona i zakochana jednocześnie.

Boże przecież jak go kocham!

Pragnęłam wtulić się w chłopaka i oddać mu swoje serce, pokazując mu jak go kocham.
Lecz to on zrobił ten pierwszy krok i przybliżył się w moją stronę.
Byłam gotowa aby połączyć się z nim pocałunkiem.

Jednak kiedy tylko Jay się poruszył łódka przechyliła się ma bok.
Poczułam przeszywające moje ciało chłód.
Szybko wynurzyłam się i zaczęłam nabierać powietrza.
Wszytkie kule wodne zniknęły, a ja zaczęłam szukać wzrokiem chłopaka.

- Gamora! - usłyszałam nagle za moimi plecami przyjemny głos-...wszytko w porządku?

Chłopak podpłynął w moją stronę.

Nic nie odpowiedziałam tylko rzuciłam na na niego i zaczęłam atakować jego usta namiętnymi pocałunkami, które chłopak oddawał z takim samym zaangażowaniem.
Nasze usta były jak dwa puzzle jedej układanki. Serce biło mi jak oszalałe, a przez moją głowę przewinęło się miliony myśli, które żadne nie miało teraz znaczenia.
Po chwili oderwałam się od chłopaka, on niechętnie odsunął odemnie usta. 

- kocham Cię...- wyszeptał-...i niech to będzie nasze miejsce. Miejsce, w którym istniejemy tylko my dwoje.

Spojrzałam Na niego rozpływając się w głębi jego oczu.

- to jest nasze miejsce...- uśmiechnęłam się, nie wierząc że powiem te dwa słowa, które znaczą tak wiele i te dwa słowa, które nigdy nie wierzyłam że komuś powiem-... Kocham Cię.








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro