Przyjaźń?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Perspektywa Jay'a...

Szukałem ją dosłownie wszędzie. Byłem zdenerwowany i kierował mną niepokój. Biegłem przez las, dokładnie rozglądając się po otoczeniu. Sprawdziłem jaskinię ze źródełkiem, w którym niegdyś pokazała mi swą moc, ale jej tam nie zastałem. Myślałem, że znajdę ją w Naszym Miejscu nad jeziorkiem, niestety ponownie był to ślepy zaułek. Dostałem SMS-a od Carlosa, że blondynki nie ma ani w kafejce, ani nikt w mieście jej nie widział. Postanowiłem wrócić do akademika i poprosić Dobrą Wróżkę o zlokalizowanie jej za pomocą magii. Mal zrobiłaby do szybciej i lepiej, ale nie zamierzałem prosić ją o pomoc, ponieważ to przez nią uciekła. Przestałem ufać córce Diaboliny.
Do głowy zaczęły napływać mi obawy, że dziewczyna uciekła na zawsze i posłużyła się swoją mocą, aby nikt nie był w stanie jej zlokalizować. Nie mogłem stracić Gamory. Przed udaniem się do dyrektorki szkoły, coś mnie tknęło, aby sprawdzić jeszcze jedno miejsce.

~*~

Perspektywa Frey'i...

Po ckliwej rozmowie poprosiłam Mal, żeby zostawiła mnie samą i przekazała innym, że nic mi nie jest. Potrzebowałam chwili samotności na kilka przemyśleń. Odczuwałam szczęście, bo w końcu to ja zostałam ofiarą, a przez całe życie było na odwrót. Jednocześnie moje serce przepełniał żal. Uwielbiałam towarzystwo Jay'a — Jego czułość, troskę oraz zaufanie co do mnie. Nasz czas niemiłosiernie się kończył i to bolało najbardziej. Odkąd trafiłam na Wyspę Potępionych, niczego innego nie pragnęłam niż zemścić się na rodzicach oraz reszcie Auradonu. Zmieniło się to gdy w moim życiu pojawił się ten cholerny chłopak. Czułam, jak po moim rozpalonym policzku spływa chłodna łza.

— Gamora? — Usłyszałam za sobą znajomy głos.

Szybko otarłam kroplę z twarzy, wstałam z trawy i odwróciłam się do syna Jaffara. Bez ostrzeżenia zamknął mnie w czułym uścisku, a ja mocniej wtuliłam się w jego tors. Słyszałam jak kołacze jego serce i szybko oddycha.

— Nie wiesz nawet, jak się martwiłem — Wydyszał mi do ucha.

— Nie uciekłabym bez pożegnania — Wyznałam, spoglądając na jego zmartwioną minę.

Nagle dłonie Jay'a pojawiły się na moich policzkach, przyciągając mi twarz bliżej swojej, jednocześnie delikatnie muskał opuszkami kciuków moje rumieńce.

— Wolałbym, żebyś w ogóle nie uciekała. — Był tak blisko, że te słowa wyszeptał mi prosto w usta.

— A co jeśli będę musiała odejść? — Zmarszczyłam smutnie brwi, mając wrażenie, jakby me zepsute serce rozrywało się na kawałki.

— Chodzi o to, co powiedziała Mal? — Wycedził z jadem w głosie. — Rozmawiałem z nią o tym i...

— Tu nie chodzi tylko o nią Jay — Przerwałam mu. — Nie chce, abyś z mojej winy psuł sobie relację z przyjaciółmi — Z początku tym zdaniem zamierzałam nim ponownie zmanipulować, aby jeszcze bardziej przeciągnąć go na swoją stronę, ale nie mogłam tak dłużej. — Poza tym ja nie pasuje do tego miejsca — Byłam gotowa zakończyć to właśnie w tym momencie, żeby tylko przestać krzywdzić siebie i jego.

Wyrwałam się z jego uścisku i wycofałam. Spuściłam wzrok, nie mogąc spojrzeć mu w oczy.

— Ale pasujesz do mnie — Powiedział po długiej ciszy, która zapanowała między nami, wtedy dopiero odważyłam się podnieść na niego wzrok. — Jestem gotowy zrobić dla Ciebie wszystko, pójść za Tobą nawet na kraniec świata, bylebyś była szczęśliwa. Masz teraz wybór Gamora. Sama piszesz swoją historię, a moim największym marzeniem jest, żebyś również i mnie w niej umieściła.

Nie byłam w stanie oderwać oczu od jego pięknych, ciemnych tęczówek. Stanęłam przed najtrudniejszym wyborem w życiu — albo moje szczęście z Jay'em, albo spełnienie obietnicy, jakie dałam Potępionym. Rozum kazał mi wybrać to drugie, lecz głośniej krzyczało to cholerne serce. Myślałam, że zło nieodwracalnie pochłonęło moją duszę przez demona, ale ON stał się światłem dobra, silniejszego od mroku Lilith. Pragnęłam tego, o czym mówił Brunet, aby uciec z nim i odciąć od przeszłości. Za bardzo go kochałam, żebym zrezygnowała z tej miłości.

Podeszłam do chłopaka, atakując jego usta zachłannym pocałunkiem. Równo angażowaliśmy się w moc tej czułości. Moje ciało przeszył dreszcz euforii, gdy w duchu postanowiłam zrezygnować z zemsty i dzielić historię z ukochanym. Znaliśmy się tak krótko, a jednak czułam, jakbyśmy wiedzieli o sobie wszystko oraz że już kiedyś przeżywałam coś równie mocnego, ale nie wiedziałam, co to było... Podświadomość nie pozwalała na przytoczenie żadnych odpowiednich wspomnień.

— Kiedy tylko nadarzy się okazja, wyjedziemy z Auredonu — Oświadczył między pocałunkami — Czy tego właśnie pragniesz? — Przerwał, aby spojrzeć w moje zaszklone oczy.

Wizja spędzenia z nim dalszego życia momentalnie zastąpiła wszelkie moje wcześniejsze plany i stała się wielkim marzeniem. Przegryzłam dolną wargę, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

— Tylko tego pragnę — Zachichotałam.

Chłopak zaśmiał się ze mną, następnie zamierzał ponownie złączyć nasze usta.

— Gamora — Kobiecy głos przerwał nam nasz zamiar.

Bez spojrzenia w jej stronę, wiedziałam, że to Tara. Moje serce na chwilę przestało bić, widząc ponurą minę przyjaciółkę, której zawiedziony wzrok spoczywał tylko na mnie. Rzadko mrugała, przez co dostrzegłam w oczach dziewczynę krzywdę, jaką jej wyrządziłam.

— Szukałam Cię — Próbowała brzmieć opanowanie, ale była na skraju załamania. — Spotkałam Mal i powiedziała, że znajdę Cię nad stawem.

— Jak długo tu stoisz? — Zapytałam z drżącym głosem, zbliżając się do arabskiej księżniczki.

— Wystarczająco — Rzuciła z nienawiścią.

— A ile słyszałaś?

— Wystarczająco — Powtórzyła, gdy łza spłynęła po jej policzku.

Przyjaciółka nie czekając na żadne wyjaśnienia z mojej strony, uciekła w kierunku lasu.

— Tara! — Zawołałam, lecz ta mnie zlekceważyła.

— O co jej chodziło? — Poczułam na swoich barkach ręce chłopaka.

— Ona nigdy nie miała prawdziwej przyjaciółki — Zaczęłam wyjaśniać, nadal stojąc do niego plecami. Lekko musiałam go okłamać co do prawdziwej przyczyny zachowania dziewczyny. — Zbudowałyśmy więź, a teraz usłyszała, że chcę ją zostawić.

— Tara sobie poradzi — Złapał za moje ramiona i delikatnie odwrócił, abym na niego spojrzała. — Potrzebuje czasu i kiedy z nią o tym pogadasz, to na pewno Cię zrozumie. Prawdziwa przyjaciółka wspiera tą drugą we wszelkich aspektach.

— Ty również nie możesz zawieść swoich przyjaciół — Orzekłam. —Jesteś drużbą, a tej roli nie przydziela się byle komu. Wyjedziemy po ślubie Mal i Bena.

— Zrobimy tak, jak sobie życzysz — Odparł, przytulając mnie i całując w czubek głowy.

Wiedziałam, że Tara pobiegnie do reszty moich feniksów, aby przekazać im, to co usłyszała. Zawiodłam na całej linii, ale nie mogłam tego zrobić. Jay nie mógł dowiedzieć się, kim naprawdę jestem i co zamierzałam zrobić. Gdyby wiedział, to straciłabym go na zawsze wraz z ostatnim promykiem dobra, jakie pozostało w moim mrocznym sercu.

~*~

Perspektywa Tary...

Ciężko było nabrać mi tchu. Przystanęłam, aby spróbować uspokoić nerwy. Oparłam się plecami o konar drzewa, nabierając głęboko powietrze. Przez ten atak paniki, ryczałam jak małe dziecko. Moje zdradzone serce przepełniał zawód, rozpacz oraz niemiłosierny ból. Frey'a była moją jedyną nadzieją na lepsze życie. Dzięki niej wierzyłam, że czeka mnie inny, lepszy los od pozostania następczynią tronu złotej klatki w murach Agrabahu. Wszystko przepadło wraz z jej zatraceniem się w miłości do Jay'a.

Postanowiła ruszyć dalej. Moje nogi same prowadziły mnie w głąb mrocznej kniei. Nie wiedziałam, ile minęło czasu, od kiedy zaczęłam błąkać się po zakazanym terenie. W końcu stanęłam naprzeciw starej, drewnianej chatki nad jeziorem. Zacisnęłam dłoń w pięść i zapukałam w spróchniałe drewno. Słyszałam po drugiej stronie kroki zbliżające się do drzwi, które po kilku sekundach otworzyła mi Uma. Z początku na jej twarzy gościł uśmiech na mój widok, ale szybko znikł, gdy tylko dostrzegła, w jakim opłakanym stanie jestem. Nie mogąc dłużej wytrzymać, wtuliłam się w Piratkę, pragnąc jej czułego dotyku oraz czułości.

— Co się stało księżniczko? — Zaczęła głaskać moje włosy. — Kolejna kłótnia z rodzicami? — Nie byłam w stanie jej powiedzieć prawdy o Frey'i, ponieważ Potępiona wierzyła w nią równie mocno co ja. Mój szloch stał się głośniejszy. — Szkoda twoich łez piękna. Już niedługo się od nich uwolnisz. — Zapewniła spokojnym tonem.

— Nie chodzi o nich — Wychlipałam.

— A o co? — Odsunęła się trochę, aby spojrzeć mi w oczy.

— Podsłuchałam rozmowę Frey'i i Jay'a — Przerwałam, łapiąc głęboki wdech. — Ona nas zdradziła Uma! — Wykrzyczałam.

— Uspokój się — Położyła mi dłoń na plecach i pokierowała w stronę niewielkiej pryczy, na której była zmuszona spać. Wiedziałam doskonale, jak Piratka nienawidzi tego obskurnego miejsca, ale tylko tu mogła się ukryć. Usiadłyśmy na skraju starego materacu. — Opowiedz mi wszystko na spokojnie. — Złapała mnie za dłonie, dając mi tym wsparcie.

— Frey'a nie zamierza dopełnić zemsty — Wyrzuciłam to z siebie. — ani uwolnić potępionych. Chce uciec razem z tym półgłówkiem Jay'em z Auredonu. — Wypowiedziałam jego imię z nienawiścią.

— To niemożliwe, Frey'a nigdy by nam tego nie zrobiła — Nerwy udzieliły się również córce Urszuli.

— Myślisz, że bym kłamała?! — Spytałam oburzona, wyrywając ręce.

— Oczywiście, że nie — Przysiadła się bliżej. — Chodziła mi o to, że nie powinnaś przejmować się tym, co Frey'a wmawia Jay'owi. Idealnie nim manipuluje i powie mu wszystko, byle on bronił ją przed tymi, którzy coś podejrzewają.

— Wiem, kiedy Frey'a nim manipuluje i to nie było to! — Wstałam, nie mogąc usiedzieć. — Nie słyszałaś tej rozmowy i ich nie widziałaś. To liche uczucie ją oślepiło i jest w stanie poświęcić nas dla własnego szczęścia.

— To nasza bogini Tara! — Tym razem to Uma podniosła głos, stając naprzeciw mnie. — Ona sama znalazła rozwiązanie i zaprowadziła, aż tutaj, więc dlaczego miałaby z tego rezygnować dla jakieś głupiej miłości? — Prychła.

— Głupiej miłości? — Powtórzyłam ze łzami w oczach. — Mówisz, że to uczucie jest niepotrzebne, zbędne i wręcz obrzydliwe, ale sama jesteś przez nie zaślepiona.

— My Potępieńcy nie potrafimy kochać — Rzuciła bez emocji.

— A jednak — Czułam, jak moje serce krwawi, gdy przyszło mi zmierzyć się z kolejną bolesną prawdą. — Miłość, jaką darzysz Frey'ę przyćmiewa twój osąd. Pójdziesz za nią wszędzie jak posłuszny piesek i uwierzysz we wszystko, co Ci wmówi. Jesteś gotowa poświęcić dla niej życie, a ona ma to głęboko gdzieś.

— Może kiedyś byłam zauroczona Frey'ą, ale to już minęło — Chciałam, aby te słowa okazały się prawdą, ale nie mogłam jej do końca wierzyć.

— W takim razie to udowodnij — Warknęłam, splatając ręce na klatce piersiowej.

— Porozmawiam z nią — Piratka zbliżała się do mnie, chcąc połączyć nasze usta. Potrzebowała bliskości za każdym razem, gdy nie potrafiła sama odpędzić od siebie negatywnych emocji. — Nie odpychaj mnie. — Wymruczała.

Kiedy jej usta były już zbyt blisko, odwróciłam głowę, mocno zagryzając wewnętrzną część polika.

— Potępieńcy nie potrafią kochać, więc nic tu po mnie — Wycedziłam, nie mogąc spojrzeć w jej oczy. Skierowałam się do drzwi, lecz przystałam w progu wyjścia. — Nie zwlekaj z tą rozmową z twoją doskonałą boginią, bo inaczej może być za późno. — Doradziłam, następnie zostawiając Umę samą.

~*~

Perspektywa Frey'i...

Zanim zaszło słońce, zdążyłam wraz z Jay'em wrócić do akademika. Rozdzieliliśmy się na korytarzu. Powiedziałam mu, że muszę iść do swojego pokoju, aby szczerze porozmawiać z Tarą. Niestety nie znalazłam jej w naszej wspólnej sypialni. Domyśliłam się, że poszła do Umy. Powstała między nimi bliższa relacja odkąd wróciły z Atlantydy i nie dało się tego nie zauważyć. Zżerały mnie nerwy od środka. Po tym, jak kilka razy przeszłam się po pokoju, postanowiłam usiąść przy oknie, aby wypatrywać przyjaciółki. Nagle po drugiej stronie na parapecie wylądował kruk. Miał coś przywiązanego do nóżki. Otworzyłam okiennice, biorąc ptaka w ręce i odwiązałam liścik, na którym namalowano postać feniksa. To był znak od córki Urszuli. Chciała się ze mną spotkać, więc zapewne Tara jej wszystko zdradziła. Wypuściłam zwierzę, a wiadomość spaliłam w dłoni za pomocą magii. Założyłam na siebie czarną, skórzaną kurtkę, wyszłam z pokoju i bez trudu wymknęłam się z budynku.

Mroczna noc ogarnęła niebo, kiedy doszłam na wzgórze, z którego było widać cały Auredon. To właśnie tu miała dokonać się wielka zmiana dla wszystkich Potępieńców, ale te plany uległy dla mnie zmianie, gdy zrozumiałam, że nie dam się oprzeć temu, co czuję do Jay'a. Przy wielkim, kamiennym stole dostrzegłam znaną postać. Stała do mnie tyłem i wpatrywała się w księżyc, który za dokładnie sześć nocy miał wejść w fazę pełni.

— Uma? — Chciałam zwrócić na siebie jej uwagę, ale ta nadal tkwiła w bezruchu.

— Ona nie wie, jak to jest. — Po długim milczeniu w napięciu, w końcu się odezwała.

— Kto? — Zmarszczyłam brwi.

— Tara — Piratka odpowiadając, odwróciła się do mnie. — Nie wie, jak to jest mieszkać na tej zaplutej wyspie. — Podeszła bliżej. — Bo gdyby wiedziała, jak tam jest, to nigdy nie oskarżyłaby Cię o zdradę. — Chciałam coś powiedzieć, ale dziewczyna ciągnęła swoją wypowiedź dalej. — Zaznałaś naszego gównianego życia, stałaś się jedną z nas i przysięgłaś, że uwolnisz naszych braci i siostry z tego bagna. Pamiętasz o tej obietnicy? — Spojrzała mi wymownie w oczy.

— Oczywiście, że tak — Odparłam pewnie, dumnie się prostując.

— Czyli nie muszę przejmować się obawami Tary? — Patrzyła na mnie podejrzliwie. — Powiedz, że nie muszę! — Wręcz wykrzyczała.

— Uma...ja...nie wiem — Wyjąkałam, a do moich oczu nabrały się łzy.

— I co teraz Frey'o bogini dobrej i złej magii?! — Nigdy jeszcze nie widziałam jej takiej wściekłej. — Ty zaznasz szczęśliwego zakończenia, a co z nami?! Ja dla Ciebie od pół roku gniję w tej obrzydliwiej szopie, naiwnie wierząc, że coś zmienisz w moim przykrym życiu, a ty rezygnujesz z tych trudów dla tego dupka Jay'a?! Poświęciłam dla Ciebie wszystko! — Po jej policzkach zaczęły spływać liczne łzy.

— Tak mi przykro — Objęłam się ramionami, nie wiedząc co mam innego powiedzieć.

— Tobie jest przykro?! — Wyłkała. — To ja dałam tym wszystkim Potępieńcom nadzieję na lepsze jutro, zapowiadając, że na ich zbawienie przybywa wielka bogini! — Nie mogłam znieść jej drżenia głosu rozpaczy. — Teraz mam im powiedzieć, że się po prostu rozmyśliłaś?!

— Sądziłam, że zdołam stłumić to uczucie, ale ono jest zbyt silne — Starałam się wybronić.

— Czy ty w ogóle siebie słyszysz?! — Patrzyła na mnie z obrzydzeniem. — Frey'a, którą znam, nigdy nie poddałaby się tak bezwartościowym uczuciu, jakim jest miłość! To Cię osłabia bardziej niż Lilith!

— Nie bądź hipokrytką Uma! — Teraz to ja byłam zła. — Myślisz, że nie wiem o twoim uczuciu do mnie?! Nie jestem ślepa! — Dziewczyna osłupiała i tym razem to jej brakowało słów. — Próbujesz zadowolić się Tarą, pragnąc poczuć cokolwiek, ale tak skamieniałe serca, jak twoje niczego nie przebije! — Przez burzliwe emocje nie zdawałam sobie sprawy, z tego, co mówię.

Czułam się okropnie. Wiedziałam, że Lilith triumfuje w środku z krzywdy, jaką wyrządziłam przyjaciółce. Kiedy dziewczyna przyjęła moje słowa do wiadomości, ominęła mnie i wbiegła do lasu. Nie mogłam jej tak puścić, więc ruszyłam za Potępioną.

— Uma błagam, poczekaj! — Dogoniłam ją, ale ta ani na chwilę się nie zwalniała tępa. — Naprawę nie chciałam tego powiedzieć! Jesteś moją przyjaciółką!

— My Potępieńcy nie mamy przyjaciół! — Nagle stanęła i odwróciła się do mnie.

— Nie prawda — Wydyszałam. — Przecież ty wiesz co, to znaczy przyjaźń!

— Czyżby? — Syknęła, po czym zaczęła śpiewać.

~ Czym jest przyjaźń? Niech się zastanowię, Przemyślę, rozważę, w tych wersach opowiem. Myślę, że przyjaciel to taka osoba, Która gdy jest ci źle, otuchy ci doda. Gdy jesteś na dnie, poda ci pomocną dłoń, Wesprze, pomoże jeśli tylko może, że możesz powiedzieć mu na prawdę wszystko. W trudnych sytuacjach jest zawsze blisko. Gdy jest źle. Możesz po prostu zadzwonić, Powiedzieć co, tak na prawdę boli. Niekoniecznie musi dawać jakieś dobre rady, Wystarczy, że posłucha, tego właśnie szukasz. Wsparcia, otuchy, po prostu zrozumienia. Kogoś kto rozumie i na prawdę docenia. Przy kim będziesz po prostu sobą, Bez żadnej maski, za żadną zasłoną.

Umiesz liczyć? Licz na siebie! Innych twoje szczęście jebie! Ty o suchym ryju, suchym chlebie. A przyjaciel w ryj się śmieje!

Wuchte razy myślałam, że mam przyjaciela, Teraz wiem, że przyjaźni kurwa nie ma! Nie ma osób, którym możesz ufać bez granic. Nie oszukujmy się, światem rządzi zawiść. Zazdrość, chamstwo, kłamstwo i obłuda, Tu usłyszy tam coś powie potem głupa uda! Taka prawda, nie ma co się oszukiwać. Po prostu nie wierzę, w żadną kurwa przyjaźń. Na tym świecie nie ufam nawet sobie, a co dopiero jakiejś innej osobie miałam kogoś takiego niby przyjaciela. Oddałabym życie teraz już jej przy mnie nie ma , nasze drogi się rozeszły no cóż już tak bywa.

Chciałam twego dobra, nie wiedziałaś tego chyba! Nie ma co gdybać, wybrałaś swoją drogę, ja już Ci w tym nie pomogę!

Umiesz liczyć? Licz na siebie! Innych twoje szczęście jebie! Ty o suchym ryju, suchym chlebie. A przyjaciel w ryj się śmieje! 

Po tym, jak skończyła, nie byłam w stanie dalej za nią iść. Uma zniknęła w mroku puszczy. Mogłam liczyć tylko na to, że pod wpływem złości, nie zrobi niczego głupiego, i że w końcu zrozumie moją decyzję, dlaczego nie mogłam dalej spełnić tej misji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro